piątek, 28 czerwca 2013

#12

-Jestem padnieta...-jeknela dziewczyna siadajac przy blacie w kuchni.Jej babcia postawila reklamowki z zakupami na wysepce i usmiechnela sie do swojej wnuczki.-Czy ty naprade musisz obejsc wszystkie sklepy nawet jesli ci z nich nic nie jest potrzebne?-Gonzales spojrzala na kobiete rozbawiona.-I zeby wyrobic sie w czasie musialysmy biegac.-powiedziala znudzona opierajac czolo na polozonych rekach.
-Juz tak nie marudz moja droga bo w cale nie biegalysmy.-zasmiala sie Ellie.-A po za tym nie poszlysmy do centrum po nic.-wyjela ladnie zapakowane podelko.-To dla ciebie.-podsunela je wnuczce ktora od razu sie ozywila.
-Dziekuje.-usmiechnela sie jak mala dziewczynka i otworzyla pakunek.W srodku znalazla sliczna sukienke ktora jeszcze godzine temu przymierzala.-O ku...-spojrzala na babcie i napotkala jej pouczajacy wzrok.-...rde...-usmiechnela sie uroczo wyjmujac ubranie.-Ah...Dziekuje,dziekuje,dziekuje.-wstala i przytulila sie do boku babci.
-Zaloz ja dzisiaj...-szepnela calujac dziewczyne w glowe.-Zmykaj sie przebierac bo masz 30 minut i wychodzimy.-powiedziala powaznie a Lea zgarnela sukienke i zniknela na schodach wpadajac do pokoju.Postanowila nie zakladac szpilek ani zadnych obcasow bo jej sie po prostu nie chcialo.Wybrala czarne martensy i do tego czarna mala torebke a pozniej poszla wziac szybki prysznic.

-Gotowa?!-zawolala Ellie z dolu czekajac na wnuczke przy drzwiach.
-Tak!Tak!Juz schodze.-dziewczyna bedac w plaskich butach zbiegla bez problemu i nawet sukienka nie krepowala jej rochow.-I jak wygladam?-usmiechnela sie uroczo spogladajac po sobie.
-Justin bedzie zachwycony...-stwierdzila pani Martines a Gonzales poslala jej znudzone spojrzenie.-No co?-powiedziala rozbawiona zamykajac drzwi na klucz gdy juz wyszly.
-Ty juz babciu wiesz dokladnie co.-zasmiala sie Lea wychodzac na chodnik.-A tak w ogole to co ty im kupilas?-zapytala szybko.
-Taki srebrny posazek.-usmiechnela sie dumnie.Lea nie byla zachwycona pomyslem siedzenia u starszych ludzi i usmiechania sie sztucznie.Dziewczyna nie lubila ani dzieci ani osob starszych,z pewnymi wyjadkami oczywiscie.Ellie zapukala do drzwi a Diana od razu je otworzyla.
-Dzien dobry.-Lea usmiechnelam sie serdecznie.
-Wchodzcie,wchodzcie.-gospodyni zrobila miejsce w drzwiach.Skierowaly sie do salonu gdzie siedzial jakis starszy pan,dwojka malych dzieci,Justin,jakies dwie kobiety i jakis mezczyzna.
-Dzien dobry.-przywitala sie Gonzales na co wszyscy jej odpowiedzieli.Jak zauwazyla oczy Justina gdy ja zobaczyl az rozblysly a na jego twarzy pojwail sie szeroki usmiech.Po zapoznaniu sie zasiedli do stolu.Jak sie okazalo starszy pan do Bruce,dziadek Justina,dzieci to jego przyrodnie rodzenstwo,jedna z kobiet to jego mama,a mezczyzna i kobieta to jego ojciec i macocha.Na poczatku zapadla dosc nie zreczna cisza.Lea siedziala obok Biebera i swojej babci a na przeciwko miala Jazzy.
-Ile masz lat?-zapytala ciekawie dzieczynka.
-17...-usmiechnela sie do niej.
-Ja mam 6.-powiedziala dumnie.-Ostatnio mialam urodziny.
-To wszyskiego najlepszego.-zasmiala sie spogladajac na Justina jednym okiem.
-Dziekuje.-widac bylo ze mala dziewczynka polubila Lea.Z wzajemnoscia? Gonzales sama tego nie wiedziala.-Wiesz ze Justin ciagle o tobie moiwl?-zapytala nadziewajac frytke na widelec.Dziewczyna spojrzala na chlopaka ktory widac bylo ze sie zmieszal.
-Jazz...-syknal do siostry a ta wytknela mu jezyk na co Lea sie zasmila.
-Zadziorna.-szepnela do chlopaka a ten na nia spojrzal i westchnal.
-Eh...To taki maly diabel.-spojrzal na pochlonieta jedzeniem siostre.
-Tez kiedys taka bylam...Moze nawet gorsza.-zasmila sie Lea.-Pamietam jak Caleb ciagle nazekal ze pyskuje mu i w ogole.Oby nie wyrosla na taka jak ja.-spojrzala na dziewczynke ktora teraz zawziecie tlumaczyla cos swojemu braciszkowi.
-Czemu?-Jus zmarszczyl brwi a dziewczyna przeniosla niby znudzony wzrok na niego.
-Nie jestem najlepszym przykladem dla malych dziewczynek...-powiedziala wymownie a chlopak od razu zrozumial o co chodzi.
-Ah...

-Moze wezmiemy maluchy i przejdziemy sie na spacer?-spojrzla na Biebera po skonczonym deserze.
-Dobry pomysl.-usmiechnal sie wstajac.-Mamo idziemy z Lea na spacer,a Erin...Mozemy wziac dzieciaki?
-Jax juz spi wiec nie ma szans ale Jazzy jesli chce moze isc.-usmiechnela sie uroczo mama dwujki dzieci.
-Ok.-powiedzial chlopak kierujac sie do pokoju goscinnego gdzie przebywaly dzieci.Chlopczyk faktycznie spal na lozku a dziewczynka bawila sie lalka.-Ksiezniczko,chcesz isc z nami na spacer?-chlopak ukucnal przy malej a Lea oparla sie o framuge drzwi.
-Pewnie!-wykrzyknela entuzjastycznie a jej starszy brat wzial ja na rece.
-Tylko nie wrodzcie za pozno!-krzyknela Pattie.
-Tak,tak...-wywrocil oczami na co Gonzales zasmiala sie pod nosem.Od razu poszli do parku gdzie Jazzy pobiegla na plac zabaw a oni usiedli na lawce.
-Nie bylam w poblizu placu zabaw juz chyba z 10 lat...-zasmiala sie dzieczyna a oczy chlopaka zrobily sie ogromne.
-Jak to?
-No tak to.-wytknela mu jezyk.-Jak mieszkalam jeszcze z rodzicami,razem z Calebem nie nalezelismy do najgrzeczniejszych.My wolelismy szlajac sie gdzies po lesie,starych magazynach,opuszczonych uliczkach niz chodzic w takie miejsca.-usiadla bokiem tak zeby byc przodem do chlopaka.-a ty?
-Ugh...Ja czesto tutaj bywam...Mama kaze mi przychodzic tu z rodzenstwem wiec oni sie bawia a ja dzwonie po kumpli i siedzimy bez sensu.-zasmial sie.Obojgu bardzo dobrze sie rozmawialo i nawet nie czuli tego ze znaja sie od wczoraj.W pewnym momenice Lea zobaczyla Chrisa wiec sie troche zmieszala i nie umklo to uwadze Biebera.-Co?-spojrzal na dziewczyne a pozniej odwrocil glowe w strone w ktora patrzyla.-Nie lubisz go?-zasmial sie widzac swojego kumpla.
-Nie.-powiedziala pewnie i troche wkurzona.
-Chris jest naprawde spoko gosciem.Duzo sie wyglupia ale jest w porzadku.
-Coz...Mi nie przypadl do gustu.-powiedziala naburmuszona zakladajac rece na piersiach i patrzac przed siebie,siedzac juz normalnie.
-Siema.-przywital sie Beadles przybijajac piatke z kolega.
-Siemka stary...
-Czesc.-powiedziala oschle.
-A jej co?-zapytal blondyn pokazujac na dziewczyne.
-ONA...Ma imie.-powiedzial sucho i bez emocji.
-Dobra...Wiec...Co jest LEA?-podkreslil jej imie a dziewczyna sie sztucznie usmiechnela.
-Tak ciezko bylo?Spociles sie?-zadrwila a Jus sie usmiechnal pod nosem patrzac na kumpla.
-A ciebie co smieszy Bieber?-zapytal zly a chlopak podniusl rece w gescie obrownnym.Lea spogladajac na nowo przybytego zauwazyla ze ma deskorolke,jej oczy automatycznie rozblysly.
-Ehm...Moge?-pokazala na przedmiot a chlopak automatycznie powedrowal wzrokiem w wskazywane miejsce.
-Co?-wywalil oczy przytulajac deske.-Chcesz moja Dolly?
-Ahahaha.-dziewczyna wybuchla smiechem.-Nazywasz deski?
-No...-powiedzial jakby to bylo oczywiste.
-Zalosne...-znow sie zaczela smiac.Przez nastepne 15 minut klocili sie jeszcze i docinali az nie przyszla Jazzy i usiadla na kolanach dziewczyny.Troche ja to zdziwlo ale objela mala i sie usmiechnela.-Ani slowa.-pogrozila palcem blodnynowi widzac jego lobuzerski usmiech.-Chyba ze chcesz skonczyc powieszony za bokserki na tamtej galezi.-wskazala na drzewo za nimi a Chris automatycznie zlapal sie za krocze.
-Al...
-No walsnie.-powiedziala usmiechajac sie zwycisko a Bieber zaczal sie smiac z miny kolegi.
-Nie lubie Chrisa...-szepnela jej na ucho mala dziewczynka a Gonzales sie zasmiala.-Zachowuje sie jak dupek.Ale nie mow nic Jusowi bo bedzie mu smutno.
-Przybij piatke.-podniosla reke do gory a Jazzy od razu sie zamachnela.-Co?-spojrzala na zszokowanego Justina i Chrisa.
-Jazz nie przybija piatek z nikim oprocz Justina.-powiedzial blondyn a Lea wzruszyla bezradnie ramionami.
-Wracajmy do domu...-szepnela dziewczynka ziewajac.
-Dobra...Ja tez spadam.-stwierdzil blondyn.-Narazie.-krzyknal odjerzdzajac na deskorolce i tylko Justin sie z nim pozegnal.
-Obie go nie lubicie,co nie?-zapytal spogladajac na dziewczyny a ta przytaknely zgodnie glowami co rozbawilo chlopaka.-Chodz tu do mnie.-wyciagnal rece w strone malej biorac ja w swoje obejcia.

Justin z Lea przyszli do domu chlopaka widzac jak ich dziadkowie z rodzicami Biebsa sie swietnie bawia opowiadajac jakies historie z mlodych lat.Lezeli w pokoju chlopaka na lozku patrzac w sufit i rozmawiajac na najbanalniejsze tamty.
-Ladnie wygladasz.-usmiechnal sie chlopak a dziewczyna troche oniemiala.Juz dawno nie slyszala szczerych slow komplementow od nikogo innego po za piatka chlopakow z ktora mieszkala.
-Ehm...Dzieki.-powiedziala i chciala spojrzac w oczy Justina jednak jej telefon zaczal dzownic.Szybko dorwala sie do torebki zeskakujac z lozka i spogladajac na numer dzowniacy odebrala.-Tak Caleb?-syknela wziac zla na barta.
-Sluchaj jest problem...
-O co chodzi?-troche ja przerazil ton glosu brata jednak jak zawsze zachowywala zimna krew.
-Jest tu...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Znow mi sie nie podoba...Nie kurde :( Przepraszam...Obiecuje ze w nastepnym cos sie zadzieje. ;)
Takie pytanko: Chcecie aby Lea z Justinem byli bardziej w obec siebie otwarci odnosnie uczuc czy jak na razie maja sie przyjaznic?
Ja sama jeszcze nie wiem... Pomozcie!! :*
Milego czytania <3
A no i zycze wam milego rozpoczecia wakacji :P Ja juz sie lenie od 12-ego czerwca :D
Buziole <3
-Patrys

poniedziałek, 24 czerwca 2013

#11

Caleb siedzial z chlopakami w salonie,w wynajetym domku grajac w karty i popijajac piwo.Panowala miedzy nimi raczej cisza a Caleb z Max'em byli jacys wkurzeni i sfrustrowani.
-Za cicho bez niej...-mruknal Toby biorac butelke do ust.
-Chciala to niech tam siedzi...-syknal Gonzales.
-A ty nie miales ochoty zstac u babci?-zasmial sie upijajac spory lyk.
-Nie wkurwiaj mnie stary.-spojrzal na niego zlowrogo rzucajac karty na stolik.-Mam dosc...Nie gram.-oparl kark o zaglowek i patrzyl w sufit.-Nie lubie jak jej nie ma...-powiedzial wzdychajac.
-Nikt nie lubi...-stwierdzil Max i w tamtym momencie zadzonil jego telefon.Szybko wyja urzadzenie nie patrzac na numer dzwioniacy i przystawil do ucha.-Tak slucham?
-Siema Max'iu.-zasmiala sie jego przyjaciolka.-Wlacz na gosnomowiacy.-chlopak zrobil tak jak dziewczyna prosila.
-Siemka Lea.-usmiechnal sie slyszac rozbawiony glos dziewczyny.-Co robisz,malutka?
-Siedzimy z Justinem u mnie w pokoju i sie wyglupiamy...-stwierdzila bez wyrazu a oczy Caleba zrobily sie czarne ze zlosci.
-Z przepraszam kim?!-Max pisnal zszokowany i lekko wkurzony.
-No z Justinem...
-Gdzie on teraz jest?-zapytal zly Gonzales.
-Na dole...Poszedl po cos do picia.-odpowiedziala nie zadowolona.-A tak w ogole to czemu wypytujesz,co? Nie mam prawa juz wyglupiac sie z innymi chlopakami?-syknela wsciekla.Zadzwonila do chlopkow z dobra mysla,chciala po porstu ich uslyszec.-Koszmarow zycze...Wszystkim.-dodala z jadem rozlaczajac sie.Rzucila telefon na lozko a sama opadla na plecy.
-Hej co jest?-do pokoju wszedl Bieber z napojami i jakimis przekaskami.
-Chlopacy...-westchnela zrezygnowana.Obojgu nastolatkom pasowalo swoje towarzystwo,dobrze sie czuli i mogli pogadac swobodnie.
-Co tym razem?-zapytal zaciekawiony Justin odstawiajac tace na stolik.Zdarzyli juz sobie opowiedziec wszystko z dokladnymi szczegolami.Lea stwierdzila ze to dla niej nowosc iz nie czula pewnego rodzaju bariery przed inna osoba i zwierzala sie.
-Eh...Sama nie wiem...-caly czas patrzyla w sufit bawiac sie wlosami.-Zadzownilam do nich zeby po porstu zapytac co robia a Max zaraz zaczal miec jakies pretensje o to ze wyglupiam sie z toba...-powiedziala bezradnie.
-To ja moze sobie pojde...-odwrocil sie w strone drzwi z czym w rodzaju zawiedzienia.
-Ty tez mnie zostawisz dzisiaj?-zapytala podnoszac sie na lokciach na co chlopak automatycznie sie odwrocil w jej strone.-No prosze bardzo idz...-pokazala na drzwi o znow opadla na plecy.-Jak zwykle sie pomylilam...-szepnela.
-Myslalem...Myslalem ze stwarzam problem.-powiedzial nie pewnie wkladajac rece do kieszeni.
-Nie Justin...Nie stwarzasz problemu...To Max go sobie robi...
-Przepraszam...-szepnal.
-Spoko...Nie masz za co.-wzruszyla ramionami.

-Justin!!-krzyknela jego babcia z dolu gdy dwojka nowych znajomych ogladala zdjecia na laptopie dziewczyny.-Idziemy!
-Musisz juz isc?-Lea spojrzala troche smutno na chlopaka ktory szybko poderwal sie z lozka.
-Pewnie tak.-wzruszyl bezradnie ramionami.
-Odprowadze cie do drzwi.-usmiechnela sie slodko wyprzedzajac Justina i jako pierwsza wyszla z pokoju.Gonzales i Bieber schodzac po schodasz caly czas sie smiali i wyglupiali co tylko wywolalo usmieche na ustach obu kobiet.
-To jak mozemy isc?-zapytala babcia chlopaka patrzac na niego rozbawiona a ten tylko pokiwal glowa patrzac na dziewczyne.-W takim razie,Ellie widziemy sie jutro.-przytulila swoja przyjaciolke ktora odwzajemnila uscisk.
-Jak to jutro?-chlopak spojrzal na swoja babcie.
-Ellie i Lea przychodza do mnie na obiad.-usmiechnela sie widzac jak oczy chlopaka rozblysly.-Ale ty nie jestes zaproszony.-zasmiala sie na co Justin zrobil znudzona mine.
-Ja tam bede gosciem glownym, babciu.-powiedzial pewnie.
-Pff...Chcialbys.-zasmiala sie Gonzales.-To ja bede najwazniejsza.-stanela dumnie obok swojej babci.
-Chcialabys mala.-zasmial sie Justin rozczochrujac jej grzywke a ta zmierzyla go zmrozonymi oczami.
-Tylko nie wlosy.-poprawila sobie fryzure i udala obrazona na co Bieber sie rozesmial.
-Dobra dzieci...Koniec tego dobrego.-powiedziala babcia chlopaka.
-Nie jestesmy dziecmi!-krzykneli chorkiem oburzeni.
-A tak sie zachowujecie.-zasmiala sie pani Martines.
-Nie wazne...-mruknela dziewczyna.
-Milo bylo cie pozac Lea.-usmiechnela sie w jej strone babcia Justina.
-Mnie rowzniez bylo milo pania poznac.-poslala jej szeroki usmiech i odwzajemnila uscisk.
-Zadna pania...Po prostu Diana.-usmiechnela sie a dziewczyna przytaknela glowa.
-To...Czesc.-powiedzial nie pewnie chlopak gdy stali juz na schodach.
-To pa.-dziewczyna wspiela sie na palce i cmoknela chlopaka w policzek.Czemu tak zrobila?Ona sama tego nie wie.Momentalny przyplyw emocji zapanowal nad jej umyslem i cialem.Chlopak calkowicie zaskoczony usmiechnal sie szeroko a jego oczy rozblysly.-Do jutra.-szepnela i schowala sie w domu.

-Kochanie!Lea otworzy drzwi i wstawaj!-pani Martines dobilala sie do pokoju dziewczyny kiedy ta jeszcze smacznie spala.-Lea! Jest 11.00!!
-Juz!-krzyknela wyskakujac z lozka.-Juz...-jeknela przekrecajac zamek w drzwiach i odwrocila sie znow w strone cieplutkiego,miekkiego loza.Rzycila sie na nie przykrywajac koldra a babcia od razu ja z niej sciagnela.Dziewczyna jeczac zakryka sie poduszka.Starsza kobieta odslonila zaslony i do pokoju wpadlo wreszcie troche slonca.
-Ubieraj sie...Musimy jechac do miasta po prezent dla panstwa Bieber.-stwierdzila Ellie zbierajac brudne ciuchy wnuczki.
-Ugh...Nie mozesz sama jechac?-zaslonila twarz poniewaz slonce strasznie razilo ja w jeszcze zaspane oczy.-A tak w ogole z jakiej okazji prezent?
-Rocznica slubu i nie kochanie nie moge jechac sama...Skoro cie teraz mam pojedziemy razem.-usmiechnela sie szeroko calujac dziewczyne w czolo.
-Nie.Ja zostaje w lozku.-stwierdzila Lea zaslaniajac druga poduszka glowe gdy jej babcia stanela prosto.
-Ah...Szkoda...Na dole czekaja pyszne gofry z bita smietana i truskawkami ale skoro ty zostajesz w lozku to sie chyba zmarnuja...-stwierdzila z udawanym smutkiem kobieta.Lea od razu wygbiegla z pokoju wbiegajac do kuchni gdzie na blacie faktycznie czekal na nia talerz z jej ulubionym przysmakiem.
-Dziekuje!!-krzyknela do swojej babci ktora jeszcze byla w jej pokoju.

-Justin!Zejdz na dol!-krzyknela Pattie zdenerwowana na swojego syna ze jak zwykle spi do 12.00.Chlopak slyszac zdenerwowany glos mamy automatycznie zerwal sie z lozka i w biegu zakladajac jakies spodnie dresowe zbiegl do salonu.
-Mamo ja przepraszam...Zmeczony bylem.Przepraszam,przepraszam,przepraszam.-przytulil rodzicielke ktora nie wiedziala co zrobic.Jej syn juz od jakiegos dluzszego czasu w ogole nie okazywal uczuc rodzinie.W domu przebywal tylko po to aby zjesc,przebrac sie,umyc i wyspac.Erin i Jeremy mieszkajac w tym samym domu rowniez zauwazyli ze chlopak sie zmienil,nawet nie wiadomo kiedy.Czesciej przesiadywal u swoich dziadkow lub u pani Martines niz z rodzicami co smucilo Pattie.W ostatecznosci kobieta odwzajemila uscisk a w jej oczach zebraly sie lzy.-Mamooo...Nie placz.-pocalowal kobiete w czolo i wytarl kciukami lzy.-Wiesz ze cie kocham,prawda?-spojrzal jej w oczy pelne lez.
-Ja ciebie tez kocham,synku...-znow przytulila swojego juz pelnoletniego mezczyzne.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jak odpowiedzialam na asku tak dodaje dzisiaj :D Mam nadzieje ze wam sie spodoba...
Mam fatalny humor dlatego rozdzialy moga byc troche monotonne i nudne wiec przepraszam was :(
Dedyk: WAM WSZYSTKIM KTORZY TO CZYTACIE!
Kocham Was! <3
-Patrys

#10

Przeczytaj notke,prosze...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

-Babciu!Ktos puka!-dziewczyna krzyknela z salonu.
-To otworz kochanie!-odpowiedziala jej kobieta ktora w kuchni robila cos do jedzenia.Gonzlaes nie chetnie wstala i podeszla otworzyc.
-Lea!-cala piatka jej wspollokatorow krzyknela z uradowaniem i ulga ,a Justin i Chris stali troche dalej patrzac nie pewnie.
-Tak,tak mam na imie.-powiedziala chamsko opierajac sie o framuge a droga reka przytrzymujac drzwi.-Czego?
-Martwilismy sie o ciebie...-powiedzial Max.
-Mowilam ze ide sie przejsc...Sama.-podkreslila ostatnie slowo.
-To byl moj pomysl...-odezwal sie troche zmieszany Bieber.
-Nawet mnie nie znasz nie wiem co sie wpieprzasz...-powiedziala z pogarda.
-Kto tam?-babcia rodzenstwa otworzyla cale drzwi i stanela obok dziewczyny ktora wywracajac oczy skrzyzowala rece na piersiach.-Caleb!-usmiechnela sie kobieta przytulajac wnuka ktory odwzajemnil pewnie uscisk.On rowniez uwielbial swoja babcie jednak nie spedzal u niej tak duzo czasu jak jego siostra.
-Witaj babciu.-usmiechnal sie gdy juz sie od siebie odsuneli.
-Wyrosles...-zachichotala.-O witaj Justin.-pomachala do chlopaka ktory caly czas stal na trawniku.
-Dzien dobry pani Martines.-poslal jej uroczy usmiech a Lea caly czas mu sie przygladala.
-Wy sie znacie?-zmarszczyla brwi patrzac na babcie.
-Mieszkam na przeciwko.-wskazal na wille po drugiej stronie drogi.
-Aha.-powiedziala bez wyrazu.-Ja przez pobyt zostaje u babci wiec przywizcie mi moje rzeczy jakbyscie bili tak mily.-poslala im wymuszony usmiech a oczy Jusa rozblysly. ''Bedzie tutaj dwa tygodnie...''.Usmiechnal sie w myslach,wiedzac juz od chlopakow na ile zostaja.
-Lea? Nie mozesz zostac sama.-Caleb byl naprawde zdziwiony poniewaz od kiedy mieszka z swoja siostra rozstawal sie z nia na nie wiecej jak dzien.
-Caleb? Moge zostac sama.-powiedziala tym samym tonem.-A tak po za tym to nie bede sama.-spojrzala na kobiete przy jej boku.-Bede z babcia.-przytulila sie do niej usmiechajac jak mala dziewczynka.
-Wiesz co mysle...
-Wiesz ze mamto gdzies...Do cholary Caleb nie moge nawet troche czasu spedzic z babcia?! Nie zachowuj sie jak rodzice...-syknela nie zadowolona i wrocila do salonu.
-Moze wejdziecie?-zapytala pani Martines.
-Nie...-powiedzial jej wnuk patrzac na miejsce gdzie zniknela Lea.-Dziekujemy.Pojedziemy po jej rzeczy.-usmiechnal sie nie pewnie spogaladajac na kobiete.
-No jak chcecie.-pokiwala ze zrozumieniem glowa.Gdy chlopcy odchodzili kobieta miala juz zamykac drzwi.-Ah.Justin! Przyjdz pozniej do mnie na kolacje z babcia, dobrze?-usmiechnela sie na co chlopak pokiwal glowa lekko sie usmiechajac.

-Babciu...-szepnela slodko dziewczyna do kobiety ktora siedzac w fotelu przegaladala jakies czasopismo.Lea ogladala telewizje ale nie mogla sie skupic na zadnym programie.-Jak poznalas Justina?-usmiechnela sie nie pewnie a jej babcia podniosla wzrok z nad swoich okularow.
-Jego dziadkowie mieszkaja obok mnie a on z mama na przeciwko.-usmiechnela sie.-Gdy sie tu wprowadzilam te kilka lat temu,Justin mial wtedy 12 lat i razem ze swoimi kolegami grajac w pilke wybili moje okno w kuchni.-zasmiala sie.-Jako jedyny przyszedl przeprosic i chcial odkupic za swoje oszczednosci.-Gonzales wsluchiwala sie uwaznie w opowiadanie.-Jego babcia ktora akurat podlewala kwiaty przed domem od razu przybiegla,zaczela przepraszac za wnuka i w ogole.Jednak ja nie mialam nikomu za zle.Zdarza sie.-wzruszyla ramionami.-Skoro nie chcialam pieniedzy ani niczego, zaprosili mnie na obiad,Justin wypytywal czy mam dzieci,wnukow i czy moze ktores jest w jego wieku.-powiedziala troche smutniej.-Odpowiedzialam mu co sie stalo i czemu nie utrzymuje kontaktow z rodzina.-w jej oczach zebraly sie lzy.-Zrobilo mu sie wtedy bardzo smutno z mojego powodu wiec powiedzial ze on moze byc moim wnukiem.-zachichotala.-Od tamtego pamietnego obiadu chlopak codziennie do mnie zaglada i pomaga.Przez cale 7 lat ciagle potrafi ze mna porozmawiac.To naprawde dobry chlopak.-podniosla wzrok na swoja wnuczke.-Gdy mu o tobie opowiadalam powiedzial ze chcialby cie kiedys poznac.
-No to poznal...-powiedziala zniesmaczona.
-Pasowalibyscie do siebie.-usmiechnela sie kobieta.
-Babciu?!-dziewczyna spojrzala na nia rozbawiona.-Nie sadze zeby pasowal do mojego stylu zycia.-pokrecila zdecydowanie glowa.
-Kochanie...A to ktos musi pasowac do stylu zycia?Przeciez liczy sie uczucie.-usmiechnela sie.
-Ale ja nie bede narazac osoby ktora kocham.-powiedzial ostro.
-No i widzisz? Przez to w co sie wpakowalas nie mozesz sie zakochac...-pokrecila z dezaprobata glowa.
-Babciu.To nie tak ze nie moge sie zakochac...Przeciez jeden z chlopakow ma dziewczyne,normalna.Tylko ze ja nie chce kogos narazac na niebespieczenstwo.
-Dobra...-kobieta machnela reka.-Ciebie to sie nigdy nie przegada.-zasmiala sie.-Ale musisz mi przyznac racje ze przystojny to on jest.-dziewczyna wytrzeszczyla oczy.-Nie mozesz mnie oklamac.-pogrozila jej palcem.
-No ale babciu!
-Nie nie wnuczko!
-Ugh...Tak...-zawstydzila sie.-Przystojny jest.-wywrocila oczami.-A ty jestes okropna!-zasmiala sie patrzac na kobiete.
-Po kims ta okropnosc musialas odziedziczyc.-wzruszyla ramionami smiejac sie.Faktycznie Lea byla bardzo podobana do pani Martines.-A teraz kochanie zmykaj na gore sie przebrac.-dziewczyna pognala szybko do pokoju ktory wybraly wspolnie.Gdy pomyslala ze stoja tam jej walizki az nie wiedziala co wybrac.-Tylko mi sie ladnie ubierz!!-krzyknela z dolu kobieta.

-I jak?-zapytala rozbawiona dziewczyna okrecajac sie w okolo.Nie byla zadowolona z tego jak wygladala jednak chcac zrobic babci przyjemnosc przemilczala ten temat.
-Slicznie kochanie jednak ten makijaz...-skrzywila sie widzac twarz wnuczki.
-No juz nie odbieraj mi mnie.-zasmiala sie.-Jak chcesz to moge zmyc make up ale ubrac sie jak wczesniej.-wytknela babci jezyk jednak w zabawnej wersji.Kobieta gotowala cos zawziecie i kiedy zadzownil dzonek az podskoczyla.-Otowrze...-kryknela Lea widzac jej zajeta babcie.
-Dziekuje kochanie.-usmiechnela sie sama do siebie.Dziewczyna rozbawiona zachowaniem babci podbiegla do drzwi otwierajac je szeroko.-Zapraszam.-usmiechnela sie najpierw do starszej kobiety ktora odwzajemnila usmiech a pozniej do chlopaka.
-Wygladasz inaczej...-szepnla Justin przechodzac obok dziewczyny.
-Babcia...-zasmiala sie szeptem zamykajac drzwi.Cala czworka przeszli do jadalnie gdzie juz wszystko bylo rozstawione.Pani Martines siedziala na przeciwko swojej przyjaciolki a Lea na przeciwko Justina.
-Jak masz na imie?-zapytala starsza kobieta.
-Jestem Lea.-usmiechnela sie slodko.
-Ah to ty jestes ta dziewczyna z urodzin malej Rebecchi?-zerknela na chlopaka siedzacego obok niej ktory od razu poslal jej zle spojrzenie.
-Yhm...Nie za bardzo wiem co odpowiedziec.-spojrzala najpierw na swoja babcie a pozniej na babcie Biebera.
-Moj Justin od kiedy tylko wszedl do mnie do domu caly czas o tobie opowiada.-zachichotala.
-Babciu...-jeknal nie zadowolony chlopak spogladajac ukratkiem na mine dziewczyny ktora niestety nie wskazywala zadnych emocji.
-No co? Przeciez tez bylam w twoim wieku..-zasmila sie spogladajac na swoja przyjaciolke.
-Ah...Tak...Pamietam jak moj ojciec tez mnie skompromitowal przed chlopakiem.-westchnela pani Martines.-No ale nie dziwcie nam sie bo naprawde ladna para by z was byla.-stwierdzila spogladajac to na dziewczyne to na chlopaka a jej przyjaciolka przytaknela zgodnie.
-Dziekuje babciu bylo pyszne.-usmiechnela sie znaczaco wstajac.-Ja odniose talerz.-usmiechnela sie do reszty.Szybciutko zniknela w kuchni i wstawila naczynie do zlewu.Usmiechala sie sama do siebie a w jej glowie caly czas miala obraz chlopaka.''Nie no naprawde niezly jest...''.Pomyslala sobie a pozniej jednak od razu skarcila sie w myslach.''Co ty wygadujesz Lea...Przeciez to tylko wkurzajacy 19-latek.''.Jednak usmiech nie zchodzil z jej ust,wracajac do jadalni probowala sie uspokoich ale tak naprawde nie wiedziala co jej tak humor poprawialo.Dwie kobiety dyskutowaly zawziecie o jakis swoich sprawach a dwojka nastolatkow starala sie na siebie nie patrzec.
-To Lea moze pojdziesz z Justinem do ciebie.-zaproponowala jej babcia patrzac znaczaco a oczy dziewczyny automatycznie zrobily sie ogromne.
-Ale babciu u mnie sa jeszcze te walizki...-jeknela probujac sie jakos wymigac.
-Ale Justinowi nie przeszkadzaja walizki,prawda?-przeniosla wzrok na chlopaka.
-Skadze...-usmiechnal sie.-U mnie tez sa ciagle w pokoju.-wzruszyl ramionami a Lea wywrocila oczami.
-Chodz.-skinela na Justina podnoszac sie z miejsca.Pobiegla do swojego pokoju a chlopak zaraz za nia.-Siadaj gdzie chcesz.-pokazala reka na pomieszczenie zamykajac za nim drzwi.Chlopak gdy znalazl sie w srodku usmiechnal sie lekko.-Z czego sie cieszysz?
-Ja projektowalem ten pokoju.-wytknal jej jezyk siadajac na lozku.
-No to trafiles w moj gust.-ona odwdzieczyla mu sie tym samym pokazujac przebity kolczykiem miesien.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie podoba mi sie :( Przepraszam... Ostatnio cos ze mna slabo o musze pozbierac wszystkie mysli.Mam duzo problemow co mnie tylko przytlacza.
Gdybyscie mogli skomentowac nawet tylko slowem ''CZYTAM" bylo by milo...Chce zobaczyc ile ludzi zaglada na tego bloga.Przypominam ze anonimy tez moga komentowac wiec naprawde bardzo was prosze zeby skomantowac...
-Patrys

sobota, 22 czerwca 2013

#9

-Ten chlopak sie na ciebie gapi...-szepnal na ucho dziewczyny Max.
-Mam to w dupie...-wzruszyla ramionami i dalej patrzyla w strone altanki,czyli w jej lewa strone.
-A co jesli sie zabujal?-zachichotal a Gonzales sie na niego spojrzala ''znudzonym'' wzrokiem.
-Nie pieprz glupot.-wywrocila oczami i spojrzala na Justina ktory usmiechnal sie gdy ich spojrzenia sie spotkaly.Przez cialo dziewczyny przeszedl dreszcz.Nie dosyc ze jego glos wywolywal u niej dziwne uczucie to jego oczy tak samo.Jednak nie odworcila wzorku.Patrzyla na niego bez uczuc i nie zmianiala pozycji.Bieber nie ukrywal tego ze przypatrywal sie dziewczynie i przez caly czas patrzyli sobie w oczy.
-Ja nie pieprze glupot...Ale w sumie bylibyscie spoko para.-Max gadal czekajac az dziewczyna mu przywali jednak ta jakby byla w swoim swiecie, nawet nie odpowiedziala.-Nie reagujesz?-Max zajadal sie ciastem i nawet nie patrzyl na przyjaciolke.-Hej?-podniosl wzrok i ujrzal dziewczyne wpatrujaca sie w czekoladowe oczy Justina.-Ah...Ladnie...-zasmial sie i podpierajac sie na lokciu patrzyl na jakby zaczarowana Lea.-Mloda?-nic.-Ziemia do Lea?-ukul ja palcem w zebra a ta az podskoczyla.
-Pojebalo cie? Wiesz ze mnie to boli.-syknela i troche zmieszana spojrzala na Max'a ktory sie szeroko szczerzyl.-Co?
-Widze ze oczy tego Justina sa bardzo intersujace.-zasmial sie oblizujac usta.
-Co?!O czym ty pieprzysz?
-Mala...Przez dobre 5 minut gapilas sie w niego jak zaczarowana...-zasmial sie a Lea zmrozyla oczy.
-Przywale ci.-juz wczesniej zdjela swoje buty wiec to byla tylko kwestia czasu jak sie na niego rzuci.
-Dajesz malenka.-Max sie zasmial i automatycznie wstal od stolu a Lea rzucila sie za nim.Wybiegli na trawe i oboje sie ganiali.Bieber patrzyl na dziewczne zafascynowany.
-Ty stary...-zasmial sie Chris walac lokciem przyjaciela w ramie.
-Hm? Cos mowiles?
-Nic nie mowilem...Wez idz do niej zagadaj a nie patrzysz jak w obraze.
-Smieszny jestes...Nie patrze wcale jak w obrazek.-powiedzial obuzony.
-Nie?-Beadles podniosl znaczaco brwi.-Dobra...Skoro tak to zobacz tamta brunetke.-pokazal ukratkiem palcem na 17-letnia kuzynke Lea.
-Niezla...-wzruszyl obojetnie ramionami.
-Tylko niezla??-Chris wywalil oczy na Biebera.-Co ty faktycznie sie zakochales?
-Wez sie juz lepiej zamknij...-wzrok Biebsa znow pokierowal sie na piekna blondynke ktora teraz lezala na trawie a jej przyjaciel mial glowe na jej kolanach.
-Zabujal sie.-szepnal zrezygnowany Chris ale Justin juz tego nie uslyszal.Znow zapatrzyl sie na obiekt jego wzdychan.

-Lea?-dziewczyna stala nad basenem razem z Tobym i Mex'em.Mloda Gonzales odworcila sie na dzwiek swojego imienia i wypuszczajac dym z ust spojrzala na swoja matke.
-Tak?
-Dziecko ty palisz?!-pisnela zdziwona.
-Juz od dawna...-wzruszyla obojetnie ramionami.
-Wyrzuc to!
-Za nic...-powiedziala rozbawiona.
-Nie bedziesz palic w moim domu.-powiedziala pewnie matka dziewczyny krzyzujac rece na piersiach.
-Moge wyjsc nie ma problemu...-usmiechnela sie lobuzersko i wyminela matke kierujac sie w strone domu.
-Nie...-pani Gonzales zlapala swoja corke za nadgarstek.-Nie wychodz...-powiedziala szeptem a Lea wyrwala reke z uscisku.
-Zastanow sie co mowisz...-syknela z pogarda co zaskoczylo jej mame.
-Jak ty sie odzywasz do matki?-uslyszala za soba glos mezczyzny ktorego tak dawno nie slyszala.Odwrocila sie w jego strone z pewnym siebie wyrazem twarzy.Jej mama stanela po lewej stronie meza a Max i Toby lekko za dziewczyna.
-Nic sie nie zmieniles?-zakpila.-Tylko nie zepsuj sobie reputacji zebys musial znow sie wyprowadzac.-zalozyla rece na piersiach odchylajac sie lekko do tylu.Byla juz w swoich szpilkach lecz mimo to jej ocjeic byl od niej wyzszy.
-Nie pozwalaj sobie...
-Bo co? Udwrzysz mnie jak wtedy? Czy moze od razu mnie wyrzucisz?Wiesz...Szczerze to ja nawet nie chcialam tu przyjezdzac to wszystko byl pomysl Caleba...Nie dziwie mu sie jednak to jest ostatni raz jak mnie zobaczyliscie.A wiecie dlaczego? Bo nawet nie potrafiliscie uszanowac tego ze przyjechalam!-krzyknela lekko poddenerwowana.-Nikogo nie pobilam,nie grozilam,nie wyzwalam...A wy traktujecie mnie jak samo zlo! Mam tego dosc!-podniosla rece.-Do widzenia.-powiedziala z obrzydzeniem i wyminela dwojke doroslych.Max i Toby od razu poszli za dziewczyna.-Zostancie...Musze sie przejsc.-szepnela smutna otwierajac dzwi.-Przkeazdcie reszcie co sie stalo i czemu wyszlam.-juz przekroczyla prog drzwi frontowych jednak na schodach sie zatrzymala i odworcila.-I przeproscie mala ode mnie...-powiedziala smutno i zbiegla ze schodow wyciagajac telefon z kieszni.

-Co zrobili?!-chlopacy po znalezieniu swojego przyjaciela nie bardzo wiedzieli jak mu wytlumaczyc cala sytuacje.-Zartujecie czy jak?-spojrzal to na Toby'iego to na Max'a.
-Nie...Wyszla jakies 25 minut temu.Tylko ze jakbys nie zarywal do temtej blondi to bysmy mieli jakies szanse na szukanie jej.-syknal wkurzony Max.
-Czyli uwazasz ze to moja wina?-Caleb przysunal sie do przyjaciela mierzac go wzrokiem.
-No a moze moja? Przeciez idealnie wiesz jak nie chciala tu przyjezdzac...-syknal mu w twarz.
-Jak jestes taki madry to mogles za nia biec!
-Tylko ze ja potrafie uszanowac jej zdanie i zostawilem ja w spokoju!-chlopak wyrzucil rece w powietrze a Gonzales patrzyl na niego troche wrogo.Nastala chwila ciszy a chlopacy nadal sie mierzyli wzrokami.
-Wow...Wow...Wow...-Chris jak zwykle musial wtracac sie w nie swoje sprawy i rozdzielil dwujke kolegow.Justin jednak wolal zostac z boku i szukal wzrokiem pieknej blondynki.-Chyba nie chcecie zaczac bojki na urodzinach 6-latki?-zapytal na polsmiechu.
-Po co sie wpieprzasz?-Caleb spojrzal na Beadles'a zlowrogo.
-Chcialem tylko pomoc.-chlopak podniosl rece w obronnym gescie robiac dwa kroki do tylu,takim sposobem wyladowal obok JB.
-Ktos cie o to prosil,dobra wrozko?-zakpil Max a Caleb spojrzal sie na kumpla rozbawiony.
-Dobre stary.-zasmial sie Gonzales przybijajac piatke z przyjacielem.-Rozejm?
-Rozejm.
-Wiec wy panienki jak juz sie pogodzilyscie to moze poszlibysmy szukac Lea?-zapytal Toby kladac rece na ramionach chlopakow.
-Za panienki powinienem ci przywalic...-syknal Caleb.-Ale teraz liczy sie moja siostra.
-Czekaj...-Justin na imie dziewczyny jakby sie obudzil.-Wyszla?
-No...-odpowiedzial mu Max.
-To moglibyscie sie pospieszyc bo jeszcze pojdzie do dzielnicy w ktorej kreca sie nieciekawe typy.-powiedzial machinalnie kierujac sie do drzwi.
-To moja siostra...-zasmial sie Gonzales.-Potrafi powalic faceta jednym palcem.-usmiechnal sie dumnie tak jakby to byla jego zaslucha.W sumie po czesci byla bo to on nauczyl dziewczyne wszystkich sztuk walki.
-Lepiej jak sie pospieszymy...-zaczal Toby.-Lea przyciaga duzo facetow...-powiedzial nie pewnie spogladajac na Caleba.
-Masz racje...

Lea siedziala na lawce w parku i sluchala swojej ulubionej muzyki.Do parku nie bylo daleko,droga zajmowala moze 15 minut.Dobrze sie czula sama na lawce gdzie po alejkach spacerowali jeszcze ludzie.Zblizal sie wieczor ale to najladnijsza pora dnia zdaniem dziewczyny.Co prawda ona zdecydowanie wola noc ale wieczor tez jej odpowiadal.Miala gdzies czy chlopacy ja szukaja,czy sie martwia lub czy ja olali.Teraz chciala byc sama ze swoimi myslami.
-Przepraszam moge sie dosiasc?-uslyszala glos jakiejs starszej pani.
-Tak...-odpowiedziala bez wyrazu przesuwajac sie troche.
-Co sie stalo?-kobieta patrzyla na nia z leciutkim usmiechem.Dziewczyna nawet na nia nie spojrzala,patrzyla przed siebie nieobecnie.
-Nic...-wzruszyla bezradnie ramionami.
-Twoi rodzice nadal cie kochaja,misiaczku.-usmiechnela sie a Lea az zamarla w miejscu.W ten sposob nazywala ja jej ulubiona babcia w ktorej zawsze miala wsparcie.Odwrocila glowe w strone kobiety i ujrzala swoja ukochana przyjaciolke.
-O Boze...-w jej oczach znalazly sie lzy.Rodzice zabronili mlodej dziewczynie widywac sie z babcia poniewaz uwazali iz kobieta buntuje ich corke przeciwko nim.-Babcia...-szepnela a lzy splynely po jej policzkach.
-Witaj kochanie...-usmiechnela sie do niej serdecznie a dziewczyna automatycznie znalazla sie w jej obejciach.
-Tak tesknilam...-szepnela.
-Ja tez Lea,ja tez.-westchnela.-Moze pojdziemy do mnie? Mieszkam tu nie daleko to bysmy porozmawialy jak za dawnych czasow?
-Z wielka checia.-usmiechnela sie szeroko.Dziewczyna gdy byla mniejsza miala zaufanie tylko do brata i swojej babci.Zawsze po szkole zagladala do niej opowiadala jak jej minal dzien lub co sie dzieje w domu,dyskutowaly godzinami i czesto tez babcia ja rozsmieszala.Mowila o wszystkich swoich uczuciach i marzeniach.Z racji tego ze mloda Gonzales byla bardzo trudnym dzieckiem nie miala za duzo przyjaciol a babcia zawsze ja wysluchala.

-Kurwa!-krzyknal Caleb uderzajac piescia w sciane.-Szukamy jej od 2 godzin i nic! Przeciez do cholery przeszukalismy juz prawie polowe miasta!!-chlopcy sprawdzili juz dwie niebezpieczne dzilnice i trzy najwieksze parki.
-Chris?-Jus spojrzal na przyjaciela ktory grzebal cos w swoim telefonie.-Sprawdzalismy park na Speed Street ?-byl to ten park niedalego domu panstwa Gonzales.
-Nie...-pokrecil przeczaco glowa.
-To idzemy jeszcze tam...-powiedzial ruszajac w strone swojego bialego Ferrari.-Jedzcie za mna!-krzyknal do reszty a Beadles pognal za swoim przyjacielem.Przeszukali caly park bez rezultatu.Caleb byl juz na skraju wytrzymania tak samo jak cala reszta.-Ej a moze wy macie tutaj jakas rodzine?-spojrzal na brata dziewczyny.
-No rodzicow.-powiedzial machinalnie.
-Ale jakas inna?-spojrzal nudno i wyczekujaco.Chlopak zaczal sie zastanawiac i spogladac na swoich chlopakow.
-Ty...-zaczal Max.-Wy macie tutaj babcie!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Nic specjalnego :( Zle sie czuje i to dlatego... Prosze was o komentarze bo nie wiem czy jest sens pisania dalej :'(

wtorek, 18 czerwca 2013

#8

Ten rozdzial dadykuje...... Julii Nowak!!
Od razu chcę jej podziekowac za wspanialy komentarz ktory az mnie wzroszyl! Naprawde ten komentarz jest dla mnie czyms wspanialym i spodobal mi sie do tego stopnia ze wydrukowalam go sobie i przpielam na tablice korkowa ;) Chcę podziekowac tej wspanialej dziewczynie ze zrobila mi cholerna przyjemnosc czytajac moje blogi i dodajac komantarze.Te mile slowa wywolaly u mnie usmiech (jak kazdy wasz komentarz,oczywiscie :*) jednak bylo w nim cos tak pieknego ze poczulam sie jakbym znala Julie juz od dawna.Nie mam pojecia jak ona to zrobila ale mialam lzy w oczach!
Dziekuję Ci!!! <3 Jestes naprawde wspaniala!
Chcę rowniez polecic jej bloga: http://justinanddeynnmymirrorstaringbackatme.blogspot.it/
Jest tak samo wspanialy jak jego autorka ;)
Chcę tez od razu podziekowac moim wiernym czytelnikom :* Wiedzcie ze dzieki wam nie stracilam nadziei na to ze z tych moich opowiadan moze cos wyjsc sensownego  <3 Bardzo was kocham bo za kazdym razem jak wchodze na bloga i widze liczbe wyswietlen lub czytam komentarze az sie usmiecham i wzruszam ze sa osoby ktore doceniaja moja prace. Kocham was! <3

Dziekuje za uwage i zapraszam do czytania :*
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

-Mloda chodz...-Caleb zlapal za reke swoja siostre.-Poznasz wreszcie nasza siostre.-powiedzial z umsiechem a Lea az sie wzdrygnela.Nadal czula wstret w obec malej i swojej rodziny.
-A co jesli nie chce?
-Mam to gdzies...Musisz ja poznac i powiedziec te pieprzone zyczenia.
-No ale po co? To bez sensu jesli mam byc sztucznie mila to po co mam sie wysilac?-jeknela i dalej probowala sie wyrwac bratu.
-Jeny jaka ty jestes trudna...
-To chyba dobrze ze sie nie puszczam,nie?-zasmiala sie za jej brat wywrocil oczami.-No co? Chyba ze mam zaczac to wiesz ten blondyn z samolotu na pewno by chetnie mnie przelecial.-zasmiala sie.
-Lea! Prosze przestan...-powiedzial probujac sie nie rozesmiac co nie umknelo uwadze dziewczyny.
-No ale przyznaj ze patrzyl na mnie jakby chcial mnie zjesc.-zasmiala sie i przestala sie opierac.Nie slyszac odpowiedzi troche sie wkurzyla.Nie cierpiala byc ignorowana i olewana.-Pusc.-wyrwala reke.-Sama tam pojde.-warknela patrzac wrogo na brata.Caleb zatrzymal sie i pociagnal siostre za dlon.
-Lea opanuj sie i pokaz ze mamy klase.-syknal jej na ucho.-Nie chce zeby pomyslano ze jestesmy amatorami.
-A moze pozwolisz mi zachowywac sie tak jak zawsze i to olejesz?-syknela pewnie.-Musisz wyluzowac braciszku.-zasmiala sie idac powoli tylem.-Jestesmy na imprezie.-powiedziala podnoszac rece do gory a pozniej jedna opuscila a druga zasalutowala na luzie i odworcila sie odchodzac.

-Ciekawe gdzie zniknela Lea...-Justin rozgladal sie w poszukiwaniu dziewczyny a jego przyjaciel zajadal sie przysmakami.-Chris!-krzyknal a chlopak podskoczyl.-Czy ty mnie w ogole sluchasz?
-Sluchaj stary....Od kiedy tylko sobie poszla gadasz tylko o niej...Mozesz sie wreszcie ogarnac bo idzie zwariowac.Ja nie chce sluchac o dziewczynie ktora mnie tak potraktowala...-rozejrzal sie w ogolo czy ktokolwiek slyszy ich rozmowe.Przysunal sie do Biebera i spojrzal nie pewnie.-Ktora zabija i nie wiadomo co jeszcze.
-Widze ze juz plotkujesz.-zasmiala sie dziewczyna stajac za nimi.Chlopacy az sie odworcili.
-Slyszalas?-zapytal blondyn przelykajac glosno sline.
-Nie, wiesz czytam w myslach.-wywrocila oczami a Justin sie zasmial.
-No i czego cieszysz?-spojrzal na niego z pod byka Beadlas na co Bieber podniusl rece do gory.-A ty nie masz czegos innego do roboty?-spojrzal na dziewczyne a ta wzruszyla ramionami.
-Wiesz...-zaczela tajemniczo sie usmiechajac.-Meczenie ciebie i twojej psychiki jest naprawde ciekawym zajeciem.
-Jestes dziwna.
-Powiedz mi cos czego nie wiem.-usmiechnela sie sztucznie i spojrzala na Justina.-Ciebie nie znam...-zmrozyla oczy.
-Jestem Justin.-usmiechnal sie wyciagajac w jej strone dlon.
-Tak,tak...Nie wazne.-odwrocila sie do niego tylem.-A ty jesli jeszcze raz powiesz ze jestem dziwna to ci przypierdole.-szepnela.-Tylko sie nie udlaw.-poklepala go po ramieniu i wyminela chlopakow kierujac sie w strone dziewczynki,jej siostry.
-Hej...-usmiechenla sie mala istotka.
-Czesc.-odpowiedziala sztucznie sie usmiechajac.-Jestem Lea.-ukucnela przed nia wyciagajac reke w jej strone.
-Wiem.-powiedziala rozbawiona.-Ja jestem Rebecca.
-Wiem.-odpowiedziala starsza Gonzales a mlodsza sie usmiechnela slodko.
-Jestes jesce ladniejsa nis na zdjeciach.-stwierdzila dotykajac blad,dlugich wlosow Lea.
-Widzialas moje zdjecia?-troche zdziwilo to 17-nastolatke.
-Ocywiscie.Mama je cesto oglada.-wzruszyla ramionkami.
-Ja dostalam tylko jedno twoje zdjecie wiec przepraszam jesli nie potrafie sie odnalezc w roli starszej siostry.-zmarszyczla brwi.-Przyzwyczailam sie ze to ja jestem ta mlodsza.
-Lozumiem.-poglaskala ja po policzku tak zeby nastolatka spojrzala na twarz malej.-Nie psejmuj sie...Bedzie dobze.-pocalowala ja w glowe.Po chwili przybiegly jej przyjaciolki i zabraly dziewczynke gdzies na trampoline.Lea podniosla sie krecac glowa tak jakby chciala wyrzucic cala to scenke z przed kilku minut.

-Wynosimy sie.-syknela znudzona siedzac przy stoliku i patrzac na ludzi ktorzy w przeciwienstwie do niej swietnie sie bawili.
-Co?Ale nawet jeszcze tortu nie bylo!-powiedzial oburzony Toby ktory przez caly czas jadl i jadl.
-Ogarnij sie troche...Ile ty masz lat?-spojrzala na niego podnoszac brwi.
-W tym momencie? Szesc.-zasmial sie a dziewczyna westchnela wywracajac oczami.
-Jestes zalosny...
-A ty sukowata...-wzruszyl ramionami.Lea poslala mu mordercze spojrzenie zakladajac rece na piersi i kzyrzujac nogi w kolanach.Rozgladajac sie po calym ogrodzie,ktory byl naprawde sporych rozmiarow.Miescily sie tam dwie ogromne trampoliny,zjerzdzalnia i statek dmuchany i jeszcze jakies inne zabawki.Po drogiej stronie jednek cos przykulo uwage dziewczyny.Znajdowala sie tam ladna biala altanka. A widok z niej pokazywal duzych rozmiarow jezioro.Mloda Gonzales bez namyslu sie tam udala i tak pochloniata podziwianiem nie zauwazyla siedzacego chlopka.
-Ladnie tu prawda?-zapytal podnoszac wzrok na dziewczyne a ta od razu sie odworcila w jego strone.
-Ah to ty...Kolega tego upierdliwego blondyna.-uspokoila sie widzac ze to nikt zagrazajacy jej bezpieczenstwu.-Jak ci tam bylo...-zmarszczyla brwi.-Justin?
-Dokladnie.-chlopak usmiechnal sie blado.Nastala chwila ciszy,dziewczyna patrzyla w wode a chlopak na nia.
-Faktycznie ladnie.-odezwala sie wreszcie prostujac.
-Hm?-Bieber nie wiedzial o co chodzi a zirytowana dziewczyna wywrocila oczami.
-Zapyales czy tu ladnie wiec masz odpowiedz.
-Ah tak...-usmiechnal sie.-Usiadziesz?-zrobil miejsce obok siebie na fioletowej chustawce.Lea sie troche skrzywila i zakladajac rece na piersiach oparla sie pupa o porecz od altany.
-Nie dzieki...Postoje.-spojrzala na niego i od razu tego pozalowala.Jego oczy...Tak chipnotyzujaco czekoladowe,pelne,piekne usta i idealnie ulozone wlosy.Cos w nim bylo znajomego,cos co przyciagalo ja do niego.Po chwili myslenia zachlysnela sie powietrzem zakrywajac usta.
-Cos sie stalo?-zapytal zaniepokojony a dziewczyna szybko zaprzeczyla glowa.-Na pewno?-podszedl do niej a ona juz byla pewna swoich przemyslen.To on.Chlopak z imprezy,tajemniczy glos.
-Moge zadac ci pytanie?-spojrzala na niego zaciekawiona mruzac leciutko oczy.
-Pewnie pytaj o co chcesz.-usmiechnal sie wkladajac rece do kieszeni pozwalajac kciukom wystawac.
-Byles moze ostatnio na imprezie w klubie ''The Last.'' ubrany w czarna bluze z kapturem i ciemne okulary,zielone Supry i czerwone spodnie?-chlopak automatycznie sposcil wzrok.
-Mialem nadzieje ze nie rozpoznasz...
-Czyli to byles ty...-stwierdzila szeptem a Justin usiadl tam gdzie wczesniej.-Czemu sie nie przedstawiles tylko od razu znikles?
-Nie wiedzialem jak zareagujesz...-spuscil wzrok na swoje buty.-Znana jestes z tego ze nie lubisz jak ktos najpierw na ciebie wpada a pozniej chce zawrzec kontakt.Przyznaje ze sie balem.-dziewczyna usmiechnela sie dumnie.-Myslalem o tobie przez caly ten czas.
-Skoncz...-syknela.-Dobrze ze sie bales...Teraz w sumie tez powinienes.-poslala mu wrogie spojrzenie i wyszla z altanki kierujac sie do brata.

-Zapraszamy wszystkich do stolow!-krzyknela pani Gonzales stajac przy swojej mlodszej coreczce ktora obecnie siedziala na wielkim krzesle przypominajacym tron.
-Caleb moze teraz sie zmyjemy?-jeknela Lea lapiec brata za przedramie.Widac bylo w jej oczach zdesperowanie i chcec uscieczki.
-Mala co ci tak zalezy?-zasmial sie rozbawiony zachowaniem siostry.W glowie Lea od razu pojawial sie obraz Justina.Czy to mozliwe zeby sie zakochala? Czy to wlasnie byla milosc od pierwszego wejrzenia.Nieee...To nie mozliwe.Takie gowno nie istnieje.Potrzasajac glowa tak jakby chciala wyrzucic obraz Biebera wywrocila oczami i wyminela brata podchodzac do stolu.
-Mam dosc tej sielanki...-jeknela do Max'a obok ktorego miala miejsce.
-Przyznaje ze mi tez sie tu nie podoba...Nie moje klinaty.-szepnal jej na ucho calujac w skron.
-Przynajmniej ktos po mojej stronie.-usmiechnela sie do chlopaka obejmujac go reka w pasie.
-Damy rade,prawda?
-Jak zawsze.-wzruszyla ramionami wtulajac sie mocniej w niego a Max objal dziewczyyne w jej talii.Lea rozgladajac sie po zebranych przy stole zauwazyla ze miejsce na przeciwko jej zajmuje Justin a obok niego Chris.-Pieknie...-szepnela.
-Hm?
-Widzisz tych dwoch chlopakow?-zapytala szepczac na ucho.
-Tak.
-Ten nizszy to Chirs...Powiedzmy ze nie za bardzo go lubie,to ten z samolotu.-stanela na palcach zeby wygodniej jej bylo mowic.-A ten obok to Justin...Opowiadalam ci o chlopaku z klubu na ktorego wpadlam i ten jego glos...-ta sytuacja byla zenujaca dla dziewczyny.Nie cierpiala gdy chlopak tak na nia dzialal.
-Tak,pamietam.
-To wlasnie ten tajemniczy chlopak.-dodala spogladajac Max'owi w oczy ktore momentalnie zrobily sie wielkie.
-Zartujesz?
-Chcialabym.-odsunela sie od niego widzac ze wszyscy siadaja i sama tez zajela miejsce.Nie zerknela na Justina jednak czula jak ja obserwuje.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No i oto mamy rozdzial 8 ^^ Nic szczegolnego ale jednak cos sie zaczyna wyjasniac :P
Chcialam wam podziekowac za mile komantarze i coraz wiecej wyswietlen ;) Kocham dla was pisac! :*
Mam nadzieje ze rozdzial sie spodobal i zobacze spora liczbe komow :P
Milego dnia i czytania <3
-Patrys

czwartek, 13 czerwca 2013

#7

-I jak sie czujesz po zakonczeniu?-zapytala Sam podbiegajac do swojej przyjaciolki.Objela ja za szyje i razem,w wielkim stylu,wyszly ze szkoly.
-Zajebiscie...-usmiechnela sie cwaniacko.-Trzy miesiace odpoczynku,prcay.Zero pieprzonych,jeczacych nauczycieli.Zero wscipskich nastoletkow.Idaealnie.-podeszly do trzeciej dziewczyny.-Wow...Wow..Wow...-
-Hej.-powiedziala smiejac sie i przywitala sie z obiema dziewczynami.
-Hej?!Ja sie pytam gdzie jest moja Ali?!-Gonzales byla w totalnym szoku.
-Wystroila sie tak dla Max'a.-zasmiala sie Samantha opierajac sie lokciem o ramie Lea.
-Taaaaaaak...-pokiwala przytakaujaco glowa.-Tylko kochanie musze cie zmartwic bo dzisiaj przyjezdza po mnie Toby.-poglaskala po ramieniu Alison usmiechajac sie lekko zlosliwie.
-Jestescie okropne...-wywrocila oczami.
-I vice versa kochana.-zasmiala sie Sam.
-Ja spadam laski.-pocalowala obydwie w policzki i pobiegla do samochodu.-Zadzownie do was wieczorem!!-krzyknela przez okno.

-Spakowalas sie?-zapytal Caleb wchodzac do pokoju dziewczyny.
-A jak myslisz?-odpowiedziala pytaniem na pytanie co zdaniem chlopaka bylo brakiem szacunku.Miedzy rodzenstwem nadal byla napieta atmosfera.
-Nie musisz sie na mnie wielce obrazac...-syknal.
-Mam to w dupie...
-Lea prosze cie...
-Caleb zamknij sie...-powiedziala tym samym tonem co przed chwila jej brat.-Mam ciebie dosc i jakbys mogl z laski swojej ruszyc ten pieprzony tylek i wyjsc z mojego pokoju bylabym wdzieczna.
-Jestes bezczelna.-powiedzial podchodzac do drzwi.Dziewczyna wzruszyla tylko ramionami skladajac koszulke do szafki.-Suka...-szepnal wychodzac.
-Chuj...-powiedziala glosno tak zeby dac do zrozumienia ze slyszala.
-Jak mnie nazwalas?-w jednym momencie stal przed nia.-Powtorz.
-Chuj...-powtorzyla tak jak kazal,pewna siebie i tego co mowi.Mierzyli sie wzrokiem a miedzy nimi roslo napiecie i nienawisc.
-Ej...Ej...Ej.-Max wszedl pomiedzy nich tak jakby wybudzajac ich z transu.-Caleb idz sie spakowac...-nakazal patrzac na przyjaciela.
-Ja mam go dosc...-syknela dziewczyna po tym jak jej brat opuscil pokoj.Odwrocila sie napiecie i wrocila do wczesniej wykonywanej czynnosci czyli ukladania w szafie jakis ciuchow.
-Lea...-jeknal zagradzajac dziewczynie droge do lozka.-Lea,prosze nie smuc sie.Wiesz jaki on jest.-zlapal ja za ramiona.-Chce dla ciebie jak najlepiej.
-Najlepiej by bylo jakby dal troche luzu.-zrzucila jego rece i wyminela nawet nie obdarzajac spojrzeniem.-Daj mi troche czasu dla siebie.-zlapala sie za zgiete lokcie stajac nad lozkiem z ciuchami do schowania.Patrzyla przed siebie i tylko slyszala kroki a pozniej drzwi sie zamknely.

Siedziala juz na swoim miejscu w samolocie,niestety pare miejsc od chlopakow.To jednak nie sprawialo jej problemu.Oparla glowe o fotel i patrzyla przez okno kiedy ktos zaja miejsce obok.
-Siema...Bedziesz miala szczescie ze mna siedziec.-szczerzyl sie w jej strone jakis blondyn ktorego olala.-Ladne buty.-wrocil na nia wzrokiem.-Jednak ja wole trampki.
-A mnie twoja opinia ni chuja obchodzi.-mruknela nie sposzczajac wzroku z juz startujacego samolotu.
-Ehm...Chcialem byc mily.
-Ehm...A ja nie.-wyciagnela sluchawki i wlaczyla muzyke na maxa.Przez polowe lotu nic nie slyszala,nic ja nie obchodzilo.Zaszyla sie w swiecie muzyki i bylo jej tam dobrze,bezpiecznie i milo.Jednak bateria jej tableta niestety padla.''Cholera...Zapomnialam naladowac.'''.Skarcila sie w myslach chowajac go do torby.Zerknela co blondyn robi i gdy tylko on na nia spojrzal odwrocila wzrok.Tak bylo kilka razy,na zmiane.
-No juz nie udawaj takiej nie dostepnej.-zasmial sie chowajac telefon do kieszeni.
-Ja niczego nie udaje.-odprychnela krzyzujac rece na piersiach.
-Wiec czemu taka jestes?-spojrzal opierajac sie na jednym lokciu.
-A to twoj interes?-przeniosla znow na niego wzrok.-Jakos nie sadze.-wywrocila oczami.
-Jestes dziwna.-mruknal.
-Powiedz mi cos czego nie wiem.-odpowiedziala znow opierajac glowa tym razem o chlodne okno.Przez jakis czas probowala zasnac jednak bez rezultatow.Bylo jej strasznie nie wygodnie i kark ja bolal.Odpiela swoj pas i wymijajac chlopaka podeszla do swoich kolegow.-Hej.-mruknela siadajac na kolana Toby'iego.
-Siemka co jest?-zapytal Max.
-Ten blondyn obok mnie to jakis zaroumialy dupek...-wywrocila oczami.-W momencie gdy usiadl obok mnie walnal tekst: Bedziesz miala szczescie ze mna siedziec.-przedrzeznila go robiac glupia mine na co chlopcy sie zasmiali.Jak sie okazalo przykowajac uwage blondyna.Lea odwrocila glowe w jego strone i widzac ze sie gapi pokazala srodkowy palec.
-A moze nie jest taki zly jak sie wydaje?-usmiechnal sie Max.
-Tak,jesli on jest fajny to ja jestem gruba.-wytknela mu jezyk wstajac.-Do zobaczenia pozniej.-puscila oczko i wrocila do siebie.
-Kto to?-zapytal chlopak ciekawie na nia patrzac.
-Nie sadze zebym musiala ci mowic.-usmiechnela sie sztucznie wyciagajac telefon z torebki.
-Z grzecznosci moglabys.
-Z grzecznosci moglbys zostawic mnie w spokoju.
-A co jesli mi sie podobasz?-spojrzal na nia a w oczach Lea mozna bylo zobaczyc rozbawienie.
-Coz...-przysunela sie do niego.-Bedziesz musial sobie wybic mnie z glowy bo ja cie nie cierpie.-szepnela mu uwodzicielsko do ucha i widziala ze chlopaka przeszy cierki ci ja rozbawilo.

-Gotowa do wyjscia?!-krzyknla z dolu Max.
-Nie chce tam isc!!
-Lea prosze cie im szybciej pojdziemy tym szybdziej bedziemy mogli sie wyrwac!-dodal Caleb.W myslach przyznala bratu racje i zakladajac okulary zeszka po schodach.
-To przyjecie dla dzieciwkow Lea...-mruknal Toby.
-Ma racje.Moze bys sie przebrala?-zaproponowal jej brat.Lea jednak podobalo sie to jak wyglada i nie miala najmniejszej ochoty tego zmieniac.
-Pff...Kazales mi tu przyjechac i jeszcze bedziesz mi mowil jak mam sie ubierac?-spojrzala z pogarda.-Nie doczekanie twoje braciszku.-omiotla go wlosami i wyszla do samochodu.Droga przebiegla w ciszy a dziewczyna z kazda chwila stawala sie coraz bardziej wkurzona.-Ja nie wychodze.-mruknela gdy jej brat zaparkowal przed domem ich rodzicow.-Nie pokaze sie tam.
-W takim razie ja cie zaniose.-zasmial sie Max biorac swoja przyjaciolke na rece i wniosl ja na schody.
-Pusc debilu.-zasmiala sie.-Postaw mnie!-krzyknela a chlopak grzecznie wykonal polecenie.Cala szostka stala przed drzwiami i zadne nie chcialo wykonac jakiegokolwiek ruchu.-No dalej.-spojrzala na brata.-To byl twoj pomysl wiec pukaj.-Caleb tylko wywrocil oczami i zrobil jak chciala dzieczyna.Drzwi sie otworzyly a w nich stanela mala dziewczynka w balowej,rozowej sukni z korona na glowie i za nia dobrze im znana kobieta.
-Czesc mamo.-powiedzial nie pewnie Caleb.-Ty musisz byc Rebecca.-ukucnal przed dziewczynka.-Jestem twoim bratem.-wreczyl jej prezent a ta sie usmiechnela szeroko.
-Ciese sie ze psyjechales.-przytulila go za szyje a on odwzajemnil usmiech.Gdy sie od siebie oderwali mala pobiegla gdzies na ogrod a chlopak sie wyprostowal.
-Zmieniles sie.-mowila kobieta.Lea chowala sie za swoimi kumplami,stala na koncu i trzymala Max'a za reke.-I to bardzo...Wydoroslales.-usmiechnela sie.-Moge?-zapytala rozkladajac rece i juz wiadomo bylo o co chodzi.Chlopak pokiwal twierdzaco glowa i takze rozlozyl ramiona.Gdy jego mama nie pewnie wtulila sie w syna w jej oczach pojawily sie lzy.-Jak sie trzymasz?-zapytala gdy sie od siebie oderwali.
-Dobrze...Jest naprawde dobrze.
-A ona?-zapytala znaczaco na co Caleb lekko sie usmiechnal.
-Niech ci sama powie.-spojrzal na Max'a a ten sie odsunal w bok ukazujac pewna siebie dziewczyne.
-Boze...-zlapala sie za usta.-Co ci sie stalo?
-Tylko mi Boga nie wzywaj...-syknela zdejmujac okulary.Kobieta byla zdziwiona zachowaniem corki.
-Co ci sie stalo?
-Zmienilam sie.-wzruszyla obojetnie ramionami.
-Jak sie masz?
-Lepiej.-Lea odpowiadala zwiezle na pytania.Nie ufala juz swojej matce ani ojcu dlatego chciala aby wiedzieli jak najmniej.Kobieta pokiwala glowa patrzac smutno.Bala sie zaproponowac dziewczynie przytulenie bo nie wiedziala jak zareaguje.Bil od niej chlod i nienawisc dlatego wolala nie pogarszac juz napietej sytuacji.
-Wejdzcie.-usmiechnela sie do wszystkich.-Przyjecie odbywa sie na dworze...-pokazala ruchem reki na wyjscie ogrodowe.Na czele szedl Caleb z Lea a reszta dumnie kroczyla za nimi.Widac bylo jak bardzo sa ze soba zzyci i ze nie sa za bardzo kontkatowi.Staneli nad basenem i rozgladali sie po calym ogrodzie.
-Ty zobacz ta dziewczyne.-Justin uderzyl kolege w ramie patrzac na dziewczyne stojaca pare metrow od nich.-Ale laska.-usmiechnel sie podziwiajac blondynke.Kolega az zakrztusil sie ciestem ktore wlasnie jadl.
-Ja ja znam...-powiedzial pewnie a Justin spojrzal jak na debila.-Siedziala obok mnie w samolocie.To nie dziewczyna dla ciebie.Pyskata,arogancka,nie mila...I zobacz jak ubrana.
-Chris nie wazne jak jest ubrana...Jest cholernie intrygujaca.
-Stary...-machnal mu reka przed oczami.-Stary czy ty sie zakochales?
-Co? Nie...Odwala ci?-zasmial sie i w tamtym momencie Lea odwrocila sie w ich strone.
-No pieknie...-mruknela nie zadowolona.
-Co jest mala.-zasmial sie Toby widzac mine dziewczyny.
-Ten blondyn tu jest.
-Jaki blondyn?-powedrowal wzrokiem w kierunku w ktorym patrzyla dziewczyna.
-Ten z samolotu.-jeknela.-Moge sobie isc??-spojrzala na kolege.
-Przez jakiegos fagasa opuscisz impreze swojej mlodszej siostrzyczki?-zapytal rozbawiony.
-Ty mnie lepiej nie wkurzaj.-poslala mu mordercze spojrzenie.
-A po za tym zobacz Justin w jakim towarzystwie sie kreci...Nie bedzie latwo do niej sie dostac.-mruknal Chris patrzac na kolege.-Owinela sobie w okol palca 5 chlopakow!-jeknal szeptem.-I to jakich...
-Dramatyzujesz...-szepnal pewny siebie Bieber.-Ciekawa jest...
-Odwala ci chlopie...
-Moze pojdziesz sie przywitac z kolezanka?-zaproponowal na chwile odrywajac wzrok od dziewczyny.
-Taa...Bo na pewno chce mnie zobaczyc po akcji w samolocie.-powiedzial zrezygnowanie wzdychajac.
-Zrob to dla przyjaciela.-usmiechnal sie szeroko.-Pamietaj ze wisisz mi przysluge za zalatwienie panienki na noc w tamtym tygodniu.
-Zabiej cie...Po prostu zabije.-mruknal podchodzac do mlodej Gonzales.-Hej...Pamietasz mnie?-zapytal usmiechajac sie.
-Ah tak...Dupek z samolotu...-mruknela a Justin zasmial sie pod nosem tak samo jak Toby i Max stojacy po bokach dziewczyny.-Jakbym mogla zapomniec.-skrzyzowala rece na piersiach.
-Jestem Chris.-wyciagnal do niej reke.
-A ja mam to gdzies.-kolejny sztuczny usmiech w jego strone.
-Nie jestescie za starzy na takie przyjecia?-zasmial sie Max.
-Przyszlismy tu z moja siostra.-mruknal nie zadowolony Bieber.
-A ty nie jestes zbyt powazna na takie przyjecia?-zadal pytanie z chytrym usmieszkiem blonydn patrzac na Lea.
-To przyjece mojej siostry...-mruknela z grymasem wymawiajac slowo ''siostra''.Oczy Chrisa i Justina automatycznie otowrzyly sie szeroko.
-To ty jestes Lea Gonzales?-zapytal blondyn a dziewczyna usmiechnela sie dumnie.
-We wlasnej osobie...To Max i Toby.-pokazala na chlopakow.
-Caleb tez tu jest?-zapytal nie pewnie Bieber.
-Oczywiscie jest z reszta chlopakow.
-Jestescie leganda....Wszyscy was znaja.-powiedzial z podziwem blondyn.
-Oh nie przesadzajmy...
-Ja...Ja..-zaczal sie jakac.-Przepraszam za to jak sie zachowywalem...Yhm...
-Hah...Co teraz sie boisz?-zasmiala sie patrzac na chlopaka.-Jestem na przyjaciu dla 6-latkow,wiec nie mam pola manewru...Za duzo osob.-szepnala zlosliwie.-Ale pilnuj siebie i tego co mowisz...-mrugnela do niego okiem i odworcila sie napiecie kierujac sie w strone Caleba.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ale dlugi! O.O a obiecalam sobie ze nie bede takich dlugich pisac... :/ no nic jeden moze sie trafic :P
jak widzicie pojawil sie Justin!! :D Nareszcie,nie? xD Zobaczymy co bedzie dalej ;)
Postaram sie czesciej dodawac rozdzialy na obydwa blogi ale nic nie obiecuje...
Porsze o rozprzestrzenianie,polecanie,udostepnienie tego bloga :) Ploooose
Milego czytania.
-Patrys

poniedziałek, 10 czerwca 2013

#6

-Wiec powiadaj co bylo tak wazne iz musialam dzisiaj sie tutaj pojawic?-zapytala lekko rozbawiona Lea,rzucajac torbe na lawke i usiadla na stoliku przed starsza przyjaciolka.
-Ciebie rowniez milo widziec...I fajnie ze pytasz bo moj dzien minal niezle.-usmiechnela sie sztucznie a pozniej obydwie wybuchly smiechem.
-To sie ciesze.-Gonzales wytknela jej jezyk.
-Ale tak na serio to musialas dzisiaj przyjsc poniewaz chcialam zobaczyc Max'a.-powiedziala niesmialo a kolezanka siedzaca na stoliku az sie zakrztusila pijacym wlasnie napojem.
-Pierdolisz?-byla calkowicie zirytowana tym ze musiala wstac o 7.00 tylko po to zeby jej przyjaciele mogli sie zobaczyc...-Tylko dlatego musialam tutaj przychodzic?! Was pojebalo??
-No co?
-Co? To ze musialam wstac tak rano a moglam sobie zrobic wolne!!-wyrzucila rece w powietrze.-Myslalam ze to cos powaznego!
-A to nie cos powaznego?!-dziewczyny staly naprzeciwko siebie mierzac wzrokiem.Wszyscy obecni na stolowce sie im przygladali a one nic sobie z tego nie robily.
-Kurwa zabujalas sie w moim kumplu i teraz nie wiadomo co! Nawet nie wiesz czy to tylko zauroczenie!!
-Odezwala sie specjalista od siedmiu bolesci...Ty nigdy nikogo nie pokochalas!!
-Bo sama wiesz ze nie moge!!-krzyknela jej prsoto w twarz mrozac oczy.-Jestes zalosna...-wytknela jej biorac do reki swoja torbe i wyszla ze stolowki.

-Do tablicy poprosze...Gonzales.-usmiechnela sie pani Marron ktora prowadzila lekcje matematyki.Znienawidzona przez wielu nastolatkow lekcja dla Lea nie sprawiala problemow jednak nie palala wielkim entuzjazmem widzac pania od tego przedmiotu.W sumie to dziewczyna nigdy nie palala entuzjazmem do jakiejkolwiek lekcji i profesora.
-A moze zmieni pani pomysl.-usmiechnela sie do niej slodko opierajac na lokciach.
-Nie...Moze jednak nie.
-Ale mi sie nie chce...Nie lubie tych zadan i nie mam zamiaru ich robic przed ta zjebana klasa...-mruknela opadajac na krzeslo i zalozyla rece na piersiach.
-Lea!Slownictwo!
-Lea to.Lea tamto...-dziewczyna zaczela ja przedrzezniac co nie podobalo sie nauczycielce jednak klasa miala ubaw.
-Goznales do...-profesorka krzyknela jednak nie dano jej dokonczyc.
-Tak,tak do dyrektora...-wziela torbe zakladajac ja na ramie.-Pozdrowie go od pani.-pocalowala powietrze przechodzac przed biurkiem.-A przepraszam co mam mu powiedziec?-zasmiala sie zagladajac do klasy.Widzac jak profesorka robi sie czerwona usmiechnela sie jeszcze szerzej.
-Do cholery Lea idz do tego dyrektora!
-Ah no tak...Slownictwo...Pani tez radze sie opamietac.-powiedziala znikajac na korytarzu.Szlyszla tylko jeszcze smiechy w jej klasie co spowodowalo zwycieski usmieszek na jej ustach.Szla pewnie do sekretariatu i gdy zobaczyla Rebecce,sekretarke,usmiechnela sie cieplo.Kobieta byla starszego wieku,miala moze po 50-tce,ciemne wlosy i jasne oczy.
-O witaj Lea.
-Siema.-podniosla reke do gory na znak przywitania przechodzac do drzwi gabinetu dyrektora.Bez pukania weszla do srodka i usiadla na swoim ulubionym krzesle.
-Lea...Jak milo cie widziec.
-Czesc Sam.-usmiechnela sie do niego sztucznie slodko pawiac sie jednym z dlugopisow.Byla z dyrektorem na ty co juz nie dziwilo nikogo.Londowala u niego codziennie i za kazdym razem z podobnych powodow.
-Za co tym razem?
-Slownictwo.-wywrocila teatralnie oczami.
-Zgaduje ze pani Marron?-spojrzal zza swoich ulubionych okularow.
-Ding,ding,ding...Mamy zwyciezce.-zasmiala sie a mezczyna jej zawtorowal.-Ale jak wychodzilam to szanowna pani Marron tez uzyla slowa nie dozwolonego w obecnosci nieletnich.-bronila sie a dyrektor sie rozesmial gdy skonczyla swoja wypowiedz co spowodowalo usmiech na jej twarzy.
-Idz mala na ostatnia lekcje.-zasmial sie pokazujac drzwi.
-Wygania mnie pan?!-oburzyla sie.
-Niee...
-No to w takim razie zostaje.
-Lea!-krzyknal rozbawiony zachowaniem dziewczyny.
-No dobra,dobra.Juz sobie ide.-powiedziala znow wywracajac oczami.-Do zobaczenia dyro.-zasmsmiala sie wiedzac ze mezczyzna nie lubi byc tak nazywany.

-I jak minal dzien?-zapytal Max gdy dziewczyna wsiadla do auta.
-Ty to sie lepiej nie odzywaj...-warknela przypominajac sobie sytuacje na stolowce.
-A co ja takiego zrobilem?!-zasmial sie co tylko zirytowalo dziewczyne.Lea poslala mu tylko mordercze spojrzenien na co chlopak automatycznie przestal sie szczerzyc.Jechali w ciszy jednak Max co chwila zerkal na swoja przyjaciolke.-No wez taka nie badz...-jeknal stojac na czerwonym swietle.
-Daj spokoj.
-Leaaaa...-przeciagnal jej imie usmiechajac sie zadziornie.-Co zrobilem zle?
-Czy musisz byc takim dupkiem? Musiales zakochac sie w mojej przyjaciolce?Musialam isc do tego pieprzonego budynku pelnego debili tylko po to zebyscie sie mogli zobaczyc?-po dlugiej ciszy,gdy juz prawie byli w domu Lea nareszcie spojrzala na przyjaciela.-Masz odpowiedz...-wyszla niezadowolona trzaskajac drzwiami i pobiegla do domu.Gdy wbiegala juz na schody automatycznie sie odwrocila widzac jak chlopacy dziwnie siedza na sofach.-Co tu sie dzieje?-zapytala zdziwona widzac Caleba trzymajacego jakis list w reku.
-To dla ciebie.-w takiej samej kopercie zostal wreczony lis dziewczynie.-Co to jest?-zapytala okrecajac papier w reku.
-Otworz.-zachecil ja Toby.Mloda Gonzales zrzucila z ramienia torbe i usiadla na swoim ulubionym fotelu.Rozdarla nie pewnie lecz energicznie kopertke i wyjela ladnie zlozona kartke.
-Zapraszam cie na moje szoste urodziny ktore odbeda sie w moim domu dnia 20 czerwca o godzinie 13.00.-Lea marszczyla brwi czytajac na glos.-Rebecca Gonzales...-wyszeptala a w jej glowie od razu pojawil sie obraz mlodszej siostry.Do zaproszenia doczepiona byla karteczka z rysunkiem.-Lea plose cie,psyjedz...-przeczytala i rzucila kartki na podloge.Uroczystosc miala sie odbyc po jutrze a jutro byl koniec roku.Dziewczyna pobiegla na gore zatrzaskujac za soba drzwi i zrzucajac wszystko co bylo na szafce.Zaczela krzyczec i walic piesciami w sciany,zerwala posciel z lozka i wyrzucila wszystkie ubrania z szafy.Temat rodziny Gonzales byl dla obu drazliwy jednak Caleb przezywal furie w sobie w przeciwienstwie do siostry.
-Lea!Lea!Lea!-Toby krzyknal wbiegajac do pokoju dziewczyny i unieruchomil ja.-Opanuj sie...Spokoj.
-Odpierdol sie debilu!-ona nadal byla wsciekla i teraz walila w klatke przyjaciela.-Kurwa co oni sobie wyobrazaja?! Nawet jej na oczy nie widzialam!!Raz dostalam jakies pieprzone zdjecie i tyle!! Do cholery!
-Wyjdz stary.-w pokoju pojawil sie starszy brat dziewczyny.Kolega tak jak mu kazano automatycznie poscil dziewczyne i z podniesionymi rekoma wyszedl.-Wiem ze to trudne...Ja tez jej nie znam.-powiedzial zapytakac za soba drzwi.-Chodz tu do mnie.-rozlozyl rece a Lea podeszla do niego i wtylila sie jak najmocniej.Uwielbiama to poczucie bezpieczenstwa ktore wywolywal w niej brat.
-Chcesz tam jechac?-podniosla wzrok patrzac nie pewnie.
-To w koncu nasza siostra...Widzialas karteczke ktora ci doczepila. Ja mialem taka sama.-troche zdziwily Lea slowa jej brata.Myslala ze oleje zaproszenie jak na kazde swieta na ktore zostali zapraszani przez rodzicow.
-Ciebie pojebalo? Ja mam sie pokazac w Stratford po tym wszystkim?! Po pierwsze nie wiem po chuj rodzice sie tam przeprowadzili... A po drugie jakos nie widze mnie przy stole z nimi.-powiedziala odsuwajac sie od brata.-Caleb! Chcesz tam jechac po tym co sie stalo?!

-Caleb!!Czemu znow wyladowales na policji?!-ojciec rodzienstwa znow prawil kazanie swojemu synowi.-I jak mogles pozwolic Lea isc z toba?!
-Wez sie przymknij bo swiet nie jestes!! Kurwa nie zrobilem nic zlego!!-chlopak podniusl sie z sofy stajac z swoim ojcem twarza w twarz.-A to ze mala sie wpieprzyla to juz nie moja wina!
-Jestes starszy powinienes byc odpowiedzialniejszy!! To juz nie pierwszy raz! Ogarnij sie gwniarzu!!
-Odezwal sie wielki pan swiety!!
-Odszczekaj to!
-Bo co?! Co mi zrobisz?!-zapytal pewny siebie a jego ociec wymierzyl mu cios uderzajac w warge.Caleb byl w szoku ze dostal od swojego wlasnego ojca.Przetarl wierzchiem dloni krwawiaca warge i spojrzal wrogo na ojca.-Mam zbyt wiele szacunku by ci oddac.-syknal.
-Wynos sie z mojego domu...Wypierdalaj!!-krzyknal pokazujac na drzwi.Caleb znow otarl wierzchiem dloni krwawiaca warge i wyszedl trzaskajac za soba drzwiami.
-A ty mala dziwko lepiej nic nie mow!-zwrocil sie do Lea.Siedziala na fotelu i przygladala sie calej sytuacji zerkajac na placzaca matke ktora siedziala na fotelu obok.
-Jak mnie nazwales?!-Lea byla identyczna jak jej brat.Zacieta,chamska,bezczelna...Od razu sie podniosla na rowne nogi.-Powtorz...-syknela jednak jej ojciec nic nie powiedzial.-No miej jaja i powiedz ze twoja corka jest dziwka nie majac zadnych podstaw!! No dalej!
-A nie jestes?! Na pewno dajesz dupy tym swoim pierdolonym koleszkom...
-Jak nazwales moich kolegow?!-dziewczyna stawiala na pierwszym miejscu osoby ktore kochala.Wszystkich zaskoczylo zachowanie pana Gonzales...Nigdy sie tak nie zachowywal.To typ spokojnego,kochajacego,pomocnego czlowieka.
-Siadaj suko i zamknij morde, lub jak chcesz wypierdalaj za braciszkiem...Tobie daje wybor.-zlapal dziewczyne za wlosy popychajac na sofe.W jednym momencie do domu wtargnal Caleb.
-Dotknij ja jeszcze raz a obiecuje ze cie rozpierdole.-popchnal swojego ojca na sciane.-Moj szacunek do ciebie sie skonczyl...Mnie mozesz bic ale nie Lea!!-przypchnal go do sciany za koszulke a pozniej przewrocil na schody.-Chodz malutka.-zlapal za reke swoja roztrzesiona siostre i wyszli a raczej wybiegli z domu.Na podjezdzie stal naprawde ladny
samochod.
-Wow...-jeknela dziewczyna a jej brat wrecz wepchnal ja do srodka.
W taki sposob Lea wkrecila sie w towarzystwo Caleba.To od tamtego pamietnego wydarzenia nie wrocila do domu nawet po swoje rzeczy.To tak zaczela calkowicie nowe zycie.Od zawsze byla niegrzeczna jednak nie do tego stopnia.To tak poznala chlopakow.



-Tak szybko zapomniales jak ojciec cie wyrzucil?!Tak szybko potrafisz mu wybaczyc?!-w jej oczach zebraly sie lzy a Caleb stal jakby sparalizowany.Nie mial pojecia jaki roch mial zrobic.Faktycznie mial za zle ojcu co zrobil..Ale nie co zrobil jemu, tylko temu jak potraktowal siostre.A po tym calym incydencie wyprowadzil sie do Stratford zeby nie postrzegano go jako zlego ojca i meza.Zalosne.
-Nie zapomnialem,ok?! Nigdy nie zapomne jak kazal mi wypierdalac!-krzyknal i wyszedl z pokoju.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nudy ale przynajmniej wiecie ze Lea i Caleb maja siostre i mniej wiecej z jakiego powodu juz nie mieszkaja z rodzina. ;) Moze tez troche wam rozjasna to cala sytuacje :D Nie chce nic mowic o nn rozdziale mimo ze strasznie chcialabym sie z wami podzielic pomyslem :P Bedzie pewnie ciekaweij ;) Bynajmniej sie postaram.
Chcialam wam powiedziec cos ciekawego :D W mojej sql w srode jest koniec roku i w mojej klasie ubieramy sie ala lata 70-ate... :D Fajny pomysl bo bedziemy jedyna klasa na cala szkole ;)
Milego czytania ;)
-Patrys

wtorek, 4 czerwca 2013

#5

-Heeeeej...-Samantha przeciagnela witajac sie z przyjaciolka.
-Co jest?-spojrzala pytajaco na szeroko usmiechajaca sie dziewczyne.
-Oh od razu musialo sie cos stac...-wywrocila oczami ciagnac dziewczyne w strone ich szafek.
-Gadaj.-Lea sie zatrzymala ciagnac rozpromieniona Sam za soba.
-No dobra.-pisnela uradowanym glosikiem i odwrocila sie do przyjaciolki.-Poznalam zaaajebsitego chlopaka.Ma na imie Liam i 19 lat.
-I gdzie ty go spotkalas?-Lea byla podejrzliwa.Nie chciala aby jej przyjaciolki mieszaly sie w towarzystwo gangow i ciemnych interesow.
-To syn kolezanki mojej mamy.Przyszli do nas w niedziele na obiad.
-I jak ma na nazwisko?-mimo ze wydawal sie nie szkodliwy z tego co opowiadala Samantha to i tak Gonzales wolala go sprawdzic.
-Colins.
-Ma siostre Olivie ktora pracuje w The News?-Lea znala Liama z dziecinstwa...Kiedys jej brat krecil z Olivia jednak nic z tego nie wyszlo z racji tego ze ta dziewczyna jest strasznna materialistka myslaca tylko o sobie i pieniadzach.
-Tak!-powiedziala z entuzjazmem.''Czyli chlopak jest czysty.''.Pomyslala zrezygnowana.Z rodzina Colinsow nigdy nie miala dobrych kontaktow jednak uwazala ze to dobrzy ludzie.''Chociaz nie zaszkodzi sprawdzic...''.Dodala w myslach wyciagajac telefon.
-Spotkamy sie jutro...-wyjela ksiazki od angielskiego i zamykajac szafke grzebala cos w telefonie.
-Co? Jak to jutro?-Sam zdziwila informacja Gonzales.
-Wychodze wczesniej.-spojrzala na nia znaczaco a przyjaciolka wiedziala juz co ma na mysli.
-Uwazaj na siebie.-przytulila ja mowiac smutno.Benson martwila sie o nia jesli chodzilo o interesy.
-Jak zawsze!-krzyknela skrecajac w korytarz prowadzacy do jej klasy.Jak sie okazalo Liam byl czysty wiec martwienie sie bylo tu zbedne.Mimo ze Lea nie podobal sie okaz westchnien przyjaciolki to i tak cieszyla sie ze nie wybrala sobie kogos z chlopakow takich jak Caleb.

-Hej!Lea!-dziewczyna wlasnie wychodzila ze szkoly gdy uslyszala wolanie.Automatycznie sie odwracajac zobaczyla Alison.
-Co jest?-zaczekala az przyjaciolka do niej podbiegnie i rozgladajac sie po korytarzu jakby czegos szukala przywitala sie z nia.
-Cos sie stalo?
-Spiesze sie.-wzruszyla ramionami troche wkurzona.
-To zajmie tylko chwilke,prosze.-widac bylo ze Fields na tym zalezy.
-Ale szybko Alison.Ja naprawde nie mam czasu.-zalozyla rece na piersi czekajac az zacznie.
-Jeden chlopak pytal o ciebie...Chcial sie dowiedziec jaka jestes i czy mialby u ciebie szanse.Widac bylo ze mu zalezalo.-powiedziala na jednym tchu a oczy Gonzales automaycznie sie powiekrzyly z wscieklosci.
-I to bylo tak wazne?!-krzyknela a oczy wszystkich skierowaly sie na nia.-Kurwa...-jeknela odwracajac sie do drzwi i wyszla.Od razu zobaczyla auto swojego brata i ruszyla jeszcze szybciej w jego kierunku.Gdy wsiadla wsciekla do samochodu nawet nie spogladajac na chlopakow rzucila torbe na podloge i poprawila okulary.-Moja spluwa.-wciagnela reke w oczekiwaniu ze ktores polozy jej skarb.
-Lea...-Caleb zaczal nie pewnie.
-Co?-spojrzala na niego oschle.Dziewczyna nadal byla zla na chlopakow po tym jak zachowali sie w klubie.
-Moze dzisiaj sobie odpuscisz i wrocisz do szkoly?
-Wez sie lepiej nie odzywaj i doj mi ten pieprzony pistolet.
-Lea! Odzywaj sie.
-Bo kurwa co?-spojrzala na niego zdejmujac z nosa okulary.-Co mi zrobisz?-gdy chlopak nic nie powiedzial dziewczyna sie zasmiala i biorac torbe z podlogi otworzyla drzwi.-Radzcie sobie sami...-dodala trzaskajac drzwiami.Nie miala zamariu wracac do szkoly.Postanowila sie przejsc i troche ochlonac.
-Ty debilu!Kurwa jak mogles cos takiego powiedziec?!-Max byl wrecz w furi.-Przeciez wiesz ze tylko ona mogla dostarczyc ta paczke!No chyba ze jestes szczupla,wysoka dziewczyna o blad wlosach...-dodal zrezygnowany opierajac glowe o siedzenie.
-Jak jestes taki madry to mogles dac jej ten pistolet!
-Gdybym go mial to bym jej dal! Murwa Caleb jak mozesz byc tak bezmyslny?!
-Zamknij sie juz Max i nie pokazuj ze po fakcie masz jaja...-odpalil samochod wyjezdzajac z piskiem opon z podjazdu.

Mloda Gonzales dotarla do domu dopiero na 20.00.Wchodzac do srodka zobaczyla ze w salonie siedza chlopacy,wszyscy wkurzeni i zaden sie nie odzywal.W momencie gdy Lea trzasnela drzwiami ich oczy na nia powedrowaly.
-Gdzies ty byla?!-jej brat pierwszy sie odezwal a ona ruchem reki dala mu do zrozumienia ze nie bedzie z nim rozmawiac.
-Gratuluje spieprzenia sprawy Caleb.-powiedzial kpiaco Toby.-Przeciez wiedziales ze tak zareaguje...
-A ty jestes taki glupi czy tylko udajsz?-zasmial sie brat Lea.-Zabija twoja wielka milosc na twoich oczach i ty jeszcze jej bronisz?-zakpil dotykajac czulego tematu.Chlopak automatycznie podniosl sie z sofy stajac twarza w twarz z Gonzales.
-Co powiedziales?-jego rece zaciskaly sie w piesci a oczy coraz bardziej mruzyly.
-To co slyszales.-powiedzial pewnie Caleb.-Ona zabila ci jakakolwiek szanse...-wyszeptal a Toby nie wytrzymal i wymierzyl cios prosto w szczeke swojego przyjaciela.Chlopak nie pozostal mu dlzuny i po chwili oddal cios w nos.
-Stop!!-uslyszeli damski glos na schodach i automatycznie sie zatrzymali.Caleb mial cale zakrwawione usta i rozciety luk brwiowy za to jego przeciwnikowi leciala krew z nosa i widac bylo juz lekko podbite oko.Dziewczyna byla przebrana w krotkie,czarne spodenki i biala koszulke oraz glany.Czyli w sposob jak zawsze gdy wybierala sie w sprawach interesow wiedzac ze moze dojsc do wyciagniecia broni.
-Gdzie ty sie wybierasz?-Caleb automatycznie zostawil kolege patrzac na siostre jednak ta go zignorowala.
-Max...-przeniosla wzrok na swojego przyjaciela.-Macie piec minut i widze was w samochodzie.-zchodzila robiac sobie kitke na czobku glowy.-Jedziemy zalatwic sprawe odnosnie paczki,nie prawda?-usmiechnela sie zadziornie biorac skurzana kurtke z fotela.-Nie bede sobie przeciez przez nich.-kiwnela glowa na dwojke bijacych sie wczesniej chlopakow.-Interesow psula...-prychnela wychodzac z domu.

Podjezdzajac pod stary bar w ktorym przewanie zalatwialo sie tego typu interesy,Lea nabierala coraz wiecej pewnosci siebie.Poniewaz nadal byla zla na swojego brata chcec strzelaniny wzrastala coraz szybciej.W lokalu bylo pare gosci ktorzy zawsze tu przesiadywali.Twierdzili ze lubie patrzec jak zostaja wymieniane paczki i przelewaja sie pieniadze.Tak na prawde kazdy wiedzial ze oni takze kiedys zalatwiali tu swoje biznesy jednak wiek kazal im przejsc na ''emeryture''.Przy jednym ze stolikow siedziala kobieta ubrana na czarno,mniej wiecej 35 lat z okularami na nosie i krwisto czerwona szminka na ustach.Lea rozpoznala ja od razu i zostawiajac chlopakow podeszla do stolika.
-Mozna sie przysiasc?-zapytala grzecznie jednak nie czekajac na odpowiedz usiadla.
-Lea Gonzales...-mruknela ciekawie kobieta.
-Nie rozwijajmy sie na temat tego kim jestem bo to zbedne.-wywrocila oczami kladac jedna noge na siedzeniu i oparla reke na zgietym kolanie.
-Masz cos co nalezy do mnie.
-Do czasu dostarczenia, przesylka nalezy do osoby od ktorej ja mam.-powiedziala firmowo.
-Masz paczke?
-Masz pieniadze?
-Widze ze wiesz jak prowadzic te interesy...-usmiechnela sie kobieta zdejmujac okulary.Miala zadziwiajaco brazowe oczy.
-Nie bez powodu wszyscy mnie znaja.-Lea uniosla podbrudek troche wyzej pokazujac ze zna swoja wartosc.-Nie mam ochoty siedziec tu na pogaduchach...Do rzeczy.-skinala na Toby'iego aby ten przyniosl jej paczke.Gdy polozyl ja na stole kobieta od razu wyciagnela po nia rece jednak Lea szybko zablokowala jej droge.-Nie tak szybko...Najpierw reguly.
-Dobrze.-powiedziala cofajac sie.
-Po dostarczeniu paczki pani nas nie widziala,nie miala z nami do czyniania,nigdy nie rozmawialismy.-patrzyla na nia pewnie a kobieta przytaknela glowa.-Nie wiemy co jest w paczce wiec nie bierzemy zadnej odpwoiedzialnosci.-kobieta znow przytaknela.-Po wyjsciu z lokalu my rowniez o pani zapominamy.Tak jakbysmy sie nigdy nie spotkali...To chyba tyle.
-Suma jest taka sama jak zostalo ustalone wczesniej?
-Dokladnie.-usmiechnela sie slodko a kobieta wyciagnela z torebki gruba koperte.Przesuwajac ja po stoliku patrzyla Lea w oczy.Dziewczyna uniosla reke z paczki a droga przejela pieniadze chowajac je do kurtki.
-Nie przeliczysz?-spojrzla na nia zszokowana.
-Nie ma takiej potrzeby...Nie odwazylaby sie pani oszukac.-usmiechnela sie zlowrogo.-A jesli jednak tak sie stanie...Moze byc pewana ze pania znajdziemy i porozmawiamy inaczej.-mrugnela do niej okiem podnoszac sie z miejsca.-Milego zycia zycze...-dodala odchodzac.

-Lea!Lea!-krzyki z dolu obudzily zmeczona dziewczyne ktora warknela i otworzyla oczy.
-Czego?!
-Chodz na chwile!-teraz odezwal sie Max.
-Aaaa!!-krzyknela wsciekla i nawet nie zakladajac juz swetra ani papci zeszla na dol.-Co jest tak kurewsko wazne zeby mnie budzic o 7.00 rano?!-stanela zakladajac rece na biodra a kazdy chlopak zmierzyl ja wzrokiem.Miala na sobie same bokserki i stanik.
-Idziesz do szkoly...-powiedzial Toby.
-Niee...Dzisiaj pierdole i nie ide.-przeniosla na niego wzrok sztucznie sie usmiechajac.
-Lea.Nie mozesz zarywac szkoly po kazdym udanym przekazie...-upomnial ja nie pewnie Caleb siedzacy obok chlopaka mowiacego wczesniej.
-Odwalilam wczoraj ladny interes i nie nalezy mi sie nawet dzien wolnego?-jej oczy zrobily sie wielkie ze zdziwienia.
-Alison mowila ze dzisiaj koniecznie musisz byc w szkole.-dodal Max a mloda Gonzales automatcznie sie usmiechnela na niego patrzac.
-Alison powiadasz??-poruszyla zabawnie brwiami a chlopak rzucil w nia poduszka jednak ta byla zbyt szyba i zrobila unik.-Pudlo stary.-wytknela mu jezyk odwracajac sie w strone schodow.
-Dzis ja cie odwioze!-dodal Max gdy dziewczyna juz byla prawie w swoim pokoju.
-No tak tak,musisz zobaczyc Ali!-zasmiala sie.
-Zamknij sie!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
WoW.WoW.WoW... Dwa rozdzialy pod rzad to u mnie dawno sie nie zdarzylo ^^ Mam nadzieje ze sie wam spodoba mimo ze jest troche nudnawy.Obiecuje ze w nastepnym wydarzy sie cos ciekawego ;D Juz sie nie moge doczekac :P Napisalam rozdzial bo nie poszlam do sql wiec siedze w lozku i pisze,pisze,pisze :D Tak.Mam lekka wena wiec musze to wykorzystac :*
Milego dzionka
-Patrys

poniedziałek, 3 czerwca 2013

#4

Noc imprezy byla naprawde wspaniala.Lea ubawila sie jak za kazdym razem.Poderwala paru chlopakow z ktorymi miala ochote sie przespac jednak mimo procentow w krwi miala swoj rozum i tylko ich kusila.Caleb w przeciwienstwie do siostry zaliczyl jakas ladna laske tak samo jak reszta chlopakow.Mlodej Gonzales nie podobalo sie to ze jej brat nie znajdzie sobie jednej,pozadnej dziewczyny a nie musi przeleciec jakas na imprezie.Do konca zabawy dziewczyna nie znalazla juz tajemniczego chlopaka co ja troszke zesmucilo wiec pila kolejne drinki i dobrze bawila sie otoczona przez adoratorow na parkiecie.Byla juz mocno wstawiona wiec nie tanczyla przyzwoicie co podobalo sie wielu chlopakom.Lea miala swoj rozum i mimo ze ruszala sie jak ruszla wiedziala ze moze zrobic wszystko co chciala z tymi napalencami.Nie bylo trudno owinac ich sobie w okol palca.Przez co dwa razy z premedytacja rozpetala miedzy chlopakami bojke ktorej ona popijajac kolejny trunek,siedzac na barze z zalozonymi nogami obserwowala z zwycieskim usmieszkiem.Uwielbiama bawic sie plcia przeciwna lecz nie tylko.
-Lea.Skoncz to.-z jej reki zostal wyrwany napoj a ona zostala zsadzona z baru.Przez kogo? Przez jej brata.
-Caleb zaliczyles jakas dupe i bedziesz mi marudzil bo nie byla wystarczjaco dobra? Wez sie pieprz.-pokazala mu srodkowy palec i wrocila na parkiet.Chlopacy ktorzy sie bili zostali rozdzieleni przez ochorne a dziewczyna dalej sie bawila.Jej brat uwaznie sie jej przygladal z zloscia w oczach jednak wiedzial ze gdyby ja teraz z tamtad zabral Lea moglaby odejsc od niego co zagrazaloby jej zyciu.Za bardzo kocha swoja mlodsza siostre jednak w pewnym sensie bal sie tez ze zostanie sam.
-Max! Zabierz ja!-krzyknal do przyjaciela kierujac sie w strone reszty.Ta imprez juz dla nich byla skonczona.A to tylko dlatego ze Caleb zobaczyl swoja byla w objeciach jego starego rywala.
-Chlopie co cie ugryzlo?-zasmial sie juz mocno wstawiony Toby.
-Ty lepiej siedz cicho i spierdalaj do samochodu.-powiedzial oschle przygladajac sie swojej starej milosci.Wzrok Toby'ego powedrowal w tamto miejsce i sie glupio usmiechnal.
-Camila? Zaluj stary...Zaluj.-zasmial sie a Caleb nie wyrzymal.Popchnal kolega tak ze ten upadl co ulatwialo sprawe Gonzalesowi.Usiadl na nim okrakiem i wymierzal kolejne ciosy.Chlopak lezacy na podlodze probowal sie bronic jednak akochol mu to utrudnial.
-Dotknij go jeszcze raz a cie wykoncze.-uslyszal wladczy glos swojej siostry.Wydawala sie calkowicie trzezwa co sprawialo wielkie zaskoczenie u chlopakow.-Wesz ze jestem do tego zdolna.-zmrozyla oczy i rozkazujaco na niego spojrzala.-Co ustalalismy?Ze nie lejemy sie w grupie!-wrzasnela przechodzac obok juz dwoch stojacych chlopakow.-Jednak wy jak zawsze musicie zaczac sie pierdolic i to jeszcze w takim miejscu!-Lea byla wkurwiona na dwojke chlopakow.Szli juz wszyscy do auta grzecznie jej sluchajac.-Jakie gowno wam przyszlo do tych pustych lbow?!-odwrocila sie napiecie i w rezultacie podazajacy za nia chlopacy tez sie zatrzymali.-Ja sie pytam co bylo tak pierdolenie wazne ze chcieliscie sie lac?!
-To on zaczal.-Caleb podnius rece w gescie obronnym kiwajac glowa w strone Toby'iego.
-Boze,Caleb nie zachowuj sie jak 5-latek!-wywrocila oczami znow sie odwracajac.-Jestescie zalosni...-wsiadla juz do otwrtego samochodu i usiadla naburmuszona.

Wychodzac z lozka zarzucila tylko na siebie duzy bezowy sweter i nawet nie zakrywajac bielizny w ktorej Lea zawsze spala,zeszla na dol.Skierowala sie od razu do kuchni poniewaz odczuwala bol glowy.''Pieprzony kac.''.Pomyslala zrezygnowana wyciagajac tabletki z gornej szafki.Po chwili do pomieszczenia wszedl takze Toby.
-A wy nie opatrzykiscie nawet sobie tych ran?-spojrzala na pierwszego chlopaka wchodzacego do pomieszczenia a za nim kroczyl podbity Caleb.-Siadajcie.-pokazala na krzesla przy blacie i siegnela po apteczke.Gdy dziewczyna sie odrwacala zobaczyla trzech rowniez pobitych chlopakow.-No kurwa a wam co?
-Jakis pieprzony skurwiel sie do nas przysral bo jego laska tanczyla przed nami jak dziwka...-jeknal Max.
-A wy musieliscie oczywiscie oddac?-stanela wyjmujac wszystkie potrzebne rzeczy do opatrzenia chlopakow.
-Tak.-odpowiedzieli rowno.
-Banda pieprzonych amatorow.-wywrocila oczami podchodzac do jej brata.
Po skonczonym oczyszczaniu ran, Lea zrobila sobie sniadanie skladajace sie z gofrow i udala sie do salonu aby jak zwykle posprawdzac czy w telewizji jest cos o nich...Nie lubila gdy w wiadomosciach bylo mowiono ze chlopacy lub ona znow cos odpierdolili.Nie mogli popelnic bledu jeszcze w mediach.
-Co ogladasz?-Max rozlozyl sie obok dziewczyny z nogami na stoliku przytulajac jednym ramieniem swoja przyjaciolke.
-Jakies pierdoly...-mruknela zmieniajac kanal.
-Co taka zla?
-Po prostu nie moge sie pozbierac po ostatniej akcji...-meczace sprawy strasznie ja irytowaly.

Na dworze strasznie lalo a grupa The Fastest,tak jak nazywali sie ludzie z domu Gonzales,byli juz na miejscu.Mieli spodkac sie z przeciwna gropa aby przedyskutowac interesy.Cala szostka byla uzbrojona na wszelki wypadek.Lea miala na sobie obcisla koszulke na ramiaczka odkrywajaca pepek,ktorkie czarne spodenki,dlugie podkolanowki i ciezke glany.Swoj ulubiony pistolet schowala z tylu za pasek spodenek pozwalajac mu lekko wystawac.Wiedziala ze przeciwnicy go nie zobacza jednak jesli by sie tak stalo, to i tak miala wyjebane.
-Jaki czas?-zapytal Caleb stojacy na czele.Po jego prawej stala dumnie jego siostra a po lewej Max.
-Polnoc.-odpowiedzial nieznajomy glos z drogiego konca starego magazynu.
-Idealnie.-powiedzial pewny siebie starszy brat.

-Claeb i Lea Gonzales...Legendarne rodzenstwo.-po chwili postac wysokiego,szczuplego mezczyzny wyjawila sie z zza cienia.-Jak sie macie moi przyjaciele?-rozlazyl ramiona stajac w odleglosi trzech metrow.-mial jasne,wrecz biale wlosy i blekitne oczy.
-Do rzeczy Monesti...-syknal Max na co Caleb go uspokoil rochem reki.
-Twoj mlody przyjaciel ma racje...Co jest tak waznego zeby organizowac to spotkanie?
-Czemu wasi chlopcy wtargneli na nasz teren
?-starszy Gonzales zmrozyl badawczo oczy.
-Ah...-klasnal w rece.-Tak,faktycznie.Coz moi troszke wypili...A twoja siostra wygladala jak smaczny kasek po tej imprezie wiec chcieli ja tylko przeleciec.-powiedzial jak gdby nigdy nic a oczy Caleba sie zwezyly.
-Jesli masz cos do mnie...-Lea wystapila przed swojego brata.-Rozmawiaj ze mna.-zalozyla rece na piersiach.

Po kilkuminutowej dyskusji obydwie grupy byly juz naprawde na skarju wytrzymalosci.Wystarczylo cokolweik alby doszlo do strzelaniny.I tak sie stalo.Drzwi sie otworzyly a w nich stanela byla Toby'iego.
-Ja pierdole...-syknal chlopak.
-Kochanie moje najdorzsze.-lider zawolal do siebie dziewczyne przytulajac ja mocno.-Chcialbym ci przedstawic moich przyjaciol...-pokazal na The Fastest.-To Cleab i Lea Gonzales...-chcial kontunuowac jednak wzrok przybytej dziewczyny zatrzymal sie na jej bylym.
-Jak sie masz Toby?
-Nie rozmawiam z gownem...-syknal patrzac na mezczyzne obejmujaca jego dawna milosc.

-Nie bedziesz sie tak odzywal gownirzu...-Monesti wyciagnal spluwe kierujac w przyjaciela Lea.Automatycznie jego grupa zrobila to samo kazde celujac w inna osobe co spowodowalo to samo w grupie Caleba.-Strzelcie a rozwale waszemu przyjacielowi glowe...-syknal mierzac kazdego z The Fastest wzrokiem.
-To miala byc dyskusja...Nie strzelanina.-upomniala Gonzales.
-Madra dziewczynka.-usmiechnal sie do niej zadziornie jednak ta to olala.-Jednak jesli twoj gowniany przyjaciel nie potrafi sie zwracac do mojej damy to inaczej nie potrafie.
-Chyba dziwki nie damy.-powiedziala drwiaco.
-Cos ty powiedziala?-oczy Monesti sie oworzyly szeroko a jego pistolet skierowal sie w strone serca jego przeciwniczki.
-To co slyszales.-usmiechnela sie zadziornie.Gdy mezczyzna zamknal oczy by sie zrelaksowac Lea dala znak chlopaka zaby strzelili.Caleb zajal sie mezczyzna a jego siostra byla Toby'iego.Reszta chlopakow zucila sie na tyly.Starszy Gonzales wybil pistolet z reki przeciwnika i zlapal go za szyje przystawiajac swoja spluwe do jego skroni.Jego siostra wykrecila reke dziewczynie powalajac ja na ziemie i wymierzyla w nia swoj pistolet.Chlopcy rownie szybko poradzili sobie z reszta.
-Za dlugo juz pogrywasz Monesti.-wysyczal mu do ucha Caleb tak zeby kazdy slyszal.-Wiesz ze z nami sie tak nie pierdoli...-w oczach mezczyzny bylo widac lekkie przerazenie co nie umklo Gonzalesowi.-Mowilem co sie stanie jest jeszcze raz sie spotkamy.Ostrzegalem.Jednak ty wolales ryzykowac i sie ze mna pierdolic wkurwiajac mojego przyjaciela.
-Jestes jak inni Gonzales.Duzo pieprzysz malo robisz.-syknal co okropnie wkurzylo brata Lea.
-Bedziesz smarzyl sie w piekle, Monesti.Przysiegam ci to.-odpowiedzial mocniej przycisjakac go do sciany caly czas trzymajac za szyje.-Jakies ostatnie slowa?
-Pierdolony sukinsyn ze swoja siostra dziwka.-szepnal ostatnimi silami a Caleb pociagnal za spust a po chwili jego bron wystrzelila robiac dziure w glowie przeciwnika.Chlopak nie zalowal morderstwa.Juz od dawna Monesti przeszkadzal mu w interesach i The Fastest mieli przez niego same problemy.Wchodzil na ich teren pozostawiajac ciala swoich ofiar ktorymi musieli zajmowac sie oni.Gonzales pokazal dlonia ze nie ma juz sily pieprzyc sie z reszta grupy rywala.Tak wiec ich zycie tez dobieglo koca.Zawsze uwazal ze byla to grupa amatorow.Wyszedl z magazynu wracajac do auta.Chlopacy z zimna krwia zastrzelili reszte chlopakow,byli juz do tego przyzywczajeni,nie mieli litosci nad ludzkim zyciem.Zostala jedynie Lea,ktora nie miala oporow przed zabiciem dziewczyny lezacej na ziemi jednak wiedziala jaki bol sprawi tym gestem Toby'iemu.Spojrzala na swojego przyjaciela ktory wlasnie podnosil na nia wzrok.
-Toby odworc sie!-krzyknela.
-Nie!Lea nie rob tego!-odkrzyknal jej zucajac sie biegiem jednak Gonzales wiedziala co musi zrobic.Musi zabic.Ta dziewczyna,byla jej przyjaciela,za bardzo zagrazala jej paczce.Widziala jak jej obecny chlopak zostal zabity i jak chlopacy rowniez zamordowali jej jak podejrzewala kumpli.Kopnieciem odwrocila ja na plecy i spojrzala w oczy w ktorych malowala sie pogarda i kpina co tylko podjuszylo nerwy Lea.Wycelowala w jej lewa piers,prosto w serce.
-Spokojnie...Zaraz zobaczysz sie z twoim chlopakiem.-zasmiala sie wystrzeliwujac.Popatrzyla jeszcze chwile na krew wyplywajaca z przebitej skory i podniosla wzrok w strone Toby'iego ktory w jednym momencie znalazl sie przy martwym juz ciele swojej bylej.
-Co ty zrobilas?!Jak moglas?!-podniosl wzrok na wswoja wspollokatorke tulac do siebie cialo dziewczyny.
-Toby sam wiesz ze musialam!-krzyknela odchodzac.-Zajmijcie sie tym gownem.-wyszla z magazynu i skierowala sie do auta gdzie czekal na nia brat.Chlopcy mieli pozbyc sie cial i przyjechac drogim autem tak jak to bylo ustalone.
-Zrobilas to?-Caleb zapytal siostre gdy siadala na miejscu pasarzera obok niego.Gdy ta pokiwala przytakujac glowa jego oczy automatycznie sie rozszerzyly.-Na jego oczach?-wyszeptal jakby to byl sekret a Lea znow kiwnela twierdzaco.
-On teraz mnie znienawidzil...Wierzyl ze ona byla jego jedyna miloscia.-powiedziala przerywajac cisze i wtulila sie mocniej w przyjaciela.
-Nie mow tak...Boli go to jednak mu przejdzie...Na pewno.-pocalowal przyjaciolke w glowe i poglaskal ja po plecach.Uwielbial gdy Lea pokazywala ze tez ma uczuia a nie jest tylko zimna laska ktora nie boi sie odebrac komus zycie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tatatatadadadadadadadaaaaaaam! :D No to juz wiecie co mniej wiecej robi Lea ;) ^^ Mam nadzieje ze spodobal sie rozdzial bo troszeczke nad nim siedzialam :P
Po raz kolejny blagam was o komentarze i o polecanie i udostepnianie tego oto bloga <prosi> To naprawde dla mnie wazne i chcialabym zeby wiecej osob na niego zagladaly ;)
Zycze wam milego dnia ;* Koooocham was <3
-Patrys