piątek, 25 kwietnia 2014

#57

Wrocila do tego samego miejsca co na poczatku, ten sam pokoj, ten sam budynek, to samo miasto. Jednak nic sie nie zmienilo.Siedziala tak z nogami oplecionymi przez ramiona szlochajac cichutko. Bezsilnosc dawala o sobie znaki a to ja dobijalo.Stala sie krucha, taka...Taka niewinna. Kolejne dni a moze nawet tychodnie mijaly jednak ona stracila juz rachube. Gdzie do cholery jest Justin?! Ten ktory ja niby tak bardzo kocha...Gdzie jest Jace ktory obiecywal ze zostanie?! A Caleb? The Fastest? Czy to mozliwe ze nikt jej nie chcial. To mozliwe ze byla taka suka odtracajaca wszystkich iz nie ma przy niej nikogo? Zostala sama. Czula sie samotna, oszukana i opuszczona.
-Czemu placzesz skarbie?-ten ton, ten fartuszek...Obrzydzalo ja to wszystko. Jak zwykle nie odpowiedziala, nie miala takiego zamiaru. -Dlugo bedziesz tak milczec, mala dziwko?- jaka zmiana. Frustracja dosiegnela juz pania doktor i nie wytrzymala. Gonzales otarla lzy stajac przed nia pewnie. Spojrzala w jej oczy mrozac je lekko i zasmiala sie gorzko. -Nie badz siebie taka pewna. To ja tu zadze.-syknela na co Lea zachichotala pod nosem. Po chwili poczula jak jej policzek piecze a glowa przekrecila sie na jedna strone. 'Nie zrobila tego...Nie zrobila.'. Spojrzala oszolomiona i z furia w oczy jej ''opikunki''.-Co? Zaskoczona?-prychnela odwracajac sie do drzwi.- Twoje pieklo zacznie sie wlasnie teraz.-dodala zlowrogo trzaskajac za soba. 'Pozaluje tego...'. Na ustach dziewczyny wymalowal sie chytry usmiech.'Pokonam ja jej wlasna bronia.'. Przypomniala sobie jak Jace opowiadal jej kiedys film w ktorym rowniz wystepowala kobieta przetrzymujaca grupke nastolatkow do badan odnosnie narkotykow. Co prawda inny typ dzialan jednak sytuacja podobna. Zatarla rece przeczesujac wlosy do tylu. 'Trzeba zaczac trenowac'. Wzruszyla ramionami podchodzac do ogromnych rozmiarow garderoby. Przeciagajac wieszaki zauwazyla cos dziwnego na scianie tak jakby malych rozmiarow szafke. Sejf? Nie, to wygladalo inaczej. Tak jakby poprzedni wlasciciel pokoju rowniez gromadzil sposoby na ucieczke. Lea rozsunela calowiecie wieszaki i stanela przed zakryta wneka. Hmmm co tam moze byc? Podeszla blizej kiedy uslyszala otwieranie drzwi. Nie przestraszyla sie, jedyne co wiedziala to ze musi zachowac nowe odkrycie dla siebie. Nie moze nikomu ufac. Na pewno nie w tym miejscu. Jak gdyby nigdy nic wybrala odpowiedni struj do treningu i wrocila do pokoju.
-Masz 5 minut i musimy isc spotkac sie z policja.-powiedzial Patrick siadajac na wygodnym fotelu. Spojrzala na niego z nutka pogardy jednak i ciekawoscia.-Musisz byc grzeczna i udawac ze po prostu jestes tutaj na starzu. Jakby co studiujesz botanike.- warknal niemilo. Blondynka wywrocila tylko oczami wchodzac do lazienki i zostawiajac ciuchy na dlugim blacie przy zlewie. Spojrzala w lustro i wziela gleboki wdech.' Dasz rade.'. Usmiechnela sie lobuzersko jednak nie przewidziala tego co moze sie stac pozniej.

-Znalezliscie ja?- zasmial sie brat dziewczyny rzucajac sie na lozko Bieber'a w domu The Fastest. Caleb odnosil sie ostatnio z lekka kpina w oboec dowjki chlopakow. Po prostu dla niego bylo obojetne czy jego siostra jest cala czy nie. Zaskakujace, a jednak. Moze tak na prawde za nia tesknil ale nie chcial tego pokazac? Moze faktycznie go to nie obchodzilo? Co kierowalo chlopakiem?
-Wypierdalaj.-syknal Jace nie podnoszac oczu z nad laptopa.
-Bo co mi kuzwa zrobisz,tleniony blondasku?
-Pierwsze jestem jak twoja siostra a drogie....-spojrzal na niego.-To naturalny kolor.
-Bla bla bla...
-Co ci jest stary?-Biebs wyszedl wlasnie z lazienki w samych opuszczonych spodniach pokazujacych jego czerwone boskerki, wycierajac wlosy.
-Nic.-warknal zly. Nie pozwalal sobie na rozmowe o jakich kolwiek uczuciach czy myslach odnosnie blondynki. Chcial zapomniec.
-Skoro tak mowisz.-JB wzroszyl ramionami zucajac przedmiot na podloge do lazienki i po chwili usiadl obok jego przyjaciela zaabsorbowanego komputerem. Justin wraz z Jace'm dyskutowali zawziecie o jakis kodach kiedy Caleb bawil sie swoimi dlonmi.
-Hmm.... -nucil pod nosem spogladajac po pokoju. Zdjecia Lea i Justin'a byly na kazdej pulce i kilka powieszonych na scianach. Bolalo to Gonzales'a. Ten jej szczesliwy usmiech bedac w objeciach swojej milosci... Fakt ze jego siostra znalazla kogos kto ja pokochal niezwazajac na to co robila i jaka byla wkurzal chlopaka. On stracil ja przez Justina. Tak to sobie tlumaczyl.
-Mow.-warknal blondyn.-Albo wypieprzaj.
-Daruj sobie ten ton.
-Co ci jest? Ostatnio traktujesz nas jak wrogow.-dodal patrzac na bruneta niezrozumiale.
-Mam dosc tego gdy widze ja taka szczesliwa z nim!-krzyknal wyrzucajac dlon w strone Biebsa. Ktory w tamtym momencie oniemial.
-N...Nie cieszysz sie z jej szczescia?- Jus byl lekko zaskoczony. Nie! Lekko to naprawde zle slowo, on byl strasznie zszokowany.
-Ciesze ale to boli. Widziec ze jej usmiech nie powoduje ja tylko ktos inny, ze moja mala, drobna siostrzyczka nie wtula sie we mnie kiedy ma koszmary tylko w kogos innego...A do tego, ona kogos znalazla bedac w tym samym bagnie co ja, mnie nikt przez  to gowno nie chce.


-Jests tutaj od?-zapytal wysoki mezczyzna w mundurze policjanta.
-3 tygodnie.-odpowiedziala za dziewczyne swirnieta pani doktor.Lea nie chciala nadal wydusic z siebie ani slowa co zucalo na sprawe cien podejrzen.
-Dziewczyna moze odpowiedziec sama.
-Oh nie...-pokrecila glowa kobieta o wkurzajacym glosie.-Niestety stracila glos.
-Slucham?-policjant zmarszczyl brwi.-Mielismy w aktach ze wszyscy pani podopieczni sa zdrowi.-spojrzal na nia podejrzliwie.
-Ona stracila glos tydzien temu a ja nie zdazylam tego zglosci.-zlapala sie za czolo.-Wie pan...Mamy tyle pracy.
-Jak ona ma na imie?-zapisal cos w swoim notesiku.
-Maria Santors.
-Jasne, sprawdzimy to.-pokiwal glowa.-Przykro mi z powodu glosu.-poslal blondyneczce smutne spojrzenie. Ta zasmiala sie pod nosem kiwajac glowa, zacisnela usta w linijke by czasami nic nie powiedziec. Policjant wyszedl z pomieszczenia mowiac na odchodne jedynie ze sprawdzi jeszcze laboratorium i pare innych pomieszczen. Lea podniosla sie i poszla do siebie z mysla by wreszcie pocwiczyc. Jednak w glowie dziewczyny powstala iskierka nadziei. Moze cos zmienic, wreszcie. Podrpetala do pokoju uwazajac na to by nikt jej nie zauwazyl. Wslizgnela sie, umyslnie, do jednego z laboratoriow to ktore odwiedzic mial policjant. Nie byla pewna tego co robi, w kazdej chwili mozna bylo ja nakryc. A bylo to jej obojetne. 'Gorzej byc nie moze, nie?'. Usmiechnela sie pod nosem siadajac wygodnie w skorzanym fotelu, polozyla nogi na debowym biurku i wziela pierwsze lepsze papiery. Hmmm, to co tam znalazla delikatnie ja zaskoczylo. To byly papiery jej przyjaciela. 'Jace Wayland'. Bez jakiegokolwiek zastanowienia sie otworzyla teczke i zaczela przegladac krwae zdjecia chlopaka gdy jeszcze byl mlodszy. To bylo straszne co ta kobieta z nim robila. 'Dlatego ma tyle blizn...'. Pomyslala ogladajac fotografie przedstawiajaca chlopaka w samych jeansach i z klatka pocharatana przez sztylet. Niektore rany byly pokryte krwia a inne niebieska substancja. Na twarzy blondyna byl bol, cierpienie i grymaz ale takze chec zemsty. 'Czemu mi tego nie robi?'...

-Co ty tu robisz?- policjant nie spodziewal sie dziewczyny w tym pomieszczeniu. Siedziala w tej samej pozycji pilujac swoje paznokcie. Mezczyzna wszedl do srodka ogladajac sie za siebie i zamknal drzwi. Cos mu nie gralo w tej calej sytuacji. Ta dziewczyna byla kims innym niz przedstawiala ja kobieta. Oparl sie na rekach o biurko patrzac w jej twarz. Skads ja kojarzyl jednak nie mial pojecia skad. Faktycznie, Lea zmianila w ostatnim czasie kolor swoich wlosow, nie byly juz przepieknie blad tylko kruczoczarne, wrecz przerazajace. A jej oczy nie mialy tego blekitnego koloru lecz szare soczewki kompletnie zmienialy jej twarz.
-Czekam na pana.-usmiechnela sie zlosliwie.
-Mowisz.-stwierdzil zdezorientowany podnoszac sie do pozycji stojacej.
-Owszem mowie.-skinela glowa opuszczajac nogi i opierajac lokcie o kant blatu. -I mam pare ciekawych rzeczy do opowiedzenia.-opuscila lekko twarz by nadac jej spojrzeniu bardziej zlowieszczego wyrazu. Faktycznie byla przerzajaca. Jej suche kosci policzkowe idealnie uwydatnione plus patykowate palce polozone na placie wygladaly jak u szkieleta. Ona cala wygladala jak szkielet.
-Slucham.
-Po pierwsze jestem Lea Gonzales.-usmiechenela sie dumnie. Zdjela jedna soczewke kontaktowa pozwalajac ukazac jej prawdziwy kolor. Wysunela wsowke do wlosow pozwalajac jednemu blad kosmykowi opasc na jej ramie.
-Ta Lea Gonzales?-zapytal co bylo bardziej stwierdzeniem.
-We wlasnej osobe.-uniosla rece do gory.

Mezczyzna w mundurze wychodzac z budynku zalozyl czapke na glowe i wyciagnal kluczyki do policyjnego wozu.Usmiechnal sie pod nosem kiedy wyjezdzal z posesji i jeszcze raz spojrzal w wstecznym lusterku na bialy, pokaznych rozmiarow budynek. Cos w jego glowie kazalo mu tam wrocic jednak po rozmowe z Gonzales wiedzial ze teraz musi zrobic tylko jedno.
-Simons do gabinetu komentanta.-powiedzial od razu na wejsciu jakis mlody sekretarz.
-Jasne.-pokiwal ochoczo glowa kierujac sie w strone pomieszczenia. -Chcial pan ze mna rozmawiac.-zajrzal do srodka kiedy uslyszal pozwolenie na wejscie.
-Ah, tak. I jak bylo? Znalazles cos podejrzanego?- komendant Monter zdjal swoje okulary odkladajac je na ich miejsce w pokrowcu.
-Jesli chodzi o sprawe tej pokreconej doktorki to nie.-pokrecil glowa marszczac brwi i poprawil sie w fotelu.-Jednak odkrylem cos bardzo ciekawego.-usmiechnal sie, dumnie wypinajac piers.
-Wiec?
-Znalazlem Lea Gonzales.-usmiechnal sie lekko glupokowato. Sledztwo odnosnie tej dziewczyny twalo juz od kilku dobrych lat. Na poczatku nie bylo to nic powaznego, zwykle podejrzenia. Jednak z czasem zaczelo sie dziac wiecej. Niespodziewane zabojstwa, rynek prochow i broni a we wszystkim byly wzmianki o The Fastest. Policja doskonale zdawala sobie sprawe ze ten gang jest niebezpieczny jednak za kazdym razem udawalo im sie wymigac.
-Nie powinienes mieszac sie w nie twoje sprawy. To nie twoje sledztwo-przelozony Simons'a byl oschly i w najmniejszym procencie nie wierzyl w slowa swojego pracownika.-Na pewno jakies dzieciaki cie wkrecaja.
-Nie, nie. To byla ona.-podekscytowany swoim odkryciem opowiedzial cala historyjke ktora w ogole nie zmienila toku myslenia Monter'a.'Pieprzony skurwiel'. Pomyslal Simons wychodzac z niczym z gabinetu.

Tony Simons
Lat: 20
Studia: Ukonczone przedwczesnie- New York University
Ojciec: Marcus Simons- policjant
Matka: Tamara Simons- detektyw
Rodzenstwo: Isabella Simons- studentka Akademii Sztuk Pieknych w Wenecji
Hobby: Testowanie gier komputerowych, baseballe i motory.
Najlpesi przyjaciele: Clarie Marton, Sid Cots i Maxxie Nopers (zaginiony).

Chlopak lezal w swoim pokoju jak zwykle bawiac sie kolejna nowa gierka.W glowie  wposminal klotnie z ojcem o kolejna glupote. 'Codzien to samo'. Nic nowego ze mezczyzna wyzywa sie na synu za problemy w pracy. CHlopak sie do tego przyzywczail.
-Tony!-uslyszal glos swojej mamy z dolu wiec od razu zatrzymal obecne zajecie i siegajac w biegu po bluze zalozyl ja na siebie.
-Tak?-usmiechnal sie do kobiety tym swoim slynnym sposobem dzieki ktoremu wyrywal kazda laske w klubie.
-Bedziesz musial pomoc swojemu ojcu.-powiedziala powaznie opierajac sie o duzy stol w jadalni. Automatycznie jego szczesliwy wyraz twarzy znikl.
-Zartujesz sobie ze mnie?-uniosl brwi krzyzujac rece na klacie.-Przeciez nie mam zamiaru dolaczac do policyjnych spraw.-zasmial sie pod nosem. Tamara doskonale wiedziala ze jej synek nie nalezy do tych grzecznych jednak razem z mezem woleli myslec ze tak jest.
-Tym razem chodzi o cos innego.-powiedziala smutno. Kobieta zdecydowanie wolala zycie w spokoju, legalnie bez przekretow. Bardzo nie podobal jej sie pomysl meza.
-Slucham, w takim razie.-oparl sie o lodowke, z tym razem, lobuzerskim usmieszkiem.
-Twoj ojciec chce...-zatrzymala sie czujac duza dlon na swoim ramieniu.
-Ja to wytlumacze.-powiedzial Marcus usmiechajac sie smutno do zony. Ta pokiwala tylko glowa i pocierajac remie syna odeszla w strone swojego gabinetu. -Potrzebuje cie to uwolnienia jednej dziewczyny.
-To bedzie niebezpieczne?
-Raczej tak, zwazajac na to ze policja jej szuka a ona jest przetrzymywana przez kobiete ktora robi na niej eksperymenty.
-Co jej robi?-20'latek zmarszczyl brwi a jego oczy powiekszyly sie lekko.
-Chodzi o Lea Gonzales,synu.-usiadl przy stole skinajac na chlopaka by uczynil to samo.
-O TA Lea Gonzales?
-Dokladnie.-pokwila glowa.
-Zapowiada sie niezla zabawa.-zasmial sie chytrze pocierajac rece.

Dziewczyna zalowala iz powiedziala o sobie temu facetowi. Po jej glowie chodzily dziwne niepewnosci. 'A co jesli on mnie wyda?'. Mimo ze wydawal sie godzien jej zaufania to ona sie po prostu czula niepewnie. Nie bala sie, co to to nie! Jednak fakt iz wygadala sie o sobie policjantowi troche ja sfrustrowalo. 'Czy naprawde jestem az tak zdesperowana by mowic o tym kim jestem psom?!'. Chyba tak... To przykre widziec tak silna osobke w takiej sytuacji. Mimo ze Gonzales jest prawidziwa suka to serce sie kraje widzac ja skulona na lozku i trzesaca sie cala.
Justin nie chcial jej oposcic, jego mysli krazyly tylko w okol swojej ukochanej. Wkuriwal go fakt ze nie moze dac jej najmniejszego znaku. Ze nie zapomnial, ze kocha. Nic. Byl bezradny. Odkryli razem z Jace'm dzialalnosc pani ''dokrot'' u ktorej kiedys musil zyc blondyn jednak nie mogli znalezc zadnej wsmianki o Lea. Mimo wszystko byli pewni ze to ona ja ma. Bieber z dnia na dzien wariowal, nie tracil nadziei ale nie mogl juz wytrzymac bez ukochanej.
Wayland tez odchodzil od zmyslow jednak nie poddawal sie. Musial dopiac swego.
Caleb wyjechal gdzies, nie widomo gdzie. Nie chcial sie w to mieszac.
 Co dla Justin'a i Jace'a bylo szczytem chujostwa. No bo przeciez jak on mogl zostawic swoja siostre?!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam. Brak weny, problemy zdrowotne, masa nauki i... No i kurde juz jest tak cieplo a ja mieszkam nad morzem i to naprawde uzaleznia. Naprawde was przepraszam.
Nie wiem kiedy bedzie kolejny bo teraz bede miala urodziny, wiec impreza. Pozniej przyezdza moja ciocia do Wloch i chcialam jej pokazac Rzym itd wiec naprawde nie bede miala czasu pisac. Mimo to postaram sie cos dodac <3
Kocham was!! <3
-Patrys

wtorek, 8 kwietnia 2014

#56

Zabrali ja brutalnie wyciagajac jej cialo na zewnatrz.Justin nawet nie zdazyl zareagowac a jego ukochanej juz nie bylo w zasiegu wzroku.Siedziala zamknieta w duzym, opancerzonym samochodzie policyjnym. Czula sie jak jakas osoba chora psychicznie. Brakowalo tylko bialego kaftana ochronnego. Wywrocila oczami starajac sie wysilic umysl by sprawic bol kierowcy,jednak nie podzialalo.
-Co do cholery?!
-Przykro nam...-zasmial sie jeden z mezczyzn siedzacy po drogiej stronie auta.-Nie dzialasz.
-Slucham?-warknela zfrustrowana.
-Wszystko ci wytlumaczy doktor West w laboratorum.-wytlumaczyl kierowca.
-Jakim kurwa prawem zabieracie mnie do jakiegos laboratorium?!-chciala wstac gwaltownie ale lancuchy przy jej dloniach unimozliwily jaki kolwiek ruch.-Jaja se robicie?-nie odpowiedzieli,po prostu ja zignorowali. Blondynka porbowala wkrasc sie do jego mysli ale tak jakby napotkala mur.
-Nawet nie probuj.-zamsial sie czarny.-Nic z tego.
-Chuje...-syknela majac ochote cos rozwalic. Jak tylko sie wydostanie wyrzadzi pielko. ''Zobaczymy kto sie bedzie smial ostatni.''.

Justin zdazyl opowiedziec calej grupie The Fastest plus Jace'owi co sie stalo. Chlopacy w ogole sie tym nie przejeli, z wyjatkiem Toby'iego ktory mimo wszystko martwil sie o przyjaciolke, oraz jej ''brata od mocy'' ktory zdawal sobie sprawe po co ja zabrano. Nie odezwal sie jednak ani slowem, musial dzialac sam...No, ewentualnie z Bieber'em.
-Mozemy pogadac?-zapukal do pokoju ex pilkarza.
-Mhm...-chlopak byl rozkojarzony, zawziecie szukal czegos w intenrecie siedzac na podlodze przed lozkiem. -Widziales jak oni to olali?-warknal po chwili ciszy kiedy Jace siedzial obok niego.-Ja nie wierze ze Lea ma takich skurwieli za przyjacieli.-potarl dlonmi swoja twarz zeby sie leciutko wyciszyc, nic to nie dalo.
-W tej chwili to ty sie uspokoj, stary. Musisz mnie posluchac.-blonyn przelknal sline drapiac sie po karku. Justin uniosl znaczaco brwi zachecajac go do kontynuowania.- Po tym jak wujek Lea wstrzyknal nam to cos...-zmarszczyl brwi.- Przyjechala do niego jakas kobieta, robila nam badania, testy i zadawala mase roznych pytan. Twoja dziewczyne zostawila na koniec. Patrzyla na nia z takim zainteresowaniem ze az to bylo dziwne. Lea od zawsze byla dosc zamknieta w sobie jesli chodzi o innych. W ogole z nikim nie rozmawiala oprocz Caleb'a. Pani doktor nic od niej nie wyciagnela a kiedy chciala jej cos wstrzyknac Lea po prostu uciekla. To bylo zabawne. Mala dziewczynka przechytrzajaca doswiadczona pania doktor.- pokrecil glowa.- Po tym jak porozdzielano nas... W rozne czesci swiata, ja trafilem do tej chorej kobiety razem z dziewczyna o imieniu Shara.- usmiechnal sie na wspomnienie kolezanki.- Jesli te badania mozna nazwac tortura to chyba to za malo.- wzdrygnal sie a oczy Justin'a powiekszyly sie kilkakrotnie.- Rozcinali nam rozne czesci ciala.-odslonil brzuch i plecy oraz przedramienia.-Pobierali kilkaset razy krew, wstrzykiwali jakies plyny, usypiali, wybudzali, kazali uzywac mocy dla testow...Wielkie bagno...Shara byla zbyt slaba, nie przezyla.-w jego oczach widniala pustka, dawno pogodzil sie z utrata bliskiej mu osoby dlatego nigdy nie pokazywal jakis uczyc.- Mi udalo sie przezyc tylko dlatego iz dostalem taka sama dawke jak Lea, duzo potezniejsza od innych, zdolalem uciec. Wiem ze Lea nie jest jak Shara jednak musimy ja znalezc.-spojrzal wreszcie w oczy kolegi.-I to jak najszybiciej.
-Kurwa...-chlopak przeczesal swoje wlosy placami.-Powiedzmy Caleb'owi, on ma detektwyow.
-Tsaaa...I narazmy Lea na zemste.-pokrecil glowa.-Nie za madrze.
-Sami?
-Jedyne wyjscie.

Doktor West siedziala w swoim, pokaznych rozmiarow, gabinecie nad jakimis fiolkami z kolorowymi plynami. Nucila pod nosem jakas nudna melodyjke usmiechajac sie jak wariatka. Pomieszczenie bylo biale, niczym jakis zaklad dla chorych. Na swoj sposob podobalo sie kobiecie, coz...Dziwaczka. W pokojach obok znajdowaly sie pomieszczenia dla jej 'pacjentow', jesli tak ich mozna bylo nazwac.
-Tak slucham?-odebrala swoj dzwoniacy telefon z przesadnym usmiechem.-Alez oczywiscie ze nam sie udalo. Wlasnie moi chlopcy wiaza ja tutaj. Jesli chcesz mozesz ja zobaczyc.-zachichotala.-Wspaniale, to do zobaczenia...Kiedys.-rozlaczyla rozmowe wzycajac telefon do kieszeni jej kurewsko rozowego fartuszka. W pomieszczeniu rozleglo sie pukanie wiec od razu podniosla
-Macie ja?-zapytala od razu widzac ciemnego faceta.
-Zgodnie z twoja prosba.-wszedl do srodka, sam.
-Wiec gdzie ona jest?-zapytala zdezorientowana.-Chce sobaczyc moj skarb.
-Bedzie zadawala pytania.
-Albo w ogole sie nie odezwie.-zamisla sie kobieta zakladajac rece na piersiach i opierajac pupe o jeden z dlugich blatow.
-Ona juz nie jest ta sama mala dziewczynka co kiedys, Lora.-mezczyzna spojrzal na nia powaznie.
-Wiem, Patirck, dam sobie z nia rade.-zachichotala podekscytowana.
-Jak sobie chcesz...Ale nie mow ze nie ostrzegalem.-wzruszyl ramionami wychodzac za nia na korytarz.-W tamta strone.-skinal na prawo.
-Przydzieliliscie jej pokoj Shara'y?-zasmiala sie z niedowierzaniem.-Swietnie, Jace'a tez chce miec u siebie.
-Z nim bedzi trudniej...Nie wiemy gdzie jest.-westchnal inny mezczyzna dolaczajac do nich w pewnym momencie.
-Po to kurwa macie tyle sprzetu zeby go znalezc!-warknela ciagle tym 'przeslodkim' glosikiem. Policjanci wzdrygneli sie spogladajac po sobie. Lora otworzyla drzwi bez zadnego pytania i w bialym pokoju zobaczyla,ubrana na czarno, postac odwrocona do niej plecami. Blondynka stala patrzac w okno ktore przedstawialo po prostu ciemny las, z przejasnieniami jeziora.
-Witam Lea w moim laboratorium.- kobieta rozlozyla rece jendak jej gosc nawet sie nie odworcil. W glowie Gonzales ciagle miala Justin'a.Swojego ukochanego ktory nawet nie wie co sie dzieje. Po jej policzku splynela jedna, jedyna, laza ktorej nie miala zamiaru ocierac.-Nie przywitasz sie ze mna?-nic, stala tam jak posag. -Moze masz na cos ochote?-nadal nic.-Lea?-bez reakcji.-Dooobrze...To my jak na razie cie zostawimy. Masz tu wszystko czego potrzebujesz. Jutro do rana przyjde do ciebie.-usmiechnela sie patrzac w jej blad wlosy. Gonzales najchetniej pokazalaby jej fuck'a ale cos jej nie pozwalao sie nawet ruszych. Jedyne czego teraz chciala to byc przy swoim chlopaku. Potrzebowala jego blizkosci, uczuc, ciepla... Pragnela go miec przy sobie. Jedyna rzecz ktora ja pocieszala to fakt ze Jace jest teraz z nim i w razie czego bedzie mogl go chronic. Bynajmniej miala taka nadzieje.

Pare tygodni ciaglego siedzenia przed latopem w poszukiwaniu jakiej kolwiek bazy doktor West poszlo na marne kiedy Jace dowiedzial sie iz Lea jest na drogim koncu swiata. W Europie.
-Ze co kurwa?!-Justin nie mogl w to uwierzyc. Byl przemeczony tym wszystkim jednak nie tracil nadziei na znalezienie swojej ksiezniczki.
-Wywiozla ja do Europy.-sapnal blondyn.-Pierdolona suka...Zabije ja jak tylko ja dorwe.-znow skupil sie na laptopie i swoim telefonie w ktorym mial wszystki kody. Bieber podszedl do okna opierajac sie na rekach o parapet.
-Myslisz ze roba jej to samo co robili tobie i Shara'rze?
-Tak...Podejrzewam ze tak. West zna sposob jak uniemozliwic nam uzywanie mocy. Nie wiem jak to robi ale kiedys gdy wkradlem sie do jej gabientu widzailem mase fiolek o roznych kolorach. Byly to odlamki jakis skal, plyny z roznych jeziorek...Wygladalo to co najmniej dziwnie.-nie odrywal wzroku od motnitora wpisujac jakas kombinacje cyfr i liter.-Cholera!-wrzasnal zrzucajac sperzet z kolan. Juz kolejny w przeciagu ostatnich dni ktory poszedl na smieci. Justin nie byl zaskoczony reakcja, teraz juz, przyjaciela. Widzial jego zawziecie i zdeterminowanie i fakt ze nie potrafil w ogole przegrywac.-Moze masz ochote na wycieczke po Europie?-zadrwil podkopujac zepsute urzadzenie pod lozko.
-Nie dzieki, nie mamy pewnosci ze ona tam jest.-szepnal trzymajac sie za kark. Patrzyl w dlon na ktorej mial naszyjnik ktory dostal od swojej milosci.
-W sumie racja.
-Jestes pewny ze nie mozemy prosic kogos o pomoc, bro?- odwrocil sie w plecami do okna.
-Tak, jestem pewny. West ma duzy zasob policjantow ktorzy od razu zorientuja sie ze ktos cos weszy. W dwojke jestesmy bezpieczniejsi.
-Ty sie na tym znasz...-wzruszyl ramionami.- Chcesz cos do picia?
-Koniak.
-Az tak chcesz na chwile zapomniec?-Justin pokrecil glowa wyjmujac z barku szklanke i butelke drogiego alkoholu. Podal je siedzacemu chlopakowi wyciagajac z drogiej szafki czysta wodke.
-A ty to moze nie lepszy?-zasmial sie Jace.

Dni lecialy a ona stacila rachube. Nie odezwala sie ani slowem od kiedy jest tutaj gdzie jest. Czyli sama nie wiedziala gdzie. Kilka razy musiala leciec gdzies samolotem jednak nie znala zadnych informacji odnosnie tych przemieszczen. Wiedzial tylko ze nie wrocila do swojego miasta. Poznala innych ludzi przetrzymywanych przez zeswirowana pania doktor ktorej tak bardzo nienzwidzila. Lea czula jakby stracila jakiekolwiek uczucia. Jedyne co sie dla niej liczylo to wrocic do Justina i uciec z nim w jakies spokojne miejsce, sami. Zaczac od nowa, jesli to w ogole mozliwe.
-Witaj Lea. Jak sie dzisiaj masz?-West jak zwykle zaczynala kazdego poranka tak samo mimo iz dziewczyna nigdy jej nie odpowiadala. Co ranka wstrzykiwala jej jakas substancje i sprawdzala jakie to ma odniesienie na jej zachowaniu. Tak jak na innych mialo rozne dzialania, Lea nic nie ruszalo. Zawsze pozostawala taka sama. Obojetna.-Powiesz mi dzis cos?-spojrzala na nia niby zatrosnkana. Blondynka dalej siedziala po turecku na podlodze na srodku pokoju z zamknietymi oczami i dlonmi wyprostowanymi na kolanach.Nawet nie drgnela. Zywila do kobiety taka nienawic ze rownie dobrze moglaby sie teraz na nia zucic.-Nic? Naprawde?- usiadla na krzesle przed nia.- Nie chcesz wiedziec dlaczego tu jestes? Skad wiem ze masz taki dar? Jak cie znalzam? Czemu nie pozwalam ci wyjsc?- blondynka w myslach odpowiadala na kazde pytanie 'tak, chce wiedziec'. Ale jej usta sie nie otwieraly. Nie chciala ich otworzyc. Nie chciala dac satysfakcji kobiecie iz ma pragnienie, ciekawosc. Starala sie zachowywac obojetnie, by utrudnic jej prace. Mimo iz nie wiedziala czy to ma jakies skutki.-Nie, to nie.- zasmiala sie pogodnie.-Milego dnia,kochanie.-W zylach blondynki zawrzala zlosc a jej oczy staly sie czarne. Czyzby znow moce wrocily? Nie...Nie mogla nic zrobic przez ten caly czas. Dawano jej wolnosc tylko w zamknietym pokoju kiedy miala zrobic proby do testu jednak wtedy Lea w ogole nie uzywala swojego ''daru''. Nie chciala w zaden sposob wspolpracowac.

-A co myslisz o tym bys sie tam wslizngal?-zapytal Bieber.
-Co masz na mysli?- najwidoczniej ten pomysl bradzo przypadl do gustu blondynowi.
-Masz moce, ta suka na pewno chcialaby cie miec u siebie. Dlatego moze jakbys po prostu podal sie jej na tacy? Jakbys pozwolil jej zabrac sie do laboratorium?
-Nie, nie ma mowy. Ty nawet nie wiesz jak to jest strzezone.-wargnal wracajac do szukania czegos w necie.-Nie mam zamiaru skazywac sie na smierc.Jesli bedzie miala mnie i Lea zacznie prowadzic wieksze eksperymenty mogac nas wzajemnie zabic. Nie jestem juz tak silny jak wczesniej i nie dam rady postawic sie West. Po za tym domyslam sie iz jej metody zrobily sie bardziej...Hm... Wyostrzone.-mowil skupiony caly czas na swoim zajeciu. JB lezal na lozku probujac wymyslic jakis sposob. Cos co moglboy pozwolic im przejac przewage nad sytuacja.
-Ej a ty nie mozesz polaczyc sie jakos telepatycznie z Lea?-zapytal podnoszac sie na lokciach.
-Hm... Czemu by nie sprobowac.- zmarszczyl brwi odkladajac laptopa na stolik i usiadl wygodniej na sofie.
°Lea...°
Wolal jej imie majac ciagle zamkniete oczy.  Staral sie wyszukac gdzies obecnosci mysli przyjaciolki jednak jedyne na co sie natknal to pustka. Calkowita nicosc.
°Lea? Jestes tu?°
Czul sie dosc dziwnie czekajac tak na niewidomo co, mowiac w swoich myslach.
°Lea!°
Jednak wszystkie starania na marne. Cos co zdolal odnalezc to cieniutka nitka mysli Gonzales okryta wielkim metalowym murem.
-Przykro mi...-wzruszyl ramionami.- Nie slysze jej. Ale jest cos co mnie blokuje czyli West opracowala sposob by jej eksperymentom nikt nie zaszkodzil.
-Znajdziemy ja...
-Na pewno.-dokonczyl z przekonaniem. Jace nie byl z tych ktorzy szybko sie poddawali. Postanowil ze nie spocznie do poki jej nie odnajda. Fakt ze nie potrafil przegrywac byl prawda. Tylko dlatego iz on nigdy nie przegrywal.

-Teraz moze troche zabolec.-powiedziala spokojnie Lora wkowajac dosc gruba igle w reke Lea. Ta jadnek ani drgnela. Jej wzrok byl pusty i obcy a ruchy powolne i przewidywalne. Niczym nie zaskakiwala, stala sie taka...Nijaka. Sprawiala problemy swoja obojetnoscia pani doktor poniewaz miala wrazenie iz jej dawki sa za male. Mylila sie jednak. Od srodka rozrywalo Lea na strzepy. Miala ochote krzyczec, uciekach, wrzeszczec, zabijac.
-Doktor West?- do pomieszczenia wszedl ten sam ciemny mezczyzna co zawsze towarzyszyl Lea.-Jest tutaj komendant Waler.
-Za chwileczke do niego przyjde.-usmiechnela sie wracajac do podawania dawki swojej pacjentce. Ta kobieta przypominala mala dziewczynke ktora bawila sie swoimi lalkami Berbie w lekarza. To przerazajace. Gonzales miala ochote zapytac kto to jest Waler jednak odpuscila sobie jakakolwiek chec otworzenia ust. Nawet zapomniala jak brzmi jej glos. To byl juz dlugi czas jak tu siedziala i stracila jakakolwiek nadzieje iz ktos z jej bliskich ja odnajdzie.Stracila juz nadzieje ze Justin za nia teskni. 'Ulozyl sobie zycie i o mnie zapomnial...Jest teraz szczesliwy z kims innym...Moze wrocil do pilki...Moze sie wyprowadzil...Moze sie zmienil...A moze mnie tak naprawde nigdy nie kochal i czekal tylko zeby mnie przeleciec?'' Jej mysli sprawialy ze jeszcze bardziej miala ochote zostac tu gdzie byla. ''Przynajmniej jestem komus potrzebna''. Westchnela smutno zwracajac uwage pani doktor.- Cos nie tak?-zapytala wyciagajac igle. Gonzales odwrocila glowe tak by na nia nie patrzac. West znala juz ruchy blondynki i gdy tak robila znaczylo to ze wszystko jest ok.-To swietnie. Zobaczymy sie pozniej, skarbie.-obrzydliwa kurwa...Blondynka nic z tego nie rozumiala. Po co ona tak sie troszczyla i stawiala ta cala szopke skoro potrzebowala jej tylko do jednego?
-Czesc Lea.-Patrick otworzyl drzwi do pokoju dziewczyny przepuszczajac ja w drzwiach. -Jak sie czujesz?- zapytal siadajac na fotelu kiedy ona rzucila sie na lozko.- Wiesz ze mam corke w twoim wieku?- zainteresowalo ja to lekko i siadajac wygodniej spojrzala na niego niepewnie.-Naprawde. Nie wiem co bym zrobil gdybym ja teraz stracil. -pokrecil glowa.- A ty nie masz nikogo? Wiem ze ciezko jest namierzyc West jednak na pewno kogos masz kto sie o ciebie martwi.-usmiechnal sie pocieszajaco.- Wiem kim jestes. Wychowywal cie twoj brat Caleb, nie? Musialo ci byc trudno. Plus masz chlopaka ex pilkarza Barcelony.-skinal glowa.-Gratuluje.-w jej oczach pojawily sie lzy na wspomnienie jej ukochanego.-Masz kontakt z jakas osoba taka jak ty?-zapytal szybko. 'Zalosne...Mysli ze jak mnie zagada opowiadajac o swojej corce i tych wszystkich gownach to dowie sie o Jace? Idiota jak wszyscy.'. Spojrzala na niego wrogo mrozac oczy. Przeniosla potem wzrok na drzwi dajac do zrozumienia ze ma wyjsc. Jak najszybciej.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No jest... Przepraszam. <3
Mam nadzieje ze sie podoba. To znaczy jest troche dziwny... Jakis taki xD Nwm... Mi sie jednak nawet podoba. A wam? Co sadzicie? Jak myslicie ile zajmie im odnalezienie Lea?
Komentujcie prosze was <3 <3
-Patrys