poniedziałek, 15 lipca 2013

#16

Przez cale nastepne 3 dni chlopcy nie ruszyli sie ze szpitala, nawet olali naleganie lekarzy.Pattie rowniez wrocila odswiezona z rzeczami syna i tylko na pare godzinek wracala do domu aby sie zdrzemnac.Ellie tak samo jak chlopcy nie ruszala sie z pod sali.Lekarze twierdzili ze stan Lea sie powoli polepsze jednak czeka ja rechabilitacja.Jej kolano bedzie musialo przejsc serie cwiczen aby wrocilo do normalnego funkcjonowania.Chlopcy strasznie bali sie o dziewczyne.Martwili sie tez tym jak zareaguje widzac liczne blizny i rozciecia.Lea bardzo duza uwage zwracala na swoj wyglad i cialo dlatego tez bali sie iz dziewczyna sie zalamie.Bali sie o Lea,o jej stan fizyczny jak i psychiczny.Przeciez ona sie mogla zalamac.Cialo to bylo cos co wykorzystywala codziennie aby dostac to czego chce..Lekarze biora pod uwage kolejna operacje.Caleb gdy sie o tym dowiedzial nie wiedzial co ze soba zrobic.W jego glowie nastal jeszcze wiekszy chaos a cialo odmawialo posluszenstwa.W zlosci uderzyl kilka razy w sciane rozcianajac sobie reke.
-Caleb!-Toby od razu zareagowal z Max'em odciagajac chlopaka na bok.-Spokoj! To szpital...
-A co jesli ona umrze?! Co jesli nie da rady?!- patrzyl na swoich kolegow z gorycza i bolem.
-To Lea! Ona ze wszystkim daje sobie rade!-Max juz nie wytrzymal i poddal sie emocja.
-Idz po pielegniarke.-syknal blondyn patrzac jak chlopakowi puszczaja nerwy.Spojrzeli oboje na reke zdruzgotanego Gonzales'a i porozumieli sie wzrokowo.-Da sobie rade...Jak zawsze.-Toby trzymal przyjaciela za twarz i patrzyl mu w oczy.-Twoje nerwy tu w niczym nie pomoga...
-Dobra...-spojrzal na swoja krwawiaca reke.

-Mamo...Co z nia?-Justin po raz kolejny pytal swoja mame o stan dziewczyny.
-Lekarze rozwazaja kolejna operacje...-powiedziala smutno przegarniajac wlosy na jedna strone.
-Wyjdzie z tego prawda?-spojrzal z nadzieja w jej oczy.-Powiedz ze wyjdzie...
-Skarbie musimy byc dobrej mysli...-scisnela jego dlon.Wzrok chlopaka po raz kolejny powedrowal na puste lozko.-Justin...Jest tu ktos kto chcialby sie z toba zobaczyc.-usmiechnela sie gorzko.-Moze wejsc?
-Tsa...-odpowiedzial z grymasem bo doskonale wiedzial kogo mama miala na mysli.Bieber nie robiac sobie nic z tego ze zaraz ma przyjsc jego byla dalej wpatrywal sie w to nieszczesne lozko na ktorym powinna lezec Lea.W jednym momencie drzwi sie otworzyly i stanela w nich Gomez.
-Oh kochanie jak sie czujesz?-podbiegla do chlopaka i chciala go pocalowac jednak ten ja odepchnal.
-Pierwsze to nie jestesmy juz razem wiec tak do mnie nie mow a drogie to nie dwoj interes...-spojrzal na nia przelotnie.
-Chyba cos ci sie pomylilo,skarbie.-usmiechnela sie glupio.-Widocznie przez wstrzas straciles pamiec.
-Hahaha zalosna jestes...Pamietam wszystko idealnie.-zasmial sie kpiaco.-Nie myslalem ze jestes taka idiotka zeby przychodzic do szpitala z checia wciskania mi jakis kitow.-pokrecil glowa patrzac na nia z pogarda.-Co? Twoja slawa za slabo sie rozwija i potrzebujesz mnie zeby zrobic szum? Nie tym razem.-mrugnal do niej okiem. Byla oszolomiona tym co powiedzial.-A teraz mozesz spieprzac.-syknal a ona tylko prychnela i podnoszac sie pogardliwie na niego spojrzala.-Suka...-szepnal pod nosem gdy juz dziewczyna opuscila pomieszczenie.Przez nastepne kilka minut patrzyl w sufit a pozniej jednak zamknal oczy.W jego glowie ciagle siedzial obraz tego cholernego wypadku.Tego jak ten samochod uderzyl w strone gdzie siedziala Gonzales.To wszystko przyprawialo go o ciarki i dreszcze oraz bol glowy.Caly czas sie czol winny mimo ze tak naprawde wypadek nie byl z jego winy.To gosciu prowadzacy tamto auto zasnal przed kierownica.Mimo to Bieber nadal twierdzil i upieral sie ze to jego wina.Nie mogl sobie wyobrazic ze dziewczyna umrze.Ona nie mogla odejsc! Sam nie wiedzial co w niej jest ale ciagnelo go do niej jak cholera.Wiedzial ze nie chce jej stracic.Cos w niej bylo czego nie znalazl w zadnej innej dziewczynie.Cos tak tajemniczego i magicznego.Czy sie zakochal? Czy to mozliwe? On sam jak na razie tego nie wiedzial.

-Moze pojedziesz do domu sie wykapac i przespac?-zapytala troskliwie Ellie glaszczac swojego wnuka po glowie.Caleb byl tak zmeczony ze polozyl glowe na kolanach babci i zamknal na chwile oczy.Jednak nie spal.Po duzej ilosci kofeiny i tych wszystkich emocjach sen mu latwo nie przychodzil.
-Chyba snisz,babciu.-podniosl sie do pozycji siedzacej i gleboko ziewnal.
-Kochanie przeciez widze ze sie meczysz...Wszyscy sie meczycie ale chlopcy przynajmniej potrafia pojechac do domu zeby sie odswierzyc.
-Caleb...Twoja babcia ma racje.Jedz sie przynajmniej wykapac i przebrac.-poklepal go po ramieniu Sam.
-Ale ja musze byc przy niej...
-Ale tez musisz zyc.-Ellie spojrzala na niego znaczaco.
-A co jesli sie obudzi? A mnie przy niej nie bedzie...Pomysli ze ja olalem.
-Co? Lea pomysli ze TY ja olales? Ciebie do reszty pojebalo?-jego przyjaciel rozesmial sie troche na przymusie.-Przeciez ona wie ze martwisz sie o nia bardziej niz o siebie...
-A co jesli...-nie dane bylo dokonczyc Caleb'owi.
-A co jesli cie zobaczy takiego zaniedbanego? Wiesz jaka bedzie wsciekla?
-Skarbie jedz sie przewietrz...-usmiechnela sie pani Martines lapiac wnuka za reke.
-Jak cos bedziemy dzwonic.-Sam poslal mu szczerzy,pokrzepiajacy usmiech.
-Za 30 minut jestem z powrotem...-wstal i rzucil sie biegiem w strone wyjscia.
-Uwazaj na siebie!-zawolala jego babcia krecac glowa.
-Jest dobrym kierowca.-Sam usmiechnal sie siadajac na tym samym miejscu co jeszcze chwile temu siedzial Gonzales.
-Mam nadzieje...Bo nie potrzebujemy nastepnej ofiary wypadku...-westchnela ciezko spogladajac przed siebie.

-Jakies wiadomosci odnosnie jej stanu?-zapytala przejeta Pattie.
-Jest juz po tej nastepnej operacji...-jeknal Toby.-Jednak byla nie zbedna.
-Boze...-kobieta az zbledla zakrywajac buzie reka a jej oczy sie zaszklily.
-Podobno jej stan sie polepszyl...
-A gdzie Caleb?-pani Mallette rozejrzala sie po korytarzu.-Nie mowcie ze udalo sie wam namowic go na wizyte w domu?
-A jednak.-usmiechnela sie smutno Ellie i nadal bawila sie swoimi palcami.
-Ile go juz nie ma?-zapytala ciekawie przysiadajac sie obok Sam'a.
-Jakas godzine.-usmiechnal sie chlopak.-Mam nadzieje ze poszedl sie zdrzemnac bo widac bylo jak tego potrzebowal...
-W szoku jestem...-usmiechnela sie szeroko.
-A jak Justin?-zapytala ciekawie Ellie.
- Jeczy na ta zlamana reke i palce bo nie moze pisac na telefonie.-powiedziala z dezaprobata.-Chociaz najwieksze zainteresownie poswieca pustemu lozku.-dodala smutno sposzczajac wzrok na buty.
-Nadal sie obwinia?-Sam nie mogl uwierzyc ze tak bedzo sie tym przejal.Jednak u chlopakow tak wlasnie bylo.Nie wyobrazali sobie ze mogliby sie o cos obwiniac.No bo patrzac na to z ich strony,mieli w sumie racje.Gdyby obwiniali sie za kazdt wypadek,zabojstwo lub przekrety w interesach by trafili do psychiatryka z bardzo powaznymi zaburzeniami.
-Niestety...On bedzie sie obwinial dopoki Lea mu tego nie wytlumaczy i pewnie bedzie chcial zeby mu tez wybaczyla.
-Podobno byla tutaj pani psycholog?-chlopak nadal ciekawie pytal.
-Ehm...Byla ale duzo nie zdzialala.Justin jest bardzo nieufny i nie chcial z nia rozmawiac.
-Oh...-pani Martines wstchnela smutno.
-Jestem.-przed Sam'em stanal odswierzony Caleb.-Sory ze tak dlugo ale polozylem sie na lozku zeby chwilke popatrzac w sufit i tak jakos mi sie przysnelo.-usmiechnal sie niewinnie.
-Za co ty przepraszasz...-zasmial sie Sam.-Dobrze ze sie zdrzemnales.-poklepal go po ramieniu wstajac.

Trzech usmiechnietych lekarzy wyszlo z sali gdzie obecnie znajdowala sie jeszcze Lea.Caleb z Ellie od razu poderwali sie podchodzac do doktorow z nadzieja ze dziewczyna sie juz wybudzila.
-Przepraszam...Co z Lea?
-Jej stan sie naprawde polepszyl.-usmiechnal sie jeden.
-Wybudzila sie na chwilke.-dodal drugi.-Jednak znow zapadla w spiaczke.-powiedzial smutno i zmarszczyl brwi.
-Mowila ze masz sie nie martwic.-gdy tamta dwojka mlodych lekarzy juz odeszla zostal tylko starszy maezczyzna.Ten sam z ktorym Caleb rozmawia za kazdym razem odnosnie statnu jego siostry.
-Ale obudzi sie,prawda?-zapytal z nadzieja.Doktor na poczatku nie za bardzo wiedzial co powiedziec.
-Jezeli wybudzi sie w ciagu nastepnych 24 godzin bedzie zyc...Jednak jesli nie uda nam sie jej przywrocic...Juz nie bedzie szansy na to zeby normalnie funkcjonowala.
-O Boze...-Ellie zakryla dlonia usta chwiejac sie na nogach.
-Babciu usiadz...-Gonzales podtrzymal kobiete pomagajac usiasc na krzesla obok Pattie.
-Jednak jestesmy dobrej mysli i po wynikach wszystkich badan uwazamy ze powinna sie wybudzic w okreslonym czasie.
-Panie doktorze.-w jednym momencie podbiegla jakas pielegniarka.-Problemy z ta mloda dziewczyna.-pokazala na sale.Lekarz rzucil sie biegiem do srodka i od razu zareagowal.Stan Lea diametralnie sie pogorszyl.W jednym momencie po raz kolejny walczono o jej zycie.Caleb wiedzac ze chodzi o jego siostre znow zjechal po scianie i gleboko oddychal opanowujac zawroty glowy.Zadawal sobie to pytania ze jak to mozliwe iz w jednej chwili byla ta ogromna nadzieja a w drugiej wszystko moglo stracic sens?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Uuuuuuu ^^ Ale akcja xD Przepraszam troszke mi odpierdziela ;)
A wlasnie...Pozniej dodam notke.Wazna swoja droga wiec prosze przeczytajcie ;*
Kocham Was <3
-Patrys

3 komentarze:

  1. Kurwa, oby się nic jej nie stało, bo ją uwielbiam!! To chyba trzecia bohaterka ze wszystkich opowiadań jakie czytałam, do której mam taki sentyment! <33
    Proszę cię, niech to się dobrze skończy!
    Tak w ogóle, świetny, mistrzowski rozdział <33 :**

    OdpowiedzUsuń
  2. nic jej nie bd ? prawda? :) niech z tego wyjdzie :) !! i kiedy następna? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ona musi żyć.!!!!
    Świetny rozdział. <33

    OdpowiedzUsuń