Siedziala na sofie w apartamencie blondyna i popijajac cole patrzyla sie w szklany stolik przed nia.Nie odzywala sie od tamtego momentu ani slowem. Byla jak posag a jej oczy nieobecne.Blondyn stal opierajac sie o komode i z zalozonymi rekoma ciagle sie jej przygladal.
-Jak masz na imie?-zapytala po chwili przenoszac na niego wciaz puste spojrzenie.
-Jace...-sposcil glowe.
-Jaceee...-prychnela lekko przedluzajac.-Jak poznales mojego wujka?-patrzyla w sufit.
-Znalazl mnie kiedys jak krecilem sie po ulicach Bronx...-syknal bez uczuc jednak Lea wyczula wstret do tych wspomnien.-Powiedzial ze mi pomoze...Powiedzial ze jesli pojde z nim bede szczesliwy.Mialem wtedy pare lat...Kazdy dzieciak poszedlby nawet za glupiego cukierka...Jednak ja bylem inny... Nie poszedlbym z nic innego jak obietnica szczescia...-spojrzal na nia jednak mial wrazenie ze odplynela.Ze w ogole go nie sluchala.Nie kontynuowal swojej opowiesci.
-No dalej. Slucham.
-Ja mam ci opowiadac historie swojego zycia a ty nawet nie zdradzisz mi jak mam ci mowic?-zapytal lekko rozbawiony.Spojrzala na niego zdezorientowana.
-Ty nie wiesz kim ja jestem?-otworzyla szeroko oczy ze zdziwienia.Samoocena tej dziewczyny chyba nie zna granic.
-A powinienem?-zmieszal sie lekko.
-Lea Gonzales.Mowi ci to cos?-usmiechnela sie triumfalnie.Jace parzyl na nia bez wyrazu i po chwili pokrecil przeczaco glowa a jej mina zrzedla.- The Fastest?- kolejne zaprzeczenie.-Rodzenstwo Gonzales?-nic.Dziewczyna desperacko probowala mu jakos dac do zrozumienia kim jest.
-Przykro mi.-wzruszyl ramionami.-Przez ostatnie pare lat mieszkalem na Alasce... Nie bylem...Jak to powiedziec?...-zastanawial sie chwileczke drapiac sie po karku.-Nie bylem zbyt cywilizowany.-usmiechnal sie niewinnie.
-Nie wazne...-westchnela powracajac do swojej posagowej postaci.
-Justin? Co ty tu robisz?-nad ranem Ryan schodzac do salonu zobaczyl spiacego na kanapie kumpla a na podlodze swojego ''szefa''.
-Y...Ja...Matko moja glowa.-zlapal sie za czolo siadajac wygodniej.
-Nie tak glosno kurwa...Leb mnie boli.-jeknal Caleb ciagle przytulajac do siebie poduszki.
-Kochanie! Skarbie!-uslyszeli ten typowy pisk dziewczyny. Byl coraz blizej a Bieber razem z Butlerem zrobili zbolale miny.-Zostawiles mnie wczoraj sama!-zrobila naburmuszona mine stajac tuz nad glowa swojego chlopaka. Na nogach miala 15 centymetrowe obcasy a na sobie mega krotka i obcisla sukienke. 'Bleh!'. Pomyslal pilkarz odwracajac wzrok.
-Wiem, przepraszam slonko ale kumpel potrzebowal pomocy.-skinal w strone szatyna a ten na slowo ''kumpel'' spojrzal zdziwiony na Ryana. W odpowiedzi dostal wzruszenie ramionami.
-Chodz.-wyciagnela do niego reke.- Chce dokonczyc to co zaczelismy wczoraj.-usmiechnela sie zadziornie a Goznales po chwili wrecz ciagnal ja do pokoju. Butler rzucil sie na kanape obok kolegi i siegnal po pilot.
-Ja ja kojarze...-stwierdzil zamyslony.
-Co?-mlody spojrzal na niego zdezorientowany.
-No dziewczyne Caleba... Czekaj...-zmarszyl na chwile brwi.-Wiem!
-Odkryles mozg?-zapytal rozbawiony jednak gdy zobaczyl mine JB od razu spowarznial.-Sory..-unisol rece w gescie obronnym.
-Ona jest dziwka, prawda? Moj kumpel powiedzmy ze sobie ja kupil kiedys na tydzien wakacji.-wzruszyl ramionami kladac nogi na stolik przed soba.
-Pierdolisz...
-Nie...-zasmial sie z jego reakcji.-Zachwuje sie jak suka w stosunku do mnie bo doskonale mnie kojarzy.
Siedziala do poznego wieczoru w mieszkaniu Jace i po prostu sie w niego wpatrywala. Zastanawialo ja to czym kierowal sie jej wujek wybierajac komu wstrzyknie druga czesc tego eksperymentu. Niestety nie odkryla odpowiedzi co ja lekko frustowalo. Okolo 22.00 wyszla zegnajac sie jedynie przelotnym usmiechem. Zalozyla na glowe kaptur i szla tak przez jeszcze tetniace zyciem miasto. Gdy wyszla z ciemnej uliczki nagle zatrzymala sie zszokowana. W jej glowie byl szum, jakby tysiace glosow mowilo w tym samym czasie. Zlapala sie za uszy i zacisnela mocno oczy. Nie mogla tego zniesc, nie miala pojecia co sie dzieje. To tak jakby wlozyla glowe to ula. Masa szumu i niezrozumiale slowa. Miala ochote upasc na kolana jednak wiedziala ze nie moze sciagnac na siebie zbytniej uwagi. Otworzyla oczy czujac jak czarnieja i zaczela biec przed siebie. Kierowala sie do swojego brata. Rumory nie ustawaly, byla jak sploszone dzikie zwierze. Patrzyla sie na kazde strony jednak przez duzy kaptur nikt nie mogl zobaczyc jej oczu. Byla oblakana. Biegla tak przez pol miasta az wpadla na odpowiednia ulice. Wszystko lekko ucichlo. Stanela lapiac oddech i wpatrywala sie w pokazny dom. Slyszala gdzies w swojej chorej glowie ten znajomy glos. Gdy sie na nim skupila potrafila nawet zrozumiec kazde slowo.
°Gdzie ty jestes skarbie? Kurde... Moglbym jej szukac tak w nieskonczonosc...Przeciez ona musi gdzies tutaj byc. Nie mogla za bardzo uciec. A moze Caleb ma racje? Moze faktycznie wroci?°
Nabrala przerazona powietrze. Czy ona wlasnie czytala w jego myslach? W myslach Justina?! ''O matko''. Zlapala sie za usta a w jej oczach pojawily sie lzy. ''Co teraz?''. Podeszla do bramki na ogrod i wdrapala sie po drzewie wchodzac przez okno do jakiegos pokoju. Widac bylo ze byl goscinny dlatego lekko jej ulzylo. Powolutku i chichutku wyszla na korytarz rozgladajac sie uwaznie. Z pokoju na koncu korytarza slyszala jeki i piski na co mimowolnie wywrocila oczami. Zrobila krok do przodu a drzwi na przeciwko szeroko sie otowrzyly. Momentalnie zamarla kiedy blondyn podniosl na nia wzrok. Wytrzeszczyl oczy jakby zobaczyl ducha.
° Lea?! Co ona kurwa tu robi?!°
-Nic nie mow...-szepnela blagalnie.-Musisz mi pomoc.-dodala zdesperowana i po jej policzkach pociekly lzy.Zlapal jej dlon i przyciagnal do siebie tak ze weszli do jego pokoju a on szybko zamknal za nia drzwi. Przytulil ja do siebie mocno obejmujac za szyje.Rozplakala sie cichutko. Ciagle slyszla jego mysli. Slyszala jak powtarzal ze mu jej szkoda, ze teskni za nia.-Tez tesknie.-usmiechnela sie przez lzy.Odsunal ja na wyciagniecie rak trzymajac za ramiona.Patrzyl zdezorientowany i lekko przerazony.
-Ska...Skad ty...
-Czytam w myslach...-usmiechnela sie smutno.-Chyba.-zmarszyla brwi.
°CO?!°
Wytrzeszczyl bardziej swoje oczy.Przelknal glosno sline i wzdrygnal sie lekko. Zachichotala odsuwajac sie od niego tak ze zjechala plecami po drzwiach.Patrzyla na niego smutno z dolu i krecila glowa. Czula jak sie bal a jego mysli byly tego potwierdzeniem. Zalowala ze mu powiedziala. Mogla zostawic to tylko dla siebie. Mogla nie robic z siebie wiekszego dziwadla. Niestety bylo juz za pozno...
-Nie boj sie...-pokrecila glowa.-Nic ci nie zrobie.
-Ale...Jak? Od kiedy?-usiadl przed nia.Zaczesal grzywke do tylu jednak wlosy znow opadly na jego czolo.
-Od dzisiaj...Tak mi sie bynajmniej wydaje.-zmarszczyla brwi.
°Jasne...°
Pomyslal ironicznie na co ona mu poslala karcace spojrzenie. Od razu zrobilo mu sie glupio.
°Sorry°
-Jasne... Teraz sie pilnuj.-syknela lekko zla. Nie na niego. Na siebie ze znow ma cos nienormalnego i nadnaturalnego w sobie.- Jak to sie stalo to nie mam pojecia...-pokrecila glowa.-Spotkalam takiego chlopaka...Okazalo sie ze to jemu moj wujek wstrzyknal to samo co mi....W momencie gdy zlapalismy sie za dlonie wyszly na nich jakies dziwne krwiste tatuaze... Siedzialam u niego troche i gdy wyszlam zaczelam wariowac.-wyrzuciala rece w powietrze w desperackim gescie.Patrzyl na nia zdezorientowany.
°Nie mozliwe...Co ona brala?°
-Dzieki, Toby... Na serio fajnie pomagasz.-wywrocila oczami.
Justin siedzial caly czas z chlopakami i wtajeminczyl cala 5 w swoja sytuacje. Blondyn ciagle uwazal ze nie wie co sie dzieje z jego dziewczyna tak jak go prosila.Siedziala u niego w pokoju i rozmyslala nad wszystkim. Prawie ciagle medytowala probujac zamknac swoj umysl. Tak jakby znalezc pilot ktory to wylaczy. Niestety bez skutku. Ciagle slyszala mysli chlopakow i tych trzech dziewczyn mieszkajacych w willi. Miala ochote uciec gdzies na bezludna wyspe. Od zmeczenia bolala ja glowa jednak gdy probowala zasnac nie udawalo jej sie.
-Ile jeszcze chcesz tu zostac?- Toby byl dosc bezczelny w stosunku do Biebera.Szatyn spojrzal na niego lekko zdezorientowany. Poczul sie tak jakby chlopak wlasnie go wyrzucal.
-Yyy...
-Justin zostanie do kiedy Lea sie odnajdzie.-warknal Caleb spogladajac w strone pytajacego. -Chyba ze masz z tym jakis problem?
-Zaden...-warknal ,biorac telefon z stolu wstal energicznie i skierowal sie w strone pokoju. Wyciagnal klucz z kieszeni i przekrecil w zamku.
-Nic nie mow...-szepnela Lea.Podskoczyla na lozku i wskoczyla szybko do garderoby zamykajac za soba drzwi.
°Musze z nim pogadac... Nie chce sie klucic bo nie mam na to sily.°
Slyszala mysli pilkarza a do uszu Toby'ego doszly tez kroki na schodach. Szybko zlapal za torbke i buty dziewczyny wrzucajac wrzucajac je do garderoby. Poslal Lea pokrzepiajacy usmiech kiedy brala od niego rzeczy.
-Moge?-uslyszal za soba znajomy glos.
-Ta...-jeknal rzucajac sie na lozko.
-Sluchaj...
-Nie chcesz sie klucic?-zakpil lekko biorac pilke do kosza i podrzucajac ja sobie w rekach.
°Spokojnie malenka...Wszystko bedzie dobrze°
Powtarzal sobie w myslach doskonale wiedzac ze Lea czyta jego mysli.
-Jesli masz cos do mnie to powiedz w prost.-warknal Bieber zaciskujac rece w piesci. Lezacy chlopak odwrocil w jego strone glowe z lobuzerskim usmiechem. Podniosl sie do pozycji siedzacej i spojrzal wrogo na szatyna.
-Nie podoba mi sie fakt ze zabrales mi przyjaciolke. Zadnemu z nas sie to nie podoba tyle ze chlopacy nie maja jaj zeby ci to powiedziec. Kim ty wierzysz ze jestes? W porownaniu do kazdego z nas jestes zwyklym gownem...-warknal stajac przed nim.Zmierzyl go wzrokiem i pokrecil glowa.-Skrzywdziles Lea a teraz dziwisz sie ze nie chce wrocic.-wywrocil oczami.
-Nic nie zrobilem...
-Jasne... Znam ksiezniczke bardzo dobrze i nie ucieka tak bez powodu.-warknal wyciagajc skreta z szafki.
-To po powrocie od was sie odsunela.-Justin zrzucil wine na The Fastest co dotknelo blondyna.
-A moze ma powod?-zasmial sie zlowrogo.Po miedzy nimi trwala cisza przy ktorej Justin analizowal jego slowa.
°A moze faktycznie wina tkwi we mnie? Moze on ma racje ze odeszla bo cos zle zrobilem...A moze po prostu mnie nie kocha?°
Te mysli na sercu blondynki wyryly straszne rany. ''Jak on moze tak myslec?!''. Miala ochote wybiec z tej jabenej garderoby i rzucic mu sie na szyje. Zapewnic ze wszystko bedzie dobrze i powiedziec ze kocha tylko jego. Niestety nie mogla sobie na to pozwolic...Bynajmniej nie teraz.
Jace po wyjsciu nowej kolezanki postanowil pojezdzic po miescie. Siegnal po kurtke i kluczyki a nastepnie zbiegl do garazu po swoj motor. Musial zrelaksowac sie dzisiejsza sytuacja. W tej dziewczynie bylo cos co go jeszcze zastanawialo. Nie byla w jego typie jednak cos go do niej ciagnelo. ''Nie mozliwe zebym sie zakochal..''. Zasmial sie w myslach wyjezdzajac na glowna droge.Jakas nieznana moc jedanak chciala by sie zatrzymal w miejscu gdzie wczesniej stala Lea. Nie panowal nad swoim cialem. Pokrecil energicznie glowa i gdy uslyszal za soba trabienie, poprawka gdy do niego to dotarlo zeby jechal, zasmial sie pod nosem i nacisnal gas. Wystrzlil niczym proca a rece tak jakby sama wyznaczala droge. '' Moze juz ze mna faktycznie jest zle?''. Zasmial sie ponownie. ''Do chuja z tym...''. Pzyspieszyl jeszcze bardziej, doskonale wymijajac kazdy pojazd. Gnal z zawrotna predkoscia w strone jakiegos punktu. W sumie sam nie widzial gdzie tak pedzi. Do poki po niespelna 3 minutach nie ustal przed willa z ktorej wychodzila wlasnie blondynka. Byla zaplakana i ewidentnie wychodzila ze strony ogrodu. Na jego ustach pojawil sie lobuzerski usmiech a gdy podniosla wzrok zatrzymala sie jak wryta.
°Chodz tu°
Uslyszala jego glos w swojej glowie jednak sie nie ruszyla.On znieruchomial kiedy w jego glowie pojawily sie wszystkie mysli dziewczyny. Cala sytuacja z jej domu, doslownie wszystko z jej perspektywy. ''Co to kurwa jest?!''.Przelknal glosno sline.
°Slyszysz?°
Zapytala bez slowa.Skinal glowa nie pewnie na nia patrzac.
°Ty slyszysz tylko moje...A ja slysze wszystkie.°
Jeknela desperacko nawet na chwile nie otwierajac buzi. Wszystko dzialo sie w myslach. Musial to z nia wyjasnic.Pokiwala twierdzaco glowa na co on znow sie wzdrygnal.Przeciez nie byl jeszcze na tyle przyzywczaiony zeby kontrolowac swoje mysli.
°Zabiore cie gdzies.°
Poslal jej pogodne spojrzenie takie.''Ufam mu...''.Pomyslala jednak dopiero po chwili gdy zauwazyla blyski w oczach Jace zdala sobie sprawe ze przeciez on zna jej kazda mysl.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No to nasza kochana Lea ma nowe moce xd Ups?
Jak na razie moze byc to dosc pomieszane ale juz niedlugo wszystko bedzie sie powoli wyjasniac... Obiecuje. Jak na razie musi byc chaos zeby dac wam do zrozumienia jak czuje sie Lea z Jace'm.
Mam nadzieje ze sie podobal... Mi jak zwykle W OGOLE -.-""
Chcialam wam powiedziec ze ten rozdzial oddaje moje samopoczucie= kompletny chaos.
Love Ya!
-Patrys
Bad girl... Seemingly normal boy... Co ich połączy?? To będzie miłość? Czy raczej nienawiść? Ona zmieni sie i zostawi swoje dotychczasowe życie aby móc się z nim widywać? Czy go do siebie zrazi?
wtorek, 28 stycznia 2014
piątek, 24 stycznia 2014
#49
-Nadal nic mi nie powiesz o tym jak bylo u chlopakow?-zapytal po raz kolejny tulac do siebie cialo swojej dziewczyny.Siedzieli w sali zabaw i przygladali sie jak Fredo gra z Jazzy i Jaxonem.Pokrecila przeczaco glowa wtulajac sie w niego mocniej.-Minely 3 tygodnie a ty sie w sobie zamknelas.Wiesz jak to mnie przeraza? W ogole nie moge do ciebie dotrzec.-jeknal rozpaczliwie a ona wpila sie w jego usta.
-Badz...Po prostu badz i daj mi sie ogarnac.Powiem ci w najblizszym czasie.-szepnela chowajac twarz w jego szyi.-Powiedz dla od miany kiedy masz mecze?
-Za dwa tygodnie bedziemy musieli jechac do Toronto na pierwszy.-usmiechnal sie lekko.-Pojedziesz ze mna oczywiscie,prawda?-zlapal za jej podbrodek kierujac tak by spojrzala w jego oczy.
-Jasne.-wymusila usmiech muskajac jego szczeke.Jej mysli byly wciaz rozwiane i na niczym nie mogla sie skupic.
-Masz ochote na spacer?-Justin dwoil sie i troil tylko po to by jakos ja rozerwac.
-Czemu nie?-wzruszyla ramionami schodzac z jego kolan a potem sie rozciagnela.Justin podnoszac sie za nia objal jej brzuch swoimi ramionami.Usmiechnela sie niesmialo opierajac glowe o jego bark.Czula sie jakas taka bez sily,zero energi i checi do zycia.Gdy wyswobodzila sie z uscisku chlopaka podeszla do dzieciakow.-Dacie mi po buziaku szkraby?-zachichotala nachylajac sie za nimi.W tym samym czasie ucalowali oba jej policzki.
-Gdzie idzieś?-zapytala Jazzy spogladajac na nia smutnym wzrokiem.Flores rowniez przeniosl na nia swoj ciekawy wzrok.
-Idziemy z twoim bratem na spacer.-poglaskala ja po polisczku.-Wrocimy pewnie gdy juz bedziecie spac.-teraz to blondynka zlozyla na glowkach obu dzieci calusy.
-My teeeez chciemy ź wami iść!!-krzyknal najmniejszy z rodzenstwa przytulajac sie do nogi Gonzales.Zasmiala sie pod nosem rozczachrujac jego wlosy.
-Zabierzemy was gdzies jutro bo teraz jest juz pozno.-powiedziala pol szeptem.
-Ooooobiećujeś?-zapytali chorkiem.
-Przysiegam.
Park o 20.00 jest czyms magicznym! Lea uwielbiala spedzac czas z swoim chlopakiem i jej zdaniem byl idealem. Wiedzac ze ma ciezki czas nie nalegal za bardzo jednak dawal do zrozumienia ze sie martwi.To bylo slodkie. Spacerowali trzymajac sie za rece, rozmawiajac o przyszlosci, co chwila sie calujac. Typowa zakochana para, pozornie nic wielkiego jednak oni juz wiedzieli ze to cos wiecej niz zwykly zwiazek. Przeciez, cholera! Oni nie za zwykli! Usiedli na lawce i dalej nie konczyly im sie tematy do rozmow.
-Powiesz mi jaka decyzje podjelas?-usmiech na jej twarzy automatycznie zniknal.Cale te starania Biebera na poprawienie jej humoru szlag trafil.-Lea?
-Justin..Ja...-spojrzala w jego oczy.-Przepraszam.-szepnela podnoszac sie energicznie do gory.Biegla przed siebie slyszac wolanie chlopaka za soba.Miala ochote wybuchnac placzem ale tylko niektorym z lez udalo sie wydostac. Justin jej nie znalazl, nic dziwnego.Bylo juz ciemno a ona schowala sie za drzewem.Probowal do niej dzownic ale szybko wylaczyla telefon. Przeklinal pod nosem i miala wrazenie ze glos mu sie zalamywal.
-Lea prosze wroc...Kocham cie....Przepraszam.-powtarzal w kolko wracajac w strone wyjscia z parku. Powoli wyszla na sciezke i patrzyla w jego cialo oswietlane przez lapmy. Szedl tak ze sposzczona glowa,rekoma w kieszeniach i co chwila kopal mocno jakis kamien. Lzy po jej policzkach splywaly niczym wodospad a sama miala ochote zucic sie z mostu.
-Nie powinnas chodzic tu noca sama.-uslyszala za soba znajomy glos i odwrocila sie lekko przestaszona.Tuz za jej plecami stal ten sam blondyn. -Czesc.-usmiechnal sie lekko.Patrzyla na niego bez uczuc i tak po prostu tam stala.Speszyl sie lekko a ona wytarla lzy i usiadla na srodku podkulajac kolana pod borde.Patrzyl na nia jak na idiotke a ona przechylila glowa w lewo. Ukucnal przed nia i stwali tak w ciszy. W glowie tajemniczego ciagle powtarzala sie scena z ostatniego razu jak na siebie wpadli. Tak, po sytuacji w parku spotkali sie jeszcze raz.
Szedl tak w deszczu usmiechajac sie pod nosem.Poprawil sobie kaptur naciagajac go bardziej do przodu i spojrzal na biegajacych ludzi.''Zachowuja sie tak jakby deszcz wypalal im dziury w ciele''.Pomyslal prychajac pod nosem. Pokrecil lekko glowa i szedl dalej. Uwielbial gdy pada,jedyna czesc pogody w ktorej czul sie wspaniale.Szedl tak przez te wszystkie ulice i nie myslal o niczym.Wsluchiwal sie w krople deszczu odbijajace sie od jego skórzanej kurtki.Gdy doszedl do parku gdzie chcial przemoknac do reszty podniosl lekko wzrok. Opustoszonie w deszczu trzymalo w sobie jakas tajemnice.Wszedl glebiej i na jednej z lawek zobaczyl JA. Blondynke z lasu. Siedziala tak w samej bluzie,jeansach i trampkach.Kolana miala zgiete a stopy oparte o koniec lawki. Oczy miala zamkniete i twarz skierowana w strone nieba.Byla calusienka mokra a jej wlosy przykleily sie do policzkow.Mimo wszystko wygladala slicznie. Podszedl blizej i gdy juz chcial sie przywitac podszedl do niej jakis chlopak w kapturze i z parasolem.
-Zwariowalas?-zasmial sie stajac nad nia i wyciagajac nad jej twarz parasol.
-Moze.-zasmiala sie spogladajac na niego jednym okiem.-Wez to.-skinela w strone trzymanego przez niego przedmiotu.
-Ale przeciez pada!-zasmial sie glosniej.
-No wlasnie...-odsunela jego reke od nowa napawajac sie. Dla wiekszosci, fatalna pogoda.-Rozkoszuj sie tym.-westchnela.Usiadl obok niej na lawce skladajac parasol.Zdjal kaptur i objal ja ramieniem.Oparla glowe o jego ramie i dalej pozwala deszczu moczyc jej cialo.Usmiechnela sie lekko szukajac na slepo dloni chlopaka ktora po chwili znalazla i splotla ich palce razem.Blondyn przygladal sie calej sytuacji z duzej odleglosci z niewyrazna mina. Dziewczyna po paru chwilach odwrocila lekko glowe w strone szatyna i uchylila leciutko oczy. Ten chlopak teraz tak samo jak ona mial twarz skierowana ku gorze. Zlapala jego policzek i skierwala jego glowe w jej strone.Usmiechnal sie i otworzyl swoje powieki.Zlaczyla ich usta i przez dluzszy czas sie od siebie nie odrywali.'' Przejsc? Musze...Innej drogi do domu nie mam. Przywitac sie czy olac? Przywitam sie.''.Pomyslal robiac krok do przodu a potem jednak sie wycofal.W ostatecznosci widzac ze zakochana para skoczyla swoje namietnosci ruszyl do przodu.Przechodzac spojrzal kontem oka na blondynke.
-Hej.-szepnal do niej prawie nieslyszalnie.
-Czesc.-odpowiedziala lekko oschle. Poszedl dalej i od tamtego razu wiecej jej nie widzial.
Justin skierowal sie bez namyslu w strone domu brata jego dziewczyny.Po przeszukaniu wszystkich miejsc w miescie w ktorych mogla sie znajodwac to bylo ostatnie.Wyskoczyl z auta jak pierun i energicznie zapukal do drzwi.Byl przejety tym wszystkim. Otworzyla mu jakas czerwonowlosa lala w samym staniku i stringach.'' Nastepna dziwka czy co? Aaaaaa...To ta laska Caleb'a...''.Zmierzyl ja od gory do dolu.
-Moglbys sie tak nie gapisc?-zalozyla rece na piersi.
-Nie gustuje w szkieletach wiec lepiej sie odsun.-powiedzial z niesmakiem a ta prychnela.-Caleb!-pisnela a Justin az zrobil zgorzkniala mine.'Lea miala racje...Strasznie piskliwy glos.'. Po chwili za schodach pokazal sie Gonzales.
-Bieber? Co ty tu kurwa robisz?-podszedl do swojej dziewczyny i pocalowal ja w glowe.-Zaraz wroce.Zaczekaj na gorze.-szepnal do niej usmiechajac sie lekko.Skinela glowa i zaspanym krokiem skierowala sie do pokoju.
-Jest u ciebie Lea?-zapytal przejety.
-To nie jest z toba?-wytrzeszczyl oczy a ta wiadomosc jakby wylala na niego wiadro lodowatej wody.
-A widzisz zeby tu byla?-zapytal retorycznie pikarz,wyrzucajac rece w pwietrze.
-Racje...-brat blondynki zmarszczyl brwi i gestem reki zaprosil chlopaka do srodka.
-Caleb blagam cie powiedz mi o co chodzi...Lea od 3 tygodni chodzi nie obecna a jak sie pytam jaka decyzje podjela mnie zbywa.-mowil jak najety kiedy siedzieli juz w salonie.
-Nie powiedziala ci?-zapytal ciagle zaszokowany.
-Kurwa jakby powiedziala to bym sie nie pytal.-syknal juz naprawde wkurwiony.-Szukalem wszedzie...Nie ma jej! Caleb rozumiesz! Nie ma!-zlapal za wlosy ciagnac mocno za ich koncowki.
-Wez najpierw powiedz co sie stalo.-zachecil go patrzac na niego ze spokojem w oczach. Caleb widzial ze pilkarz naprawde kocha jego siostre i zalowal tego co mu zrobili. Ale przeciez nie przyzna sie do tego. Wsluchiwal sie w cala opowiesc chlopaka i staral sie wylapac kazda zmiane nastroju siostry.Gdy Justin skonczyl nic nie powiedzial.Po prostu sie podniosl i na chwile wyszedl by wrocic z dwoma butelkami otwartego juz piwa.-Trzymaj.-podal chlopakowi siostry.
-Dzieki.-spojrzal najpierw na twarz Gonzalesa a pozniej na piwo ktore trzymal w rece.
-Ona wroci...Do ciebie na pewno jednak daj jej czas.Poszweda sie chwile i przyjdzie.
-Nie martwisz sie o nia?-Justin zmarszczy brwi lekko wkurzony olewawczym zachowaniem jego towarzysza.
-Pewnie ze jestem jednak znam Lea...Poradzi sobie. A teraz potrzebuje chwile samotnosci.
-Kocham ja Caleb.-spojrzal na swoje splecione dlonie a potem podniosl do gory tylko wzrok.
-Wiem,stary... Dlatego cie jeszcze nie zabilem.-zasmial sie rozkladajac wygodnie rece na oparciu.
Po chwili bez namyslu usiadl obok niej a potem sie polozyl rozkladajac rece na boki.Odwrocila sie w jego strone patrzac z lekkim rozbawieniem.
-Co?-zapytal zdezorientowany.
-Nic..-zasmiala sie kladac sie obok niego i takze rozkladajac szeroko swoje ramiona.Lezeli tak przez nastepne pare a moze nawet wiecej godzin. Na pewno dlugo bo slonce zaczelo wschodzic. Lezeli tak po prostu wpatrujac sie w niebo.Nic nie mowili.Nie ruszali sie.Nie bylo to w ogole potrzebne.Tak bylo dobrze...Dobrze na chwile.W koncu nastal ranek i dosc dziwnie wygladala dwojka prawie doroslych lezaca na srodku sciezki. Lea usmiechnela sie lekko pod nosem co nie umknelo uwadze jej towarzysza.Podniosl sie lekko i usiadl przedem do jej pokou krzyzucjac nogi.
-Zaraz ludzie zaczna sie schodzic.-rozejrzal sie to w prawo to w lewo kontrolujac czy czasem juz ktos nie idzie.
-Wlasnie o tym samym pomyslalam.-wzruszyla ramionami siadajac i przegarniajac wlozy na jedna strone.Zaczela wyjmowac z nich jakies liscie i kamienie.Patrzyl na nia z lekkim zafascynowaniem. Cos w niej bylo..Cos takiego do czego chcial dozyc. Byla jego wzorem. Chcial byc taki jak ona.Stanal przed nia wyciagajac reke.
-Chodz.-usmiechnal sie zachecajaco.-Zapraszam do mnie.
-Chcesz mnie wykorzystac i zabic?-zasmiala sie lekko patrzac nie pewnie na jego dlon.
-Jakbym chcial cie wykorzystac juz dawno bym to zrobil.-wywrocil z rozbawieniem oczami a ona nie pewnie wzunela swoja malutka dlon w jego.W tym momencie stalo sie cos czego sie nie spodziewali. Od czubka ich palcow zaczely sie uwidatniac jakby tatuaze.Krwisto czeronwgo koloru sunely coraz wyzej po przez lokcie.Powoli ujawnialy jakby jakies chinskie znaki.Zarowno prawa reka chlopaka jak i lewa Lea byly w dziwnych rysunkach,kreskach i literkach.Wpatrywali sie w wciaz rozrastajace sie zjawisko kiedy nagle Lea wyrwala swoja dlon i w mgnieniu oka wszystko zniklo.
-A ja pierdole...-szepnela lapiac swoja dlon w droga i przyciagajac je do serca. Chlopak stal tak obracajac to w jedna to w droga strone swoja reke i usmiechal sie pod nosem.
-Wiec to ty...-spojrzal na nia przechylajac lekko glowe w jedna strone.-Teraz to juz na pewno musisz isc ze mna.-poslal jej zadowolony usmiech. Ta patrzyla na niego jak na kosmite a w jej glowie wciaz byl haos. Myslala o Justinie,o Calebie, o The Fastest o sobie, o tajemniczym chlopaku i tej calej chorej sytuacji! Czego ona jeszcze moze spodziewac sie od tego popierdolonego zycia? Co jeszcze sie wydarzy? A kiedy wreszcie osiagnie spokoj i stabilizacje?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I'm sorry...
-Patrys
-Badz...Po prostu badz i daj mi sie ogarnac.Powiem ci w najblizszym czasie.-szepnela chowajac twarz w jego szyi.-Powiedz dla od miany kiedy masz mecze?
-Za dwa tygodnie bedziemy musieli jechac do Toronto na pierwszy.-usmiechnal sie lekko.-Pojedziesz ze mna oczywiscie,prawda?-zlapal za jej podbrodek kierujac tak by spojrzala w jego oczy.
-Jasne.-wymusila usmiech muskajac jego szczeke.Jej mysli byly wciaz rozwiane i na niczym nie mogla sie skupic.
-Masz ochote na spacer?-Justin dwoil sie i troil tylko po to by jakos ja rozerwac.
-Czemu nie?-wzruszyla ramionami schodzac z jego kolan a potem sie rozciagnela.Justin podnoszac sie za nia objal jej brzuch swoimi ramionami.Usmiechnela sie niesmialo opierajac glowe o jego bark.Czula sie jakas taka bez sily,zero energi i checi do zycia.Gdy wyswobodzila sie z uscisku chlopaka podeszla do dzieciakow.-Dacie mi po buziaku szkraby?-zachichotala nachylajac sie za nimi.W tym samym czasie ucalowali oba jej policzki.
-Gdzie idzieś?-zapytala Jazzy spogladajac na nia smutnym wzrokiem.Flores rowniez przeniosl na nia swoj ciekawy wzrok.
-Idziemy z twoim bratem na spacer.-poglaskala ja po polisczku.-Wrocimy pewnie gdy juz bedziecie spac.-teraz to blondynka zlozyla na glowkach obu dzieci calusy.
-My teeeez chciemy ź wami iść!!-krzyknal najmniejszy z rodzenstwa przytulajac sie do nogi Gonzales.Zasmiala sie pod nosem rozczachrujac jego wlosy.
-Zabierzemy was gdzies jutro bo teraz jest juz pozno.-powiedziala pol szeptem.
-Ooooobiećujeś?-zapytali chorkiem.
-Przysiegam.
Park o 20.00 jest czyms magicznym! Lea uwielbiala spedzac czas z swoim chlopakiem i jej zdaniem byl idealem. Wiedzac ze ma ciezki czas nie nalegal za bardzo jednak dawal do zrozumienia ze sie martwi.To bylo slodkie. Spacerowali trzymajac sie za rece, rozmawiajac o przyszlosci, co chwila sie calujac. Typowa zakochana para, pozornie nic wielkiego jednak oni juz wiedzieli ze to cos wiecej niz zwykly zwiazek. Przeciez, cholera! Oni nie za zwykli! Usiedli na lawce i dalej nie konczyly im sie tematy do rozmow.
-Powiesz mi jaka decyzje podjelas?-usmiech na jej twarzy automatycznie zniknal.Cale te starania Biebera na poprawienie jej humoru szlag trafil.-Lea?
-Justin..Ja...-spojrzala w jego oczy.-Przepraszam.-szepnela podnoszac sie energicznie do gory.Biegla przed siebie slyszac wolanie chlopaka za soba.Miala ochote wybuchnac placzem ale tylko niektorym z lez udalo sie wydostac. Justin jej nie znalazl, nic dziwnego.Bylo juz ciemno a ona schowala sie za drzewem.Probowal do niej dzownic ale szybko wylaczyla telefon. Przeklinal pod nosem i miala wrazenie ze glos mu sie zalamywal.
-Lea prosze wroc...Kocham cie....Przepraszam.-powtarzal w kolko wracajac w strone wyjscia z parku. Powoli wyszla na sciezke i patrzyla w jego cialo oswietlane przez lapmy. Szedl tak ze sposzczona glowa,rekoma w kieszeniach i co chwila kopal mocno jakis kamien. Lzy po jej policzkach splywaly niczym wodospad a sama miala ochote zucic sie z mostu.
-Nie powinnas chodzic tu noca sama.-uslyszala za soba znajomy glos i odwrocila sie lekko przestaszona.Tuz za jej plecami stal ten sam blondyn. -Czesc.-usmiechnal sie lekko.Patrzyla na niego bez uczuc i tak po prostu tam stala.Speszyl sie lekko a ona wytarla lzy i usiadla na srodku podkulajac kolana pod borde.Patrzyl na nia jak na idiotke a ona przechylila glowa w lewo. Ukucnal przed nia i stwali tak w ciszy. W glowie tajemniczego ciagle powtarzala sie scena z ostatniego razu jak na siebie wpadli. Tak, po sytuacji w parku spotkali sie jeszcze raz.
Szedl tak w deszczu usmiechajac sie pod nosem.Poprawil sobie kaptur naciagajac go bardziej do przodu i spojrzal na biegajacych ludzi.''Zachowuja sie tak jakby deszcz wypalal im dziury w ciele''.Pomyslal prychajac pod nosem. Pokrecil lekko glowa i szedl dalej. Uwielbial gdy pada,jedyna czesc pogody w ktorej czul sie wspaniale.Szedl tak przez te wszystkie ulice i nie myslal o niczym.Wsluchiwal sie w krople deszczu odbijajace sie od jego skórzanej kurtki.Gdy doszedl do parku gdzie chcial przemoknac do reszty podniosl lekko wzrok. Opustoszonie w deszczu trzymalo w sobie jakas tajemnice.Wszedl glebiej i na jednej z lawek zobaczyl JA. Blondynke z lasu. Siedziala tak w samej bluzie,jeansach i trampkach.Kolana miala zgiete a stopy oparte o koniec lawki. Oczy miala zamkniete i twarz skierowana w strone nieba.Byla calusienka mokra a jej wlosy przykleily sie do policzkow.Mimo wszystko wygladala slicznie. Podszedl blizej i gdy juz chcial sie przywitac podszedl do niej jakis chlopak w kapturze i z parasolem.
-Zwariowalas?-zasmial sie stajac nad nia i wyciagajac nad jej twarz parasol.
-Moze.-zasmiala sie spogladajac na niego jednym okiem.-Wez to.-skinela w strone trzymanego przez niego przedmiotu.
-Ale przeciez pada!-zasmial sie glosniej.
-No wlasnie...-odsunela jego reke od nowa napawajac sie. Dla wiekszosci, fatalna pogoda.-Rozkoszuj sie tym.-westchnela.Usiadl obok niej na lawce skladajac parasol.Zdjal kaptur i objal ja ramieniem.Oparla glowe o jego ramie i dalej pozwala deszczu moczyc jej cialo.Usmiechnela sie lekko szukajac na slepo dloni chlopaka ktora po chwili znalazla i splotla ich palce razem.Blondyn przygladal sie calej sytuacji z duzej odleglosci z niewyrazna mina. Dziewczyna po paru chwilach odwrocila lekko glowe w strone szatyna i uchylila leciutko oczy. Ten chlopak teraz tak samo jak ona mial twarz skierowana ku gorze. Zlapala jego policzek i skierwala jego glowe w jej strone.Usmiechnal sie i otworzyl swoje powieki.Zlaczyla ich usta i przez dluzszy czas sie od siebie nie odrywali.'' Przejsc? Musze...Innej drogi do domu nie mam. Przywitac sie czy olac? Przywitam sie.''.Pomyslal robiac krok do przodu a potem jednak sie wycofal.W ostatecznosci widzac ze zakochana para skoczyla swoje namietnosci ruszyl do przodu.Przechodzac spojrzal kontem oka na blondynke.
-Hej.-szepnal do niej prawie nieslyszalnie.
-Czesc.-odpowiedziala lekko oschle. Poszedl dalej i od tamtego razu wiecej jej nie widzial.
Justin skierowal sie bez namyslu w strone domu brata jego dziewczyny.Po przeszukaniu wszystkich miejsc w miescie w ktorych mogla sie znajodwac to bylo ostatnie.Wyskoczyl z auta jak pierun i energicznie zapukal do drzwi.Byl przejety tym wszystkim. Otworzyla mu jakas czerwonowlosa lala w samym staniku i stringach.'' Nastepna dziwka czy co? Aaaaaa...To ta laska Caleb'a...''.Zmierzyl ja od gory do dolu.
-Moglbys sie tak nie gapisc?-zalozyla rece na piersi.
-Nie gustuje w szkieletach wiec lepiej sie odsun.-powiedzial z niesmakiem a ta prychnela.-Caleb!-pisnela a Justin az zrobil zgorzkniala mine.'Lea miala racje...Strasznie piskliwy glos.'. Po chwili za schodach pokazal sie Gonzales.
-Bieber? Co ty tu kurwa robisz?-podszedl do swojej dziewczyny i pocalowal ja w glowe.-Zaraz wroce.Zaczekaj na gorze.-szepnal do niej usmiechajac sie lekko.Skinela glowa i zaspanym krokiem skierowala sie do pokoju.
-Jest u ciebie Lea?-zapytal przejety.
-To nie jest z toba?-wytrzeszczyl oczy a ta wiadomosc jakby wylala na niego wiadro lodowatej wody.
-A widzisz zeby tu byla?-zapytal retorycznie pikarz,wyrzucajac rece w pwietrze.
-Racje...-brat blondynki zmarszczyl brwi i gestem reki zaprosil chlopaka do srodka.
-Caleb blagam cie powiedz mi o co chodzi...Lea od 3 tygodni chodzi nie obecna a jak sie pytam jaka decyzje podjela mnie zbywa.-mowil jak najety kiedy siedzieli juz w salonie.
-Nie powiedziala ci?-zapytal ciagle zaszokowany.
-Kurwa jakby powiedziala to bym sie nie pytal.-syknal juz naprawde wkurwiony.-Szukalem wszedzie...Nie ma jej! Caleb rozumiesz! Nie ma!-zlapal za wlosy ciagnac mocno za ich koncowki.
-Wez najpierw powiedz co sie stalo.-zachecil go patrzac na niego ze spokojem w oczach. Caleb widzial ze pilkarz naprawde kocha jego siostre i zalowal tego co mu zrobili. Ale przeciez nie przyzna sie do tego. Wsluchiwal sie w cala opowiesc chlopaka i staral sie wylapac kazda zmiane nastroju siostry.Gdy Justin skonczyl nic nie powiedzial.Po prostu sie podniosl i na chwile wyszedl by wrocic z dwoma butelkami otwartego juz piwa.-Trzymaj.-podal chlopakowi siostry.
-Dzieki.-spojrzal najpierw na twarz Gonzalesa a pozniej na piwo ktore trzymal w rece.
-Ona wroci...Do ciebie na pewno jednak daj jej czas.Poszweda sie chwile i przyjdzie.
-Nie martwisz sie o nia?-Justin zmarszczy brwi lekko wkurzony olewawczym zachowaniem jego towarzysza.
-Pewnie ze jestem jednak znam Lea...Poradzi sobie. A teraz potrzebuje chwile samotnosci.
-Kocham ja Caleb.-spojrzal na swoje splecione dlonie a potem podniosl do gory tylko wzrok.
-Wiem,stary... Dlatego cie jeszcze nie zabilem.-zasmial sie rozkladajac wygodnie rece na oparciu.
Po chwili bez namyslu usiadl obok niej a potem sie polozyl rozkladajac rece na boki.Odwrocila sie w jego strone patrzac z lekkim rozbawieniem.
-Co?-zapytal zdezorientowany.
-Nic..-zasmiala sie kladac sie obok niego i takze rozkladajac szeroko swoje ramiona.Lezeli tak przez nastepne pare a moze nawet wiecej godzin. Na pewno dlugo bo slonce zaczelo wschodzic. Lezeli tak po prostu wpatrujac sie w niebo.Nic nie mowili.Nie ruszali sie.Nie bylo to w ogole potrzebne.Tak bylo dobrze...Dobrze na chwile.W koncu nastal ranek i dosc dziwnie wygladala dwojka prawie doroslych lezaca na srodku sciezki. Lea usmiechnela sie lekko pod nosem co nie umknelo uwadze jej towarzysza.Podniosl sie lekko i usiadl przedem do jej pokou krzyzucjac nogi.
-Zaraz ludzie zaczna sie schodzic.-rozejrzal sie to w prawo to w lewo kontrolujac czy czasem juz ktos nie idzie.
-Wlasnie o tym samym pomyslalam.-wzruszyla ramionami siadajac i przegarniajac wlozy na jedna strone.Zaczela wyjmowac z nich jakies liscie i kamienie.Patrzyl na nia z lekkim zafascynowaniem. Cos w niej bylo..Cos takiego do czego chcial dozyc. Byla jego wzorem. Chcial byc taki jak ona.Stanal przed nia wyciagajac reke.
-Chodz.-usmiechnal sie zachecajaco.-Zapraszam do mnie.
-Chcesz mnie wykorzystac i zabic?-zasmiala sie lekko patrzac nie pewnie na jego dlon.
-Jakbym chcial cie wykorzystac juz dawno bym to zrobil.-wywrocil z rozbawieniem oczami a ona nie pewnie wzunela swoja malutka dlon w jego.W tym momencie stalo sie cos czego sie nie spodziewali. Od czubka ich palcow zaczely sie uwidatniac jakby tatuaze.Krwisto czeronwgo koloru sunely coraz wyzej po przez lokcie.Powoli ujawnialy jakby jakies chinskie znaki.Zarowno prawa reka chlopaka jak i lewa Lea byly w dziwnych rysunkach,kreskach i literkach.Wpatrywali sie w wciaz rozrastajace sie zjawisko kiedy nagle Lea wyrwala swoja dlon i w mgnieniu oka wszystko zniklo.
-A ja pierdole...-szepnela lapiac swoja dlon w droga i przyciagajac je do serca. Chlopak stal tak obracajac to w jedna to w droga strone swoja reke i usmiechal sie pod nosem.
-Wiec to ty...-spojrzal na nia przechylajac lekko glowe w jedna strone.-Teraz to juz na pewno musisz isc ze mna.-poslal jej zadowolony usmiech. Ta patrzyla na niego jak na kosmite a w jej glowie wciaz byl haos. Myslala o Justinie,o Calebie, o The Fastest o sobie, o tajemniczym chlopaku i tej calej chorej sytuacji! Czego ona jeszcze moze spodziewac sie od tego popierdolonego zycia? Co jeszcze sie wydarzy? A kiedy wreszcie osiagnie spokoj i stabilizacje?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I'm sorry...
-Patrys
piątek, 17 stycznia 2014
#48
-Sluchaj,nie bede owijal w bawelne.Byl tu twoj brat z chlopakami.Byli wkurzeni i chcieli pogadac.Mowili zebys do nich zadzonila bo musicie sobie wyjasnic pare spraw.-siedzieli wlasnie w salonie po tym jak Flores pobawil sie troche z Jazzy.
-Ja pierdole...-westchnela, zamykajac oczy.-To sie robi coraz ciezsze.-przetarla dlonmi twarz po raz kolejny gleboko wzdychajac.
-Masz klopoty?-spytal lekko zatroskany.
-I tak...I nie..-spojrzala na niego bezradnie.-Ale nie przejmuj sie.-zasmiala sie pod nosem.-Mnie sie nie da tak latwo zranic.-poscila mu oczko i wstala.-Ide odpoczac.-spojrzala ostatni raz na siedzacego chlopaka i udala sie do sypialni."No to super...''.Pomyslala bezradnie i rzucila sie na lozko.Po chwili jednak chcac sie czyms zajac siegnela po kluczyki od Ferrari Justina i poszla do garderoby.Miala prawko,zrobila je jakis dluzszy czas temu ale nie jezdzila za duzo.Nie bylo jej to wielce przydatne.Cala Lea...Z sejfu wyjela jedna ze swoich broni i zapas naboi.Wrzucila to do torby i zbiegla na dol.-Ide...Sie odprezyc!-krzyknela zatrzaskujac drzwi i wskoczyla do auta."Hmm...Widocznie wzial Batmoblie.".Pomysla odpalajac silnik i z piskiem opon wyjechala z podjazdu.Po nieslepna 40 minutach byla na obrzezach miasta.Zostawila auto przy wjezdzie do lasu a sama poszla dalej.Gdy znalazla sie na polanie odetchnela pelna piersia.Wyjela pistolet i naladowala go by potem odblokowac. Wymierzyla pierwszy spust w uschnieta galazke prawie na czubku drzewa.Strzal i usmiech. Lubila strzelac bo sprawialo jej to cholerna radoche. Strzelala tak w wybrane cele az uslyszala jakies kroki za soba.Odwrocila sie napiecie celujac swoja spluwe w cialo jakiegos chlopaka.Celowala prosto w jego serce a on stal tak patrzac na nia bez uczuc.-Czego chcesz?-zmrozyla oczy nie opuszczajac pistoletu.
-Niczego.-odpowiedzial jej tym samym,tajemniczym glosem.Zbil ja z tropu i poczula sie nieswojo.
-Po co tu przylazles?
-Po co tu jestes?-zapytal robiac krok w prawo na co Lea zrobila krok w lewo.Zataczali tak pelne kolo az nowy chlopak stal na miejscu Gonzales a ona na jego.
-Nie widzisz?
-Jak dlugo tu jestes?
-Jak dlugo mnie obserwujesz?-cos bylo w tym chlopku...Miala wrazenie ze juz skads go zna.On z reszta tak samo.
-Dosc dlugo...-skinal glowa.
-Wiec dosc dlugo tu jestem.-wzruszyla ramionami.W tamtym momencie zadzonil jej telefon. Nie spuszczajac wzroku z osobnika wyciagnela z kieszeni komorke i odebrala bez patrzenia.-Tak?
-Lea gdzie jestes? Fredo mi tu mowi ze wyszlas a ja nie mam pojecia gdzie cie szukac.-zatroskany Justin najwidoczniej znow przerazil sie ze jego ukochana gdzies sie schowala.Slodko.
-Za godzine bede w domu.-patrzyla w oczy chlopaka ktora moglyby wypalic dziure w jej twarzy.Rozlaczyla sie bez pozegnania i schowala urzadzenie.
-Mama?-zapytal rozbawiony.
-Twoj interes?-wkurzyla sie troche.Jak zwykle na wzmianke o rodzinie.
-Skoro nic ci nie zrobilem moze opuscilabys ta spluwę bo troche czuje sie nie swojo.
-Jasne...-wywrocila oczami siegajac po torbe.Spojrzala na niego ostatni raz i po prostu odeszla.
Oboje mieli wolny dzien,niedziela, jedyny taki w ciagu tygodnia.Lea wlasnie gotowala kiedy Justin co chwila ja przytulal i calowal.Byli szczesliwi,razem. Oczywiscie blondynka powiedziala o akcji z The Fastest i sytuacje z lasu. Biebs nie byl zachwycony jednak staral sie wspierac swoja ukochana.
-Justin...-jeknela smiejac sie pod nosem.-Daj mi gotowac.-zachichotala kiedy ustami zalaskotal ja po szyi.
-Wiesz...Ja to bym mogl zjesc ciebie.-szepnal jej do ucha.
-Jasne,jasne.Ty tak ale inni nie wiec usiadz i sie uspokój.-starala sie o twardy ton jednak chlopak i tak doskonale wiedzial ze wolalaby teraz zajac sie nim niz jedzeniem. Ostatni raz pocalowal ja w skron i usiadl przy wysepce.-Musze dzis jechac do chlopakow...-spojrzla na niego nie pewnie.
-Jade z toba.
-Nie,Jussi.-odlozyla noz ktorego akurat uzywala.-Wiesz doskonale ze to zbyt niebezpieczne.-spojrzala srogo.
-Nie mam 5 lat,Lea...-warknal lekko.
-No i? Chyba nie musze ci przypominac co stalo sie ostatnio jak spotkales sie z chlopakami?-zapytala wymownie a po ciele chlopaka przeszedl dreszcz na samo wspomnienie o tym jak go lekko uspili.-No wlasnie.
-Ale ja cie nie zostawie z nimi sama.-powiedzial powaznie.
-Daj spokoj...Umiem o siebie zadbac.
-A jesli cos ci sie stanie?!-uniosl lekko glos z frustracji.
-Mi sie cos stanie?-zakpila pokazujac na siebie palcem.-Zapominasz kim jestem,Justin.-wywrocila oczami i wyszla z kuchni.Po chwili uslyszal tez trzasniecie drzwiami co zonaczalo ze wyszla."Pieknie.".Pomyslal podpierajac czolo na rekach. Czul sie bezradny.Mogl tam teraz jechac za nia i narazic ja na niepotrzebny stres lub po prostu zostac i czekac az wroci.Ostatecznie wybral to drogie mimo ze mial cholerna ochote wziac te pieprzone kluczyki i pedzic za nia.
-Czego do kurwy nedzy znowu chcecie?!-wrzasnela zatrzaskujac za soba drzwi.W jednym momencie przed soba miala chlopakow.Ryan doszedl ostatni i patrzyl na nia smutno tak jakby z wspolczuciem.-No co?!-jej oczy zorbily sie czarne.Przekrecila glowe to na jedna strone to na droga i dalo sie uslyszec kilkanascie strzykniec.Zrobila krok do przodu ukazujac bielusienkie zeby.
-Wybieraj.-Caleb stanal przed nia pewnie, zakladajac rece na klacie.-My czy on?-byl naprawde spokojny co w tej sytuacji wydawalo sie mega dziwne.Nic nie odpowiedziala. Nie byla wcale zaskoczona.-No wybieraj,suko!-wrzasnal na co ta otworzyla szerzej oczy.
-Czy ty...Miales czelnosc nazwac mnie suka?-zapytala retorycznie.-Chuj!-krzyknela torturujac powoli jego nogi.Opadl na kolana podpierajac sie na rekach.Spojrzal do gory na Lea ktora teraz krazyla w okol niego.-Wiesz co Caleb?-zachichotala kucajac przy nim.-Jestes taki sam jak nasz stary.-pociagnela go do tylu za wlosy.-Taaaki sam.-pokrecila glowa.-Ncuncuncu.-westchnela gleboko.-Jestes skurwielem.-zachichotala.W tym momencie po schodach zeszla wysoka,szczupla,czerwono wlosa dziewczyna.
-Caleb!-pisnela lapiac sie za usta w jej oczach pojawily sie lzy.W tym momencie blondynka uniosla na nia wzrok.Usmiechnela sie zlosliwie wstajac i poprawiajac sobie sukinke.Nowo przybyta rzucila sie na kolana przed bratem Gonzales.Lea wywrocila oczami krecac przy tym glowa.
-Co to za nowa suka?-zakpila mlaskajac ustami.Spojrzala po kazdym w pomieszczeniu.A potem odwrocila sie tylem.
-Nie mow tak o niej...-syknal brat.Spojrzala w sufit wywracajac oczami i wzmocnila bol usmiechajac sie zlowrogo.-Aaa...-Caleb jeknal, bezsilnie opadajac na podloge.Czerwono wlosa pisnela a po jej policzkach splynely lzy.Toby zlapal ja za ramiona i zabral od chlopaka.Doskonale wiedzial ze jesli sie za bardzo narazi blondynie bedzie miala przejebane.
-Zadalam pytanie.-odwrocila sie powoli na pietach.
-To moja dziewczyna.-jeknal probujac sie podniesc.
-Slucham?!-wybuchla smiechem klaszczac w rece.-Ciebie ktos pokochal?!-podparla wyprostowane rece na kolanach.-O kurwa...Ale komedia.-westchenela pochylajac sie nad nim.
-Kim ty myslisz ze jestes?!-pisnela, oszolomiona cala sytuacja dziewczyna.Wyrwala sie z objec kolegi i stanela przed Lea.Ta podniosla na nia najpierw wzrok a pozniej sie wyprostowala z tym chytrym usmieszkiem na ustach.
-Ja...Moje skarbie jestem siostra twojego wspanialego chlopaczka.
-Nie...-szepnela sama do siebie.-Nie mozesz byc az taka suka zeby go torturowac!-po raz kolejny pisnela.Ten jej glosik strasznie frustrowal panne Gonzales ktora miala ochte wykonczyc ja jednym spojrzeniem. Nie dosyc ze uwazala iz nie pasuje do jej brata to jeszcze jakas taka...Nijaka.
-To patrz.-spojrzala najpierw na nia a pozniej na lezacego chlopaka.Jej oczy jakby wygasly wracajac do normalnosci a po chwili zablysly dwa razy ciemniej.Z ciala jej brata dalo uslyszec kilkanascie zlaman.Dziewczyna ktorej jeszcze Lea nie znala imienia zucila sie na kolana obok Caleb'a i starala sie mu jakos pomocpomoc.
-Przestan!-krzyczala.Reszta The Fastest stala nie wzruszona.Tak jakby to bylo normalne.-Prosze cie!-po jej polikach laly sie lzy.-Blagam przestan! Przestan...
-Lea,koniec.-w jednym momencie za ramie jej zlapal Justin.W tamtym momencie wykonczone i polamane cialo Gonzales'a opadlo na podloge a on lapczywie wciagal powietrze do płuc.-Spokojnie juz...-zlaczyl w jednosc ich dlonie i przyciagnal ja blizej siebie.
Siedzieli na lawce w parku w ogole sie nie odzywali.Musiala odreagowac. Ona prawie zabilaby swojego brata! Tak,miala taka ochote.Nie zrobila tego przez swojego chlopaka.Wszystko dzieki Justinowi.Ciagle nie mogla uwierzyc w to ze jemu potrafi sie poddac.W jednym momencie wtulila sie w jego tors bez zadnego slowa.Usmiechnal sie obejmujac jej cialo ramieniem i poglaskal po glowie.
-Cos ty chciala zrobic...-szepnal pod nosem calujac czubek jej glowy.Nie zmieniali pozycji przez dlugi czas.Nic tez nie mowili.-Kto to byla ta nowa?-zapytal w jednym momencie.
-Dziewczyna Caleb'a...-jeknela siadajac prosto.Spojrzala smutno w oczy Justina i wzruszyla ramionami podnoszac kaciki ust do gory jednak nadal bylo to smutne.
-Przeciez wiesz ze on tez ma prawo do milosci.-poglaskal ja po policzku usmiechajac sie pocieszajaco.
-Wiem.Ale to moj braaat.-wyrzucila bezradnie rece w powietrze.-Niech ma pozadna dziewczyne a nie jakiegos emo kosciotrupa z piszczacym glosikiem!
-Hahaha...-rozwalila tym tekstem swojego chlopaka.-Jestes zazdrosna.-przyciagnal ja do siebie.
-Zebys wiedzial.-spojrzala na niego powaznie i wstala.Patrzyl na nia przymrozajac lekko oczy poniewaz slonce tego dnia slicznie swiecilo.-No co?-usmiechnela sie niesmialo.-Chodz a nie sie tak patrzysz.-zachichotala wyciagajac w jego strone dlon.
-Gdzie idziemy?-pyta zdezorientowany podciagajac lekko opadajace spodnie.
-Trzeba wyjasniec ta cala sprawe...-westchnela.Stanel za nia jak mur i patrzyl z lekkim przerazeniem.-Spokooojnie.-wywrocila oczami.-Bede grzeczna.-zapewnila muskajac jego usta.-Dopoki ta laska nie bedzie chciala konfrontacji...-dodala szeptem gdy sie odwracala.
-Ryan ja naprawde nie chce wszynac bojek.-jeczala tlumaczac przez ostatnie 15 minut.Chlopak nie chcial ich wpuscic poniewaz bal sie iz mloda Gonzales narobi sobie wiekrzych klopotow.
-Sluchaj...Dla mnie moglabys tam wyjsc i robic co chcesz...-podniosl wzrok na Justina ktory opieral sie o swoj samochod.-Ale sadze ze on nie chce abys robila sobie problemy.-skinal glowa na pilkarza.
-Ryan,kurwa mac, mowie ci przeciez ze chce tylko pogadac.-syknela wsciekla.
-Wlasnie widze jaka jestes spokojna.-zasmial sie pod nosem.-Po za tym... Niezle przestaszylas nasza Panne Nic Nie Jest Tak Dobre Jak Ja.-zaczal nasladowac glos czerwonowlosej smiesznie wymachujac przy tym reka.
-Hahahaha...-Lea zlapala sie za brzuch wyciarajac lzy smiechu z policzkow.-O kuzwa...-pokrecila glowa.-A jak w ogole ona ma na imie?
-Karsia.-jeknal.
-Jak?!-wytrzeszczyla oczy.-Co to za imie?
-Podobno pochodzi z Indii.-wzruszyl ramionami.
-Ona czy to imie?-zachichotala lekko.Rozbawialy ja miny chlopaka i ta niechec z jaka wymawial jej imie.
-A bo ja wiem?-zasmial sie glosniej.-Przeciez z racji tego ze doszedlem do The Fastest jako ostatni to jestem dla niej smieciem.-wzruszyl ramionami kopiac kamien.Smiech zniknal z twarzy dziewczyny i spojrzala na niego nie pewnie.
-Caleb opowiadal jej o mnie?
-Nie...Mowil tylko ze ma siostre i tyle. Nic wiecej.-wzroszyl ramionami po raz kolejny.-Po za tym...Twoj bart od kiedy tylko odeszlas nie lubi o tobie rozmawiac...-westchnal gleboko.-Tesknimy,Lea.-usmiechnal sie lekko.-Nawet on mimo ze nie chce tego ujawnic.
-Ryan stop.-warknela sposzczajac wzrok.-Nie przyszlam tu po to by rozmawiac o tym. Chcieliscie pogadac wiec jestem.-dodala syczac.
-Wiem,wiem...-spojrzal smutno w jej oczy i ustapil przejscia w drzwiach.Spojrzala na niego dotykajac klamki i zerknela w strone Bieber'a.
-Idz..Chce z nim pogadac.-szepnal Ryan.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
PRZEPRASZAM WAS!! Nawet nie wiecie jak bardzo cierpialam przez ten czas bez pisania. Powody sa takie: mialam nauke,mialam pare problemow iiiiiiiii nie mialam po prostu czasu.
To nie sa jakies wymowki. Taka jest prawda.
Rozdzial jest dziwny...Bynajmniej mi sie nie podoba. Jednak pojawily sie dwie nowe postacie ^^ Jak myslicie? Namieszaja troche? :D
Milego czytania wam zycze moje skarby! Kocham was i jeszcze raz przepraszam <3
Jak dobrze do was wrocic.
Nn nwm kiedy sie pojawi bo mam jeszcze maaaaaaaase nauki ;c
-Patrys
-Ja pierdole...-westchnela, zamykajac oczy.-To sie robi coraz ciezsze.-przetarla dlonmi twarz po raz kolejny gleboko wzdychajac.
-Masz klopoty?-spytal lekko zatroskany.
-I tak...I nie..-spojrzala na niego bezradnie.-Ale nie przejmuj sie.-zasmiala sie pod nosem.-Mnie sie nie da tak latwo zranic.-poscila mu oczko i wstala.-Ide odpoczac.-spojrzala ostatni raz na siedzacego chlopaka i udala sie do sypialni."No to super...''.Pomyslala bezradnie i rzucila sie na lozko.Po chwili jednak chcac sie czyms zajac siegnela po kluczyki od Ferrari Justina i poszla do garderoby.Miala prawko,zrobila je jakis dluzszy czas temu ale nie jezdzila za duzo.Nie bylo jej to wielce przydatne.Cala Lea...Z sejfu wyjela jedna ze swoich broni i zapas naboi.Wrzucila to do torby i zbiegla na dol.-Ide...Sie odprezyc!-krzyknela zatrzaskujac drzwi i wskoczyla do auta."Hmm...Widocznie wzial Batmoblie.".Pomysla odpalajac silnik i z piskiem opon wyjechala z podjazdu.Po nieslepna 40 minutach byla na obrzezach miasta.Zostawila auto przy wjezdzie do lasu a sama poszla dalej.Gdy znalazla sie na polanie odetchnela pelna piersia.Wyjela pistolet i naladowala go by potem odblokowac. Wymierzyla pierwszy spust w uschnieta galazke prawie na czubku drzewa.Strzal i usmiech. Lubila strzelac bo sprawialo jej to cholerna radoche. Strzelala tak w wybrane cele az uslyszala jakies kroki za soba.Odwrocila sie napiecie celujac swoja spluwe w cialo jakiegos chlopaka.Celowala prosto w jego serce a on stal tak patrzac na nia bez uczuc.-Czego chcesz?-zmrozyla oczy nie opuszczajac pistoletu.
-Niczego.-odpowiedzial jej tym samym,tajemniczym glosem.Zbil ja z tropu i poczula sie nieswojo.
-Po co tu przylazles?
-Po co tu jestes?-zapytal robiac krok w prawo na co Lea zrobila krok w lewo.Zataczali tak pelne kolo az nowy chlopak stal na miejscu Gonzales a ona na jego.
-Nie widzisz?
-Jak dlugo tu jestes?
-Jak dlugo mnie obserwujesz?-cos bylo w tym chlopku...Miala wrazenie ze juz skads go zna.On z reszta tak samo.
-Dosc dlugo...-skinal glowa.
-Wiec dosc dlugo tu jestem.-wzruszyla ramionami.W tamtym momencie zadzonil jej telefon. Nie spuszczajac wzroku z osobnika wyciagnela z kieszeni komorke i odebrala bez patrzenia.-Tak?
-Lea gdzie jestes? Fredo mi tu mowi ze wyszlas a ja nie mam pojecia gdzie cie szukac.-zatroskany Justin najwidoczniej znow przerazil sie ze jego ukochana gdzies sie schowala.Slodko.
-Za godzine bede w domu.-patrzyla w oczy chlopaka ktora moglyby wypalic dziure w jej twarzy.Rozlaczyla sie bez pozegnania i schowala urzadzenie.
-Mama?-zapytal rozbawiony.
-Twoj interes?-wkurzyla sie troche.Jak zwykle na wzmianke o rodzinie.
-Skoro nic ci nie zrobilem moze opuscilabys ta spluwę bo troche czuje sie nie swojo.
-Jasne...-wywrocila oczami siegajac po torbe.Spojrzala na niego ostatni raz i po prostu odeszla.
Oboje mieli wolny dzien,niedziela, jedyny taki w ciagu tygodnia.Lea wlasnie gotowala kiedy Justin co chwila ja przytulal i calowal.Byli szczesliwi,razem. Oczywiscie blondynka powiedziala o akcji z The Fastest i sytuacje z lasu. Biebs nie byl zachwycony jednak staral sie wspierac swoja ukochana.
-Justin...-jeknela smiejac sie pod nosem.-Daj mi gotowac.-zachichotala kiedy ustami zalaskotal ja po szyi.
-Wiesz...Ja to bym mogl zjesc ciebie.-szepnal jej do ucha.
-Jasne,jasne.Ty tak ale inni nie wiec usiadz i sie uspokój.-starala sie o twardy ton jednak chlopak i tak doskonale wiedzial ze wolalaby teraz zajac sie nim niz jedzeniem. Ostatni raz pocalowal ja w skron i usiadl przy wysepce.-Musze dzis jechac do chlopakow...-spojrzla na niego nie pewnie.
-Jade z toba.
-Nie,Jussi.-odlozyla noz ktorego akurat uzywala.-Wiesz doskonale ze to zbyt niebezpieczne.-spojrzala srogo.
-Nie mam 5 lat,Lea...-warknal lekko.
-No i? Chyba nie musze ci przypominac co stalo sie ostatnio jak spotkales sie z chlopakami?-zapytala wymownie a po ciele chlopaka przeszedl dreszcz na samo wspomnienie o tym jak go lekko uspili.-No wlasnie.
-Ale ja cie nie zostawie z nimi sama.-powiedzial powaznie.
-Daj spokoj...Umiem o siebie zadbac.
-A jesli cos ci sie stanie?!-uniosl lekko glos z frustracji.
-Mi sie cos stanie?-zakpila pokazujac na siebie palcem.-Zapominasz kim jestem,Justin.-wywrocila oczami i wyszla z kuchni.Po chwili uslyszal tez trzasniecie drzwiami co zonaczalo ze wyszla."Pieknie.".Pomyslal podpierajac czolo na rekach. Czul sie bezradny.Mogl tam teraz jechac za nia i narazic ja na niepotrzebny stres lub po prostu zostac i czekac az wroci.Ostatecznie wybral to drogie mimo ze mial cholerna ochote wziac te pieprzone kluczyki i pedzic za nia.
-Czego do kurwy nedzy znowu chcecie?!-wrzasnela zatrzaskujac za soba drzwi.W jednym momencie przed soba miala chlopakow.Ryan doszedl ostatni i patrzyl na nia smutno tak jakby z wspolczuciem.-No co?!-jej oczy zorbily sie czarne.Przekrecila glowe to na jedna strone to na droga i dalo sie uslyszec kilkanascie strzykniec.Zrobila krok do przodu ukazujac bielusienkie zeby.
-Wybieraj.-Caleb stanal przed nia pewnie, zakladajac rece na klacie.-My czy on?-byl naprawde spokojny co w tej sytuacji wydawalo sie mega dziwne.Nic nie odpowiedziala. Nie byla wcale zaskoczona.-No wybieraj,suko!-wrzasnal na co ta otworzyla szerzej oczy.
-Czy ty...Miales czelnosc nazwac mnie suka?-zapytala retorycznie.-Chuj!-krzyknela torturujac powoli jego nogi.Opadl na kolana podpierajac sie na rekach.Spojrzal do gory na Lea ktora teraz krazyla w okol niego.-Wiesz co Caleb?-zachichotala kucajac przy nim.-Jestes taki sam jak nasz stary.-pociagnela go do tylu za wlosy.-Taaaki sam.-pokrecila glowa.-Ncuncuncu.-westchnela gleboko.-Jestes skurwielem.-zachichotala.W tym momencie po schodach zeszla wysoka,szczupla,czerwono wlosa dziewczyna.
-Caleb!-pisnela lapiac sie za usta w jej oczach pojawily sie lzy.W tym momencie blondynka uniosla na nia wzrok.Usmiechnela sie zlosliwie wstajac i poprawiajac sobie sukinke.Nowo przybyta rzucila sie na kolana przed bratem Gonzales.Lea wywrocila oczami krecac przy tym glowa.
-Co to za nowa suka?-zakpila mlaskajac ustami.Spojrzala po kazdym w pomieszczeniu.A potem odwrocila sie tylem.
-Nie mow tak o niej...-syknal brat.Spojrzala w sufit wywracajac oczami i wzmocnila bol usmiechajac sie zlowrogo.-Aaa...-Caleb jeknal, bezsilnie opadajac na podloge.Czerwono wlosa pisnela a po jej policzkach splynely lzy.Toby zlapal ja za ramiona i zabral od chlopaka.Doskonale wiedzial ze jesli sie za bardzo narazi blondynie bedzie miala przejebane.
-Zadalam pytanie.-odwrocila sie powoli na pietach.
-To moja dziewczyna.-jeknal probujac sie podniesc.
-Slucham?!-wybuchla smiechem klaszczac w rece.-Ciebie ktos pokochal?!-podparla wyprostowane rece na kolanach.-O kurwa...Ale komedia.-westchenela pochylajac sie nad nim.
-Kim ty myslisz ze jestes?!-pisnela, oszolomiona cala sytuacja dziewczyna.Wyrwala sie z objec kolegi i stanela przed Lea.Ta podniosla na nia najpierw wzrok a pozniej sie wyprostowala z tym chytrym usmieszkiem na ustach.
-Ja...Moje skarbie jestem siostra twojego wspanialego chlopaczka.
-Nie...-szepnela sama do siebie.-Nie mozesz byc az taka suka zeby go torturowac!-po raz kolejny pisnela.Ten jej glosik strasznie frustrowal panne Gonzales ktora miala ochte wykonczyc ja jednym spojrzeniem. Nie dosyc ze uwazala iz nie pasuje do jej brata to jeszcze jakas taka...Nijaka.
-To patrz.-spojrzala najpierw na nia a pozniej na lezacego chlopaka.Jej oczy jakby wygasly wracajac do normalnosci a po chwili zablysly dwa razy ciemniej.Z ciala jej brata dalo uslyszec kilkanascie zlaman.Dziewczyna ktorej jeszcze Lea nie znala imienia zucila sie na kolana obok Caleb'a i starala sie mu jakos pomocpomoc.
-Przestan!-krzyczala.Reszta The Fastest stala nie wzruszona.Tak jakby to bylo normalne.-Prosze cie!-po jej polikach laly sie lzy.-Blagam przestan! Przestan...
-Lea,koniec.-w jednym momencie za ramie jej zlapal Justin.W tamtym momencie wykonczone i polamane cialo Gonzales'a opadlo na podloge a on lapczywie wciagal powietrze do płuc.-Spokojnie juz...-zlaczyl w jednosc ich dlonie i przyciagnal ja blizej siebie.
Siedzieli na lawce w parku w ogole sie nie odzywali.Musiala odreagowac. Ona prawie zabilaby swojego brata! Tak,miala taka ochote.Nie zrobila tego przez swojego chlopaka.Wszystko dzieki Justinowi.Ciagle nie mogla uwierzyc w to ze jemu potrafi sie poddac.W jednym momencie wtulila sie w jego tors bez zadnego slowa.Usmiechnal sie obejmujac jej cialo ramieniem i poglaskal po glowie.
-Cos ty chciala zrobic...-szepnal pod nosem calujac czubek jej glowy.Nie zmieniali pozycji przez dlugi czas.Nic tez nie mowili.-Kto to byla ta nowa?-zapytal w jednym momencie.
-Dziewczyna Caleb'a...-jeknela siadajac prosto.Spojrzala smutno w oczy Justina i wzruszyla ramionami podnoszac kaciki ust do gory jednak nadal bylo to smutne.
-Przeciez wiesz ze on tez ma prawo do milosci.-poglaskal ja po policzku usmiechajac sie pocieszajaco.
-Wiem.Ale to moj braaat.-wyrzucila bezradnie rece w powietrze.-Niech ma pozadna dziewczyne a nie jakiegos emo kosciotrupa z piszczacym glosikiem!
-Hahaha...-rozwalila tym tekstem swojego chlopaka.-Jestes zazdrosna.-przyciagnal ja do siebie.
-Zebys wiedzial.-spojrzala na niego powaznie i wstala.Patrzyl na nia przymrozajac lekko oczy poniewaz slonce tego dnia slicznie swiecilo.-No co?-usmiechnela sie niesmialo.-Chodz a nie sie tak patrzysz.-zachichotala wyciagajac w jego strone dlon.
-Gdzie idziemy?-pyta zdezorientowany podciagajac lekko opadajace spodnie.
-Trzeba wyjasniec ta cala sprawe...-westchnela.Stanel za nia jak mur i patrzyl z lekkim przerazeniem.-Spokooojnie.-wywrocila oczami.-Bede grzeczna.-zapewnila muskajac jego usta.-Dopoki ta laska nie bedzie chciala konfrontacji...-dodala szeptem gdy sie odwracala.
-Ryan ja naprawde nie chce wszynac bojek.-jeczala tlumaczac przez ostatnie 15 minut.Chlopak nie chcial ich wpuscic poniewaz bal sie iz mloda Gonzales narobi sobie wiekrzych klopotow.
-Sluchaj...Dla mnie moglabys tam wyjsc i robic co chcesz...-podniosl wzrok na Justina ktory opieral sie o swoj samochod.-Ale sadze ze on nie chce abys robila sobie problemy.-skinal glowa na pilkarza.
-Ryan,kurwa mac, mowie ci przeciez ze chce tylko pogadac.-syknela wsciekla.
-Wlasnie widze jaka jestes spokojna.-zasmial sie pod nosem.-Po za tym... Niezle przestaszylas nasza Panne Nic Nie Jest Tak Dobre Jak Ja.-zaczal nasladowac glos czerwonowlosej smiesznie wymachujac przy tym reka.
-Hahahaha...-Lea zlapala sie za brzuch wyciarajac lzy smiechu z policzkow.-O kuzwa...-pokrecila glowa.-A jak w ogole ona ma na imie?
-Karsia.-jeknal.
-Jak?!-wytrzeszczyla oczy.-Co to za imie?
-Podobno pochodzi z Indii.-wzruszyl ramionami.
-Ona czy to imie?-zachichotala lekko.Rozbawialy ja miny chlopaka i ta niechec z jaka wymawial jej imie.
-A bo ja wiem?-zasmial sie glosniej.-Przeciez z racji tego ze doszedlem do The Fastest jako ostatni to jestem dla niej smieciem.-wzruszyl ramionami kopiac kamien.Smiech zniknal z twarzy dziewczyny i spojrzala na niego nie pewnie.
-Caleb opowiadal jej o mnie?
-Nie...Mowil tylko ze ma siostre i tyle. Nic wiecej.-wzroszyl ramionami po raz kolejny.-Po za tym...Twoj bart od kiedy tylko odeszlas nie lubi o tobie rozmawiac...-westchnal gleboko.-Tesknimy,Lea.-usmiechnal sie lekko.-Nawet on mimo ze nie chce tego ujawnic.
-Ryan stop.-warknela sposzczajac wzrok.-Nie przyszlam tu po to by rozmawiac o tym. Chcieliscie pogadac wiec jestem.-dodala syczac.
-Wiem,wiem...-spojrzal smutno w jej oczy i ustapil przejscia w drzwiach.Spojrzala na niego dotykajac klamki i zerknela w strone Bieber'a.
-Idz..Chce z nim pogadac.-szepnal Ryan.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
PRZEPRASZAM WAS!! Nawet nie wiecie jak bardzo cierpialam przez ten czas bez pisania. Powody sa takie: mialam nauke,mialam pare problemow iiiiiiiii nie mialam po prostu czasu.
To nie sa jakies wymowki. Taka jest prawda.
Rozdzial jest dziwny...Bynajmniej mi sie nie podoba. Jednak pojawily sie dwie nowe postacie ^^ Jak myslicie? Namieszaja troche? :D
Milego czytania wam zycze moje skarby! Kocham was i jeszcze raz przepraszam <3
Jak dobrze do was wrocic.
Nn nwm kiedy sie pojawi bo mam jeszcze maaaaaaaase nauki ;c
-Patrys
piątek, 3 stycznia 2014
#47
Na korytarzu nikogo nie bylo...Gdy zajzeli przez okno do pokoju Mike lezal tam sam,blady i podlaczony do tych wszystkich kabelkow.Od razu zlapala sie za usta a do jej oczy naplynely lyz.Bieber objal ja od tylu za biodra i obrocil wtulajac w swoja klatke piersiowa.
-Spokojnie...-szepnal calujac jej glowe.-Chcesz wejsc?-zapytal nie pewnie.Pokiwala glowa wyciarajac juz splywajace lzy.Wziela gleboki wdech i otworzyla niepewnie drzwi.Justin zamknal je za soba i nie zrobil kroku w przod. Dziewczyna natomiast skladajac rece jak do modlitwy zaslaniala usta.Podchodzila nie pewnie patrzac na twarz mlodego.
-Hej Mike...-glos jej sie zalamal.Usiadla na krzeslo, a raczej na nie opadla.Wybuchla placzem lapiac dlon chlopaka.-Ja cie przepraszam to wszystko moja wina.-Bieber podszedl do niej kladac dlonie na jej ramionach.-Wiem ze chciales sie zabawic ale ostrzegalam cie.Mowilam ze to niebezpieczne.-zalkala.-Przepraszam ze cie zostawilam...-pocalowala jego reke.-Mialam wypadek...A pozniej sie zakochalam.-usmiechnela sie smutno.-To Justin.-spojrzala to gory.-Jussi to moj maly Mike.-pilkarz nic nie powiedzial.Przez dluga chwile w pokoju slychac bylo tylko pikanie aparatury i lkanie dziewczyny.
-Zaraz wracam...-pocalowal ja w glowe.Chcial czym predzej z tamtad wyjsc.-Porozmawiam z lekarzem.-wyszedl jak najszybciej a gdy znalazl sie na korytarzu odetchnal gleboko.Serce mu sie lamalo gdy widzial swoja ukochana w takim stanie. Widzial ze powinien byc przy niej i ja wspierac ale Lea byla inna.W glebi duszy dziekowala swojemu chlopakowi ze zostawil ja sama z kolega.-Panie doktorze?-zapytal nie pewni widzac dosc mlodego chlopaka na korytarzu.
-W czym moge pomoc?
-Chodzi o Mike Steewart'a.-spojrzal na niego spod grzywki.Mial nadzieje ze przynajmniej ten nie bedzie wykrecal sie procedurami.
-Jest pan kims z rodziny?-wyciagnal z pod pachy karte pacjeta."Zajebiscie...Czego sie moglem spodziewac?"
-Nie...Ale moja dziewczyna jest bardzo zżyta z tym chlopakiem.-mezczyzna zostawal nie wzruszony.-Prosze nam pomoc.
-Hmm...-rozejrzal sie po korytarzu sprawdzajac czy nikogo nie ma.-Jestem pana wielkim fanem.-na ustach pilkarza wkradl sie lekki usmiech.-Gdybym mogl prosic autograf...
-Jasne,po tym jak powie mi pan co z Mike'em.
-Ehm...Jego stan jest jak na razie stabilny.-spojrzal w karte.-Przeszedl dwie operacje serca i jedna czaszki.Robilismy co w naszej mocy i powinien sie wybudzic w najblizszym czasie jednak mozliwe ze bedzie mial problemy.
-W jakim sensie?-Justin zmrozyl oczy.
-Wiemy ze chlopak chce byc pilkarzem.Jednak z jego stanem nie bedzie mogl sie przemeczac.
-Cholera...-Bieber jeknal ocierajac twarz dlonmi.-Dziekuje...-spojrzal na niego pytajaco.
-Josh.-podal mu dlon ktora szatyn od razu uscisnal.
Stal tak od godziny przed oknem na korytarzu patrzac na swoja zatroskana dziewczyne.Nigdy nie widzial jej w tym stanie.Byla taka przejeta.
-Kim pan jest?-jakas kobieta,na okolo 45 lat,zmierzala z prawdopodobnie mezem w jego strone.
-Jestem Justin Bieber.-wyciagnal do niej reke.
-Ten pilkarz?-mezczyzna otworzyl szeroko oczy kiedy sciskal jego dlon.Szatyn przytaknal glowa wymuszajac usmiech.
-Ale nie bardzo rozumiem...
-Prosze spojrzec...-skinal palcem na okienko.Dwojka doroslych spojrzala w nie a w ich oczach zebraly sie lzy.
-Lea...-jeknela kobieta zakrywajac usta dlonia.Justin nie wiedzial co myslec.Znajac cala opowiesc mogl wnioskowac ze rodzice mlodego beda obwiniac blondynke.Weszli nie pewnie i po cichutku tak zeby nie oderwac Gonzales od opowiadania.
-Wiesz Mike...Jak bedziesz chcial i twoi rodzice sie zgodza bedziesz mogl mnie czesto odwiedzac.-usmiechnela sie przez lzy.-Justin na pewno sie zgodzi a ja bede cie miala na troche przy sobie.
-Zgadzamy sie.-powiedzieli rowno na co przestraszona dziewczyna odwrocila sie gwaltownie.
-O Boze...-patrzyla to na pania Steewart to na jej meza.Wstala lekko speszona i podchodzila powoli.Kobieta jednym pewnym ruchem przyciagnela ja do siebie mocno przytulajac.Gonzales miala takie same obawy co jej chlopak.Ojciec jej przyjaciela objal je obie przyciagajac do siebie.
-Dziekujemy ze tu jestes...-szepnela zaplakana kobieta.
-Nie ma sprawy,Marii.-zawsze mowila do nich po imieniu.Twiedzili ze nie czuja sie na tyle staro by mowic do nich per 'pan' i 'pani'.Gdy sie od siebie oderwali Lea wytarla zaplakane policzki. -Marii,Will...Poznajcie mojego chlopaka Justina.-wyciagnela dlon w strone szatyna ktora od razu scisnal i stanal lekko za jej cialem.-Jussi to Marii i Will...Rodzice Mike,David'a i Pixkie.-wyciagnal w ich strone dlon ktora po kolei uscisneli.
-Mow nam po imieniu.-powiedzial mezczyzna.
Siedziali w szpitalu do samego wieczora...Lea ciagle opowiadala mlodemu co sie dzialo przez ostatni czas.Justin patrzyl na nia siedzac na parapecie i myslal nad wszystkim."Jak mu mozna pomoc?". Zastanawial sie bez przerwy.Rozmawial z rodzicami i z doktorem jednak ten stwierdzil ze teraz pozostalo tylko czekac.Mial dobre serce i chcial pomoc jednak w tej sytuacji byl bezradny.
-Zaraz jedziemy...-szepnela podchodzac od niego.Oparla sie pupa o grzejnik i zalozyla rece na zebra.On zlapal ja w talii i przesunal tak ze stala teraz miedzy jego nogami a on obejmowal ja w ramionach.
-Wrocimy tu.-obiecal jej szepczac do ucha.
-Masz prace...-pokrecila glowa.
-Przeciez zawsze znajdziemy jakas luke...-stwiedzil przyciagajac ja blizej siebie.
-Eh...-westchnela gleboko chowajac twarz w dloniach.-Niech on sie obudzi.Chce zobaczyc te jego rozesmiane oczy i usmiech na ustach.-jeknela powstrzymywujac kolejny wybuch placzu.
-Obudzi sie...Na pewno sie obudzi...-pocalowal jej ramie.
-Musze sie z nim pozegnac.-szepnela niezadowolona i wydostala sie z uscisku chlopaka.Podeszla znow do lozka i nachylila sie lekko nad twarza nastolatka.-Nie opuszczaj mnie tylko...-szepnela i pocalowala jego czolo.
-Nie mam takie zamiaru...-ledwie co wyszeptal prouszajac rekom.Blondynka odsunela sie szybko od lozka i spojrzala po twarzy chlopaka.Oczy Justina od razu rozblysly i w jednym momencie stal obok swojej dziewczyny.
-Mike...-szepnela przytulajac sie delikatnie do jego klatki na co mlody usmiechnal sie lekko.
-Tesknilem.
-Ja tez...-z jej oczu znow poplynely lzy jednak teraz dla odmiany byly to lzy szczescia.-Nie przemeczaj sie...-poprawila mu koldre.-Zaraz przyjdzie lekarz.
-Zostaniesz?-ciagle bylo mu ciezko mowic.Gonzales spojrzala w jego przekrwione oczy z smutkiem.
-Musze wracac do siebie...Jednak odwiedze cie nie dlugo.-pocalowala jego policzek.
-Slyszalem wszystko co mi opowiadalas...-szepnal gdy ta sie od niego odsuwala.Po chwili w sali znalazl sie lekarz w dwoma pielegniarkami.
-Prosze wyjsc.-nakazal oschle wiec blondynka nie chcac przechodzic dalszych tortur zlapala Biebera za reke i wyciagnela z pomieszczenia.Gdy znalezni sie na korytarzu gwaltownie sie odwrocila wtrulajac w cialo chlopaka.
-Dziekuje...-szepnela mocno go sciskajac.Usmiechnal sie pod nosem glaszczac jej plecy i chowajac twarz w burze jej wlosow.
Siedziala w kuchni pijac poranna kawe kiedy szatyn bral do reki swoja sportowa torbe.Krecila kubkiem w dloniach i patrzyla przez okno.Chlopak wiedzial doskonale ze mysli o Mike.Plul sobie w twarz ze nie mogl zostac z nia.Ona miala lekcje a on treningi.Pattie wczoraj w nocy czekala az przyjada by zobaczyc czy sa cali i zdrowi.Jej obawy minely.Cale szczescie...Znajac Lea moglo sie cos faktycznie stac.
-Do zobaczenia za dwie godziny.-podszedl do niej i przechylajac glowe w bok pocalowal jej usta.Odwzajemina pocalunek jednak nie tak jak zawsze.Przez tego calusa pokazala Justinowi jak bardzo jej zle.-Pojedziemy tam.-spojrzal w jej oczy nadal bedac blisko jej twarzy.Podniosla jeden kacik ust do gory patrzac w powoli konczaca sie kawe.
-Kocham Cie...-spojrzala w jego oczy.Usmiechnal sie leciutko.
-Ja ciebie tez.-ponownie cmoknal jej usta i lapiac za kluczyki wyszedl z willi.
-No to zaczynamy ciezki dzien...-westchnela dopijajac ostatnie lyki napoju i odstawila kubek do zmywarki.Wczorajszy dzien ja wykonczyl i najchetniej wrocilaby teraz do lozka,przytulila by do siebie poduszke Bieber'a i zasnela.Po chwili jednak,do kuchni wparowala Jazzy.
-Wrocilas!!-krzyknela wyciagajac szeroko rozlozone rece w strone dziewczyny.
-Hej szkrabie.-oparla sobie ja wygodnie tak ze w sumie mala siedziala na jej biodrze.-Co mi powiesz?-spojrzala w jej male,szczesliwe oczki.
-Cemu jeśteś śmutna?-zalozyla dlugi blad kosmyk wlosow za ucho Gonzales.
-Moj przyjaciel jest w szpitalu.-szepnela jej do uszka.-Ale jest juz dobrze...Jednak ja sie martwie.
-Nie martw sie.-przytulila sie do niej delikatnie ale pewnie.-Wyźdlowieje...
-Na pewno,skarbie.-poglaskala ja po pleckach.-Na pewno...-szepnela tak jakby bardziej do siebie.
-I jak?-zaraz obok znalazl sie Flores."Pogadamy pozniej".Powiedziala bezglosnie jedna reka wskazujac na dziewczynke.-Spoko.-pokiwal glowa.-A moze teraz mala ksiezniczko dasz spokoj naszej pani Bieber i pobawisz sie ze mna?-zaczal wyciagac w strone Jazzy rece.
-Pani Bieber?-zmarszczyla brwi.
-Twoj brat z Fredo mnie tak nazywaja.-dziewczyna Justina wywrocila oczami smiejac sie pod nosem.
-Pasuje do ciebie.-cmoknela jej policzek i pozwolila sie wziac Alfredo na rece.Wypowiedz dziewczynki wylaly na serce Lea wiadro ciepla.Objela ramiona usmiechajac sie pod nosem.
-Pogadamy pozniej.-Flores spojrzal na nia znaczaco na co ta pokiwala pol przytomnie glowa.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Do dupy...
-Patrys
-Spokojnie...-szepnal calujac jej glowe.-Chcesz wejsc?-zapytal nie pewnie.Pokiwala glowa wyciarajac juz splywajace lzy.Wziela gleboki wdech i otworzyla niepewnie drzwi.Justin zamknal je za soba i nie zrobil kroku w przod. Dziewczyna natomiast skladajac rece jak do modlitwy zaslaniala usta.Podchodzila nie pewnie patrzac na twarz mlodego.
-Hej Mike...-glos jej sie zalamal.Usiadla na krzeslo, a raczej na nie opadla.Wybuchla placzem lapiac dlon chlopaka.-Ja cie przepraszam to wszystko moja wina.-Bieber podszedl do niej kladac dlonie na jej ramionach.-Wiem ze chciales sie zabawic ale ostrzegalam cie.Mowilam ze to niebezpieczne.-zalkala.-Przepraszam ze cie zostawilam...-pocalowala jego reke.-Mialam wypadek...A pozniej sie zakochalam.-usmiechnela sie smutno.-To Justin.-spojrzala to gory.-Jussi to moj maly Mike.-pilkarz nic nie powiedzial.Przez dluga chwile w pokoju slychac bylo tylko pikanie aparatury i lkanie dziewczyny.
-Zaraz wracam...-pocalowal ja w glowe.Chcial czym predzej z tamtad wyjsc.-Porozmawiam z lekarzem.-wyszedl jak najszybciej a gdy znalazl sie na korytarzu odetchnal gleboko.Serce mu sie lamalo gdy widzial swoja ukochana w takim stanie. Widzial ze powinien byc przy niej i ja wspierac ale Lea byla inna.W glebi duszy dziekowala swojemu chlopakowi ze zostawil ja sama z kolega.-Panie doktorze?-zapytal nie pewni widzac dosc mlodego chlopaka na korytarzu.
-W czym moge pomoc?
-Chodzi o Mike Steewart'a.-spojrzal na niego spod grzywki.Mial nadzieje ze przynajmniej ten nie bedzie wykrecal sie procedurami.
-Jest pan kims z rodziny?-wyciagnal z pod pachy karte pacjeta."Zajebiscie...Czego sie moglem spodziewac?"
-Nie...Ale moja dziewczyna jest bardzo zżyta z tym chlopakiem.-mezczyzna zostawal nie wzruszony.-Prosze nam pomoc.
-Hmm...-rozejrzal sie po korytarzu sprawdzajac czy nikogo nie ma.-Jestem pana wielkim fanem.-na ustach pilkarza wkradl sie lekki usmiech.-Gdybym mogl prosic autograf...
-Jasne,po tym jak powie mi pan co z Mike'em.
-Ehm...Jego stan jest jak na razie stabilny.-spojrzal w karte.-Przeszedl dwie operacje serca i jedna czaszki.Robilismy co w naszej mocy i powinien sie wybudzic w najblizszym czasie jednak mozliwe ze bedzie mial problemy.
-W jakim sensie?-Justin zmrozyl oczy.
-Wiemy ze chlopak chce byc pilkarzem.Jednak z jego stanem nie bedzie mogl sie przemeczac.
-Cholera...-Bieber jeknal ocierajac twarz dlonmi.-Dziekuje...-spojrzal na niego pytajaco.
-Josh.-podal mu dlon ktora szatyn od razu uscisnal.
Stal tak od godziny przed oknem na korytarzu patrzac na swoja zatroskana dziewczyne.Nigdy nie widzial jej w tym stanie.Byla taka przejeta.
-Kim pan jest?-jakas kobieta,na okolo 45 lat,zmierzala z prawdopodobnie mezem w jego strone.
-Jestem Justin Bieber.-wyciagnal do niej reke.
-Ten pilkarz?-mezczyzna otworzyl szeroko oczy kiedy sciskal jego dlon.Szatyn przytaknal glowa wymuszajac usmiech.
-Ale nie bardzo rozumiem...
-Prosze spojrzec...-skinal palcem na okienko.Dwojka doroslych spojrzala w nie a w ich oczach zebraly sie lzy.
-Lea...-jeknela kobieta zakrywajac usta dlonia.Justin nie wiedzial co myslec.Znajac cala opowiesc mogl wnioskowac ze rodzice mlodego beda obwiniac blondynke.Weszli nie pewnie i po cichutku tak zeby nie oderwac Gonzales od opowiadania.
-Wiesz Mike...Jak bedziesz chcial i twoi rodzice sie zgodza bedziesz mogl mnie czesto odwiedzac.-usmiechnela sie przez lzy.-Justin na pewno sie zgodzi a ja bede cie miala na troche przy sobie.
-Zgadzamy sie.-powiedzieli rowno na co przestraszona dziewczyna odwrocila sie gwaltownie.
-O Boze...-patrzyla to na pania Steewart to na jej meza.Wstala lekko speszona i podchodzila powoli.Kobieta jednym pewnym ruchem przyciagnela ja do siebie mocno przytulajac.Gonzales miala takie same obawy co jej chlopak.Ojciec jej przyjaciela objal je obie przyciagajac do siebie.
-Dziekujemy ze tu jestes...-szepnela zaplakana kobieta.
-Nie ma sprawy,Marii.-zawsze mowila do nich po imieniu.Twiedzili ze nie czuja sie na tyle staro by mowic do nich per 'pan' i 'pani'.Gdy sie od siebie oderwali Lea wytarla zaplakane policzki. -Marii,Will...Poznajcie mojego chlopaka Justina.-wyciagnela dlon w strone szatyna ktora od razu scisnal i stanal lekko za jej cialem.-Jussi to Marii i Will...Rodzice Mike,David'a i Pixkie.-wyciagnal w ich strone dlon ktora po kolei uscisneli.
-Mow nam po imieniu.-powiedzial mezczyzna.
Siedziali w szpitalu do samego wieczora...Lea ciagle opowiadala mlodemu co sie dzialo przez ostatni czas.Justin patrzyl na nia siedzac na parapecie i myslal nad wszystkim."Jak mu mozna pomoc?". Zastanawial sie bez przerwy.Rozmawial z rodzicami i z doktorem jednak ten stwierdzil ze teraz pozostalo tylko czekac.Mial dobre serce i chcial pomoc jednak w tej sytuacji byl bezradny.
-Zaraz jedziemy...-szepnela podchodzac od niego.Oparla sie pupa o grzejnik i zalozyla rece na zebra.On zlapal ja w talii i przesunal tak ze stala teraz miedzy jego nogami a on obejmowal ja w ramionach.
-Wrocimy tu.-obiecal jej szepczac do ucha.
-Masz prace...-pokrecila glowa.
-Przeciez zawsze znajdziemy jakas luke...-stwiedzil przyciagajac ja blizej siebie.
-Eh...-westchnela gleboko chowajac twarz w dloniach.-Niech on sie obudzi.Chce zobaczyc te jego rozesmiane oczy i usmiech na ustach.-jeknela powstrzymywujac kolejny wybuch placzu.
-Obudzi sie...Na pewno sie obudzi...-pocalowal jej ramie.
-Musze sie z nim pozegnac.-szepnela niezadowolona i wydostala sie z uscisku chlopaka.Podeszla znow do lozka i nachylila sie lekko nad twarza nastolatka.-Nie opuszczaj mnie tylko...-szepnela i pocalowala jego czolo.
-Nie mam takie zamiaru...-ledwie co wyszeptal prouszajac rekom.Blondynka odsunela sie szybko od lozka i spojrzala po twarzy chlopaka.Oczy Justina od razu rozblysly i w jednym momencie stal obok swojej dziewczyny.
-Mike...-szepnela przytulajac sie delikatnie do jego klatki na co mlody usmiechnal sie lekko.
-Tesknilem.
-Ja tez...-z jej oczu znow poplynely lzy jednak teraz dla odmiany byly to lzy szczescia.-Nie przemeczaj sie...-poprawila mu koldre.-Zaraz przyjdzie lekarz.
-Zostaniesz?-ciagle bylo mu ciezko mowic.Gonzales spojrzala w jego przekrwione oczy z smutkiem.
-Musze wracac do siebie...Jednak odwiedze cie nie dlugo.-pocalowala jego policzek.
-Slyszalem wszystko co mi opowiadalas...-szepnal gdy ta sie od niego odsuwala.Po chwili w sali znalazl sie lekarz w dwoma pielegniarkami.
-Prosze wyjsc.-nakazal oschle wiec blondynka nie chcac przechodzic dalszych tortur zlapala Biebera za reke i wyciagnela z pomieszczenia.Gdy znalezni sie na korytarzu gwaltownie sie odwrocila wtrulajac w cialo chlopaka.
-Dziekuje...-szepnela mocno go sciskajac.Usmiechnal sie pod nosem glaszczac jej plecy i chowajac twarz w burze jej wlosow.
Siedziala w kuchni pijac poranna kawe kiedy szatyn bral do reki swoja sportowa torbe.Krecila kubkiem w dloniach i patrzyla przez okno.Chlopak wiedzial doskonale ze mysli o Mike.Plul sobie w twarz ze nie mogl zostac z nia.Ona miala lekcje a on treningi.Pattie wczoraj w nocy czekala az przyjada by zobaczyc czy sa cali i zdrowi.Jej obawy minely.Cale szczescie...Znajac Lea moglo sie cos faktycznie stac.
-Do zobaczenia za dwie godziny.-podszedl do niej i przechylajac glowe w bok pocalowal jej usta.Odwzajemina pocalunek jednak nie tak jak zawsze.Przez tego calusa pokazala Justinowi jak bardzo jej zle.-Pojedziemy tam.-spojrzal w jej oczy nadal bedac blisko jej twarzy.Podniosla jeden kacik ust do gory patrzac w powoli konczaca sie kawe.
-Kocham Cie...-spojrzala w jego oczy.Usmiechnal sie leciutko.
-Ja ciebie tez.-ponownie cmoknal jej usta i lapiac za kluczyki wyszedl z willi.
-No to zaczynamy ciezki dzien...-westchnela dopijajac ostatnie lyki napoju i odstawila kubek do zmywarki.Wczorajszy dzien ja wykonczyl i najchetniej wrocilaby teraz do lozka,przytulila by do siebie poduszke Bieber'a i zasnela.Po chwili jednak,do kuchni wparowala Jazzy.
-Wrocilas!!-krzyknela wyciagajac szeroko rozlozone rece w strone dziewczyny.
-Hej szkrabie.-oparla sobie ja wygodnie tak ze w sumie mala siedziala na jej biodrze.-Co mi powiesz?-spojrzala w jej male,szczesliwe oczki.
-Cemu jeśteś śmutna?-zalozyla dlugi blad kosmyk wlosow za ucho Gonzales.
-Moj przyjaciel jest w szpitalu.-szepnela jej do uszka.-Ale jest juz dobrze...Jednak ja sie martwie.
-Nie martw sie.-przytulila sie do niej delikatnie ale pewnie.-Wyźdlowieje...
-Na pewno,skarbie.-poglaskala ja po pleckach.-Na pewno...-szepnela tak jakby bardziej do siebie.
-I jak?-zaraz obok znalazl sie Flores."Pogadamy pozniej".Powiedziala bezglosnie jedna reka wskazujac na dziewczynke.-Spoko.-pokiwal glowa.-A moze teraz mala ksiezniczko dasz spokoj naszej pani Bieber i pobawisz sie ze mna?-zaczal wyciagac w strone Jazzy rece.
-Pani Bieber?-zmarszczyla brwi.
-Twoj brat z Fredo mnie tak nazywaja.-dziewczyna Justina wywrocila oczami smiejac sie pod nosem.
-Pasuje do ciebie.-cmoknela jej policzek i pozwolila sie wziac Alfredo na rece.Wypowiedz dziewczynki wylaly na serce Lea wiadro ciepla.Objela ramiona usmiechajac sie pod nosem.
-Pogadamy pozniej.-Flores spojrzal na nia znaczaco na co ta pokiwala pol przytomnie glowa.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Do dupy...
-Patrys
Subskrybuj:
Posty (Atom)