poniedziałek, 21 sierpnia 2017

niedziela, 7 września 2014

Epilog

Lea zyla w ciaglym strachu a Justin nie wiedzial jak pomoc swojej wybrance.Zwierzyla mu sie z tego co dzialo sie kiedy byla pod opieka szlonej pani doktor. Bala sie kazdego dnia a Bieber niczym rycerz byl przy ksiezniczce na kzade zawolanie.Powoli z czasem zbierala sie po tym szoku jednak chyba juz nigdy nie bedzie taka jak kiedys. Byly pilakrz rowniez sie zmienil, zaczal postrzegac powazniej zycie i przyszlosc.Wzial sobie do serca slowa Lea zeby uciekali.Faktycznie policja stapala im po pietach. Jednak dzieki nowym czlonkom The Fastest,Tony'emu i Maxxi'emu, policja zostala lekko uciszona. Zabawnie to brzmi ale ojciec pierwszego z chlopakow potajemnie im pomagal,nagrazajac cala swoja kariere. Dwojka przyjaciol po tym jak przedstawila dokumenty na temat Ryan'a zostali automatycznie przydzieleni na rekrutacje,dostali sie do gangu co w pelni lezalo Toby'emu ktory uwielbial dwojke nowych. W papierach ewidentnie bylo napisane iz przyjaciel z mlodych lat Bieber'a,pracowal z FBI by pograzyc znany gang. Caleb sam go wykonczyl...Zabil go z zimna krwia gwarantujac mu godziny bolu i cierpienia. Jace byl zszokowany tym co sie stalo.Chcial odejsc od TF jednak za bardzo zrzyl sie z chlopakami i Lea. Jego los rowniez sie do niego usmiechna. Odwazyl sie odwiedzic swoja byla nazeczona i wrocili do siebie po dlugich nocnych rozmowac i przesiadywaniu razem.Okazalo sie ze mloda kobietka tez nei jest do konca swieta,z checia dolaczyla do Young Fastest. Jace byl dumny i wniebowziety iz moze miec ja znow przy sobie.

-Gotowe?-zasmial sie Justin patrzac na swoja przepiekna nazeczona w drzwiach zegnajaca sie z swoim bratem. Postanowili dla bezpieczenstwa ich dziecka na przeprowadzke,tak jak chciala Gonzales, uciekali.Nikt nie wiedzial gdzie,tylko ich dwojka. Tak, Lea jest w ciazy. 6 miesiac. Bieber jest wniebowziety i naprawde przejety rola ojca a Lea ma z niego straszny ubaw. Jedak cieszyla sie iz to wlasnie z nim jest zwiazana i to on bedzie ojcem jej dziecka.
-Tak..-westchnela machajac juz z zamochodu. Justin poglaskal jej juz sporawy brzuszek i usmiechnal sie do kochanki.
-Tatus cie strasznie kocha...-pocalowal brzuch.-Ciebie i mamusie.-podnisol sie wyzej i zlozyl soczystego calusa na ustach blondynki.
-Wspolczuje ci maluchu,tatus cie zameczy.-szepnela do brzucha kiedy juz roszyli.
-Ha,ha,ha.Smieszne kochanie,naprawde.-naburmuszyl sie lekko wciaz krecac kciukim kolka na jej dloni. Trzymal ja przez cala podroz.Na lotnisku, w taksowce,na statku. Wciaz byl przy niej i co sekunde okazywal jej czulosc i swoja milosc. Byli slodcy,wspaniali.
-Kocham cie Justin.-przytulila sie do jego klatki piersiowej wpatrujac sie w piekny zachod slonca ktory ogladali z pokladu ogromnego jachtu.-Zawsze i na zawsze.-po jej policzku pociekla lza,lza szczescia kiedy zdawala sobie sprawe ze to dopiero nowy poczatek ich zycia.
-Kocham cie Lea.Zawsze i na zawsze.-odwrocil ja energicznie dlonmi za biodra i wpil sie w jej usta. Pocalunek byl obietnica, byl wszystkim czego ona teraz potrzebowala.
-Witaj Kubo.-usmiechnela sie blogo patrzac w jego oczy.
-Witaj nowe zycie.-pocalowal jej ramie po tym jak sie odwrocila patrzac w dal.

Kuba, nowe miejsce zamieszkania dwojki zakochanych. Nie postanowili tak do konca prowadzic spokojnego zycia. Uwazali ze to bedzie idealne miejsce,a z ich pieniedzmi i kontaktami mogli sobie zapewnic 100 procentowe bespieczenstwo.Sobie i swojemu maluszkowi. To nigdy nie bedzie dla nich koniec. Postanowili ze kiedys wroca do The Fastest a jak na teraz chca nacieszyc sie soba. Byli tak nie nazysceni swoja bliskoscia iz mozna by bylo zwymiotowac od ich slodkosci. Jednak taka byla ich milosc. Nieskonczona,nie idealna ale ich.Prawdziwa w kazdym detalu...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
To juz koniec...Wyje jak jakas idiotka siedzac na lozku i piszac te ostatnie slowa. Matko to bylo wspaniale przezycie pisac tego bloga, to opowiadanie.
Dziekuje wam. Nie mam nic wiecej do powiedzenia.
Zegnajcie...
-Patrys

wtorek, 15 lipca 2014

#59

-Sluchaj nie bede ci teraz tego tlumaczyl ale pomoge ci sie wydostac ok?-Tony spojrzal na swojego zdezorientowanego kolege. Blondyn wygladal tak jakby kompletnie nic nie rozumial z zaistnialej sytuacji. Patrzyl to na swoje buty to na osobnika stojacego przed nim. Po chwili zmruzyl oczy i zalozyl rece na klacie.
-Skad mam miec pewnosc ze nie pracujesz dla tej suki wlascicielki,co?
-Debilu gdybym z nia procowal mialbym na sobie ten idiotyczny stroj i skradalbym sie na palcach? Po za tym znasz mnie...-wywrocil oczami lapiac za klamke.
-Nie...Ja po nia pojde.-warknal odpychajac go lekko.
-Spoko ale maszzz...-spojrzal na swoj zegarek.-Minute.-dodal wracajac wzrokiem na przyjaciela.Nie tak sobie wyobrazal to spotkanie. Chcial odnalezc Maxxie'go i po prostu go przytulic.Byli jak braca i strasznie przezyl jego zaginiecie. W tej sytuacji nie mogl pozwolic sobie na wieksze czulosci. Maxxie wszedl szybko ale delikatnie do tajemniczego pokoju i po chwili wyszedl z farbowana blondynka na rekach.-To na pewno Lea? Z tego co pamietam miala jasne wlosy.
-Tak, to jest ona.-syknal nie milo.
-Daj mi ja.-juz podkladal rece pod kolana drobnej dziewczynki kiedy Maxxie odsunal sie od niego.
-Nie waz sie jej dotknac.-gdy Tony zmarszczyl brwi dajac do zrozumienia ze nic nie rozumie chlopak westchnal opanowujac gniew.-Po prostu moze na ciebie zle zareagowac kiedy sie obudzi.-patrzyl na jej spokojna twarz usmiechajac sie pod nosem kiedy szedl z Tony'm.
-Czys ty sie w niej zabujal?-odwrocil sie nie przerywajac jego marszu.
-Ona ma chlopaka ktorego, z tego co wiem, bardzo kocha.
-Nie zaprzeczyles.-usmiechnal sie brunet skrecajac w odpowiednia strone.
-Przypomina mi Kety.-szepnal podazajac za kolega. W glowie mial obraz swojej bylej dziewczyny ktora niestety zginela w wypadku kiedy jechala do niego by oznajmic ze jest z nim w ciazy. Maxxie nie mogl sie po tym pozbierac i raczej nadal tego nie zrobil. Stalo sie to tydzien przed jego porwaniem i nie mial nic przeciwko temu odcieciu.Z nikim nie chcial wtedy rozmawiac.
-Do Kety to jej naprawde daleeeeko.
-Nic nie wiesz,stary. Nie wiesz nic.-pokrecil glowa.

-Bieber!! Slysze ja!!!!-Toby szybko wystukal w klawiature mape zeby lepiej orientowac sie gdzie moze byc jego ''siostra''. Justin juz po sekundzie stal caly mokry z recznikiem na biodrach i patrzyl sie z ogromna nadzieja na blondasa.
*Jace...*
Jej glosik byl slaby i niewyrazny jednak doskonale znal kazda jej mysl. Upadl na podloge i zaczal sie trzasc. Byl sparalizowany wszystkimi wspomnieniami i uczuciami dziewczyny. Zaczal kaszlec i ledwo co mial powietrze, takie bylo dzialanie kiedy chcial znow polaczyc sie z Gonzales.
-Aaaaaa!!-zaczal krzyczec i wic sie na podlodze a chlopacy od razu przybiegli do jego pokoju lapiac za jego rece i nogi by jakos go unieruchomic i pozbawic mozliwosci zrobienia sobie krzywdy.-Leaaaa!!!!!-krzyczal wyrywajac sie i gryzac, jego oczy chodzily na wszyskie strony, przeszywaly twarz kazdego z zebranych, byly dziwnie czerwone a gdy spojrzal na Biebsa zaciskal je skomlac.
*Jace...Uciekaj...Oni chca cie dorwac...Nas...Ratuj chlo...*
Po raz kolejny krzyknal dwa razy mocniej wyginajac sie w pol. Po chwili jego cialo opadlo i on nie wiedzial co sie dzieje. Bylo to dla niego nowoscia i nie wiedzial o co w tym wszystkim chodzilo. Spojrzal pokornie na Caleb'a i Max'a ktorych przez przypadek kopnal.
-Ida po nas...-przelknal sline patrzac to na brata Gonzales to na jej chlopaka.-Chce zebysmy uciekli.Doskonale dalo sie zrozumiec ze bez niej.
-Ja bez niej nigdzie sie nie ruszam.-Justin zerknal na Caleb'a ktorzy przytaknal glowa.
-Wiesz gdzie ona jest?
-Raczej tak, jednak jest cos co blokuje nas...Nie moge jej tak latwo uslyszec.-usiadl opierajac plecy o lozko. Czul sie wykonczony jakby stoczyl walke z ogromnym niedzwiedziem. Jedna reka siegnal po laptopa i wystukal najblizszy adres miejsca gdzie slyszal dziewczyne.-Jest dzies tu.-wyznaczyl palcem okreg gdzie mozna jej szukac.Spojrzal smutno na Justin'a opuszczajac za chwile oczy na swoje dlonie.-Ja naprawde chcialem bardziej wytrzymac ale to ona zablokowala. W okol jej mysli jest utworzony jakby mur ktory nie pozwala mi przejsc. A gdy chce sie zblizyc to boli jak chuj.
-Dobra chlopacy.Bierzemy najszybsze samochody i mapy. Musimy byc tam w co najmniej 10 minut. Inaczej bedzie za pozno i Jace znow bedzie musil jej szukac.
-Jasne.-odpowiedzieli chórem schodzac do piwnicy.

Maxxie zdazyl juz wytlumaczyc swojej nowej kolezance co sie dzieje. Nie pewnie patrzyla na Tony'iego ktory co chwila sie w nia wpatrywal. Czula sie nieswojo jednak fakt ze miala przy sobie blondyna poprawial jej niepewnosc. Jechali wlasnie ciemna furgonetka jakas opuszczona droga.Nadal nie odzywala sie ani slowem.Po prostu nie byla na tyle ufna. W jednej chwili trzy czarne sportowe auta okrazyli ich pojazd. Jej miesnie sie lekko spiely, nie rozpoznawala zadnego z tych fur mimo ze czula iz sie to dobrze zapowiada. Poczuli jak cos zostaje przyczepione do tylu samochodu i szarpnieto tym lekko w tyl.
-Co do cholery!-krzyknal Tony starajac sie opanowac kierownice. Wystukal cos w komputerku i chcial przyspieszyc jednak bez rezultatow.-Podpieli sie pod system!-krzyknal odlaczajac laptopa jednak bylo juz za pozno.Wirus opanowal cale auto ktore w momencie zostalo zatrzymane. Dziewczyna zlapala sie za ramiona chroniac swoje cialo.Nie bala sie, chciala skonczyc to cale cierpienie. Slychac bylo kroki, Tony spojrzal na Maxxie'go niepewnie a ten skinal raz glowa jakby biorac cala sytuacje w swoje rece. Drzwi zostaly odsuniete a Lea nadal zaciskala oczy.
-Myslalas kochanie ze cie zostawie?-Justin opieral sie rekoma o obie strony otwrzonego wyjscia usmiechajac sie spelniony. Gonzales od razu zucila mu sie na szyje rozplakujec.
-Justin...-jej glos byl straszny. Jakby wcale nie byl jej. Stal sie ciezszy, z chrypka i dalo sie wyczuc jej cierpienie.-Uciekajmy.-szepnela oplatajac nogami jego biodra. Przysunal ja blizaj siebie odchodzac do swojego auta. W tym momencie podszedl Toby usmiechajac sie lekko widzac swoja mala ksiezniczke. Udawal ze sie wcale nie przejmowal jej zniknieciem ale tak naprawde umieral od srodka.
-Dzieki ze sie nia zajeliscie.-podal reke Maxxie'mu ktory niepewnie ja uscisnal i potem przesunal ja do jego przyjaciela a ten zrobil to samo wychodzac wczesniej przed furgonetke.-Ty musisz byc Tony. Podziekuj swojemu ojcu.
-Jasne...-warknal.
-To jest kontakt do nas. Zadzownicie jak bedziecie czego potrzebowac.-podal mu wizytowke usmiechajac sie milo.-Licze na dyskrecje.-skinal glowa odchodzac do grupki swoich przyjaciol ktorzy patrzyli na Lea i Justina,wciaz sie przytulajacych sie,z tym ze Bieber siedzial na masce a jego ukochana plakala w jego ramie wrecz na nim wiszac.

-Matko kochanie nawet nie wiesz jak ja szalalem.-westchnal wciaz obejmujac ja ramionami. Lezeli w jego lozku, w siedzibie The Fastest. Zadazyl juz wszystko opowiedziec co chwila calujac swoja dziewczyne. Wciaz nie mogl uwierzyc ze ma ja przy sobie i ciagle jej to powtarzal na co ta tylko na niego spogladala. Caly czas byla nieobecna ale co sie dziwic. Od jej ''ucieczki z domu wariatow'' minal tydzien. Nie wyjechali tak jak ona nalegala i wciaz sie bala tego co moze sie stac. Nadal sie nie odzywala mimo ze Bieber i Jace troszczyli sie o nia jak o porcelanowa laleczke.
-Kocham cie.-szepnela calujac jego szyje.
-Ja ciebie tez.Nawet nie wyobrazasz sobie jak bardzo.
-Balam sie ze o mnie zapomniales.-usiadla wciaz go dotykajac. Potrzebowala czuc jego obecnac zeby nie myslc ze to tylko sen lub jakies zwidy, efekt jakiegos gowna ktore podala jej ta lekarka. -Myslalam ze ulozyles sobie zycie z kims innym,lepszym i po prostu na reke ci bylo moje znikniecie. -otarl splywajaca po jej policzku lze i podniosl sie do pozycji siedzacej.
-Nigdy tak nie mysl dobrze?-spojrzal gleboko w jej oczy.-Nigdy nie mogl bym byc z kims innym. Zapytaj kogo chcesz...Obiecalem Caleb'owi ze jesli nie wrocisz bedzie musial mnie zabic. Nie potrafilem bez ciebie normalnie funkcjonowac. Po prostu sobie tego nie wyobrazalem. Jestes calym moim tlenem, sercem.Jestes potrzeba mi do zycia. Inaczej nie moge. Jace najlepiej wie ze mi odbijalo. Musial mnie znosic przez caly czas.-pocalowal ja namietnie.
-Ucieknijmy.-szepnela odsuwając sie.- Jesli naprawde tak mnie kochasz, ucieknijmy.-usmiechnala sie lekko i to byl pierwszy usmiech od naprawde dluuuuugiego czasu.
-Przed czym mamy uciekac?
-Oni chca nas zlapac...Skoro jestes ze mna ciebie tez zamkna. Policja nas szuka. Maja dowody.-mowila energicznie i maszynowo jakby wspomnienia uderzaly w nia sprawiajac bol.-Chlopacy tez musza sie ratowac.
-Lea,kochanie spokoj.-zlapal ja za ramiona przytulajac do siebie jej telepoczace sie cialko.

Tony siedzial w swoim pokoju pracy wyszukujac jak najwiecej wiadomosci na temat The Fastest i calej ich dzialalnosci. Wciaz zyla w nim chora nadzieja ze kiedys zostanie jednym z nich. Doskonale zdawal sobie sprawe ze jego rodzina by go znienawidzila i sie go wyrzekla jednak mial na to wyjebane. On sercem juz nalezal do grupy przestepcow.
-Co robisz?-Maxxie wszedl bez pukania i rzucil sie na poduszke do siedzenia ktora lezala zaraz obok bruneta. Postanowili ze zostanie z Tony'm.
-Zastanawia mnie czemu tak duzo o nich slychac a wszystko jest tak dobrze kryte. Po za tym jesli bede przygotowany moze bardziej im zaimponuje.-usmiechnal sie zlosliwie. Blondyn wzdrygnal sie na sama mysl o tym ze moglby stracic kontakt z przyjacielem. Wiedzial ze jesli ten wstapi do TF to jego zycie sie zmieni o 180°.
-Nadal chcesz to zrobic?
-Nigdy nie przestalem tego chcec...Po twoim zniknieciu zdalem sobie sprawe ze jesli bylbym z nimi na pewno szybciej bym cie odnalazl. Jestes w koncu moim bratem.-usmiechnal sie szczerze.
-Mhm...-mruknal widzac ze ta rozmowa bedzie bardziej monologiem niz ciekawa dyskusja. Tony sie zmienil,mial swoj swiat, calkowicie inny.
-Hmmmmm ten Ryan...Cos z nim jest nie tak.-pokrecil glowa czytajac wszystkie dane FBI. Nie wyobrazacie sobie nawet jakie ten chlopak mial wtyczki.-Cos mi sie nie wydaje zeby byl do konca wierny. Od kiedy Lea zniknela on zaczal cos krecic.-powiedzial podejrzliwie.Maxxie od razu zaciekawil sie cala sytuacja.
-Myslisz ze pracuje dla kogos innego?-zapytal pochylajac sie w strone ogromnego ekranu.
-Nie osadzam ale to nie wyglada normalnie.-pokrecil glowa klikajac na ekranie ''drukuj''.Chcial przekazac Toby'iemu te dokumenty aby mogli je przejrzac.- Przeciez nikt by nie pomyslal zeby jeden z elity mogl cos krecic to raczej malo prawdopodobne.
-Zlozymy im niespodziewana wizyte?-blondyn podniosl sie poprawiajac swoja koszulke.
-Dokladnie.-przybili specyficzna piotke ekscytujac sie lekka adrenalina.

Justin opuscil pokoj patrzac na spiaca,slodka dziewczyne lezaca w jego koszulce na jego lozku.Usmiechnal sie lekko krecac z niedowierzaniem glowa. Lea nadal nie chciala opowiedziec co dokladnie sie stalo jednak nie nalegal.Doskonale wiedzial ze otowrzy sie kiedy bedzie na to gotowa. Schodzac do salonu zastanawial sie jak wytlumaczyc chlopakom obawy ukochanej.
-Dooobra to dziwne...-Caleb zmarszczyl czolo.-Skad ja mam miec pewnosc ze ona nie zwariowala i teraz sobie cos ubzdurala?
-Ja pierdole ciebie do reszty pojebalo?!-krzyknal ex pilkarz wstajac w gniewie.-To twoja siostra do cholery!!-uderzyl kilka razy piescia w sciane po chwili lapiac sie za krwawiace kostki.
-Justin..-glosik z chrypka nalezal do Lea ktora stala na ostatnim schodku patrzac z blaganiem na swojego chlopaka.
-To nic takiego skarbie.-podszedl do niej przytulajac ja do siebie.-Juz dobrze.-wtulila sie w niego zaciskajac piastki na plecach jego koszulki.-Przemyslcie to.-dodal kierujac to do chlopakow,podnoszac ukochana na rece i wracajac do pokoju.Kiedy juz lezeli bawil sie jej wlosami patrzac w sufit.
-Jestes na mnie zly?-zapytala nie pewnie.
-Na ciebie? Niby za co?-jego glos byl nijaki i wyprany z uczuc.Przerazilo to Lea, doskonale wiedziala ze taka reakcja nie wrozy nic dobrego. Wzruszyla ramionami pociagajac nosem.- Po prostu probuje zrozumiec czemu chcesz uciec a nie stawic czola jak zawsze.-zerknal na nia z gory calujac w czubek glowy.
-Nie jestem juz taka silna jak wczesniej,Justin. Chce zniknac gdzies z toba,odciac sie od tego wszystkiego i zaczac od poczatku. Co ty na to by zmienic dane?
-Powoli...Wiesz ze jestem teraz czescia The Fastest i ty rowniez jestes z tym zlaczona. Nie mozemy tak po prostu zniknac kiedy zlozylismy obietnice.
-Ale...-nie wiedziala co dalej powiedziec. Doskonale zdawala sobie sprawe ze Bieber ma racje jednak nie chciala tego przyznac nawet przed soba.
-Obiecuje ci jak na razie, ze porozmawiamy jutro z chlopakami i znajdziemy najlepsze wyjscie,dobrze?-zapytal obserwujac jej twarz.Pokiwala tylko glowa.-Wiesz ze cie kocham?
-Wiem, ja ciebie tez.-podciagnela sie na lokciu zlaczajac ich usta. Ten pocalunek byl pelen uczucia i namietnosci, zaliczal sie do tych wazniejszych i magiczniejszych, tych ktore Lea i Justin tak bardzo uwielbiali.
-Na zawsze.-szepnal jej do ucha.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdzial jest dodawany bo uwazam ze sie wam nalezy tymbardziej ze nie bedzie mnie miesiac. Nie mam weny i mam mase problemow dlatego nie wiem jak wyszedl bo nie mialam czasu nawet go przeczytac...
Przepraszam...Nie bede sie tlumaczyc
Chce tylko powiedziec ze pisze ten rozdzial pakujac walizki do Pl... I tylek mi od siedzenia scierpl xD
Za kazde niedogodnienie przepraszam, jest pisany szybko i nieuwaznie. Troche bajzel ale nic na to nie poradze.
PRZEPRASZAM i KOCHAM <3
-Patyrs

wtorek, 3 czerwca 2014

#58

Blondynka obudzila sie w samym srodku nocy przez obrzydliwy koszmar. Jej serce bilo niczym dzwon a cale cialo az dygotalo.Kropelki potu splwaly po idealnie uwidatnionych obojczykach i kosciach policzkowych. Przetarla wierzchem dloni czolo i westchnela gleboko. 'To sie robi juz nudne.'. Co nocy przezywala to samo, ten sam sen.
Ciemna sala.Czerwone zaslony w oknach, ciemne dywany, wrecz smolisto ciemne sciany. W powietrzu unoszaca sie won starosci, pustki i...Smierci. Na srodku pomieszczenia miescil sie bialy fotel, w stylu baroku, z drewnianymi ramiennikami zakonczonymi w dosc orginalny sposob: glowy lwow trzymajace w zebach prawdziwe strzykawki. Nieskazitelna biel tkaniny byla pochlapana czerwienia krwi. Swierzej. Na przeciwko znajdowal sie stary telewizor odtwarzajacy ta sama tasme, jakby mial zadanie chipnotyzowac. Dziewczyna szla do przodu, jej nogi tak jakby nie nalezaly do jej mozgu. Robily dokladnie to co chcialy, tak jakby ktos inny nimi sterowal. Moze na zewnatrz wydawala sie spokojna i pewna w srodku wrecz wrzeszczala i wyrywala sie do ucieczki. Usiadla zakladajac noge na noge i dlonie opierajac na glowach lwow. Muzyczka wydobywajaca sie z drugiej czesci pomieszczenia byla frustrujaca. Dyn,dyn dyn, dyyn,dyyyn,dyyyyn,DYN! Na ekranie ukazane bylo kazde morderstwo Lea. Kazda chwila wzieta z jej zycia w momencie kiedy odbierala komus mozliwosc do istnienia. W tamtym momencie wladza nad jej cialem powracala lecz bylo za pozno. Film ja wciagnal do tego stopnia iz nie poczula jak jej rece zostaly przywiazane przez ciernie do krzesla tak samo jak jej nogi. Jej glowa chodzila na wszystkie strony patrzac przerazenie. Szarpala rekoma co bolala ja niemilosiernie. Odebralo jej glos. W momencie kiedy chciala krzyknac, otworzyla buzie i nic. Z calych sil chciala wydobyc z siebie jakis dzwiek jednak bez zadnego rezultatu. Nie mogla nic zrobic. Zostala uwieziona, opetana, zamknieta. W tamtym momencie igly wbijaly sie w jej nadgarstki a z ust wytryskala krew. Jej cialo rozdzieralo sie na wszystkie czesci a ostatnia osoba ktora widziala przed soba byl...
W tym momencie sie budzila i nie mogla za Chiny przypomniec sobie kogo widziala. Cala reszte pamietala doskonale i potrafila ja odtworzyc za kazdym razem idealnie tak samo ale nigdy nie pamietala koncowki. 'Cholera jasna!!'. Uderzyla rekoma w posciel warczac z frustracji. W jednym momencie zeskoczyla z lozka zostajac w samych obcislych czarnych spodenkach i tego samego koloru podkoszulce. Wlaczajac swiatlo odsunela wszystkie wieszaki. 'Kto chcial bym cie znalazla?'. Lea zawsze wierzyla w to iz nasz los jest juz napisany a my jestesmy tylko pionkami odgrywajacymi swoje role. Ktos sie nami bawi, gra, patrzac jak cierpimy, placzemy, cieszymy sie. Nic nie ma swojego wyboru. Wszysto jest kierowane.

Tony zszedl na dol po dlugiej i wyczerpujacej nocy poszukiwan danych o niejakiej Lea Gonzales. Przyznaje, sprawialo mu to cholerna przyjemnosc i nie przeszkadzilo w pracy. Traktowal to jako istne hobby. Jego ojciec nie mogl w tym momencie mu niczego zabronic. Zabawa rozpoczela sie na zasadach mlodego. Taki uklad.
-Dzien doberek.-z ogromnym usmiechem na ustach wszedl do kuchni drapiac sie po karku.
-Dzien dobry.- rodzicielka najwyrazniej nie podzielala jego wspanialego humoru.
-Cos sie stalo?-zapytal niepewnie siadajac przy wysepce i oparl ciezar ciala na przedniej czesci.
-Nie udawaj glupiego, Anhtony.-wzdrygnal sie na swoje pelne imie. Uzywala go tylko wtedy kiedy byla juz naprawde wkurwiona.-Jestes naprawde taki nie powazny?!-odwrocila sie w jego strone rzucajac scierke w powietrze.- Narazasz sie na smierc!! Ta dziewczyna jest zla i ani ty ani twoj ojciec nie mozecie jej pomoc!
-Co ty mozesz o tym wiedziec,co?! Nigdy nie bylas na jej miejscu.
-A ty byles?-zmierzyla syna jakby w tym momencie nim nie byl. Martwila sie o niego, chciala go chronic.
-Nie znasz mnie.-warknal po chwili wychodzac z kuchni. Zostawil tak zdezorientowana matke ktora teraz miala metlik w glowie. Co mogl miec na mysli ten sfiksowany dzieciak? Moze naogladal sie filmow? Moze za duzo internetu? Machnela reka jakby to byla klotnia o brudne pranie. Mimo wszystko w podswiadomosci wiedziala ze cos jest nie tak. Szkoda tylko iz nie spodziewala sie tegiego bagna.

Bawila sie bronia ktora znalazla w sejfie siedzac przed lozkiem. Jak dawno nie miala tego typu zabawki w dloniach. Westchnela usmiechajac sie lekko i wymierzyla przed siebie. Niesforny kosmyk jej dlugiej grzywki spadl na oczy jednak ona go w ogole nie poprawila. Chciala w tym momencie isc do pani doktorek i wyjebac jedna kulke w jej twarz. Prosto miedzy oczy. Podnoszac sie zgrabnie z podlogi podeszla cichutko do drzwi. Co noc czatowal przy nich jakis straznik jednak dzis mial byc wyjatek. Jakas szycha zwolala wszystkich na zebranie dlatego pacjentom podano do jedzenia proszkow nasennych. Oh, co za zalosny czyn, nie przewidzieli iz Lea rzadko co je. Wszystko przewaznie wyzuca za okno kiedy nikt nie patrzy. Psy, te ktore biegaja po posiadlosci, maja z tego przyjemnosc. Odkluczajac drzwi wsuwka do wlosow usmiechnela sie pod nosem. 'Slabe zabezpieczenia, przyznaje, slabiusienkie'. Wysmiewala sie w glowie z glupoty i naiwnosci personelu. Jak mozna byc tak lekkomyslnym?! Robiac pierwszy krok rozejrzala sie ostroznie po calym, dluuuugim, bialym korytarzu. Pustko. Wziela gleboki oddech i przyklejona do sciany sunela w ciemniejsza strone. Nie byla przerazona. Przeciez nic jej nie zrobia nawet jakby ja zlapali. Otworzyla pierwsze lepsze drzwi znajdujac sie juz na parterze kiedy zastala puste pomieszczenie. Wywrocila oczami zamykajac drzwi i odwracajac sie gwaltownie kiedy czyjes palce styknely sie z jej ramieniem. Wycelowala spluwe prosto w jego serce, by od razu zabic. Oczy ktore napotkala na przeciw wydawaly sie jednak tak beztrosko bezpiecznie ze az na chwile chciala opuscic dlonie.
-Czesc.-usmiechnal sie do niej chlopak o zlotych wlosach. Zmierzyla go nieufnym wzrokiem. Od razu przypomniala jej sie sytuacja jak poznala Jace'a, tam wtedy na polanie. Tez byli twarza w twarz a ona celowala pistoletem.-Jestes dosc zagubiona...-stwierdzil zamyslony nie robiac zadnego ruchu dla bezpieczenstwa. -Czego tu szukasz?- zapytal usmiechajac sie lekko i wskazujac drzwi za plecami Lea. Jednak ta ani drgnela, nawet nie mrugnela. Bez przerwy celowala pistolet w jego serce a oczy szukaly jakiejs checi skrzywdzenia jej w tych przeciwnika. 'Nic...'. Jedyne co krylo sie w glebokosci oczu chlopaka to czysta zabawa, tesknota i pozytywnosc. Nie slyszac odpowiedzi wzruszyl po prostu ramionami.- Mowisz?- zapytal zartem jednak Gonzales przytaknela glowa. - Mozesz opuscic bron? Nikt nigdy jeszcze nie chcial mnie zabic.- zmarszczyl brwi przelykajac sline i wkladajac dlonie do kieszeni. Zmierzyla go podejrzliwie robiac krok do tylu. -No prosze cie...-wywrocil oczami.-Nie chce cie skrzywdzic.-spojrzal w jej oczy a jedyne co w nich mogla dojrzec to czysta szczerosc, nic wiecej. Opuscila nie pewnie i powoli swoja bron jednak zostala w bezpiecznej,obronnej pozycji.- Od razu lepiej.-usmiechnal sie szeroko lekko bujajac sie na pietach.- Chcesz zobaczyc czesc w ktorej ja niby mieszkam?- zapytal ochoczo skinajac glowa w strone korytarza. Lea odpowiedziala tylko skinieciem glowy i czekala az on pierwszy ruszy. Nie byla bardzo ufna i wolala trzymac sie na dystans. Blondas kiedy zauwazyl ze jego nowa znajoma sie nie rusza zrobil to pierwszy ,i co chwila kontrolujac czy idzie za nim, szedl do przodu. Nie szla.- Co?- zatrzymal sie na chwile a potem wrocil na swoje poprzednie miejsce. Dziewczyna popatrzyla na niego smutno obejmujac szczelnie swoje rece i zakrywajac twarz dlugimi wlosami.- Nie jestem od nich.-pokrecil glowa. Spokojnie i opanowanie. Podniosla na niego niepewne spojrzenie.- Moge to udowodnic.-dodal pewnie prostujac sie lekko. Wyciagnal w jej strone dlon, zbyt szybko poniewaz Lea odskoczyla do tylu.- Ej, nie boj sie.-poslal jej troskliwy usmiech. Zatrzymal dlon w bezpiecznej odleglosci rozkladajac ja na normalnej wysokosci. Gonzales od razu zrozumiala o co mu chodzilo i zrobilo jej sie lepiej gdy pozwolil jej zdecydowac. Wysunela jedna reke nie pewnie i naprawde wolno, wciaz nie sposzczajac z niego oczu. Dotknela czubkiem palca srodka jego dloni a na ich rekach od razu pokazaly sie identyczne znaki jak wtedy w parku z Jace'm. Odsunela sie jak oparzona znow chowajac sie za swoja bariera.- Mozesz mi zaufac.-zmarszczyl brwi.-Chodz ze mna.-usmiechnal sie. Przez te pare minut zauwazyla ze ten chlopak jest naprawde mega pozytywnie nastawiony do wszystkiego. Albo takiego udaje. Znow ruszył w strone swojego pokoju i tym razem kiedy sie odwracal widzal jak Gonzales, wciaz nie ufnie za nim kroczy, oczywiscie zachowujac przesadnie bezpieczna odleglosc.

-Tak w ogole skad masz bron?- wskazal na zabawke w reku Gonzales ktora siedziala wygodnie na jego lozku rozgladajac sie po pomieszczeniu. Blondyn zdazyl juz opowiedziec jak tutaj trafil przez swoja ex i dlaczego ma takie nastawienie jednak Lea go w ogole nie sluchala, po prostu nie byla tym zaintersowana poniewaz w jej glowie formowala sie juz jakas idea na plan ucieczki. Gdy uslyszala jego  pytanie automatycznie spojrzala na niego marszczac brwi. Po chwili jednak poslala mu bezczelne spojrzenie tak jakby chciala powiedziec zeby nie interesowal sie nie swoimi sprawami. -Sorry.-wzruszyl ramionami wyciagajac z szafy pokaznych rozmiarow metalowe podelko. Sejf. Oczy dziewczyny od razu zrobily sie jak gwiazdki. Przysunela sie blizej kiedy nowy kolega postawil tajemniczy przedmiot na lozku. Podniosla na niego przelotnie spojrzenie usmiechajac sie lobuzersko i bez problemow wyjmujac wsuwkę, otworzyla sejf.- What the..-przeczesal wlosy do tylu ktore i tak wrocily do poprzedniego ulozenia.-A mowili ze bez klucza sie nie otworzy.-wywrocil oczami robiac zabawna mine. Dziewczyna mimowolnie zachichotala zakrywajac delikatnie ramieniem swoj usmiech.-Heeeeej, nie chowaj sie. Slicznie sie usmiechasz.-wyciagnal dlonie przed siebie jakby ona byla pedzacym autem a on chcialby ja zatrzymac.Spowarzniala od razu krecac przeczaco glowa.-Oh...Tak w ogole to pamietasz moje imie?-zapytal by zmienic na chwile temat. Ta spojrzala na niego unoszac jedna brew.-Maxxie.-pokiwal glowa a ta wywrocila oczami,przytaknela kilka razy wracajac do przenosnego sejfu.-Maxxie, tak na przyszlosc.-szepnal jakby do siebie odwracajac sie i rozgladajac po swoich rzeczach. Gdy otworzyla pudelko az dech w piersiach jej zaparlo. W idealnie ulozonym porzadku lezaly Barretta 21 S-1 ,M9 i znany kazdemu COLT 1911. Gwizd wydobyl sie z jej ust a rece lekko sie zatrzesly.
-Woooow...-szepnela zachrypnietym glosem co zwrocilo uwage chlopaka. Byl zaskoczony ze sie odezwala i kiedy sie odwrocil by ja ujrzec momentalnie spowaznial zamykajac wieko tuz przed jej palcami zmierzajacymi by dotknac cudenka.
-Nie e e...-pokrecil glowa wciaz trzymajac dlon na zamknietym pudelku.-Nie znam cie, nie chcesz nic mowic wiec skad moge wiedziec ze moge ci ufac?-podniosl brwi lekko zirytowany jej zachowanie.Poderwala gwaltownie mruzac oczy. Stanela z nim twarza w twarz fukajac pod nosem. Robiac zniensmaczona mine zmierzyla go pewnie od stup do glowy i odwrocila sie napieci uderzajac wlosami jego twarz. Wychodzac z pokoju uniosla do gory dlon pokazujac mu po prostu srodkowy palec. Pozostal na swoim miejscu, nie mial zamiaru jej gonic. Czul ze jeszcze sie spotkaja.

'Co on sobie do cholery myslal?! Przeciez nie bede mu sie zwierzac! Co za tupet. Idiota. Zjeb. Bezmozg. Ugh.' Lezala na lozku patrzac w sufit kiedy do jej pokoju doszedl dzwiek pukania szpilek. 'Zaczyna sie.'. Wywrocila oczami w ogole nie przejmujac sie tym ze jest w bokserce i koronkowych bokserkach. Bawila sie pileczka podzucajac ja do gory.
-Ubieraj sie, policja chce z toba gadac.-warknela pani doktor zatrzaskujac za soba drzwi. 'Co za chamstwo.'. Lea warknela naciagajac na tylek szerokie podarte jeansy. Ostatnio w ogole nie przywiazywala wagi do tego jak wyglada. Szczerze? Stracila jakiekolwiek nadzieje ze Justin ja jeszcze znajdzie. Jej zdaniem juz o niej zapomnial. 'Moze mu bylo na reke ze zniknelam'. Westchnela smutno przeczesujac dlonia proste wlosy. Usiadla na krzesle przed zielonym stolikiem i rozlozyla wygodnie nogi. Spojrzala z pod rzes na tego samego policjanta. Chodzil w kolko czekajac az ochrona i sfiksowana wlascicielka osrodka wyjda. Gdy jednak tego nie zrobili spojrzal na nich unoszac brwi.
-Mogliby panstwo oposcic pomieszczenie? Jest mozliwosc ze dziewczyna nie bedzie czula sie wolna w waszym towarzystwie.
-Ale ona nie mowi!.-wyrzucila dlon obuzona doktor.
-To nie szkodzi. Poradzimy sobie.-poslal jej sztuczny usmiech. Wsciekla wyszla energicznie z pomieszczenia patrzac znaczaco na Lea. 'To mi sie dostanie.'. Ochroniaz opuscil pomieszczenie chwile po niej. Gdy drzwi zostaly zamkniete komendant oparl sie na rekach o blat.- Sluchaj. Wyciagne cie stad ale bedziesz musiala uciec. Moj syn ci w tym pomoze. Nie mozesz jednak oposcic kraju. Inne miesto. Pomoge ci, jasne?-uniosl pytajaco brwi zachowujac powazna mine. Ta patrzyla na niego zszokowana.- Musisz tylko powiedziec czy tego chcesz?-przelknela sline kiwajac glowa.- Jeny co oni ci zrobili...-pokrecil glowa lekko zrezygnowany.Przez chwile sie nie odzywal. Chyba analizowal jak ma przekazac plan dziewczynie. Sadzil ze jest zblakana czy jej myslenie jest zaburzone. Mylil sie, mimo ze ona nie byla normalna.- Za kilka dni przyjde tutaj z moim synem.-pokiwala glowa po tym jak przeniosla wzrok z swoich splecionych palcow na jego twarz.-Nie bedziesz miala problemu go poznac poniewaz na szyi ma wytatuowany napis ''Fastest''.- od razu zmarszczyla brwi.- Chcial sie do was dostac.-wzruszyl smutno ramionami.- Nie jestem chyba jednak uprawniony do opowiadania tej historii. Tony powinien sam ci ja przekazac.-westchnela zrezygnowana. ''Nie bede meczyc sie o zaufanie jakiegos mlodego dupka. Niech mnie wyciagna i na tym chuj.''.- W czasie gdy ja bede rozmawial z pania doktor on pomoze ci sie wydostac, ok?-kolejny raz skinela glowa.-To chyba na tyle.-usmiechnal sie prostujac.-Nie pytaj czemu to robie. Dowiesz sie w swoim czasie.-spojrzal z tajemnica biorac do reki swoja czapke.-Do zobaczenia.-kierowal sie w strone drzwi kiedy Lea otworzyla usta. Mimo wszystko, mimo wielkich staran, zwykle ''dziekuje'' nie potrafilo wydostac z jej ust. Komendant wychodzac spojrzal ostatni raz na zgarbione cialo dziewczyny formujac usta w niby usmiech. Niedlugo prawda miala wyjsc na jaw... Niedlugo?

-Justin, ogarnij sie wreszcie stary.-warknal do Bieber'a sfrustrowany Jace.-Co ty wyprawiasz ostatnio, co?
-Nic.-wzruszyl ramionami bawiac sie nowym sztyletem ktory dostal od Caleb'a. Tak, Justin jest w The Fastest od dluzszego czasu co go bardzo zmienilo. Wciaz jest tym zabawnym gluptasem ale nie okazuje tego. Ustanowil sobie cel i chce go dotrzymac, szkoda tylko iz nie wie jakie ryzyko podjal.
-Jasne...-prychnal blondyn.- Co to jest, co?- wskazal na jego cialo pokryte tatuazami.-Jasetes inny, pomysl o Lea. Jak ona sie poczuje gdy wroci.
-A jak nie wroci?! A co jesli ulozyla sobie zycie?!-warknal podnoszac glos.
-Nie pierdol glupot, idioto.-odwrocil wzrok w strone okna.-Jesli tylko ja znajdziemy..
-Co jest malo mozliwe...
-Albo jesli jakos uda sie jej z tamtad wyjsc to bede mial ta nitke zeby znow czytac jej mysli.-szepnal nie pewnie. Odkryl to kiedy Lea podrozowala. Za kazdym razem czul jej obecnosc jednak cos blokowalo do konca jej mysli. Mogl tylko wyczytac wszystko to przed ''porwaniem''. Nic nie mowl o tym Justin'owi poniewaz ten byl albo zajety szukaniem w terenie swojej ukochanej albo pracowal z chlopakami odnosnie czarnych interesow.
-Co ty do mnie pieprzysz?!-zerwal sie z fotela podchodzac do niego.
-To co slyszysz.-usmiechnal sie lekko. Ucieszyla go ta mysl bo po dlugim czasie poszukiwan wreszcie mogli sie trzymac jakiegos sladu. Zalezy wszystko od tego czy znajada ja pierwsi, czy  Lea wyjdzie... Czy umrze.

Toby szedl korytarzem w przebraniu policjanta razem ze swoim ojcem. Usmiech chcial sie wkrasc na jego usta za kazdym razem kiedy uswiadamial sobie ze jego ''idealny'' ojciec lamie prawo ktorego powinien bronic. W polowie korytarza stala pani w rozowym kurwistym fartuszku i okularach na nosie. '' Dmuchana lalka...''. Wywrocil w myslach oczy wypuszczajac nosem wszystko powietrze z pluc.
-Dzien dobry. Milo pania znow widziec.-jego ojciec podal kobiecie dlon na przywitanie.-To moj wspolnik, oficer Stewens.-wymyslil na poczekaniu patrzac na syna.
-Milo mi.
-Mnie rowniez.-kobieta poslala mu zalotny usmieszek a ten jedyne co to pozostal niewzruszony.Brzydzila go ale przeciez nie mogl tego pokazac.- Moi podopieczni juz czekaja w sali.-usmiechnela sie kierujac swoje cialo wzdloz dalszej czesci pomieszczenia.
-Przepraszam?- Toby usmiechajac sie zniewalajaco spojrzal na kobiete. Widac bylo iz odebralo jej mowe.
-T..Tak?-odwrocila sie nie przerywajac marszu.
-Moglbym zobaczyc okolice budynku?-wskazal na drzwi wyjscia.
-Alez oczywiscie, chce pan zebym poszla z panem?-zaproponowala automatycznie sie zatrzymujac.
-Nie,dziekuje. Poradze sobie.-odwrocil sie i szybkim krokiem wyszedl z budynku. Z tego co pamietal jego ojciec mowil by wejsc przez dach poniewaz pokoj dziewczyny jest jako jeden z niewielu na samej gorze. ''Na cos oplacil sie parkour. ''. Bez problemu znalazl sie w wymierzonym miejscu i tak jak wczesniej obserwowal przez kamery okno na dachu bylo otwarte.'' Idioci...'.Zasmial sie wskakujac do srodka. Zmierzajac korytarzem uwaznie rozgladal sie czy czasem ktos na niego nie wpadnie. Jego podswiadomosc i tak byla przkonana ze wszyscy sa na zebraniu. Wszyscy oprocz Lea... Ta miala byc teraz w laboratorium po podaniu jakiegos mocnego srodku. Siegnal klemke kiedy jego ramiona zostaly mocno zlapane. Od razu zesztywnial a jego napastnik niespodziewanie pchnal go na przeciwna sciane tak ze to teraz jakies cialo zaslanialo drzwi.
-Nie dotkniesz jej...-warknal tajemniczy gosc.
-Maxxie?-oczy lezacego Simons'a sie rozszerzyly do granic mozliwosci.
-Tony?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jedyne co moge wam powiedziec to: WIELKIE CHOLERNE PRZEPRASZAM ;c
Nie chcialam... Jednak nie moglam wczesniej dodac :c
KOCHAM WAS <3
Ps. Zblizamy sie do punktu kulminacyjnego opowiadania i konca...
Forever Yours
-Patrys

piątek, 25 kwietnia 2014

#57

Wrocila do tego samego miejsca co na poczatku, ten sam pokoj, ten sam budynek, to samo miasto. Jednak nic sie nie zmienilo.Siedziala tak z nogami oplecionymi przez ramiona szlochajac cichutko. Bezsilnosc dawala o sobie znaki a to ja dobijalo.Stala sie krucha, taka...Taka niewinna. Kolejne dni a moze nawet tychodnie mijaly jednak ona stracila juz rachube. Gdzie do cholery jest Justin?! Ten ktory ja niby tak bardzo kocha...Gdzie jest Jace ktory obiecywal ze zostanie?! A Caleb? The Fastest? Czy to mozliwe ze nikt jej nie chcial. To mozliwe ze byla taka suka odtracajaca wszystkich iz nie ma przy niej nikogo? Zostala sama. Czula sie samotna, oszukana i opuszczona.
-Czemu placzesz skarbie?-ten ton, ten fartuszek...Obrzydzalo ja to wszystko. Jak zwykle nie odpowiedziala, nie miala takiego zamiaru. -Dlugo bedziesz tak milczec, mala dziwko?- jaka zmiana. Frustracja dosiegnela juz pania doktor i nie wytrzymala. Gonzales otarla lzy stajac przed nia pewnie. Spojrzala w jej oczy mrozac je lekko i zasmiala sie gorzko. -Nie badz siebie taka pewna. To ja tu zadze.-syknela na co Lea zachichotala pod nosem. Po chwili poczula jak jej policzek piecze a glowa przekrecila sie na jedna strone. 'Nie zrobila tego...Nie zrobila.'. Spojrzala oszolomiona i z furia w oczy jej ''opikunki''.-Co? Zaskoczona?-prychnela odwracajac sie do drzwi.- Twoje pieklo zacznie sie wlasnie teraz.-dodala zlowrogo trzaskajac za soba. 'Pozaluje tego...'. Na ustach dziewczyny wymalowal sie chytry usmiech.'Pokonam ja jej wlasna bronia.'. Przypomniala sobie jak Jace opowiadal jej kiedys film w ktorym rowniz wystepowala kobieta przetrzymujaca grupke nastolatkow do badan odnosnie narkotykow. Co prawda inny typ dzialan jednak sytuacja podobna. Zatarla rece przeczesujac wlosy do tylu. 'Trzeba zaczac trenowac'. Wzruszyla ramionami podchodzac do ogromnych rozmiarow garderoby. Przeciagajac wieszaki zauwazyla cos dziwnego na scianie tak jakby malych rozmiarow szafke. Sejf? Nie, to wygladalo inaczej. Tak jakby poprzedni wlasciciel pokoju rowniez gromadzil sposoby na ucieczke. Lea rozsunela calowiecie wieszaki i stanela przed zakryta wneka. Hmmm co tam moze byc? Podeszla blizej kiedy uslyszala otwieranie drzwi. Nie przestraszyla sie, jedyne co wiedziala to ze musi zachowac nowe odkrycie dla siebie. Nie moze nikomu ufac. Na pewno nie w tym miejscu. Jak gdyby nigdy nic wybrala odpowiedni struj do treningu i wrocila do pokoju.
-Masz 5 minut i musimy isc spotkac sie z policja.-powiedzial Patrick siadajac na wygodnym fotelu. Spojrzala na niego z nutka pogardy jednak i ciekawoscia.-Musisz byc grzeczna i udawac ze po prostu jestes tutaj na starzu. Jakby co studiujesz botanike.- warknal niemilo. Blondynka wywrocila tylko oczami wchodzac do lazienki i zostawiajac ciuchy na dlugim blacie przy zlewie. Spojrzala w lustro i wziela gleboki wdech.' Dasz rade.'. Usmiechnela sie lobuzersko jednak nie przewidziala tego co moze sie stac pozniej.

-Znalezliscie ja?- zasmial sie brat dziewczyny rzucajac sie na lozko Bieber'a w domu The Fastest. Caleb odnosil sie ostatnio z lekka kpina w oboec dowjki chlopakow. Po prostu dla niego bylo obojetne czy jego siostra jest cala czy nie. Zaskakujace, a jednak. Moze tak na prawde za nia tesknil ale nie chcial tego pokazac? Moze faktycznie go to nie obchodzilo? Co kierowalo chlopakiem?
-Wypierdalaj.-syknal Jace nie podnoszac oczu z nad laptopa.
-Bo co mi kuzwa zrobisz,tleniony blondasku?
-Pierwsze jestem jak twoja siostra a drogie....-spojrzal na niego.-To naturalny kolor.
-Bla bla bla...
-Co ci jest stary?-Biebs wyszedl wlasnie z lazienki w samych opuszczonych spodniach pokazujacych jego czerwone boskerki, wycierajac wlosy.
-Nic.-warknal zly. Nie pozwalal sobie na rozmowe o jakich kolwiek uczuciach czy myslach odnosnie blondynki. Chcial zapomniec.
-Skoro tak mowisz.-JB wzroszyl ramionami zucajac przedmiot na podloge do lazienki i po chwili usiadl obok jego przyjaciela zaabsorbowanego komputerem. Justin wraz z Jace'm dyskutowali zawziecie o jakis kodach kiedy Caleb bawil sie swoimi dlonmi.
-Hmm.... -nucil pod nosem spogladajac po pokoju. Zdjecia Lea i Justin'a byly na kazdej pulce i kilka powieszonych na scianach. Bolalo to Gonzales'a. Ten jej szczesliwy usmiech bedac w objeciach swojej milosci... Fakt ze jego siostra znalazla kogos kto ja pokochal niezwazajac na to co robila i jaka byla wkurzal chlopaka. On stracil ja przez Justina. Tak to sobie tlumaczyl.
-Mow.-warknal blondyn.-Albo wypieprzaj.
-Daruj sobie ten ton.
-Co ci jest? Ostatnio traktujesz nas jak wrogow.-dodal patrzac na bruneta niezrozumiale.
-Mam dosc tego gdy widze ja taka szczesliwa z nim!-krzyknal wyrzucajac dlon w strone Biebsa. Ktory w tamtym momencie oniemial.
-N...Nie cieszysz sie z jej szczescia?- Jus byl lekko zaskoczony. Nie! Lekko to naprawde zle slowo, on byl strasznie zszokowany.
-Ciesze ale to boli. Widziec ze jej usmiech nie powoduje ja tylko ktos inny, ze moja mala, drobna siostrzyczka nie wtula sie we mnie kiedy ma koszmary tylko w kogos innego...A do tego, ona kogos znalazla bedac w tym samym bagnie co ja, mnie nikt przez  to gowno nie chce.


-Jests tutaj od?-zapytal wysoki mezczyzna w mundurze policjanta.
-3 tygodnie.-odpowiedziala za dziewczyne swirnieta pani doktor.Lea nie chciala nadal wydusic z siebie ani slowa co zucalo na sprawe cien podejrzen.
-Dziewczyna moze odpowiedziec sama.
-Oh nie...-pokrecila glowa kobieta o wkurzajacym glosie.-Niestety stracila glos.
-Slucham?-policjant zmarszczyl brwi.-Mielismy w aktach ze wszyscy pani podopieczni sa zdrowi.-spojrzal na nia podejrzliwie.
-Ona stracila glos tydzien temu a ja nie zdazylam tego zglosci.-zlapala sie za czolo.-Wie pan...Mamy tyle pracy.
-Jak ona ma na imie?-zapisal cos w swoim notesiku.
-Maria Santors.
-Jasne, sprawdzimy to.-pokiwal glowa.-Przykro mi z powodu glosu.-poslal blondyneczce smutne spojrzenie. Ta zasmiala sie pod nosem kiwajac glowa, zacisnela usta w linijke by czasami nic nie powiedziec. Policjant wyszedl z pomieszczenia mowiac na odchodne jedynie ze sprawdzi jeszcze laboratorium i pare innych pomieszczen. Lea podniosla sie i poszla do siebie z mysla by wreszcie pocwiczyc. Jednak w glowie dziewczyny powstala iskierka nadziei. Moze cos zmienic, wreszcie. Podrpetala do pokoju uwazajac na to by nikt jej nie zauwazyl. Wslizgnela sie, umyslnie, do jednego z laboratoriow to ktore odwiedzic mial policjant. Nie byla pewna tego co robi, w kazdej chwili mozna bylo ja nakryc. A bylo to jej obojetne. 'Gorzej byc nie moze, nie?'. Usmiechnela sie pod nosem siadajac wygodnie w skorzanym fotelu, polozyla nogi na debowym biurku i wziela pierwsze lepsze papiery. Hmmm, to co tam znalazla delikatnie ja zaskoczylo. To byly papiery jej przyjaciela. 'Jace Wayland'. Bez jakiegokolwiek zastanowienia sie otworzyla teczke i zaczela przegladac krwae zdjecia chlopaka gdy jeszcze byl mlodszy. To bylo straszne co ta kobieta z nim robila. 'Dlatego ma tyle blizn...'. Pomyslala ogladajac fotografie przedstawiajaca chlopaka w samych jeansach i z klatka pocharatana przez sztylet. Niektore rany byly pokryte krwia a inne niebieska substancja. Na twarzy blondyna byl bol, cierpienie i grymaz ale takze chec zemsty. 'Czemu mi tego nie robi?'...

-Co ty tu robisz?- policjant nie spodziewal sie dziewczyny w tym pomieszczeniu. Siedziala w tej samej pozycji pilujac swoje paznokcie. Mezczyzna wszedl do srodka ogladajac sie za siebie i zamknal drzwi. Cos mu nie gralo w tej calej sytuacji. Ta dziewczyna byla kims innym niz przedstawiala ja kobieta. Oparl sie na rekach o biurko patrzac w jej twarz. Skads ja kojarzyl jednak nie mial pojecia skad. Faktycznie, Lea zmianila w ostatnim czasie kolor swoich wlosow, nie byly juz przepieknie blad tylko kruczoczarne, wrecz przerazajace. A jej oczy nie mialy tego blekitnego koloru lecz szare soczewki kompletnie zmienialy jej twarz.
-Czekam na pana.-usmiechnela sie zlosliwie.
-Mowisz.-stwierdzil zdezorientowany podnoszac sie do pozycji stojacej.
-Owszem mowie.-skinela glowa opuszczajac nogi i opierajac lokcie o kant blatu. -I mam pare ciekawych rzeczy do opowiedzenia.-opuscila lekko twarz by nadac jej spojrzeniu bardziej zlowieszczego wyrazu. Faktycznie byla przerzajaca. Jej suche kosci policzkowe idealnie uwydatnione plus patykowate palce polozone na placie wygladaly jak u szkieleta. Ona cala wygladala jak szkielet.
-Slucham.
-Po pierwsze jestem Lea Gonzales.-usmiechenela sie dumnie. Zdjela jedna soczewke kontaktowa pozwalajac ukazac jej prawdziwy kolor. Wysunela wsowke do wlosow pozwalajac jednemu blad kosmykowi opasc na jej ramie.
-Ta Lea Gonzales?-zapytal co bylo bardziej stwierdzeniem.
-We wlasnej osobe.-uniosla rece do gory.

Mezczyzna w mundurze wychodzac z budynku zalozyl czapke na glowe i wyciagnal kluczyki do policyjnego wozu.Usmiechnal sie pod nosem kiedy wyjezdzal z posesji i jeszcze raz spojrzal w wstecznym lusterku na bialy, pokaznych rozmiarow budynek. Cos w jego glowie kazalo mu tam wrocic jednak po rozmowe z Gonzales wiedzial ze teraz musi zrobic tylko jedno.
-Simons do gabinetu komentanta.-powiedzial od razu na wejsciu jakis mlody sekretarz.
-Jasne.-pokiwal ochoczo glowa kierujac sie w strone pomieszczenia. -Chcial pan ze mna rozmawiac.-zajrzal do srodka kiedy uslyszal pozwolenie na wejscie.
-Ah, tak. I jak bylo? Znalazles cos podejrzanego?- komendant Monter zdjal swoje okulary odkladajac je na ich miejsce w pokrowcu.
-Jesli chodzi o sprawe tej pokreconej doktorki to nie.-pokrecil glowa marszczac brwi i poprawil sie w fotelu.-Jednak odkrylem cos bardzo ciekawego.-usmiechnal sie, dumnie wypinajac piers.
-Wiec?
-Znalazlem Lea Gonzales.-usmiechnal sie lekko glupokowato. Sledztwo odnosnie tej dziewczyny twalo juz od kilku dobrych lat. Na poczatku nie bylo to nic powaznego, zwykle podejrzenia. Jednak z czasem zaczelo sie dziac wiecej. Niespodziewane zabojstwa, rynek prochow i broni a we wszystkim byly wzmianki o The Fastest. Policja doskonale zdawala sobie sprawe ze ten gang jest niebezpieczny jednak za kazdym razem udawalo im sie wymigac.
-Nie powinienes mieszac sie w nie twoje sprawy. To nie twoje sledztwo-przelozony Simons'a byl oschly i w najmniejszym procencie nie wierzyl w slowa swojego pracownika.-Na pewno jakies dzieciaki cie wkrecaja.
-Nie, nie. To byla ona.-podekscytowany swoim odkryciem opowiedzial cala historyjke ktora w ogole nie zmienila toku myslenia Monter'a.'Pieprzony skurwiel'. Pomyslal Simons wychodzac z niczym z gabinetu.

Tony Simons
Lat: 20
Studia: Ukonczone przedwczesnie- New York University
Ojciec: Marcus Simons- policjant
Matka: Tamara Simons- detektyw
Rodzenstwo: Isabella Simons- studentka Akademii Sztuk Pieknych w Wenecji
Hobby: Testowanie gier komputerowych, baseballe i motory.
Najlpesi przyjaciele: Clarie Marton, Sid Cots i Maxxie Nopers (zaginiony).

Chlopak lezal w swoim pokoju jak zwykle bawiac sie kolejna nowa gierka.W glowie  wposminal klotnie z ojcem o kolejna glupote. 'Codzien to samo'. Nic nowego ze mezczyzna wyzywa sie na synu za problemy w pracy. CHlopak sie do tego przyzywczail.
-Tony!-uslyszal glos swojej mamy z dolu wiec od razu zatrzymal obecne zajecie i siegajac w biegu po bluze zalozyl ja na siebie.
-Tak?-usmiechnal sie do kobiety tym swoim slynnym sposobem dzieki ktoremu wyrywal kazda laske w klubie.
-Bedziesz musial pomoc swojemu ojcu.-powiedziala powaznie opierajac sie o duzy stol w jadalni. Automatycznie jego szczesliwy wyraz twarzy znikl.
-Zartujesz sobie ze mnie?-uniosl brwi krzyzujac rece na klacie.-Przeciez nie mam zamiaru dolaczac do policyjnych spraw.-zasmial sie pod nosem. Tamara doskonale wiedziala ze jej synek nie nalezy do tych grzecznych jednak razem z mezem woleli myslec ze tak jest.
-Tym razem chodzi o cos innego.-powiedziala smutno. Kobieta zdecydowanie wolala zycie w spokoju, legalnie bez przekretow. Bardzo nie podobal jej sie pomysl meza.
-Slucham, w takim razie.-oparl sie o lodowke, z tym razem, lobuzerskim usmieszkiem.
-Twoj ojciec chce...-zatrzymala sie czujac duza dlon na swoim ramieniu.
-Ja to wytlumacze.-powiedzial Marcus usmiechajac sie smutno do zony. Ta pokiwala tylko glowa i pocierajac remie syna odeszla w strone swojego gabinetu. -Potrzebuje cie to uwolnienia jednej dziewczyny.
-To bedzie niebezpieczne?
-Raczej tak, zwazajac na to ze policja jej szuka a ona jest przetrzymywana przez kobiete ktora robi na niej eksperymenty.
-Co jej robi?-20'latek zmarszczyl brwi a jego oczy powiekszyly sie lekko.
-Chodzi o Lea Gonzales,synu.-usiadl przy stole skinajac na chlopaka by uczynil to samo.
-O TA Lea Gonzales?
-Dokladnie.-pokwila glowa.
-Zapowiada sie niezla zabawa.-zasmial sie chytrze pocierajac rece.

Dziewczyna zalowala iz powiedziala o sobie temu facetowi. Po jej glowie chodzily dziwne niepewnosci. 'A co jesli on mnie wyda?'. Mimo ze wydawal sie godzien jej zaufania to ona sie po prostu czula niepewnie. Nie bala sie, co to to nie! Jednak fakt iz wygadala sie o sobie policjantowi troche ja sfrustrowalo. 'Czy naprawde jestem az tak zdesperowana by mowic o tym kim jestem psom?!'. Chyba tak... To przykre widziec tak silna osobke w takiej sytuacji. Mimo ze Gonzales jest prawidziwa suka to serce sie kraje widzac ja skulona na lozku i trzesaca sie cala.
Justin nie chcial jej oposcic, jego mysli krazyly tylko w okol swojej ukochanej. Wkuriwal go fakt ze nie moze dac jej najmniejszego znaku. Ze nie zapomnial, ze kocha. Nic. Byl bezradny. Odkryli razem z Jace'm dzialalnosc pani ''dokrot'' u ktorej kiedys musil zyc blondyn jednak nie mogli znalezc zadnej wsmianki o Lea. Mimo wszystko byli pewni ze to ona ja ma. Bieber z dnia na dzien wariowal, nie tracil nadziei ale nie mogl juz wytrzymac bez ukochanej.
Wayland tez odchodzil od zmyslow jednak nie poddawal sie. Musial dopiac swego.
Caleb wyjechal gdzies, nie widomo gdzie. Nie chcial sie w to mieszac.
 Co dla Justin'a i Jace'a bylo szczytem chujostwa. No bo przeciez jak on mogl zostawic swoja siostre?!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam. Brak weny, problemy zdrowotne, masa nauki i... No i kurde juz jest tak cieplo a ja mieszkam nad morzem i to naprawde uzaleznia. Naprawde was przepraszam.
Nie wiem kiedy bedzie kolejny bo teraz bede miala urodziny, wiec impreza. Pozniej przyezdza moja ciocia do Wloch i chcialam jej pokazac Rzym itd wiec naprawde nie bede miala czasu pisac. Mimo to postaram sie cos dodac <3
Kocham was!! <3
-Patrys

wtorek, 8 kwietnia 2014

#56

Zabrali ja brutalnie wyciagajac jej cialo na zewnatrz.Justin nawet nie zdazyl zareagowac a jego ukochanej juz nie bylo w zasiegu wzroku.Siedziala zamknieta w duzym, opancerzonym samochodzie policyjnym. Czula sie jak jakas osoba chora psychicznie. Brakowalo tylko bialego kaftana ochronnego. Wywrocila oczami starajac sie wysilic umysl by sprawic bol kierowcy,jednak nie podzialalo.
-Co do cholery?!
-Przykro nam...-zasmial sie jeden z mezczyzn siedzacy po drogiej stronie auta.-Nie dzialasz.
-Slucham?-warknela zfrustrowana.
-Wszystko ci wytlumaczy doktor West w laboratorum.-wytlumaczyl kierowca.
-Jakim kurwa prawem zabieracie mnie do jakiegos laboratorium?!-chciala wstac gwaltownie ale lancuchy przy jej dloniach unimozliwily jaki kolwiek ruch.-Jaja se robicie?-nie odpowiedzieli,po prostu ja zignorowali. Blondynka porbowala wkrasc sie do jego mysli ale tak jakby napotkala mur.
-Nawet nie probuj.-zamsial sie czarny.-Nic z tego.
-Chuje...-syknela majac ochote cos rozwalic. Jak tylko sie wydostanie wyrzadzi pielko. ''Zobaczymy kto sie bedzie smial ostatni.''.

Justin zdazyl opowiedziec calej grupie The Fastest plus Jace'owi co sie stalo. Chlopacy w ogole sie tym nie przejeli, z wyjatkiem Toby'iego ktory mimo wszystko martwil sie o przyjaciolke, oraz jej ''brata od mocy'' ktory zdawal sobie sprawe po co ja zabrano. Nie odezwal sie jednak ani slowem, musial dzialac sam...No, ewentualnie z Bieber'em.
-Mozemy pogadac?-zapukal do pokoju ex pilkarza.
-Mhm...-chlopak byl rozkojarzony, zawziecie szukal czegos w intenrecie siedzac na podlodze przed lozkiem. -Widziales jak oni to olali?-warknal po chwili ciszy kiedy Jace siedzial obok niego.-Ja nie wierze ze Lea ma takich skurwieli za przyjacieli.-potarl dlonmi swoja twarz zeby sie leciutko wyciszyc, nic to nie dalo.
-W tej chwili to ty sie uspokoj, stary. Musisz mnie posluchac.-blonyn przelknal sline drapiac sie po karku. Justin uniosl znaczaco brwi zachecajac go do kontynuowania.- Po tym jak wujek Lea wstrzyknal nam to cos...-zmarszczyl brwi.- Przyjechala do niego jakas kobieta, robila nam badania, testy i zadawala mase roznych pytan. Twoja dziewczyne zostawila na koniec. Patrzyla na nia z takim zainteresowaniem ze az to bylo dziwne. Lea od zawsze byla dosc zamknieta w sobie jesli chodzi o innych. W ogole z nikim nie rozmawiala oprocz Caleb'a. Pani doktor nic od niej nie wyciagnela a kiedy chciala jej cos wstrzyknac Lea po prostu uciekla. To bylo zabawne. Mala dziewczynka przechytrzajaca doswiadczona pania doktor.- pokrecil glowa.- Po tym jak porozdzielano nas... W rozne czesci swiata, ja trafilem do tej chorej kobiety razem z dziewczyna o imieniu Shara.- usmiechnal sie na wspomnienie kolezanki.- Jesli te badania mozna nazwac tortura to chyba to za malo.- wzdrygnal sie a oczy Justin'a powiekszyly sie kilkakrotnie.- Rozcinali nam rozne czesci ciala.-odslonil brzuch i plecy oraz przedramienia.-Pobierali kilkaset razy krew, wstrzykiwali jakies plyny, usypiali, wybudzali, kazali uzywac mocy dla testow...Wielkie bagno...Shara byla zbyt slaba, nie przezyla.-w jego oczach widniala pustka, dawno pogodzil sie z utrata bliskiej mu osoby dlatego nigdy nie pokazywal jakis uczyc.- Mi udalo sie przezyc tylko dlatego iz dostalem taka sama dawke jak Lea, duzo potezniejsza od innych, zdolalem uciec. Wiem ze Lea nie jest jak Shara jednak musimy ja znalezc.-spojrzal wreszcie w oczy kolegi.-I to jak najszybiciej.
-Kurwa...-chlopak przeczesal swoje wlosy placami.-Powiedzmy Caleb'owi, on ma detektwyow.
-Tsaaa...I narazmy Lea na zemste.-pokrecil glowa.-Nie za madrze.
-Sami?
-Jedyne wyjscie.

Doktor West siedziala w swoim, pokaznych rozmiarow, gabinecie nad jakimis fiolkami z kolorowymi plynami. Nucila pod nosem jakas nudna melodyjke usmiechajac sie jak wariatka. Pomieszczenie bylo biale, niczym jakis zaklad dla chorych. Na swoj sposob podobalo sie kobiecie, coz...Dziwaczka. W pokojach obok znajdowaly sie pomieszczenia dla jej 'pacjentow', jesli tak ich mozna bylo nazwac.
-Tak slucham?-odebrala swoj dzwoniacy telefon z przesadnym usmiechem.-Alez oczywiscie ze nam sie udalo. Wlasnie moi chlopcy wiaza ja tutaj. Jesli chcesz mozesz ja zobaczyc.-zachichotala.-Wspaniale, to do zobaczenia...Kiedys.-rozlaczyla rozmowe wzycajac telefon do kieszeni jej kurewsko rozowego fartuszka. W pomieszczeniu rozleglo sie pukanie wiec od razu podniosla
-Macie ja?-zapytala od razu widzac ciemnego faceta.
-Zgodnie z twoja prosba.-wszedl do srodka, sam.
-Wiec gdzie ona jest?-zapytala zdezorientowana.-Chce sobaczyc moj skarb.
-Bedzie zadawala pytania.
-Albo w ogole sie nie odezwie.-zamisla sie kobieta zakladajac rece na piersiach i opierajac pupe o jeden z dlugich blatow.
-Ona juz nie jest ta sama mala dziewczynka co kiedys, Lora.-mezczyzna spojrzal na nia powaznie.
-Wiem, Patirck, dam sobie z nia rade.-zachichotala podekscytowana.
-Jak sobie chcesz...Ale nie mow ze nie ostrzegalem.-wzruszyl ramionami wychodzac za nia na korytarz.-W tamta strone.-skinal na prawo.
-Przydzieliliscie jej pokoj Shara'y?-zasmiala sie z niedowierzaniem.-Swietnie, Jace'a tez chce miec u siebie.
-Z nim bedzi trudniej...Nie wiemy gdzie jest.-westchnal inny mezczyzna dolaczajac do nich w pewnym momencie.
-Po to kurwa macie tyle sprzetu zeby go znalezc!-warknela ciagle tym 'przeslodkim' glosikiem. Policjanci wzdrygneli sie spogladajac po sobie. Lora otworzyla drzwi bez zadnego pytania i w bialym pokoju zobaczyla,ubrana na czarno, postac odwrocona do niej plecami. Blondynka stala patrzac w okno ktore przedstawialo po prostu ciemny las, z przejasnieniami jeziora.
-Witam Lea w moim laboratorium.- kobieta rozlozyla rece jendak jej gosc nawet sie nie odworcil. W glowie Gonzales ciagle miala Justin'a.Swojego ukochanego ktory nawet nie wie co sie dzieje. Po jej policzku splynela jedna, jedyna, laza ktorej nie miala zamiaru ocierac.-Nie przywitasz sie ze mna?-nic, stala tam jak posag. -Moze masz na cos ochote?-nadal nic.-Lea?-bez reakcji.-Dooobrze...To my jak na razie cie zostawimy. Masz tu wszystko czego potrzebujesz. Jutro do rana przyjde do ciebie.-usmiechnela sie patrzac w jej blad wlosy. Gonzales najchetniej pokazalaby jej fuck'a ale cos jej nie pozwalao sie nawet ruszych. Jedyne czego teraz chciala to byc przy swoim chlopaku. Potrzebowala jego blizkosci, uczuc, ciepla... Pragnela go miec przy sobie. Jedyna rzecz ktora ja pocieszala to fakt ze Jace jest teraz z nim i w razie czego bedzie mogl go chronic. Bynajmniej miala taka nadzieje.

Pare tygodni ciaglego siedzenia przed latopem w poszukiwaniu jakiej kolwiek bazy doktor West poszlo na marne kiedy Jace dowiedzial sie iz Lea jest na drogim koncu swiata. W Europie.
-Ze co kurwa?!-Justin nie mogl w to uwierzyc. Byl przemeczony tym wszystkim jednak nie tracil nadziei na znalezienie swojej ksiezniczki.
-Wywiozla ja do Europy.-sapnal blondyn.-Pierdolona suka...Zabije ja jak tylko ja dorwe.-znow skupil sie na laptopie i swoim telefonie w ktorym mial wszystki kody. Bieber podszedl do okna opierajac sie na rekach o parapet.
-Myslisz ze roba jej to samo co robili tobie i Shara'rze?
-Tak...Podejrzewam ze tak. West zna sposob jak uniemozliwic nam uzywanie mocy. Nie wiem jak to robi ale kiedys gdy wkradlem sie do jej gabientu widzailem mase fiolek o roznych kolorach. Byly to odlamki jakis skal, plyny z roznych jeziorek...Wygladalo to co najmniej dziwnie.-nie odrywal wzroku od motnitora wpisujac jakas kombinacje cyfr i liter.-Cholera!-wrzasnal zrzucajac sperzet z kolan. Juz kolejny w przeciagu ostatnich dni ktory poszedl na smieci. Justin nie byl zaskoczony reakcja, teraz juz, przyjaciela. Widzial jego zawziecie i zdeterminowanie i fakt ze nie potrafil w ogole przegrywac.-Moze masz ochote na wycieczke po Europie?-zadrwil podkopujac zepsute urzadzenie pod lozko.
-Nie dzieki, nie mamy pewnosci ze ona tam jest.-szepnal trzymajac sie za kark. Patrzyl w dlon na ktorej mial naszyjnik ktory dostal od swojej milosci.
-W sumie racja.
-Jestes pewny ze nie mozemy prosic kogos o pomoc, bro?- odwrocil sie w plecami do okna.
-Tak, jestem pewny. West ma duzy zasob policjantow ktorzy od razu zorientuja sie ze ktos cos weszy. W dwojke jestesmy bezpieczniejsi.
-Ty sie na tym znasz...-wzruszyl ramionami.- Chcesz cos do picia?
-Koniak.
-Az tak chcesz na chwile zapomniec?-Justin pokrecil glowa wyjmujac z barku szklanke i butelke drogiego alkoholu. Podal je siedzacemu chlopakowi wyciagajac z drogiej szafki czysta wodke.
-A ty to moze nie lepszy?-zasmial sie Jace.

Dni lecialy a ona stacila rachube. Nie odezwala sie ani slowem od kiedy jest tutaj gdzie jest. Czyli sama nie wiedziala gdzie. Kilka razy musiala leciec gdzies samolotem jednak nie znala zadnych informacji odnosnie tych przemieszczen. Wiedzial tylko ze nie wrocila do swojego miasta. Poznala innych ludzi przetrzymywanych przez zeswirowana pania doktor ktorej tak bardzo nienzwidzila. Lea czula jakby stracila jakiekolwiek uczucia. Jedyne co sie dla niej liczylo to wrocic do Justina i uciec z nim w jakies spokojne miejsce, sami. Zaczac od nowa, jesli to w ogole mozliwe.
-Witaj Lea. Jak sie dzisiaj masz?-West jak zwykle zaczynala kazdego poranka tak samo mimo iz dziewczyna nigdy jej nie odpowiadala. Co ranka wstrzykiwala jej jakas substancje i sprawdzala jakie to ma odniesienie na jej zachowaniu. Tak jak na innych mialo rozne dzialania, Lea nic nie ruszalo. Zawsze pozostawala taka sama. Obojetna.-Powiesz mi dzis cos?-spojrzala na nia niby zatrosnkana. Blondynka dalej siedziala po turecku na podlodze na srodku pokoju z zamknietymi oczami i dlonmi wyprostowanymi na kolanach.Nawet nie drgnela. Zywila do kobiety taka nienawic ze rownie dobrze moglaby sie teraz na nia zucic.-Nic? Naprawde?- usiadla na krzesle przed nia.- Nie chcesz wiedziec dlaczego tu jestes? Skad wiem ze masz taki dar? Jak cie znalzam? Czemu nie pozwalam ci wyjsc?- blondynka w myslach odpowiadala na kazde pytanie 'tak, chce wiedziec'. Ale jej usta sie nie otwieraly. Nie chciala ich otworzyc. Nie chciala dac satysfakcji kobiecie iz ma pragnienie, ciekawosc. Starala sie zachowywac obojetnie, by utrudnic jej prace. Mimo iz nie wiedziala czy to ma jakies skutki.-Nie, to nie.- zasmiala sie pogodnie.-Milego dnia,kochanie.-W zylach blondynki zawrzala zlosc a jej oczy staly sie czarne. Czyzby znow moce wrocily? Nie...Nie mogla nic zrobic przez ten caly czas. Dawano jej wolnosc tylko w zamknietym pokoju kiedy miala zrobic proby do testu jednak wtedy Lea w ogole nie uzywala swojego ''daru''. Nie chciala w zaden sposob wspolpracowac.

-A co myslisz o tym bys sie tam wslizngal?-zapytal Bieber.
-Co masz na mysli?- najwidoczniej ten pomysl bradzo przypadl do gustu blondynowi.
-Masz moce, ta suka na pewno chcialaby cie miec u siebie. Dlatego moze jakbys po prostu podal sie jej na tacy? Jakbys pozwolil jej zabrac sie do laboratorium?
-Nie, nie ma mowy. Ty nawet nie wiesz jak to jest strzezone.-wargnal wracajac do szukania czegos w necie.-Nie mam zamiaru skazywac sie na smierc.Jesli bedzie miala mnie i Lea zacznie prowadzic wieksze eksperymenty mogac nas wzajemnie zabic. Nie jestem juz tak silny jak wczesniej i nie dam rady postawic sie West. Po za tym domyslam sie iz jej metody zrobily sie bardziej...Hm... Wyostrzone.-mowil skupiony caly czas na swoim zajeciu. JB lezal na lozku probujac wymyslic jakis sposob. Cos co moglboy pozwolic im przejac przewage nad sytuacja.
-Ej a ty nie mozesz polaczyc sie jakos telepatycznie z Lea?-zapytal podnoszac sie na lokciach.
-Hm... Czemu by nie sprobowac.- zmarszczyl brwi odkladajac laptopa na stolik i usiadl wygodniej na sofie.
°Lea...°
Wolal jej imie majac ciagle zamkniete oczy.  Staral sie wyszukac gdzies obecnosci mysli przyjaciolki jednak jedyne na co sie natknal to pustka. Calkowita nicosc.
°Lea? Jestes tu?°
Czul sie dosc dziwnie czekajac tak na niewidomo co, mowiac w swoich myslach.
°Lea!°
Jednak wszystkie starania na marne. Cos co zdolal odnalezc to cieniutka nitka mysli Gonzales okryta wielkim metalowym murem.
-Przykro mi...-wzruszyl ramionami.- Nie slysze jej. Ale jest cos co mnie blokuje czyli West opracowala sposob by jej eksperymentom nikt nie zaszkodzil.
-Znajdziemy ja...
-Na pewno.-dokonczyl z przekonaniem. Jace nie byl z tych ktorzy szybko sie poddawali. Postanowil ze nie spocznie do poki jej nie odnajda. Fakt ze nie potrafil przegrywac byl prawda. Tylko dlatego iz on nigdy nie przegrywal.

-Teraz moze troche zabolec.-powiedziala spokojnie Lora wkowajac dosc gruba igle w reke Lea. Ta jadnek ani drgnela. Jej wzrok byl pusty i obcy a ruchy powolne i przewidywalne. Niczym nie zaskakiwala, stala sie taka...Nijaka. Sprawiala problemy swoja obojetnoscia pani doktor poniewaz miala wrazenie iz jej dawki sa za male. Mylila sie jednak. Od srodka rozrywalo Lea na strzepy. Miala ochote krzyczec, uciekach, wrzeszczec, zabijac.
-Doktor West?- do pomieszczenia wszedl ten sam ciemny mezczyzna co zawsze towarzyszyl Lea.-Jest tutaj komendant Waler.
-Za chwileczke do niego przyjde.-usmiechnela sie wracajac do podawania dawki swojej pacjentce. Ta kobieta przypominala mala dziewczynke ktora bawila sie swoimi lalkami Berbie w lekarza. To przerazajace. Gonzales miala ochote zapytac kto to jest Waler jednak odpuscila sobie jakakolwiek chec otworzenia ust. Nawet zapomniala jak brzmi jej glos. To byl juz dlugi czas jak tu siedziala i stracila jakakolwiek nadzieje iz ktos z jej bliskich ja odnajdzie.Stracila juz nadzieje ze Justin za nia teskni. 'Ulozyl sobie zycie i o mnie zapomnial...Jest teraz szczesliwy z kims innym...Moze wrocil do pilki...Moze sie wyprowadzil...Moze sie zmienil...A moze mnie tak naprawde nigdy nie kochal i czekal tylko zeby mnie przeleciec?'' Jej mysli sprawialy ze jeszcze bardziej miala ochote zostac tu gdzie byla. ''Przynajmniej jestem komus potrzebna''. Westchnela smutno zwracajac uwage pani doktor.- Cos nie tak?-zapytala wyciagajac igle. Gonzales odwrocila glowe tak by na nia nie patrzac. West znala juz ruchy blondynki i gdy tak robila znaczylo to ze wszystko jest ok.-To swietnie. Zobaczymy sie pozniej, skarbie.-obrzydliwa kurwa...Blondynka nic z tego nie rozumiala. Po co ona tak sie troszczyla i stawiala ta cala szopke skoro potrzebowala jej tylko do jednego?
-Czesc Lea.-Patrick otworzyl drzwi do pokoju dziewczyny przepuszczajac ja w drzwiach. -Jak sie czujesz?- zapytal siadajac na fotelu kiedy ona rzucila sie na lozko.- Wiesz ze mam corke w twoim wieku?- zainteresowalo ja to lekko i siadajac wygodniej spojrzala na niego niepewnie.-Naprawde. Nie wiem co bym zrobil gdybym ja teraz stracil. -pokrecil glowa.- A ty nie masz nikogo? Wiem ze ciezko jest namierzyc West jednak na pewno kogos masz kto sie o ciebie martwi.-usmiechnal sie pocieszajaco.- Wiem kim jestes. Wychowywal cie twoj brat Caleb, nie? Musialo ci byc trudno. Plus masz chlopaka ex pilkarza Barcelony.-skinal glowa.-Gratuluje.-w jej oczach pojawily sie lzy na wspomnienie jej ukochanego.-Masz kontakt z jakas osoba taka jak ty?-zapytal szybko. 'Zalosne...Mysli ze jak mnie zagada opowiadajac o swojej corce i tych wszystkich gownach to dowie sie o Jace? Idiota jak wszyscy.'. Spojrzala na niego wrogo mrozac oczy. Przeniosla potem wzrok na drzwi dajac do zrozumienia ze ma wyjsc. Jak najszybciej.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No jest... Przepraszam. <3
Mam nadzieje ze sie podoba. To znaczy jest troche dziwny... Jakis taki xD Nwm... Mi sie jednak nawet podoba. A wam? Co sadzicie? Jak myslicie ile zajmie im odnalezienie Lea?
Komentujcie prosze was <3 <3
-Patrys

czwartek, 27 marca 2014

#55

Trzy miesiace pozniej...

Jace spotkal swoja byla narzeczona...Chociaz spotkal to za duzo powiedziane. Po prostu pojechal do miasta by ja zobaczyc. W pierwszym momencie wkurzyl sie niemilosiernie na Lea ze wpieprzyla sie w jego sprawy prywatne ale pozniej zrozumial ze chciala dla niego dobrze i podziekowal jej z lekkim usmiechem. Obserwowal ukochana w parku, gdy biegala z swoim psem. Nie widzial czy jest szczesliwa i w tamtej chwili zapragnal obecnosci swojej blad ''siostry'' by mogla wyczytac z jej mysli co czuje.Nie odwazyl sie przywitac, nie wiedzial co powiedziec. Kobieta jego zycia mieszka w Waszyngtonie a on w Straftord.

Justin odeszedl z klubu po tym jak trener nie dopuscil go do najwazniejszego meczu ktory molgby zadecydowac o calej karierze pilkarza, wyraz zemsty. Mlody sportowiec wsciekl sie rowniez gdy doszly do niego sluchy, ze jako jedyny zostal oszukany w sprawie wynagrodzenia. Po dwoch tygodniach dlugich procesow w sadzie, wygral. Dostal odszkodowanie i wynagrodzenie ktore mu sie nalezalo. Nie zalowal odejscia, wrecz przeciwne mimo ze pilka to jego milosc nie mial zmiaru dalej tam grac, tak samo jak nie mial zakonczyc football'u.

Caleb wypuscil Kasire po tygodniu meczarni. Kobieta grozila mu ze sie zemsci a on z chora ochota nie mogl sie doczekac. Taaak...Przekonal sie ze jej slowa byly prawdziwe gdy podczas jednej z nocy do jego domu wpadlo 8 mezczyzn wraz z lowelasem czerwono wlosej. Nie byl na to przygotowany. Wogole sie tego nie spodziewal mimo ze reszta The Fastest go ostrzegala. Mial wyjebane, jak to on. Jednak z niego szczesciarz... Lea tego wieczoru postanowila zostac z Justin'em na noc u brata dlatego gdy tylko doszlo do napadu pomogla bratu bez chwili namyslu.

Lea...Z jednej strony byla mega szczesliwa. Nie wrocila do mieszkania z swoim chlopakiem, zostala u Jace'a, jednak codziennie spedzala dluuuugie godziny z bylym pilkarzem Barcelony. Wspierala go podczas procwsow, w kazdej chwili przy nim byla. Opracowala rowniez z swoim ''bratem od darow'' pewna teorie polegajaca na tym iz nie moze miedzy nia a nim dojsc do stykniecia sie skory. Znaki ktore pojawialy sie na ich dloniach mogly spowodowac smierc. Oczywiscie ona chciala podjac sie ryzyku tak samo jak blondyn jednak Bieber stanowczo wybil jej ten pomysl z glowy. W tym calym szczasciu bala sie jednak...Powdujac smierc osmiorga mezczyzn bala sie konsekwencji. Nie chciala ich zabic,jak na tamta chiwle, po prostu od kiedy pracowala nad tym z Jace'em jej moce staly sie o wiele silniejsze i ciezko je bylo opanowac. Wpadala w chore momenty checi zabijania.Oczywiscie cale The Fastest zapewnialo ja ze jak zwykle uda im sie ominac psy.

-Lea?-Justin zajrzal do pokoju ktory nalezal do niej w domu Gonzales. Usmiechnal sie widzac ja stojaca przed lustrem w obcislej koszulce i stringach.Podszedl od tylu obejmujac jej brzuch.-Jestes piekna,skarbie.-szepnal czule slowka do jej ucha jakby to byl sekret. Jedna reke polozyla na jego dloniach a droga poglaskala jego policzek. Odwazyla sie tylko na pokazanie swoich nog w bliznach. Brzuch widziala tylko ona. -Kocham cie...Chce zebys byla bezpieczna, czula sie kochana, spokojna...-patrzyl w jej oczy, w odbiciu lustra.
-Jestes dla mnie za dobry.-oposcila swoje rece odwracajac sie w jego objeciach. Zarzucila swoje dlonie na jego kark bawiac sie krotkimi wloskami. Dalo sie poznac ze byl ostatnio u fryzjera. -A ja jestem za duza egoistka zeby cie komus oddac.-wpila sie na chwile w jego usta. W tym pocalunku bylo wszystko! Milosc, pasja, pozadanie, cierpienie, rozpacz, bol, obawa... Oderwala sie od niego.- Chce ci cos pokazac...-zrobila trzy kroki do tylu tak ze jego rece nie mogly dosiegnac jej ciala. Spojrzal na nia zdezorientowany na co ta poslala mu niesmialy usmiech. Siegnela za konce swojej koszulki podciagajac ja lekko do gory. Zrobil krok do przdu zatrzymujac jej dlonie.
-Nie musisz..Wiem jakie to dla ciebie trudne.-przelknal glosno sline.
-Ale chce. Ufam ci.-pokiwala glowa rzucajac przy tym jego rece. Westchnal gleboko. Powoli, jakby w obawie ze sie odwroci, testowala jego wytrzymalosc. Sciagnela wreszcie czarna bokserke rzucajac ja na podloge.- Wiec tak wygladam... Nie jestem taka piekna jak przed chwila mowiles.- spojrzala na niego smutno. Jej oczy leciutko sie zaszklily jednak nie mrugnela zeby je usunac. Chlopak stal przed nia calkowicie zaszokowany.
°Nie myslalem ze az tak...°
-A jednak.-pociagnela nosem schylajac sie po bluzke. Zatrzymal ja w jednym momencie lapiac jej biodra. Stanela zawstydzona spogladajac w jego oczy. Zlapala jego ramiona patrzac niepewnie.
-Jestes idealna.-wzial ja na race kladac na lozku.- Kocham cie, taka jaka jestes.- zaczal calowac kazda jej, smutna i bolaca, blizne. Wsunela swoje dlonie w jego wlosy rozkoszujac sie ta chwila.- Perfekcyjna...-calowal dalej.- Jedyna...-podniosl sie spogladajac na jej twarz.
-Chce sie z toba kochac.-wsparla sie na lokciach. Na jego ustach uformowal sie lobuzerski usmieszek i zucil sie na nia lekko wpijajac sie w jej usta.

Po dosc dlugiej i rozkosznej grze wstepnej Lea czula ze juz nie wytrzyma.Ich jeki oraz westchnienia wypelnialy caly pokoj. Wila sie pod nim jak waz. Lezala naga przed swoim chlopakiem ktory calowal jej szyje wciaz bedac w bokserkach. Byl to ich czas. Nalezal tylko do nich i nikt im nie mogl teraz tego zabrac. Mieli siebie, to bylo najwazniejsze.
-Chce ciebie...-szepnela muskajac palcami jego barki i kark.-Teraz.-odepchnela go przewracajac ich pozycje tak zeby teraz to ona gorowala. Zlapal mocno za jej biodra przesowajac blizej jego przyjaciela.
-Nie chce cie skrzywidzc.
-Prosze cie...Nie psuj tego.-pocalowala jego usta zjezdzajac na szczeke, szyje a potem klate. Miala cholerna ochote uprawiac z nim sex. Czula sie bezpiecznie. Chlopak przekrecil delikatnie swoja ukochana na plecy zawisajac nad nia z blogim usmiechem. Szybko sciagnal bokserki i siegnal po prezerwatywe. Blondynka byla naprawde podekscytowana calym wydarzeniem mimo ze to nie byl jej pierwszy raz. Jednak to pierwszy raz gdy bedzie miala sex z osoba ktora kocha.
-Wiesz ze cie kocham?-spojrzal w jej oczy proszac o pozwolenie.
-Tak, ja ciebie tez.-zachichotala czujac pocalunki w okolicach pepka. To zabawne ze w takim momencie chcialo jej sie smiac. Napiecie roslo kiedy Justin otarl sie swoim przyrodzeniem o jej miejsce intymne. Jeknela wplatajac dlonie w jego wlosy i pociagnela go do gory by zlaczyc ich usta. Polozyl sie po miedzy jej nogami nakierowujac swojego czlonka prosto w nia. Jej jedna noge zlapal tak by objela go w pasie.Ich pocalunek byl coraz to bedziej namietny, pozadanie wzielo gore. Wszedl w nia delikatnie jednak stanowczo. Oderwala swoje usta od jego by jeknac z rozkoszy. Swoimi ustami zjechal na jej szyje przygryzajac ja lekko i skladajac mokre pocalunki. Jego ruchy byly mocne i wrecz agrsywne, nie miala z tym problemu. Odwrucila ich tak by teraz to ona na nim siedziala. Nie wyszedl z niej. Krecila swoimi biodrami podskakujac lekko a on zlapal w dlonie jej piersi. Jeknela gdy czula ze jest juz blisko. Rekoma glaskala jego klate, odrzucila glowe do tylu jeczac coraz glosniej. Justin rowniez to czul. Wychodzil na przeciw jej biodra kiedy byla na gorze. Nie mogl tego jednak tak skonczyc. Znow nad nia gorowal. Zwolnil, chcial sie podroczyc. Wyszedl z niej na co ta spojrzala obuzona.
-Spokojnie skarbie.-wpil sie w jej spuchniete od pocalunkow usta. Zlapal jej biodra w dlonie i naprowadzil na swojego gotowego przyjaciela. Odsunal sie od niej wchodzac tym razem mocno i bezczelnie. Krzyknela.- Tak, krzycz moje imie. Pokaz jak ci dobrze.-przygryzl warge czujac jak sam rowniez nie daje juz rady. Drapala swoimi paznokciami po jego plecach co dawalo tylko wiekszej satysfakcji.
-Mo...Mocniej.-warknela sexownie.
-Co tylko sobie zyczysz..-wyszeptal do jej ucha czujac ze nie moze podniesc glosu. Ruszal sie w niej z zdwojona szybkoscia jeczac jej pare niegrzecznych tekstow do ucha.
-Justin!-pisnela w momencie blogosci. Chlopak ostatnim mocnym ruchem doszedl opadajac lekko na jej cialo. Przytulila go od razu obejmujac mocniej swoje nogi w okol jego pasa.-Oh...-jeknela jeszcze raz gdy z niej wychodzil. Nie zmienil pozycji. Wciaz przytulal sie do nagiego ciala swojej ukochanej. Ich oddechy wciaz nie byly rowne ale nie obchodzilo ich to...Mieli ochote na wiecej.

-O kurwa...-jeknal przyciagajac cialo blondynki do siebie.-To bylo...
-Nieopisane...-zachichotala ukladajac glowe na jego piersi.
-Coz, skarbie... Jestesmy zajebisci.
-I nieopisani...Jak i nie wyzyci...-zachichotala szczesliwie.
-Tak, to tez.-zlapal w swoje palce jej podbrodek calujac ja w usta. Bylo do slodkie i delikatne musniecie po tym co wyprawialo sie w tym lozku... Gdyby ktos myslal ze po jednym sie skonczylo to byl w bledzie! Justin z szelmowskim usmiechem wsunal jedna reke pod swoj kark a droga rysowal jakies wzorki na biodrze dziewczyny. Bylo im tak ze soba dobrze, czuli sie wspaniale. Nie mowiac tylko o sexie,po prostu w swoim towrzystwie byli spokojni. Czuli sie tak blogo.
-Aha... Jace idzie.-zasmiala sie wywracajacz oczami. Wtulila sie bardziej w swojego chlopaka naciagajac cienka koldre na jej odkryta piers.
-Ugh... Trzeba koniecznie opracowac jakas blokade.Jak ja cierpie czytajac twoje mysli.-jeknal blondyn bez pukania wchodzac do pokoju.
-Stul pysk.-syknela rozbawiona. Nie za bardzo podobalo sie to Bieber'owi. Nikomu chyba nie podoba sie fakt iz przyjaciel jego dziewczyny zna cala ich lozkowa hisotrie.
-Nie martwcie sie, zachowam to dla siebie.
-Oczywiscie ze to zrobisz...Urwalabym ci jaja jakby tak nie bylo.-przymknela spokojnie oczy czujac sennosc naplywajaca do jej ciala.
-Tak w ogole to co cie tu sprowadza?-zapytal ciekawie Justin patrzac na kolege. Chlopacy dobrze sie dogadywali. Jace razem z Lea starali sie zachowywac normalnie. Tak jakby nie czytali w myslach, rzadko sie poslugiwali tymi zdolnosciami w rozmowach ze soba.-Nie ze cie wyganiamy ale jednak...-wzruszyl delikatnie ramionami czujac spokojny oddech blondynki. Zasnela.
-Potrzebuje pogadac z toba. Na serio.-spojrzal na niego powaznie.
-Ze pna?-bylo to zaskoczeniem dla chlopaka.
-Tak z toba.-warknal rozbawiony.-Za 15 minut widze cie na dole. Chyba ze jestes jak baba i potrzebujesz wiecej czasu.-zamknal za soba drzwi z lekkim chichotem pod nosem. JB wywrocil oczami rowniez podsmiewujac sie z zartu chlopaka. Spojrzal na spokojny wyraz twarzy ukochanej i pocalowal ja w czolo. Wysunal sie delikatnie z pod jej ciala, kiedy poczul reke na ramieniu.
-Nie odchodz...-szepnela smutno.
-Zaraz wroce kochanie.-musnal jej nos zakladajac szybko bokserki i biorac do reki dresy. Pokiwala zaspana glowa i przytulila sie do jego poduszki. W biegu naciagnal spodnie i zszedl na dol.-Co jest kurwa tak wazne ze wywrywasz mnie z lozka po tak dobrym sexie?-zasmial sie wchodzac do salonu jednak kiedy zobaczyl powazne twarze wszystkich z The Fastest, on rowniez spowaznial.-Co tu sie dzieje?
-Chodzi o to ze musisz wybrac...-odezwal sie po chwili ciszy, spokojnym glosem, Caleb.- Albo Lea i my albo twoje zycie i normalnosc.- Justin nie wiedzial co powiedziec. Doskonale zdawal sobie sprawe ze kiedys nadejdzie ten moment ale nie sadzil ze to bedzie dzis. Jego humor automatycznie sie popsul... Co on ma zrobic? Wybrac milosc i niebezpieczenstwo? Czy spokoj i rodzine? Przeciez on nie potrafil.
-Dajcie mi dwa tygodnie.
-Masz 9 dni...-warknal Toby. Nie podobal mu sie fakt iz jego przyjaciolka jest szczesliwa z Biebs'em. Nie ze byl zazdrosny... A moze?

-Nie.-pokrecila glowa smutno patrzac w rece. Po obudzeniu sie rankiem nastepnego dnia doskonale wiedziala co jest grane. Przeciez przed nia nic sie nie ukryje.- Nie!-spojrzala na Justin'a siedzace w fotelu na przeciwko. Wciaz miala na sobie tylko kolderke a on byl juz ubrany.- Nie mozesz!-w jej oczach zebraly sie lzy.-Slyszysz?! Nie powole ci zostac!!-wrzasnela zrezygnowana. Chlopak jeszcze nie podjal decyzji jednak kazda jego mysl byla wychwycona przez umysl dziewczyny. Jak na razie byl to chaos. Nic nie trzymalo sie jednosci. Siedzial tak jak posag z kamienna twarza.-Nie wybierzesz mnie... Nie zostawisz rodziny! Wrocisz tam, bedziesz szczeliwy. Beze mnie.
-I jak ty to sobie,kurwa wyobrazasz, co?-nie poruszyl sie.-Jak ja mam cie zostawic?!- podniosl sie gwaltownie. Mimo ze znala jego mysli nie moge spodziewac sie ruchow, szczegolnie w nerwach.-Myslisz ze tak po prostu zpomne? Odejde? -usiadl obok niej.- Przeciez ja cie kurwa kocham!-pociagnal za koncowki wlosow.Objela go w pasie wspowajac sie pod jego ramie.-Kocham...
-Nie podejmuj jeszcze decyzji.-pokrecila glowa.-Masz pare dni. Zastanow sie dobrze.
-Czy ty wlasnie pozwalasz mi jednak wybierac?-usmiechnal sie smutno patrzac na nia z ukosa. Wzroszyla ramionami.
-To powinna byc twoja decyzja. Znasz reguly, jestes swiadomy wszystkiego, wiec to ty wybierasz.-szepnela.-Jestem z byt wielka, egoistyczna, suka zeby wywalic cie z mojego zycia.-po jej policzku poleciala lza ktora on stral pocalunkiem.
-Kocham cie nawet jako ta wielka egoistyczna suke.-zasmial sie kiedy oberwal od niej w ramie.
-Dzieki.-pokrecila glowa.

-Zajeliscie sie cialami?-zapytal Caleb swoich chlopakow siedzac za pokaznym biurkiem.
-Juz dawno,stary.-zasmial sie Luke. Wspomnial wlasnie gdy wszystkie 8 cial zostalo zmasakrowane na jednym z obskurnych, strasznych wysypisk smieci.
-To dobrze...Nie chce zeby cos wyszlo.-warknal przegladajac jakies papiery.Zasmial sie pod nosem wspominajac scene morderstwa.
Lea zbiegla pewnie z bronia w dloniach. Czula sie wspaniale znow mogac bawic sie tego typu zabawkami. Mimo iz to nie byl jej ulubiony pistolet to i tak miala ogromna satysfakcje. Gdy znalazla sie w korytarzu przezyla szok. Caleb kleczacy na kolanach przed tym chujem z burdelu ktorego tak na prawde nazwiska nie trzeba pamietac. Toby z reszta lezeli na ziemi cali we krwi jeczac z bolu a pistolety przyjacieli skurwiela byly wycelowane w ich klatki piersiowe.Prosto w serca. Zasmiala sie gorzko okrecajac pistolet na palcu. Oczy czarne, a miesnie nog i rak ''gosci'' zaczely niemilosiernie bolec. Od razu padli na podloge. Chlopcy podczolgali sie w bardziej bezpieczne miejsce kiedy sexowna blondyneczka pierdzielila swoja przemowe. Jak zawsze dramatycznie. Calej siodemce pomocnikow rozwalila lby strzelajac z bliska w skronie. Natomiast ich szefa zostawila na koniec najbardziej torturujac cale jego cialo. Podeszla do niego, lezacego i konajacego, usiadla na przeciw jego glowy po turecku i zasmiala sie niczym mala dziewczynka. Miala wielka satysfakcje bawiac sie ludzkim zyciem. Chora przyjemnosc, tak na pewno. Kopnieciem nogi wywrocila jego cialo na plecy. Wyjela z szafki przy drzwiach sztylet rozrywajac bluzke cierpiacego.
-Mala nie musisz sie tak spieszyc.-co za tupet! Nawet w momentach smierci on ma czelnosc pierdolic glodne kawalki o sexie.
-Za wysokie progi na twoje nogi.-stanela sexownie specjalnie go kuszac. Nachylila sie przyciskajac ostrze do jego klatki piersiowej. Powoli i coraz glebiej wbijajac je w cialo zrobila ciecie az do pepka.-Ups.-zachichotala podkskujac radosnie. Ta dziewczyna miala na prawde nie po kolei w glowie. Na koniec tortury powstal piekny inicjal ''TFL'' na jego klacie. Nie byl to zwykly inicjal. Byla to pieknie zlozona spojnosc trzech literek. The Fastest Lea. Taki zwyczaj.-Papa.-wycelowala bron w jego piers pipijajac przy okazji wino z budelki stojajacej na stole.-Mh, dobre. Wrecz idealne na ta okazje.-stwierdzila naciaskajac spost. W jego ciele byly trzy dziury. W jednej oraz drogiej skroni i sercu. Kolejny zwyczaj mlodej kobietki.
-Stary ona jest naprawde psychiczna.-zasmial sie Sam.
-Oooooh jest. Dlatego jest moja wspaniala siostra.-zamsial sie Gonzales. -Gdzie jest bron ktora uzyla?-zapytal powaznie kojarzac wszystkie fakty.
-Nie wiem.-Luke wzruszyl ramionami.-Chlopacy z Young Fastest zabrali ja na wysypisko kiedy wywalali ciala.

Miala na sobie szare, dresowe spodnie i wielka koszulke swojego ukochanego. Siedziala wtulona w jego bok a ten obejmowal jej cialo szczelnym usciskiem. Skakal po kanalach szukajac czegos ciekawszego. Blondynce bylo wszystko jedno, ciagle skupiala sie na myslach Justin'a. Chciala wiedziec pierwsza co zdecyduje. Wroci? Zostanie? Chciala wiedziec co o tym mysli i czego sie boi. Przytulila go bardziej slyszac wzmianke o opuszczeniu swojej ukochanej mamy i rodzenstwa. W jednym momencie rozleglo sie glosne pukanie do drzwi.
-Ja otworze.-dziewczyna zamisla sie pogodnie, myslac iz to Ryan ktory niedawno opuscil dom.'' Pewnie czegos zapomnial''. Westchnelae w myslach. Jednak jej usmiech zbledl automatycznie gdy w drzwiach zobaczyla 4 policjantow uzbrojonych po uszy celujacych w jej cialo.
-Lea?-Justin zmarszczyl brwi wchodzac do korytarza.-O kurwa...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie wierze ze to napisalam. xD No to jest scena sexu... Ehm nie jestem za dobra jesli chodzi o pisanie na ten temat w opowiadaniu xD
Przepraszam ze tak dlugo... Troche musialam sie wysilic by napisac ten rozdzial xD HAhahahahaha poczatek coz troche goracy a koncowka dziwna... Jak myslicie cos sie stanie? A moze to kolejne bezsensowne przesluchanie Gonzales? Hm...
Ja naprawde zastanawiam sie czy komentowanie moich postow jest takie trudne? Prosze was... Postawcie chodziaz ta pieprzona kropke! Co wam szkodzi?!
-Patrys.