-Heeeeej...-Samantha przeciagnela witajac sie z przyjaciolka.
-Co jest?-spojrzala pytajaco na szeroko usmiechajaca sie dziewczyne.
-Oh od razu musialo sie cos stac...-wywrocila oczami ciagnac dziewczyne w strone ich szafek.
-Gadaj.-Lea sie zatrzymala ciagnac rozpromieniona Sam za soba.
-No dobra.-pisnela uradowanym glosikiem i odwrocila sie do przyjaciolki.-Poznalam zaaajebsitego chlopaka.Ma na imie Liam i 19 lat.
-I gdzie ty go spotkalas?-Lea byla podejrzliwa.Nie chciala aby jej przyjaciolki mieszaly sie w towarzystwo gangow i ciemnych interesow.
-To syn kolezanki mojej mamy.Przyszli do nas w niedziele na obiad.
-I jak ma na nazwisko?-mimo ze wydawal sie nie szkodliwy z tego co opowiadala Samantha to i tak Gonzales wolala go sprawdzic.
-Colins.
-Ma siostre Olivie ktora pracuje w The News?-Lea znala Liama z dziecinstwa...Kiedys jej brat krecil z Olivia jednak nic z tego nie wyszlo z racji tego ze ta dziewczyna jest strasznna materialistka myslaca tylko o sobie i pieniadzach.
-Tak!-powiedziala z entuzjazmem.''Czyli chlopak jest czysty.''.Pomyslala zrezygnowana.Z rodzina Colinsow nigdy nie miala dobrych kontaktow jednak uwazala ze to dobrzy ludzie.''Chociaz nie zaszkodzi sprawdzic...''.Dodala w myslach wyciagajac telefon.
-Spotkamy sie jutro...-wyjela ksiazki od angielskiego i zamykajac szafke grzebala cos w telefonie.
-Co? Jak to jutro?-Sam zdziwila informacja Gonzales.
-Wychodze wczesniej.-spojrzala na nia znaczaco a przyjaciolka wiedziala juz co ma na mysli.
-Uwazaj na siebie.-przytulila ja mowiac smutno.Benson martwila sie o nia jesli chodzilo o interesy.
-Jak zawsze!-krzyknela skrecajac w korytarz prowadzacy do jej klasy.Jak sie okazalo Liam byl czysty wiec martwienie sie bylo tu zbedne.Mimo ze Lea nie podobal sie okaz westchnien przyjaciolki to i tak cieszyla sie ze nie wybrala sobie kogos z chlopakow takich jak Caleb.
-Hej!Lea!-dziewczyna wlasnie wychodzila ze szkoly gdy uslyszala wolanie.Automatycznie sie odwracajac zobaczyla Alison.
-Co jest?-zaczekala az przyjaciolka do niej podbiegnie i rozgladajac sie po korytarzu jakby czegos szukala przywitala sie z nia.
-Cos sie stalo?
-Spiesze sie.-wzruszyla ramionami troche wkurzona.
-To zajmie tylko chwilke,prosze.-widac bylo ze Fields na tym zalezy.
-Ale szybko Alison.Ja naprawde nie mam czasu.-zalozyla rece na piersi czekajac az zacznie.
-Jeden chlopak pytal o ciebie...Chcial sie dowiedziec jaka jestes i czy mialby u ciebie szanse.Widac bylo ze mu zalezalo.-powiedziala na jednym tchu a oczy Gonzales automaycznie sie powiekrzyly z wscieklosci.
-I to bylo tak wazne?!-krzyknela a oczy wszystkich skierowaly sie na nia.-Kurwa...-jeknela odwracajac sie do drzwi i wyszla.Od razu zobaczyla auto swojego brata i ruszyla jeszcze szybciej w jego kierunku.Gdy wsiadla wsciekla do samochodu nawet nie spogladajac na chlopakow rzucila torbe na podloge i poprawila okulary.-Moja spluwa.-wciagnela reke w oczekiwaniu ze ktores polozy jej skarb.
-Lea...-Caleb zaczal nie pewnie.
-Co?-spojrzala na niego oschle.Dziewczyna nadal byla zla na chlopakow po tym jak zachowali sie w klubie.
-Moze dzisiaj sobie odpuscisz i wrocisz do szkoly?
-Wez sie lepiej nie odzywaj i doj mi ten pieprzony pistolet.
-Lea! Odzywaj sie.
-Bo kurwa co?-spojrzala na niego zdejmujac z nosa okulary.-Co mi zrobisz?-gdy chlopak nic nie powiedzial dziewczyna sie zasmiala i biorac torbe z podlogi otworzyla drzwi.-Radzcie sobie sami...-dodala trzaskajac drzwiami.Nie miala zamariu wracac do szkoly.Postanowila sie przejsc i troche ochlonac.
-Ty debilu!Kurwa jak mogles cos takiego powiedziec?!-Max byl wrecz w furi.-Przeciez wiesz ze tylko ona mogla dostarczyc ta paczke!No chyba ze jestes szczupla,wysoka dziewczyna o blad wlosach...-dodal zrezygnowany opierajac glowe o siedzenie.
-Jak jestes taki madry to mogles dac jej ten pistolet!
-Gdybym go mial to bym jej dal! Murwa Caleb jak mozesz byc tak bezmyslny?!
-Zamknij sie juz Max i nie pokazuj ze po fakcie masz jaja...-odpalil samochod wyjezdzajac z piskiem opon z podjazdu.
Mloda Gonzales dotarla do domu dopiero na 20.00.Wchodzac do srodka zobaczyla ze w salonie siedza chlopacy,wszyscy wkurzeni i zaden sie nie odzywal.W momencie gdy Lea trzasnela drzwiami ich oczy na nia powedrowaly.
-Gdzies ty byla?!-jej brat pierwszy sie odezwal a ona ruchem reki dala mu do zrozumienia ze nie bedzie z nim rozmawiac.
-Gratuluje spieprzenia sprawy Caleb.-powiedzial kpiaco Toby.-Przeciez wiedziales ze tak zareaguje...
-A ty jestes taki glupi czy tylko udajsz?-zasmial sie brat Lea.-Zabija twoja wielka milosc na twoich oczach i ty jeszcze jej bronisz?-zakpil dotykajac czulego tematu.Chlopak automatycznie podniosl sie z sofy stajac twarza w twarz z Gonzales.
-Co powiedziales?-jego rece zaciskaly sie w piesci a oczy coraz bardziej mruzyly.
-To co slyszales.-powiedzial pewnie Caleb.-Ona zabila ci jakakolwiek szanse...-wyszeptal a Toby nie wytrzymal i wymierzyl cios prosto w szczeke swojego przyjaciela.Chlopak nie pozostal mu dlzuny i po chwili oddal cios w nos.
-Stop!!-uslyszeli damski glos na schodach i automatycznie sie zatrzymali.Caleb mial cale zakrwawione usta i rozciety luk brwiowy za to jego przeciwnikowi leciala krew z nosa i widac bylo juz lekko podbite oko.Dziewczyna byla przebrana w krotkie,czarne spodenki i biala koszulke oraz glany.Czyli w sposob jak zawsze gdy wybierala sie w sprawach interesow wiedzac ze moze dojsc do wyciagniecia broni.
-Gdzie ty sie wybierasz?-Caleb automatycznie zostawil kolege patrzac na siostre jednak ta go zignorowala.
-Max...-przeniosla wzrok na swojego przyjaciela.-Macie piec minut i widze was w samochodzie.-zchodzila robiac sobie kitke na czobku glowy.-Jedziemy zalatwic sprawe odnosnie paczki,nie prawda?-usmiechnela sie zadziornie biorac skurzana kurtke z fotela.-Nie bede sobie przeciez przez nich.-kiwnela glowa na dwojke bijacych sie wczesniej chlopakow.-Interesow psula...-prychnela wychodzac z domu.
Podjezdzajac pod stary bar w ktorym przewanie zalatwialo sie tego typu interesy,Lea nabierala coraz wiecej pewnosci siebie.Poniewaz nadal byla zla na swojego brata chcec strzelaniny wzrastala coraz szybciej.W lokalu bylo pare gosci ktorzy zawsze tu przesiadywali.Twierdzili ze lubie patrzec jak zostaja wymieniane paczki i przelewaja sie pieniadze.Tak na prawde kazdy wiedzial ze oni takze kiedys zalatwiali tu swoje biznesy jednak wiek kazal im przejsc na ''emeryture''.Przy jednym ze stolikow siedziala kobieta ubrana na czarno,mniej wiecej 35 lat z okularami na nosie i krwisto czerwona szminka na ustach.Lea rozpoznala ja od razu i zostawiajac chlopakow podeszla do stolika.
-Mozna sie przysiasc?-zapytala grzecznie jednak nie czekajac na odpowiedz usiadla.
-Lea Gonzales...-mruknela ciekawie kobieta.
-Nie rozwijajmy sie na temat tego kim jestem bo to zbedne.-wywrocila oczami kladac jedna noge na siedzeniu i oparla reke na zgietym kolanie.
-Masz cos co nalezy do mnie.
-Do czasu dostarczenia, przesylka nalezy do osoby od ktorej ja mam.-powiedziala firmowo.
-Masz paczke?
-Masz pieniadze?
-Widze ze wiesz jak prowadzic te interesy...-usmiechnela sie kobieta zdejmujac okulary.Miala zadziwiajaco brazowe oczy.
-Nie bez powodu wszyscy mnie znaja.-Lea uniosla podbrudek troche wyzej pokazujac ze zna swoja wartosc.-Nie mam ochoty siedziec tu na pogaduchach...Do rzeczy.-skinala na Toby'iego aby ten przyniosl jej paczke.Gdy polozyl ja na stole kobieta od razu wyciagnela po nia rece jednak Lea szybko zablokowala jej droge.-Nie tak szybko...Najpierw reguly.
-Dobrze.-powiedziala cofajac sie.
-Po dostarczeniu paczki pani nas nie widziala,nie miala z nami do czyniania,nigdy nie rozmawialismy.-patrzyla na nia pewnie a kobieta przytaknela glowa.-Nie wiemy co jest w paczce wiec nie bierzemy zadnej odpwoiedzialnosci.-kobieta znow przytaknela.-Po wyjsciu z lokalu my rowniez o pani zapominamy.Tak jakbysmy sie nigdy nie spotkali...To chyba tyle.
-Suma jest taka sama jak zostalo ustalone wczesniej?
-Dokladnie.-usmiechnela sie slodko a kobieta wyciagnela z torebki gruba koperte.Przesuwajac ja po stoliku patrzyla Lea w oczy.Dziewczyna uniosla reke z paczki a droga przejela pieniadze chowajac je do kurtki.
-Nie przeliczysz?-spojrzla na nia zszokowana.
-Nie ma takiej potrzeby...Nie odwazylaby sie pani oszukac.-usmiechnela sie zlowrogo.-A jesli jednak tak sie stanie...Moze byc pewana ze pania znajdziemy i porozmawiamy inaczej.-mrugnela do niej okiem podnoszac sie z miejsca.-Milego zycia zycze...-dodala odchodzac.
-Lea!Lea!-krzyki z dolu obudzily zmeczona dziewczyne ktora warknela i otworzyla oczy.
-Czego?!
-Chodz na chwile!-teraz odezwal sie Max.
-Aaaa!!-krzyknela wsciekla i nawet nie zakladajac juz swetra ani papci zeszla na dol.-Co jest tak kurewsko wazne zeby mnie budzic o 7.00 rano?!-stanela zakladajac rece na biodra a kazdy chlopak zmierzyl ja wzrokiem.Miala na sobie same bokserki i stanik.
-Idziesz do szkoly...-powiedzial Toby.
-Niee...Dzisiaj pierdole i nie ide.-przeniosla na niego wzrok sztucznie sie usmiechajac.
-Lea.Nie mozesz zarywac szkoly po kazdym udanym przekazie...-upomnial ja nie pewnie Caleb siedzacy obok chlopaka mowiacego wczesniej.
-Odwalilam wczoraj ladny interes i nie nalezy mi sie nawet dzien wolnego?-jej oczy zrobily sie wielkie ze zdziwienia.
-Alison mowila ze dzisiaj koniecznie musisz byc w szkole.-dodal Max a mloda Gonzales automatcznie sie usmiechnela na niego patrzac.
-Alison powiadasz??-poruszyla zabawnie brwiami a chlopak rzucil w nia poduszka jednak ta byla zbyt szyba i zrobila unik.-Pudlo stary.-wytknela mu jezyk odwracajac sie w strone schodow.
-Dzis ja cie odwioze!-dodal Max gdy dziewczyna juz byla prawie w swoim pokoju.
-No tak tak,musisz zobaczyc Ali!-zasmiala sie.
-Zamknij sie!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
WoW.WoW.WoW... Dwa rozdzialy pod rzad to u mnie dawno sie nie zdarzylo ^^ Mam nadzieje ze sie wam spodoba mimo ze jest troche nudnawy.Obiecuje ze w nastepnym wydarzy sie cos ciekawego ;D Juz sie nie moge doczekac :P Napisalam rozdzial bo nie poszlam do sql wiec siedze w lozku i pisze,pisze,pisze :D Tak.Mam lekka wena wiec musze to wykorzystac :*
Milego dzionka
-Patrys
He bosko :) Hmm... czy mi się wydaje czy ta pani będzie jeszcze w tym opowiadaniu? ;)
OdpowiedzUsuńMniejsza :) Rozdział super :D
Czekam na następnyyy :D ;*