piątek, 26 lipca 2013

#18

Caleb szedl za lekarzem do sali gdzie jeszcze przebywala jego siostra.Strasznie sie bal jak zareaguje,czy sie w ogole odezwie,jak sie czuje i co mysli.Strasowal sie jak cholera jednak cieszyl sie ze moze ja zobaczyc i ze sie obudzila a jej stan sie polepsza.W pewnym momencie idacy przed nim mezczyzna odwrocil sie napiecie.Widac bylo ze byl strasznie zamyslony co troche przestraszylo chlopaka.
-Lea...Ona ma strasznie wyjatkowe DNA...-spojrzal na niego marszczac brwi.-Jest nadzwyczajne...-Caleb od razu wiedzial o czym mowi.Lea faktycznie nie miala typowego DNA poniewaz tez nie byla typowa.Tak jak juz wczesniej wspominalam miala niezywkle zdolnosci.Potrafila jednym spojrzeniem wywolac u czlowieka tyle bolu ze mogla zabic bez dotykania,mogla tez w tym samym czasie zadawac bol wszystkim osoba znajdujacym sie w tym samym pomieszczeniu co ona.To bylo cos nadzwyczajnego o czym wiedziala tylko ona,Caleb oraz reszta chlopakow z domu.Nikt wiecej nie mogl sie o tym dowiedziec,na zyczenie Lea.Dlatego tez miala prywatengo lekarza ktory nalezal do Young Fastest.
-Tak,wiem.-Gonzales od razu spowaznial.
-Co to w ogole jest?
-To nadprzyrodzone umiejetnosci...Jest zdolna do spowodowaniu bolu jednynie na kogos spogladajac.
-To fascynujace.-oczy lekarza rozblysly.
-Owszem...
-Gdyby tylko laboratorium to zobaczylo...-w glowie pana Sumers'a zeczely roic sie plany odnosnie DNA dziewczyny.
-Nie radze...Jesli dowie sie o tym ktokolwiek Lea uzyje swoich zdolnosci na panu.-spojrzal na niego groznie.-Wie pan doskonale kim jestesmy i co robimy,prawda?-mezczyzna kiwajac glowa przelknal glosno sline.-Niech to zostawi pan dla siebie.-poslal mu szyderczy usmiech.Sumers zaprowadzil Caleba czym predzej na sale i wpuszczajac go poslal mu bojazliwe spojrzenie.Dziewczyna lezala z zamknietymi oczami i nie chciala za nic ich otworzyc.Wyobrazala sobie swoje cialo,to jak wyglada.Bala sie...-Hej...-chlopak usiadl na krzesle przy jej lozku calujac jej dlon.
-Caleb...-jeknela nadal nie otwierajac oczu.
-Jestem tu mala...-w oczach chlopaka pojawily sie lzy szczescia.Mocniej scisnal jej dlon dajac znak ze naprawde jest przy niej.
-Boje sie...Boje sie otworzyc oczy...-szepnela rozpaczliwie a po jej policzkach pociekla przezroczysta substancja ktora jej brat od razu otarl.
-Slonce...Nie widac nic...-po czesci sklamal.Blizny widac bylo jednak byly one pod ubraniem.Jej twarz i rece byly pokryte jak na razie tylko siniakami ktore znikna.
-Slabo klamiesz...-syknela.-Jestem swiadoma tego co przeszlam....

-Stary uspokoj sie...-Toby wywrocil oczami patrzac na zdenerwowanego Seth'a ktory caly czas krazyl po korytarzu.
-A co jesli nie bedzie chciala mnie widziec? Co jesli bedzie miala mi za zle ze przez dwa lata tylko pisalismy? Co jesli mnie znienawidzi?
-Ty pojebany jestes czy jak? To Lea...Wiesz jak jest do ciebie przywiazana...Przeciez jestescie jak stare dobre malzenstwo.-zasmil sie patrzac na zdenerwowanego snajpera.
-Nie przeginaj.-zdenerwowany Adams poslal koledze mrozace krew w zylach spojrzenie.
-Sorryy...-blondyn podniosl rece w gescie obronnym i usmiechnal sie nie pewnie.-Ej a ty ja kochasz,czy jak? Co w ogole miedzy wami jest?
-Pewnie ze ja kocham...-Seth usmiechnal sie lekko zatrzymujac sie jednak tylko na chwilke.-Jest moim skarbem.-wzruszyl ramionami.-Miedzy nami nie ma nic.To znaczy tak,jest cos ale to nie milosc.Przyjaznimy sie najmocniej jak mozna jednak nigdy nie chcelibysmy byc razem.-usiadl obok zamyslonego Toby'iego.-Kiedys...-zasmial sie.-Obiecalismy sobie ze jak w wieku 45 lat nie bedziemy mieli stalego zwiazku,pobierzemy sie.-usmiechnal sie zabawnie na co zaszokowany blondyn otworzyl oczy.
-Pierdolisz...-pokrecil zabawnie glowa.
-Na serio!-zasmial sie.-Caleb byl tego swiadkiem wiec jak chcesz to sie go zapytaj.-wstal patrzac przed siebie lekko nie obecnym wzrokiem.
-Hej a ty wiesz?-zapytal nie pewnie majac na mysli nadzwyczajne zdolnosci Lea.
-Wiem,co?-spojrzal na kolege marszczac brwi.
-Sekret Lea.
-Ah...Mowisz o tym co potrafi stworzyc spojrzeniem?-Seth usmiechnal sie nie pewnie a caly czas siedzacy Toby przytaknal.-Wiem,wiem...I szczerze obawiam sie do czego moze dojsc gdy zobaczy blizny...
-Kurwa...Nie pomyslalem o tym.
-Ide do bofetu...-Adams sposcil wzrok wkladajac rece do koszeni i ze sposzczona glowe zszedl po schodach.

-I co?-Max gdy zobaczyl wchodzacego Gonzalesa do pokoju w ktorym wszyscy z wyjatkiem Adamsa przebywali,podksoczyl na krzesle znajdujac sie od razu obok przyjaciela.-I co z nia? Jak sie czuje? Jak zareagowala? Nikogo nie skrzywdzila?-spojrzal znaczaco a brat dziewczyny wiedzial co mial na mysli.
-Spokojnie,spokojnie.-zasmial sie Caleb.-Lea ma sie niezle...-zmarszczyl brwi.-To znaczy nie jest tak zle jak myslelismy.Nikogo nie skrzywdzila ani niczego zlego nie zrobila.-usmiechnal sie wymuszenie.-Na poczatky w ogole nie chciala otworzyc oczu.Mowila ze wie jak wyglada i ze nie chce sie ogladac.Ale po tym jak poczula ze przy niej jestem odwazyla sie leciutko i powolutku je otworzyc.
-A jak sie czuje?-zapytala Ellie.
-Jest cala obolala i strasznie slaba,lekarz twierdzi ze wyjdzie z tego dosc szybko.-usmiechnal sie.
-Kiedy ja tutaj przewioza?-zapytal podekscytowany Justin jednak caly czas zastanawial sie co mial na mysli Max pytajac o to czy kogos nie skrzywidzila.
-Wlasnie teraz Lea z pomoca pielegniarek poszla sie odswiezyc a po tym od razu przewioza ja tutaj.-usmiechnal sie.-A i lekarz mowil ze kiedy tutaj bedzie w sali nie bedziemy mogli przesiadywac tu cale doby.
-To kto zostaje?-Sam spojrzal na wszystkich po kolei.
-Zostaje ja i Justin.-stwierdzil Caleb.
-Co?! Czemu?!-Max'owi nie za bardzo podobal sie ten pomysl.
-Poniewaaaaz ja jestem jej bratem a Justin hmm...a Justin to Justin.-wzruszyl ramionami patrzac na pilkarza.
-Ta a ja to Max i mam takie samo prawo zeby z nia siedziec.-syknal zly.
-Kurwa stary ogarnij sie...-Gonzales mial dosc humorkow swojego przyjaciela.-Bieber zostaje dlatego ze oboje tego potrzebuja! A po za tym to tez sala Justina.
-To moze mam wyjsc?-zapytal brunet patrzac podnoszac brwi.
-Rob co chcesz...-syknal bezsilny Caleb.Max skierowal sie w strone wyjsca a Justin nie wiedzial co powiedziec.
-Czekaj!-wstal z lozka nie pewnie,caly czas byl slaby.-Nie wychodz...-zdenerwowany chlopak ktory juz lapal za klamke odwrocil sie w strone rozmowcy.-Chcesz to zostan z nia...Ja w sumie jestem dla niej nikim.-powiedzial smutno patrzac w podloge.-Masz calkowita racje ze to ty powinienes byc na moim miejscu.-zszokowany Max az otworzyl buzie.Caleb tez patrzyl oszolomiony na pilkarza ktory lekko sie usmiechal.
-Nie chcesz przy niej siedziec?-juz mniej zdenerwowany przyjaciel dziewczyny zmarszyczl brwi.
-Nie!To nie tak!Oczywiscie ze chce i to bardzo! Jednak na to nie zaslugije...-powiedzial smutny.
-Zostan.-Max zlagodnial.-Zasluzyles w pelni na to zeby z nia byc.-oczy Biebera rozblyzly.-Sory za to ze zachowalem sie jak dupek.-podrapal sie po karku.-Po porstu nie lubie jak ktos kreci sie obok mojej najlepszej przyjaciolki i oczka w glowie.-wzruszyl bezradnie ramionami.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wow...Wow...Wow...Ja to mam nie po kolei w glowie. Maialm juz wizje jak bedzie wygladal ten blog i nie bylo w nim ze Lea bedzie jakas INNA O.O Ahahahahah sama jestem w szoku xD Taaa...Nie wiem jak wy ale ja uwazam ze to nawet niezly rozdzial :D Sama siebie zaskoczylam xD Ja mowie ze normalna nie jestem ;) Licze na wasze komentarze i opinie odnosnie bloga oraz rozdzialu.Jak cos sie wam nie podoba to napisc wtedy bede mogla zmienic :D Moze wolicie zeby Gonzales byla normalnym czlowiekiem? Mi sie podoba tak jak jest ale wszystko zalezy od was ;) Ja chce zeby zostalo tak jak jest teraz bo wtedy ten blog sie wyroznia a tle innych blogow :D Czytaliscie juz jakis w ktorym bohater lub bohaterka byla taka nadzwyczajna?Ja szczerze mowiac nie ;)
Kocham Was!<3
-Patrys

piątek, 19 lipca 2013

#17

-Caleb krew ci z nosa leci...-powiedziala przejeta Pattie wyciagajac szybko chusteczki i od razu zaczela tamowac chlopakowi krwotok.
-To z tego zmeczenia...-pokrecila glowa powaznie Ellie.-Idz do domu i sie wyspij.-nakazala.
-Nie! Nigdzie nie ide...-jeknal.W tamtym momencie wyszedl doktor.-Co z nia?
-Nie moge teraz rozmawiac,przepraszam.-zbyl chlopaka ale widac bylo ze sie spieszyl.Po chwili na korytarzu ukazala sie sylwetka jednego z najlepszych snajperow na swiecie,Setha Adams'a.Oczy Caleba rozblysly widzac jego starego przyjaciela.
-Przyjechalem najszybciej jak moglem,stary.-wpadli sobie w ramiona.Seth uratowal kiedys Caleb'owi zycie przed jednym z gangow. Od tamtej pory byli najlepszymi przyjaciolmi.Jednak Adams popelnil pare bledow w interesach i musial sie wyprowadzic.-Co z sloncem?-byl strasznie przejety cala sytuacja.Lea traktowal jak swoja ksiezniczke mimo ze nigdy nie byli razem to kochal ja nad zycie.
-Ciesze sie ze jestes...Ale nie dam rady mowic.Toby!-krzyknal po przyjaciela ktory od razu stanal przy jego boku.
-Seth...-chlopak wywalil oczy widzac swojego idola,legede.Znali sie tylko na tyle ze wiedzieli swoje dane oraz czym sie zajmuja.
-Siema mlody.-usmiechnal sie do niego nie pewnie.-Wytlumaczysz mi co jest z moja Lea?
-Pewnie...Chodz.-skinal na niego reka widzac ze Gonzales nie chce tego sluchac.
-Caleb...Co tu robi Adams?-Max nigdy nie palal duzym entuzjazmem na widok chlopaka.
-Lea caly czas utrzymuje z nim kontakt...-wzruszyl ramionami.-Gdy sie dowiedzial co sie stalo wsiadl w samolot i przylecial.-wzruszyl ramionami siadajac pod sciana.
-Nie podoba mi sie ten pomysl...-pokrecil glowa siadajac obok Gonzales'a.
-Seth jest spoko...Uratowal mi zycie a dzieki niemu Lea byla bezpieczna i szczesliwa.
-Sluchaj...A oni byli razem?
-Co?-na twarzy Gonzales'a pojawil sie usmiech.-Niee...

Doktor Sumers,ten ktory zajmowal sie Lea,przechlodzil jeszcze kilka razy.Mlody Gonzales za kazdym razem chcial sie dowiedziec jaki jest stan jego siostry jednak lekarz go zbywal.Ellie byla zalamana tak samo jak Caleb jednak chlopak staral trzymac to w sobie.Seth przez caly czas krazyl w ta i z powrotem po korytarzu co chwila patrzac wyczekiwanie na drzwi sali.
-Panie doktorze niech mi pan w koncu powie co z maja siostra?-poprosil rozpaczliwie patrzac na mezczyzne ktory wyszedl wlasnie z pomieszczenia w ktorym przebywala Gonzales.
-Jeszcze nic nie wiadomo...-powiedzial smutno.-Wyniki badan beda za jakas godzine moze dwie.
-No dobrze...-powiedzial zawiedziony wracajac do siedzenia na ziemi.
-Sluchaj a co z interesami?-zapytal Adams przysiadajac sie obok.
-Zlecilem to paru z Young Fastest.
-Ah...Jak cos to moge pomoc.-usmiechnal sie szczerze.
-Dzieki stary...
-Do uslug.-spojrzal przed siebie na siedzacego Toby'iego.-A moze masz ochote cos zjesc?-zauwazyl ze jego stary przyjaciel jest strasznie blady.Caleb nic nie jadl, zyl tylko o kawie z automatu.-Toby,idziemy w trzech?
-Ja chcetnie byc cos przegryzl.-rozciagnal sie wstajac.-Caleb nie mozesz sie glodowac...-wyciagnal w strone dwoch chlopakow rece i pomogl im wstac.
-Chce kawe..-jeknal kierujac sie w strone bufetu.
-I co jeszcze?-zasmial sie Toby.-Ogranicz z ta kofeina bo sie uzaleznisz...
-To chce zapalic...
-Nastepne...-pokrecil glowa Seth.-Miales zucic.
-Mialem tez chronic Lea,wyplatac sie z tego gowna i znalezc sobie pozadna dziewczyne.-wzruszyl ramionami.-Nic sie nie udalo.
-Caleb do cholery! Wypadek nie byl z twojej winy! To ten pieprzony gosciu zasnal za kierownica!-Toby'iemu juz nerwy puszczaly.Nie mogl sluchac jak jego przyjaciel caly czas sie zadrecza.

-Siema...-do sali Justina wszedl jego kumpel Alfredo.Chlopak odwiedzail przyjaciela codziennie siedzac z nim po pare godzin.
-Yo...-Bieber skinal na niego glowa.
-Jak sie czujesz?-zapytal Flores siadajac na fotelu obok lozka.
-Niezle...-wzruszyl ramionami.-Troche ta reka mnie boli...
-A jak dziewczyna? Lea,tak?
-Taak...Nie mam pojecia...Moja mama kiedy ja pytam o stan Lea od razu zmienia temat lub udaje ze nie slyszala...Chlopakow wole nie pytac jak zagladaja bo widze ze sie strasznie martwia...Caleb,jej brat, jest strasznie zdruzgotany.Pani Martines tez wole nie pytac bo prawie ciagle placze.
-A moze ja sie zapytam?
-I myslisz,stary ze ci powiedza?-pilkarz spojrzal na niego podnoszac znaczaco brwi.
-Ehm...Masz racje...To moze zapytam sie Pattie?
-Chcesz to pytaj ale i tak ci nic nie powie...-powiedzial zrezygnowany.
-Ty sie zabujales w ten dziewczynie?
-Niee...Po porstu cos mnie do niej ciagnie.-powiedzial marszczac brwi.
-Kim ona jest?-zapytal ciekawie przyjaciel Biebera.Do tych czas 19-latek wymigiwal sie odpowiedzenia nazwiska lub jakich kolwiek informacji na temat dziewczyny.
-A co u twoich rodzicow?-zapytal szybko zmieniajac temat. "Nie tym razem,Bieber.".Pomyslal sobie Alfredo patrzac znaczaco.
-Gadaj.Mam dosc juz tego ze ciagle zmieniasz temat.Przeciez na pewno nie jest jakims morderca.-zasmial sie a twarz Justina nie zmienila wyrazu.-A jest?-spojrzal na niego powaznie.
-To Lea Gonzales.
-Ale zbieg okolicznosci.-usmiechnal sie Flores.-Ma tak samo jak ta z tej mafii.
-Fredo...To walsnie TA Lea Gonzales.-powiedzial patrzac znaczaco a chlopak siedzacy na fotelu az zbladl.
-Niezly zart stary.-zasmial sie klepiac Justina po ramieniu.-Przez chwile na serio sie nabralem...-zasmial sie od nowa jednak Bieberowi nie bylo tak do smiechu.
-Ja mowie calkowicie powaznie.To Lea Gonzales,z domu rodzenstwa Gonzales,z The Fastest.Jak nie wiezysz wyjdz na korytarz i jesli zobaczysz chlopaka calego wytatuowanego z fullcap'em nasunietym bardzo nisko to bedzie to jej brat,TEN Caleb Gonzales.
-Pieprzysz przez ten wypadek...-pokrecil glowa opierajac sie wygodnie na fotelu.
-Kurwa Alfredo mowie serio!
-Dobra...Skoro tak twierdzisz to ide zobaczyc.-Flores podszedl do drzwi i otwierajac je szeroko wyszedl.Na krzeslach siedziala Pattie,Ellie,Sam i Luke.-No i gdzie ten Caleb?-spojrzal wymownie na lezacego przyjaciela.
-Mamo!-krzyknal Bieber a w drzwiach od razu pojawila sie pani Mallette.
-Tak?
-Gdzie Caleb?
-Toby z tym nowym chlopakiem poszli namowic go na cos do zjedzenia.-usmiechnela sie cieplo.
-Z jakim nowym chlopakiem?-Justin zmarszczyl brwi patrzac nie zrozumiale.
-Przyjechal jakis chlopak...Przedstawial mi sie ale czekaj bo zapomnialam jak ma na imie...Hmm...Seht Adams!-klasnela w rece.
-No dobra...Nie wazne.-pokrecil glowa.-Powiesz mi co z Lea?
-Chcesz cos z bufetu?-usmiechnela sie.
-Nie dzieki...-syknal zly ze jego mama znow zmieniala temat.Kobieta wyszla, Alfredo zamknal za nia drzwi a pozniej wrocil na fotel.
-Boze w co ty sie wplatales...-spojrzal na niego z wspolczuciem.-Tobie to do reszty odjebalo??
-No co? Cos w niej jest takieg...-zamyslil sie szukajac odpowiedniego slowa.-Sam nie wiem jak to okreslic.
-To ja ci powiem jak to opisac...-Alfredo podniosl sie i przybil z przyjacilem specyficzna piostke.-Milosc,stary...-wzruszyl ramionami i wyszedl z stali zostawiajac Biebera samego z myslami.

Nastepnego dnia Justin dostal wypis ze szpitala lecz daleko to on nie pojechal...Zostal w pokoju czekajac caly czas az poste lozko zajmie dziewczyna o ktora tak bardzo sie martwil.Lekarz nadal zbywal pytania na temat stanu Lea i poprosil wszystkich aby przeniesli sie do pokoju ktory byl naprawde duzy i spokojnie pomiescil wszystkich.Seth unikal Biebsa z nie wiadomych powodow.Twierdzil ze nie chce na razie nikogo poznawac,chce tylko jak najszybicej przytulic swoja ksiezniczke.W jednym momencie dyskusje przerwal wchodzacy do pokoju doktor.
-Co z nia?-zapytal brat poszkodowanej.
-Udalo nam sie ja obudzic.-usmiechnal sie z duma i ulga a oczy Caleba rozblysly.Bieber mial ochote od razu wybiec z sali i pobiec do dziewczyny.-Byly komplikacje ale sie udalo.
-Mozna ja odwiedzic?-Caleb podszedl do doktora i spojrzal z nadzieja.-Prosze...
-Zostanie jeszcze dzisiaj przewieziona tutaj do sali.
-Prosze moge zobaczyc moja mala siostrzyczke?
-Dobrze ale tylko pan...-lekarz podrapal sie po glowie i wyszedl a Gonzales zaraz za nim.
-Obudzila sie...-westchnal Toby usmiechajac sie pod nosem opadajac na sofe.Podczas gdy wszyscy dyskutowali, Justin siedzial cicho caly czas myslac o Lea. Nie mogl uwierzyc ze jego mama nie chciala mu powiedziec o stanie dziewczyny.Wiedziala ze przez jakis czas byla opcja ze ona odejdzie a Pattie wolala nie mowic nic swojemu synowi.Czy chlopak mial jej to za zle? Czy byl na nia zly? Na pewno...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Obiecay rozdzial ;)
Jestem straszie zabieganan i wgl zakrecona xD Wczoraj bylam we Wloclawku i spotkalam Dawida Ignaczaka (Tego z Go To The Dance) i mam z nim fotke ^^ Ogolnie to go lubie i strasznie mily jest :P
A co u was? Jak sie podoba rozdzial? No i jak wakacje??
Kocham Was <3
-Patrys

poniedziałek, 15 lipca 2013

News...!!!!!!!!!!!

Wiec od razu przejde do rzeczy...
Przez nastepny miesiac dokladnie do 12-ego sierpnia nie bede miala internetu.
Poniewaz jutro o 9:30 mam samolot do Polski a nie zabieram laptopa niestety nie bedzie tak czesto rozdzialow.No wlasnie tak czesto.Przez ostatni tydzien siedzialam caly czas przed laptopem piszac rozdzialy do przodu.Nie martwcie sie bo juz mam ustalone z moim kuzynem ze pozyczy mi kapa zebym cos wam dodala.Od razu mowie ze bede dodawac raz na tydzien. Przewiduje iz rozdzialy beda pojawialy sie w czwartki lub piatki ale nie jestem co do tego jeszcze pewna.
Bardzo was przepraszam ale naprawe nie bede miala jak pisac czesciej. Obiecuje ze na nieskonczonosc procent jeden na tydzien bedzie.
Mam nadzieje ze nie jestescie na mnie zli bo naprawde sie staralam zeby pisac do przodu i zeby nie musiec zawieszac bloga az na miesiac.
Przepraszam was bardzo ale tez jestem czlowiekiem i potrzebuje przerwy.
Mam nadzieje ze mnie zrozumiecie i przez moj wyjazd nie opuscicie mojego bloga i mnie.
Jest to naprawde dla mnie wazne bo strasznie was pokochalam <3
Wiec tak... Nastepny rozdzial zgodnie z moimi przewidywaniami pojawi sie...18-ego lub 19-ego.Na pewno jeszcze w tym tugodniu.
Zycze wam udanego czasu ;) Mam nadzieje ze rozdzialy sie spodobaja bo byly pisane naprawde pod wielka presja. Staralam sie naprawde ;) Obiecuje ze po tym miesiacu wroce odnowiona z wieloma nowymi pomyslami i wena. :D Potrzebuje chwili przerwy ale rozdzialy dla was juz czekaja ;)
Koooooooooooocham Was <3
Przykor mi okropnie ze nie bede mogla pisac :'c
-Patrys

#16

Przez cale nastepne 3 dni chlopcy nie ruszyli sie ze szpitala, nawet olali naleganie lekarzy.Pattie rowniez wrocila odswiezona z rzeczami syna i tylko na pare godzinek wracala do domu aby sie zdrzemnac.Ellie tak samo jak chlopcy nie ruszala sie z pod sali.Lekarze twierdzili ze stan Lea sie powoli polepsze jednak czeka ja rechabilitacja.Jej kolano bedzie musialo przejsc serie cwiczen aby wrocilo do normalnego funkcjonowania.Chlopcy strasznie bali sie o dziewczyne.Martwili sie tez tym jak zareaguje widzac liczne blizny i rozciecia.Lea bardzo duza uwage zwracala na swoj wyglad i cialo dlatego tez bali sie iz dziewczyna sie zalamie.Bali sie o Lea,o jej stan fizyczny jak i psychiczny.Przeciez ona sie mogla zalamac.Cialo to bylo cos co wykorzystywala codziennie aby dostac to czego chce..Lekarze biora pod uwage kolejna operacje.Caleb gdy sie o tym dowiedzial nie wiedzial co ze soba zrobic.W jego glowie nastal jeszcze wiekszy chaos a cialo odmawialo posluszenstwa.W zlosci uderzyl kilka razy w sciane rozcianajac sobie reke.
-Caleb!-Toby od razu zareagowal z Max'em odciagajac chlopaka na bok.-Spokoj! To szpital...
-A co jesli ona umrze?! Co jesli nie da rady?!- patrzyl na swoich kolegow z gorycza i bolem.
-To Lea! Ona ze wszystkim daje sobie rade!-Max juz nie wytrzymal i poddal sie emocja.
-Idz po pielegniarke.-syknal blondyn patrzac jak chlopakowi puszczaja nerwy.Spojrzeli oboje na reke zdruzgotanego Gonzales'a i porozumieli sie wzrokowo.-Da sobie rade...Jak zawsze.-Toby trzymal przyjaciela za twarz i patrzyl mu w oczy.-Twoje nerwy tu w niczym nie pomoga...
-Dobra...-spojrzal na swoja krwawiaca reke.

-Mamo...Co z nia?-Justin po raz kolejny pytal swoja mame o stan dziewczyny.
-Lekarze rozwazaja kolejna operacje...-powiedziala smutno przegarniajac wlosy na jedna strone.
-Wyjdzie z tego prawda?-spojrzal z nadzieja w jej oczy.-Powiedz ze wyjdzie...
-Skarbie musimy byc dobrej mysli...-scisnela jego dlon.Wzrok chlopaka po raz kolejny powedrowal na puste lozko.-Justin...Jest tu ktos kto chcialby sie z toba zobaczyc.-usmiechnela sie gorzko.-Moze wejsc?
-Tsa...-odpowiedzial z grymasem bo doskonale wiedzial kogo mama miala na mysli.Bieber nie robiac sobie nic z tego ze zaraz ma przyjsc jego byla dalej wpatrywal sie w to nieszczesne lozko na ktorym powinna lezec Lea.W jednym momencie drzwi sie otworzyly i stanela w nich Gomez.
-Oh kochanie jak sie czujesz?-podbiegla do chlopaka i chciala go pocalowac jednak ten ja odepchnal.
-Pierwsze to nie jestesmy juz razem wiec tak do mnie nie mow a drogie to nie dwoj interes...-spojrzal na nia przelotnie.
-Chyba cos ci sie pomylilo,skarbie.-usmiechnela sie glupio.-Widocznie przez wstrzas straciles pamiec.
-Hahaha zalosna jestes...Pamietam wszystko idealnie.-zasmial sie kpiaco.-Nie myslalem ze jestes taka idiotka zeby przychodzic do szpitala z checia wciskania mi jakis kitow.-pokrecil glowa patrzac na nia z pogarda.-Co? Twoja slawa za slabo sie rozwija i potrzebujesz mnie zeby zrobic szum? Nie tym razem.-mrugnal do niej okiem. Byla oszolomiona tym co powiedzial.-A teraz mozesz spieprzac.-syknal a ona tylko prychnela i podnoszac sie pogardliwie na niego spojrzala.-Suka...-szepnal pod nosem gdy juz dziewczyna opuscila pomieszczenie.Przez nastepne kilka minut patrzyl w sufit a pozniej jednak zamknal oczy.W jego glowie ciagle siedzial obraz tego cholernego wypadku.Tego jak ten samochod uderzyl w strone gdzie siedziala Gonzales.To wszystko przyprawialo go o ciarki i dreszcze oraz bol glowy.Caly czas sie czol winny mimo ze tak naprawde wypadek nie byl z jego winy.To gosciu prowadzacy tamto auto zasnal przed kierownica.Mimo to Bieber nadal twierdzil i upieral sie ze to jego wina.Nie mogl sobie wyobrazic ze dziewczyna umrze.Ona nie mogla odejsc! Sam nie wiedzial co w niej jest ale ciagnelo go do niej jak cholera.Wiedzial ze nie chce jej stracic.Cos w niej bylo czego nie znalazl w zadnej innej dziewczynie.Cos tak tajemniczego i magicznego.Czy sie zakochal? Czy to mozliwe? On sam jak na razie tego nie wiedzial.

-Moze pojedziesz do domu sie wykapac i przespac?-zapytala troskliwie Ellie glaszczac swojego wnuka po glowie.Caleb byl tak zmeczony ze polozyl glowe na kolanach babci i zamknal na chwile oczy.Jednak nie spal.Po duzej ilosci kofeiny i tych wszystkich emocjach sen mu latwo nie przychodzil.
-Chyba snisz,babciu.-podniosl sie do pozycji siedzacej i gleboko ziewnal.
-Kochanie przeciez widze ze sie meczysz...Wszyscy sie meczycie ale chlopcy przynajmniej potrafia pojechac do domu zeby sie odswierzyc.
-Caleb...Twoja babcia ma racje.Jedz sie przynajmniej wykapac i przebrac.-poklepal go po ramieniu Sam.
-Ale ja musze byc przy niej...
-Ale tez musisz zyc.-Ellie spojrzala na niego znaczaco.
-A co jesli sie obudzi? A mnie przy niej nie bedzie...Pomysli ze ja olalem.
-Co? Lea pomysli ze TY ja olales? Ciebie do reszty pojebalo?-jego przyjaciel rozesmial sie troche na przymusie.-Przeciez ona wie ze martwisz sie o nia bardziej niz o siebie...
-A co jesli...-nie dane bylo dokonczyc Caleb'owi.
-A co jesli cie zobaczy takiego zaniedbanego? Wiesz jaka bedzie wsciekla?
-Skarbie jedz sie przewietrz...-usmiechnela sie pani Martines lapiac wnuka za reke.
-Jak cos bedziemy dzwonic.-Sam poslal mu szczerzy,pokrzepiajacy usmiech.
-Za 30 minut jestem z powrotem...-wstal i rzucil sie biegiem w strone wyjscia.
-Uwazaj na siebie!-zawolala jego babcia krecac glowa.
-Jest dobrym kierowca.-Sam usmiechnal sie siadajac na tym samym miejscu co jeszcze chwile temu siedzial Gonzales.
-Mam nadzieje...Bo nie potrzebujemy nastepnej ofiary wypadku...-westchnela ciezko spogladajac przed siebie.

-Jakies wiadomosci odnosnie jej stanu?-zapytala przejeta Pattie.
-Jest juz po tej nastepnej operacji...-jeknal Toby.-Jednak byla nie zbedna.
-Boze...-kobieta az zbledla zakrywajac buzie reka a jej oczy sie zaszklily.
-Podobno jej stan sie polepszyl...
-A gdzie Caleb?-pani Mallette rozejrzala sie po korytarzu.-Nie mowcie ze udalo sie wam namowic go na wizyte w domu?
-A jednak.-usmiechnela sie smutno Ellie i nadal bawila sie swoimi palcami.
-Ile go juz nie ma?-zapytala ciekawie przysiadajac sie obok Sam'a.
-Jakas godzine.-usmiechnal sie chlopak.-Mam nadzieje ze poszedl sie zdrzemnac bo widac bylo jak tego potrzebowal...
-W szoku jestem...-usmiechnela sie szeroko.
-A jak Justin?-zapytala ciekawie Ellie.
- Jeczy na ta zlamana reke i palce bo nie moze pisac na telefonie.-powiedziala z dezaprobata.-Chociaz najwieksze zainteresownie poswieca pustemu lozku.-dodala smutno sposzczajac wzrok na buty.
-Nadal sie obwinia?-Sam nie mogl uwierzyc ze tak bedzo sie tym przejal.Jednak u chlopakow tak wlasnie bylo.Nie wyobrazali sobie ze mogliby sie o cos obwiniac.No bo patrzac na to z ich strony,mieli w sumie racje.Gdyby obwiniali sie za kazdt wypadek,zabojstwo lub przekrety w interesach by trafili do psychiatryka z bardzo powaznymi zaburzeniami.
-Niestety...On bedzie sie obwinial dopoki Lea mu tego nie wytlumaczy i pewnie bedzie chcial zeby mu tez wybaczyla.
-Podobno byla tutaj pani psycholog?-chlopak nadal ciekawie pytal.
-Ehm...Byla ale duzo nie zdzialala.Justin jest bardzo nieufny i nie chcial z nia rozmawiac.
-Oh...-pani Martines wstchnela smutno.
-Jestem.-przed Sam'em stanal odswierzony Caleb.-Sory ze tak dlugo ale polozylem sie na lozku zeby chwilke popatrzac w sufit i tak jakos mi sie przysnelo.-usmiechnal sie niewinnie.
-Za co ty przepraszasz...-zasmial sie Sam.-Dobrze ze sie zdrzemnales.-poklepal go po ramieniu wstajac.

Trzech usmiechnietych lekarzy wyszlo z sali gdzie obecnie znajdowala sie jeszcze Lea.Caleb z Ellie od razu poderwali sie podchodzac do doktorow z nadzieja ze dziewczyna sie juz wybudzila.
-Przepraszam...Co z Lea?
-Jej stan sie naprawde polepszyl.-usmiechnal sie jeden.
-Wybudzila sie na chwilke.-dodal drugi.-Jednak znow zapadla w spiaczke.-powiedzial smutno i zmarszczyl brwi.
-Mowila ze masz sie nie martwic.-gdy tamta dwojka mlodych lekarzy juz odeszla zostal tylko starszy maezczyzna.Ten sam z ktorym Caleb rozmawia za kazdym razem odnosnie statnu jego siostry.
-Ale obudzi sie,prawda?-zapytal z nadzieja.Doktor na poczatku nie za bardzo wiedzial co powiedziec.
-Jezeli wybudzi sie w ciagu nastepnych 24 godzin bedzie zyc...Jednak jesli nie uda nam sie jej przywrocic...Juz nie bedzie szansy na to zeby normalnie funkcjonowala.
-O Boze...-Ellie zakryla dlonia usta chwiejac sie na nogach.
-Babciu usiadz...-Gonzales podtrzymal kobiete pomagajac usiasc na krzesla obok Pattie.
-Jednak jestesmy dobrej mysli i po wynikach wszystkich badan uwazamy ze powinna sie wybudzic w okreslonym czasie.
-Panie doktorze.-w jednym momencie podbiegla jakas pielegniarka.-Problemy z ta mloda dziewczyna.-pokazala na sale.Lekarz rzucil sie biegiem do srodka i od razu zareagowal.Stan Lea diametralnie sie pogorszyl.W jednym momencie po raz kolejny walczono o jej zycie.Caleb wiedzac ze chodzi o jego siostre znow zjechal po scianie i gleboko oddychal opanowujac zawroty glowy.Zadawal sobie to pytania ze jak to mozliwe iz w jednej chwili byla ta ogromna nadzieja a w drugiej wszystko moglo stracic sens?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Uuuuuuu ^^ Ale akcja xD Przepraszam troszke mi odpierdziela ;)
A wlasnie...Pozniej dodam notke.Wazna swoja droga wiec prosze przeczytajcie ;*
Kocham Was <3
-Patrys

środa, 10 lipca 2013

#15

Caleb siedzial nie ruchomo na sofie i patrzyl sie niobecnym wzrokiem w sciane.Chlopacy wyglupiali sie razem z ich goscien,Ryan'em.Gonzales czul ze cos jest nie tak,jego podswiadomosc nie dawala mu spokoju.Toby mial tak samo jednak potrafil to zignorowac,widocznie nie bylo u niego to tak mocne.Usiadl ubok Gonzalesa i spojrzal nie pewnie.
-Co jest,stary?
-Mam zle przeczucia...
-Ja tak samo...Max cos tam jeczal ze tez ma wrazenie ze cos zlego sie stalo.-blondyn popil lyka piwa i spojrzal przed siebie.-A co jesli cos z Lea?
-Bede wtedy kurewskie problemy...-pokrecil glowa i wyciagnal dzwoniacy telefon.-Tak?
-Rozmawiam z Caleb'em Gonzales'em?-zapytal jakis kobiecy glos.
-Tak...
-Panska siostra znajduje sie w szpitalu na Vision Street.-oczy chlopaka zrobily sie czarne.-Ulegla powanzemu wypadkowi i jesli moglby pan tu przyjechac bardzo by nam to pomoglo.
-Tak oczywiscie...Zaraz bede.-mowil machinalnie.
-W takim razie wiecej informaci uzyska pan od lekarzy a w recepcji rowniez nie bedzie mial pan zadnych problemow.
-Dobrze...W takim razie do widzenia.-nie czekajac na slowa pozegnania rozlaczyl sie i wolna reka wyrzucil w powietrze stojacy przed nim stolik.-Kurwa!!-krzyknal wsciekly a furia malowala sie w jego oczach.Chlopacy automatycznie spowaznieli i spojrzeli na Caleb'a.Stali w szeregu i nie mieli najmniejszego pojecia co moglo tak wkurzyc chlopaka.
-Stary co jest?-zapytal nie pewnie Max.
-Mala jest w szpitalu,to jest! Kurwa a mowilem zeby jej nie zostawiac bez opieki!! Do kurwy nadzy!!

-Ellie!!-Pattie dobijala sie do drzwi pani Martines.-Ellie!
-Cos sie stalo?-zapytala troszke zaspana kobieta.Przysnelo jej sie ogladajac kolejna telenowele.
-Justin i Lea sa w szpitalu...-powiedziala rozpaczona a kolejna porcja lez splynela po jej policzkach.Babcia dziewczyny automatycznie zbledla.-Chcesz ze mna jechac?
-Pytanie...-szepnla i biorac torebke zatrzasnela dom i szybko udaly sie do samochodu pani Mallette.Kobieta co chwila ocierala lzy i probujac sie opanowac szybko jechala.Dla babci dziewczyny byl to niewyobrazalny bol.Dopiero co odzyskala swoja ukochana wnuczke a ta trafila do szpitala.Nie potrafila tego zrozumiec.Jak? Kiedy? Czemu? Nie potrafila,a nawet sie nie starala opanowac splywajacych po policzkach lez.Zastanawiala sie czy rodzice Lea przyjada do swojej corki.Zastanawiala sie jakie to bedzie spotkanie po latach.Jednak najbardziej martwila sie o swoja wnuczke.Martwila sie w jakim jest stanie i czy wyjdzie z tego.
-Wszystko bedzie dobrze...-Pattie widzac zalamana kobiete zlapala ja za dlon.-Trzeba wierzyc.-ona sama jednak nie wiedziala co myslec.Bardzo bala sie o swojego syna,o jego zdrowie i stan.Nie miala pojecia co sie stalo i jak zaszlo do tego wypadku.Wiedziala ze Justin chcial zabrac Lea do jego ulubionej restauracji za miastem.Parkujac na szpitalnym parkingu strasznie sie denerwowala a w glowie miala chaos.

-Panie doktorze...-cala piatka chlopakow lacznie z mama Justina i pania Ellie czekali na wyniki badan.-Co z nimi?-zapytal zaniepokojony brat.
-Jesli chodzi o Justina to juz sie wybudzil.Zaznal tylko obrazen zewnetrznych.Ma zlamana reke,pare zeber i trzy palce u drogiej reki oraz wiele siniakow.Po za tym lekki wstrzac jednak to nic powaznego i bedzie objawial sie lekkimi bolami glowy przez nastepne 2-3 dni.-wyczytal z kart.-To silny chlopak i na pewno szybko sie z tego wylize,zwazajac na to iz tak szybko sie wybudzil.
-A Lea?
-Coz...Tak jak pan juz wie musiala przejsc operacje ratujaca jej zycie...-mina lekarza nie pokazywala zadnych emocji co frustrowalo Caleba.
-Jak poszlo?-chlopak juz nie mogl czekac,ponaglal lekarza jak tylko mogl.
-Pomyslnie...Jednak musielismy rozciac jej brzuch i klatke piersiowa po czym zostaly naprawde duze blizny.Jej stan jest juz stabilny.Ma zlamana noge i prawy nadgarstek oraz nie liczne siniaki.Noge rowniez mosielismy rozciac poniewaz doszlo do powaznego uszkudzenia kolana.-spojrzal smutno na oszolomionego chlopaka.-Ale spokojnie...-polozyl mu reke na ramianiu.-Wyjdzie z tego.
-Dziekuje...-Caleb poslal mu wdzieczne spojrzenie wiedzac ze to on uratowal jej siostre.Doktor poslal mu wymuszony usmiech.
-Mozna do nich wejsc?-zapytala Pattie.
-Justin lezy juz na sali wiec tak a Lea jest na odziale intensywnej opieki i niestety jeszcze nie mozna jej odwiedzac.
-Kiedy bedzie mozna ja zobaczyc?-pani Mallatte dalej pytala.
-Jeszcze nie mozna tego stwierdzic ale bedziemy informowac panstwa na bierzaco.-mezczyzna skinal glowa i przepraszajac odszedl.Caleb zrozpaczony usiadl na podlodze opierajac plecy o sciane a twarz schowal w dloniach.Plakal,to byl pierwszy raz kiedy po jego policzkach pociekly zly.Chlopacy od razy do niego podeszli i ukucneli.
-Ona z tego wyjdzie.-zaczal Max.-Przeciez wiesz ze jest silna...
-Ale czemu ona?-Caleb spojrzal rozpaczliwie na przyjaciela.-Czemu moja mala siostrzyczka?!-podniosl glos.-Nie moglem to byc ja?! Kurwa!-uderzyl kilka razy w podloge a chlopacy widzac ze powoli wybucha zlapali go i usiszyli.Ellie poszla porozmawiac z lekarzem dokladniej o stanie swojej wnuczki.

-Czesc sunku...-Pattie nie pewnie zajrzala do sali swojego syna w ktorej miescily sie dwa lozka.Byla to odzielna sala na zyczenie pani Mallette w ktorej byly miejsca dla Lea i Justina.Chlopak patrzyl nieobecnym wzrokiem na lozko obok jego gdzie powinna lezec Gonzales.
-Gdzie ona jest?-zapytal mame ktora siedziala na fotelu przy lozku.
-Przeszla bardzo powazna operacje,kochanie...Musiala zostac na odziale intensywnej opieki.-oczy chlopaka sie zaszklily.
-Wyjdzie z tego,prawda?W jakim jest stanie?
-Leakrz mowil ze ma zlamana noge,skrecony nadgarstek i wiele siniakow.Noge tez musieli rozciac poniewaz miala powazne uszkodzenie kolana.
-A operacja?
-Otworzyli jej klatke piersiowa i brzuch ale nie wiem co sie stalo...-powiedziala smutno widzac jak jej syn sie przejmuje.
-Jej stan?
-Stabilny.
-Boze to moja wina...-znow jego wzrok powedrowal na lozko dziewczyny.-To przeze mnie tak cieri.Gdybym tylko mogl cofnac czas...-po jego polickzach lecialy lzy.
-Kochanie to nie two...
-Nie! Mamo to moja wina!! Nie potrzebnie sie jej przygladalem!!-chlopak wybuchl przerywajac wypowiedz matki.Wszytkie emocje wyszly na zewnatrz.-To moja wina!!
-Skarbie...-Pattie stanela obejmujac swojego syna a on od razu sie w nia wtulil.
-Mamo zawolaj Caleba...-szepnal gdy juz jego mama znow usiadla.
-Chwileczke.-usmiechnala sie smutno.-Jak ty sie czujesz?
-Dobrze...To znaczy boli mnie glowa i ogolnie jestem caly obolaly ale po za tym jest ok.No i jeszcze ta reka i palce.-na jego twarzy wymalowal sie grymas.-Dobrze ze nic nie stalo sie noga...
-A jak sie czujesz...Psychicznie?
-Mamo...Jak moge sie czuc?-spojrzal na nia zalamany.Jego oczy stracily ten swoj blask i radosc z zycia.Kobieta wstala lapiac swoja torebke i pocalowala syna w glowe.-Zawolaj Caleba.
-Zajrze do ciebie pozniej.-powiedziala lapiac za klmke.
-A mamo! Przywiez mi pare moich ciochow,laptopa i w ogole.A i prosze nie przesiaduj tutaj caly czas...-spojrzal na nia pokornie.
-Przywioze ci potrzebne rzeczy ale nie licz na to zebym siedziala w domu...-pokrecila glowa.-Kocham cie...
-Ja ciebie tez.

Ellie byla zalamana.Siedziala na korytarzu i co chwila wycierala lzy.Sam ktory od razu polubill kobiete ciagle ja do siebie przytulal i pocieszal.Bardzo mu przypominala jego babcie ktora pare lat temu niestety zmarla,co bardzo go dotknelo.Reszta chlopakow siedziala pod sciana i patrzyli przed siebie.To byl dla nich cios po nizej pasa.Teraz nic sie dla nich nie liczylo.Mieli w dupie intersy,Monesti'ego i to cale bagno w ktore sie wpakowali.Jak na razie przekazali dowodzenie chlopakom ktorzy mieli przyjechac pomoc przy sprawie z Monesti'm.W tym zyciu nie bylo zadnej wymowki.Jesli bylo jakies spotkanie trzeba bylo sie stawic,nawet jesli nie mozna osobiscie trzeba kogos wyslac.Caleb razem z Max'em i Toby'm zadzonili po najlepszych chlopakow z Young Fastest wiec byli pewni ze wszystko pojdzie po ich mysli.Jednak kazda ich mysl schodzila do jednej...Do Lea.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ups...Troche musialo zabolec :/ Jak myslicie? Lea wyjdzie z tego? Wyzdrowieje i wszystko bedzie ok? Ja osobiecie nic nie wiem ^^ To jest najfajniejsze :D Pisze na calkowitym spontanie,bez planowania i wymyslania wczesniej dlatego jeszcze nie nie wiem xD

piątek, 5 lipca 2013

#14

-Zabierzcie to z moich oczy...-syknela wkurwiona trzaskajac drzwiami.Usiadla zdenerwowana na stoliku przed sofa.Chlopacy od razu poszli po worek zeby zabrac cialo wrecz rozprutej blondynki ktora Lea kiedys znala.Ofiara byla tak porozcinana ze moznabylo zobaczyc jej wnetrznosci.Jej rece byly powyginane w przerozne strony tak samo jak nogi.A twarz...Nie byla wrecz naruszona.Miala lekkie siniaki i widac bylo ze czesto dostawala w lewy policzek jednak nie bylo ani zadnej kropli krwi.
-Znalas ja...-stwierdzil Caleb patrzac na zabita dziewczyne.
-To Sara Pey.Chodzila ze mna do podstawowki jak dobrze pamietam...-zaczela mowic machinalnie,patrzac w przestrzen.-Rozwiedzeni rodzice,mlodsza siostra.Kochana przez matke,olweana przez ojca.Normalne zycie 17-nastolatki.Szkola,dom,treningi atletyczne...-wzruszyla ramionami wracajac do normalnego siwata.
-Skad to wszystko wiesz?-Gonzales spojrzal na nia dziwnie.
-Samantha ostatnio wspominala ze przeprowadzila sie na jej osiedle wiec sprawidzlam cos nie co o niej...
-Ciekwae czemu akurat ona...-zamyslil sie Toby.
-Jej chlopakiem byl bliski kuzyn Monesti'ego a gdy z nim zerwala chlopak sie zalamal...
-Zemsta...-powiedzial wciaz zamyslony blondyn.
-Tylko co my z tym mamy?-zapytal starszy Gonzales patrzac na uwijajacego sie Luke i Sam'a.
-Chca pokazac ze wrocili...-syknela wkurzona.
-Lea...-zaczal nie pewnie Luke.-Tu jest jakas karka...-na jego twarzy ukazal sie grymas podnoszac list z ziemi.
-Kochani The Fastest... Mam nadzieje ze niespodzianka sie spodobala...-Lea czytala na glos.-Szkoda ze chlopcy nie mogli sie przekonac jaka dobra byla w lozku...Troszke sie zucala ale latwo ja opanowalem. Mam nadzieje ze informacja o moim pomysle odnosnie gangu juz do was dotarla.Spotkajmy sie jutro w lesie na obrzerzach miasta o 1.00 w nocy zeby obgadac interesy...Radze sie pojwaic bo na waszych schodach moze wyladowac ktores z waszych bliskich.
-Jego brat lepiej wymyslal lisciki...-stwierdzil Toby a dziewczyna od razu go zmierzyla mrozacym krew w zylach wzrokiem.
-Trzeba zaczac ich obserwowac...-stwierdzil Max.
-Masz racje.-dziewczyna go od razu poparla.-Nie mozemy zostawic dzieckiakow bez nadzoru.-zasmiala sie chytrze.
-Zlecamy to innym czy sami sie tym zajemiemy?-zapytal Toby.
-Obserwowaniem ja sobie nie zamierzam zawracac glowy.-prychnel nie zadowolona.Do gangu The Fastest zaliczala sie tylko ta potwrzna szostka.Jednak drygowali duzym gronem chlopakow.Nazywano ich Young Fastest.Byli podzieleni mozna powiedziec na grupy: technicy,psycholodzy,meczyciele,detektywi i pare innych.Prawie wszyscy mieszkali w USA lub Kanadzie ale byly wyjatki ktorzy znajdowali sie w innej czesci kuli ziemskiej.
-Czyli zlecamy.-usmiechnal sie brat blondynki siegajac po telefon.
-Zadzon jeszcze po paru chlopakow z ochrony.-machnela do brata.
-Zostaniemy tu na dluzej...-mruknal nie zadowolony Toby.
-Niestety...-westchnela.-Co myslicie aby przeniesc sie do wiekszej willi?Moze bysmy kupili jakas?-spojrzala na Max'a ktory lubil kupowac nowe mieszkania lub domy tak samo jak auta.
-Poszukam czegosc.-wyszczerzyl sie lapiac za laptopa.

-Jak sie spalo?-zapytala troskliwie Ellie gdy jej wnuczka zeszla w pizamie,rozczochrana i nie umalowana do kuchni.
-Spalam godzine babciu...-jej glos byl jeszcze ochrypnety a oczy zapuchniete.
-O ktorej wrocilas?-kobieta wstawila kawe i odwrocila sie do dziewczyny stawiajac przed nia talerz z omletem.
-Dziekuje...-zabrala sie za jedzenie.-Nie wiem...Byla jakas 5.40.-stwierdzila przpominajac sobie godzine.-Musialam jeszcze napisac do innych i poogladac wille ktore Max mi przeslal.
-Jakie wille?
-Chcemy tu z chlopakami kupic jakas bo musimy zostac na troche dluzej niz sadzilismy...-powiedziala lekko zniesmaczona.
-Naprawde?-oczy pani Martines automacztycznie zrobily sie wielkie i widac bylo w nich podekscytowanie oraz radosc.
-No...-dziewczyna skonczyla jesc i usmiechnela sie do babci.-Dziekuje...Bylo pyszne.-wstala z krzesla i cmoknela policzek babci a pozniej nalala sobie kawy.
-Nie jestes za mloda na kawe?
-Babciu...-dziewczyna wyworocila oczami.-Jesli nie napije sie dzis mojej ukochanej kawusi to chyba umre...A musze spotkac sie z Justinem.
-Z Justinem?-na ustach Ellie pojawil sie szeroki usmiech.-O ktorej?
-O 12.00..
-To masz nie cale 30 minut...-zachichotala a Lea automatycznie spojrzala na zegarek.
-Kurwa...-jeknela wypijajac polowe kubka.
-Slownictwo!!-krzyknela obuzona kobieta patrzac na wnuczke.
-Mowisz jak jedna moja psorka...-powiedziala z grymasem na twarzy.
-To ta psorka wie co mowi.
-Taaa...Niech bedzie.-machnela reka biorac kubek i pobiegla do pokoju.

11.57. ''Uff''.Pomyslala zbiegajac juz calkowicie gotowa na dol gdzie akurat babcia otwierala drzwi Justin'owi.
-Czesc.-usmiechnela sie do niego uroczo a on zmierzyl ja od stop po sam czubek glowy.
-Hej.
-My w takim razie wychodzimy...-spojrzala na babcie ktora caly czas sie szeroko usmiechnala.-Nie wiem kiedy worce.-cmoknela jej policzek i szybko wyszli.Bieber jako gentelman otworzyl Lea drzwi do swojego Jeep'a a ta z gracja wsiadla.Po chwili juz jechali w nieznana dziewczynie strone-Kiedy miales zamiar mi powiedziec ze jestes pilkarzem,co?-spojrzala na niego z udawanym wyrzutem.
-Myslalem ze domyslilas sie od razu.-powiedzial posylajac jej urocze spojrzenie.
-Nie ogladam od jakiegos czasu pilki...-wzruszyla ramionami wracajac do patrzenia przed siebie.-Nie mam po porstu na to czasu...
-Interesy?
-Dokladnie.
-Powiesz mi czym sie zajmujesz?-spojrzal wzrokiem pieciolatka proszacego o cukierki.
-Nie.-byla stanowcza jak zawsze.Jednak przez to jego spojrzenie miala chwile slabosci i chciala mu powiedziec.
-No dobra...-mruknal nie zadowolony.-To w takim razie powiedz mi co sie stalo wczoraj?
-Interesy.-wytknela mu jezyk a on sie rozesmial.
-Czemu go przebilas?
-Hm?-nie bardzo wiedziala o co chodzi.Tak szybko zmienial nastroj i temat ze mozna bylo sie zakrecic.
-Jezyk.
-Ah...-usmiechnela sie niesmiale.-Przebilam go na 6 urodziny.-zasmiala sie.
-Co?!-jego oczy zrobily sie wielkie.
-Nom...-zachichotala z jego miny.-Caleb mnie zabral do salonu kosmetycznego no i tak jakos wyszlo ze zamiast przebic sobie tylko uszy przebilam tez jezyk.
-Ehm...Ja w wieku 6 lat to myslalem tylko o pilce i gitarze.-zasmial sie.
-Grasz na gitarce?-uwielbiala sluchac jak Caleb gral w domu lub gdzies na dworze.
-Nom...Pekusja,trabka,pianino tez.-wzruszyl ramionami a na jego twarzy pojawil sie bol.
-Czemu nie poswiaciles sie muzyce?
-Moze kiedy indziej o tym porozmawiamy...-pokrecil glowa jakby chcial wyrzucic wszystkie wspomnienia.Lea byla tak bardzo ciekawa czemu postanowil wybrac pilke.Jednak widzac bol wymalowany na twarzy chlopaka stwierdzila zeby zostawic to jak na razie w spokoju.-Co masz jeszcze przebite?-zapytal ciekawie wyrywajac ja z rozmyslen.
-Mam 4 dziurki w lewym uchu,6 w prawym i pepek.-usmiechnela sie slodko.
-Wow...Jakies tatuaze?
-Jak na razie dwa...Jeden na kostece u lewej nogi to wampirze kly a drugi to na karku "The Fastest" i pod spodem imiona i nazwiska chlopakow.
-Dalas sobie wytatuowac ich imiona i nazwiska?-byl w szoku zawsze uwazal ze tatuowanie takich rzeczy to bezsens,z wyjatkiem imion rodziny.
-Nom.Co taki zdziwiony?
-Nie uwazasz ze to glupie?
-Nie.-syknela zla.Nigdy jej sie nie podobalo jak ktos przyczepial sie do tego co ona robi ze swoim cialem.Chlopak przygladal jej sie za dlugo.Niestety nie zdazyl zareagowac.Bylo za pozno kiedy zauwazyl nadjezdzajacy z prawej strony samochod.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Troche dramatyzmu na koniec :D Czesc srodkowa jest lekka bo przeciez nie moze byc caly jakis mroczny :P
-Patrys

wtorek, 2 lipca 2013

#13

-Jest tu...Jeden od Monesti'ego.-powiedzial nie pewnie brat dziewczyny.
-Niech Toby po mnie przyjedzie...-syknela zla a w jej oczach pojawily sie ogniki checi zabijania.-Bede na schodach Biebera.-dodala sie od razu rozlaczajac.Wrzucila telefon to torby i usiadla na lozku siegajac po czarne martensy.
-Hej...Co jest?-zapytal troskliwie Justin.
-Musze spotkac sie z chlopakami...-powiedziala zla a w jej glowie pojawila sie scena z ostatniego starcia z Monestim kiedy to na oczach przyjaciela zabila jego milosc.
-Cos sie stalo?
-Tak.-zawiazala drugiego juz buta i gwaltownie wstala.
-Moge jakos pomoc?-ustal obok niej lapiac za jego telefon ze stolika.Stal naprawde bardzo dziewczyny i jej cialo przeszedl dreszcz.
-Pff..Nie.-powiedziala wsciekla z lekka pogarda co zabolalo chlopaka.Od razu to zauwazyla i pozalowala.Zastanawiala sie czemu on tak na nia dzialal.Czemu czula w obec niego poczucie winy i przeszywaly ja dreszcze gdy tylko sie dotkneli lub napotkala jego spojrzenie.-Yhm...-zamyslila sie kladac reke na jego klacie a druga zalozyla sobie kosmyk wlosow za ucho.-Lepiej bedzie jak zostaniesz...-spojrzali sobie w oczy.Czula sie tak jakby w okol nich nic wiecej nie bylo.
-Czemu nie moge ci pomoc?-spojrzal smutno.
-Bo to zbyt nie bezpieczne,Justin...-pocalowala jego policzek i biorac szybko torebke wybiegla z domu gdzie ku jej zdziwieniu Toby juz na nia czekal.
-Wsiadaj,mala.-usmiechnal sie do niej pokrzepiajaco a ona wskoczyla na miejsce pasarzera cmokajac przelotnie przyjaciela w policzek.Gdy spojrzala w stone domu Biebsa stal na schodach z jedna reka w kieszeni a w drugiej pisal cos na telefonie.Po chwili podniosl wzrok na dziewczyne chowajac przedmiot, ale za to komorka Lea zaczela wibrowac.Od razu ja wyciagnela i spojrzala na ekran.

                        Od:Justin:
                        ''Martwie sie...Badz ostrozna."

                        Do:Justin:
                        ''Nie potrzebnie...Jak zawsze''

Poslala mu smutne spojrzenie i wyjechali z podjazdu pedzac do wynajetego domu.Justin ze smutna mina wrocil do pomieszczenia gdzie jeszcze przed chwila siedzial z piakna blondynka.Byl zdziwiony ze jeszcze nie zorientowala sie kim jest.Przeciez w telwizji wszedzie bylo pelno ze najlepszy klub pilkarski ma to szczescie posiadania u siebie samego Justina Biebera.Wszyscy go podziwiali za jego umiejetnosci pilkarskie a ona traktowala go jak najzwyklejszego chlopaka.

-Ty...Sprawdzilismy tego Biebera.-zaczal Toby gdy byli jeszcze spory kawalek od domku.-Szczerze to nie bylo to trudne...-stwierdzil rozesmiany.
-I czego sie dowiedzieliscie?
-Wiesz ze jest jednym z najlepszych pilkarzy swiata a ma zaledwie 19 lat?-spojrzal rozbawiony nie wiedza przyjaciolki.
-Pierdzielisz...-stwierdzila.
-Niestety kochana...Od kiedy mamy problemy z interesami przestalismy intereswoac sie pilka a on w tym czasie zdolal sie wybic.
-Gra w Barcelonie??-wytrzeszczyla oczy.
-No ba...Niezla kase za niego zaplacili.
-Kurwa...Niezly jest.
-Masz na mysli jego kaloryfer i ladna buzke czy zdolnosci?-zapytal na polsmiechu a Gonzales uderzyla go w ramie.-Spokojnie ksiezniczko.
-Juz sie zamknij...-wytknela mu jezyk wyciagajac dzwoniacy telefon.-Tak braciszku?
-Do cholery gdzie wy jestescie?!
-Yhmm...-spojrzala na kierowce a on pokazal palcem ich cel.-Jestesmy juz na podjezdzie.-stwierdzila usmiechnieta i rozlaczyla rozmowe.

-Do kurwy nedzy co?!-stala na przeciwko goscia i nie mogla uwierzyc w jego slowa.-Chyba nie starasz sie mi powiedziec ze brat Monesti'ego chce reaktywowac gang?
-Wolalem uprzedzic...-wzryl ramionami mlody chlopak.-Nie mam zamiaru wrocic...A do was mam szacunek i stwierdzam ze Jey bedzie chcial pomscic rodzine...
-Tak w ogole to ile ty masz lat?-zalozyla rece na piersiach stajac przed siedzacym chlopakiem.
-19...-podniosl na nia wzrok i sie szczerze usmiechnal.
-Imie i nazwisko?
-A co to przesluchanie?-zasmial sie patrzac na chlopakow siedzacych na sofach.
-Odpowiedz...-spojrzala z pogarda.-Chyba ze chcesz sie przekonac na wlasnej skorze do czego jestem zdolna...
-Rayn Butler...-sposcil wzrok patrzac w rece.
-Max...-chlopak od razu stanal przy boku dziewczyny.-Zabierz naszego goscia do jednego z pokoi goscinnych...-spojrzala na brata a ten jej przytaknal.Juz tak dobrze sie znali ze mogli rozmawiac wzrokiem.-Luke i Sam wy idziecie ze mna...-skinela na chlopakow i skierowala sie do piwnicy.Tak jak zawsze pod calym domem miescilo sie pomieszczenie gdzie lezala bron,obgadywali interesy i wszystko z tym zwiazane.Chlopcy juz zdarzyli przygotowac w tymczasowo zamieszkiwanym domu taki pokoj.Gdy Max wrocil razem z starszym Gonzales'em rowniez zeszli na dol.
-Masz jakis plan?-zapytal ciekawie starszy brat.
-Zlozmy nie zapowiedziana wizyte Jey'owi Monesti'emu.-usmiechnela sie zadzornie siadajac na wielkim stole.
-Znasz go?-zasmial sie kpiaco Luke.
-A po co nasz gosc siedzi na gorze?-spojrzala na niego wymownie.
-A tak w ogole to wiedzieliscie jak ten Rayn patrzy na nasza Lea?-zasmial sie Toby.
-Oh siedz cicho...-wytknela mu jezyk rozbawiona.
-A podobno z Bieberkiem bylas na spacerze a pozniej w pokoju?-poruszyl zabawnie brawiami.
-Siedzimy tutaj zeby gadac o chlopakach czy planowac jak pozbyc sie problemu?-spojrzala na niego wkurzona i dalo sie wyczuc ze kolega przegial.

Po 3 godzinach dyskutowania wszyscy mieli juz dosc.Siedzieli i nie mogli sie dogadac.Kazdy mial swoja teorie i zdanie ktorego uparcie bronil.Mlodsza Gonzales miala juz dosc tego dnia,napisala tylko babci esemesa ze musiala jechac do chlopakow w interesach a Ellie nie drazyla tematu.Byla w pelni swiadoma ze jej wnukowie nie sa grzeczni ale nie chciala nic wiecej wiedziec co cieszylo rodzensto Gonzales bo by tylko narazali swoja ukochana osobe.Dziewczyna chciala napisac do Justina ze jest wszystko ok jednak po wielu probach rezygnowala i rzucala lekko telefon na stol.Tym razem tez tak bylo.Podparla czolo na wnetrzu dloni i westchnela ciezko.Chlopacy nadal dyskutowali a ona rozmyslala o jakims innym wyjsciu z niefartownych interesow.W pewnym momenice jej telefon zaczal dzonic i chciala juz go wziac kiedy Toby byl szybszy.
-Justin...-wszyscy chlopcy automatycznie zaczeli wyc ''uuu'' a Toby zasmial sie spogladajac na dziewczyne lobuzersko ktora chciala zabic go wzrokiem.
-Ani mi sie waz...-jeknela ale przyjaciel jej nie posluchal.
-Tak slucham?
-He...Ehm...Z kim rozmawiam?-meski glos w sluchawce troche zdenerwowal Biebera.
-Z chlopakiem Lea.-stwierdzil z usmiechem chlopak a dziewczyna wytrzeszczyla oczy.
-Co?! Nie! Oddawaj ten pieprzony telefon!!-krzyknela miejac nadzieje ze Justin ja uslyszy chociaz sama nie wie czemu.Toby sie zaczal smiec i oddal wlasnosc dziewczynie.-Siemka...Sorki za tego debila...-spojrzala na przyjaciela wytykajac mu jezyk a on pogrozil rozbawiony placem.
-Myslalem ze cos ci sie stalo...-powiedzial z ulga co wywolalo mimowolny usmiech na jej twarzy ktory nie unikl  uwadze chlopakow.
-Milo ze sie martwisz.-oparla sie lokciami na stole patrzac w blad a chlopacy zaczeli ja przedrzezniac i sie wyglupiac.
-Jest wszystko ok?
-Tak...Powiedzmy ze tak.
-Powiedzmy?
-No powiedzmy.Nie wnikaj.-zasmiala sie a na twarzy Justina od razu pojawil sie usmiech.Cieszyl sie ze nawet jesli jest czyms zdenerwowana,co dalo sie wyczuc,on powodowal jej chichot.
-Sluchaj,mala...A moze chcialabys jutro sie ze mna zobaczyc?-zapytal dosc nie pewnie jednak z nadzieja ze sie zgodzi.
-Hm...Czemu nie.O ktorej?
-12.00,pasuje? Zabralbym cie na jakis obiad a pozniej w jedno miejsce...-powiedzial tajemniczo jednak tak cholernie sie cieszyl.
-Ok...Tylko nie wiem czy nocuje u babci wiec wysle ci jeszcze esa,ok?
-Spoko...
-To paaaa Jus.-usmiechnela sie oblizujac dolna warge a pozniej ja przygryzla.
-Pa,pa.-chlopak rowniez sie usmiechnal i po chwili rozmowa sie zakonczyla.Zadowolona dziewczyna odlozyla telefon i westchnela gleboko.Podnaszac wzrok napotkala piec par oczu skierowanych w jej strone.Chlopcy usmiechali sie szeroko i ruszali zabawnie brawiami.
-Co?
-To paaaa Jus...-przedrzeznil ja Max.
-Milo ze sie martwisz...-zasmial sie Toby.
-Koniec bo wam lby pourywam.-syknela na polsmiechu i wstala od stolu.Gdy otworzyla drzwi frontwe zeby wyjsc sie przewietrzyc mimo juz poznej pory,az sie przerazila.To co zobaczyla bylo szokujace.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jak widziec zrobilam Jusa pilkarzem ^^ A co? Bede inna od wszystkich i w tym opowiadaniu JB bedzie gral zawodowo w pilke :D Mam nadzieje ze mile zaskoczenie ;)