Lea lezala patrzac w sufit i probowala wyrzucic wszystko z swoich mysli.Jakie byly tego rezultaty?Otoz takie ze jeszcze wiecej myslala o Justinie.Nie mogla sie pozbierac po tym jak ja potraktowal.Tlumaczyla sobie ze nie zalezy jej na nim w ogole.Co jakis czas zagladala do niej Loren ktora zmieniala jej kroplowke oraz podawala leki.Gonzales jako jedyna osobe obdazala ja jakimkolwiek spojrzeniem lub slowem.Patrzyla tak w bialy sufit kiedy drzwi do jej pokoju gwaltownie sie otworzyly a stanal w nich doktor Sumer's i Caleb.
-Lea musisz teraz nas posluchac.-zaczal jej brat jednak ta ani drgnela.-Lea prosze jesli mnie slyszysz zrob cos.-tak jak poprosil dziewczyna przeniosla nadal nieobecny wzrok na chlopaka.
-Przyjdzie osoba ktora bardzo chce z toba porozmawiac.-powiedzial powaznie doktor.-Jednak musisz zachowac spokoj i nic mu nie zrobic.-Lea znow zaczela patrzec w sufit.
-Ja z nia zostane.-stwierdzil brat dziewczyny widzac stan siostry.
-Nie sadze zeby wtedy udalo im sie szczerze porozmawiac.-mezczyzna spojrzal wymownie na przejetego chlopaka.
-Racja...-zmarszczyl brwi patrzac na lezaca dziewczyne.-Skarbie obiecaj mi ze nic zlego nie zrobisz.-poprosil blagalnym glosem a ona podniosla sie do pozycji siedzacej.Patrzyla w brata i kiedy podniosla reke na wysokosc jej glowy pstryknela palcami.W tamtym momencie jej oczy momentalnie zalaly sie czernia.Po chwili jednak znow bylo slychac pstryk i galki powrocily do normalnego stanu.Dziewczyna kladac sie i od nowa patrzac w kreski na suficie zachichotala.Mina Sumers'a i Gonzales'a byla przerazona.-Lea! Nie baw sie! To powazne...-chlopakowi nerwy juz puszczaly.-Ja pierdole...Przeciez ona go zabije.-mruknal pod nosem pocierajac rekoma swoja twarz.
-Trzeba pozwolic mu wejsc na wlasna odpowiedzialnosc.
-Niech robi co chce...Kurwa nie moj problem jak mu sie cos stanie.-wsciekly Caleb wyszedl z pokoju.Na korytarzu mijajac sie z Bieberem uderzyl go ramieniem.Justin widzac mine chlopaka zestresowal sie jeszcze bardziej.Po chwili wyszedl rowniez Sumers z bladym usmiechem.
-Prosze uwazac,panie Bieber.-skinal w strone drzwi rekom a chlopak bierac gleboki oddech wszedl do srodka.
-Lea blagam cie...Odezwij sie do mnie.-powiedzial rozpaczliwie zsowajac sie po scianie.-Siedze tu juz ponad godzine gadajac do ciebie a ty w ogole nie reagujesz.Prosze zrob cos,odezwij sie,spojrz na mnie.Cokolwiek.-mimo wszystkich staran,blagan i wytlumaczen dziewczyna pozostala nie obecna.Przez caly czas byla zajeta gapieniem sie w sufit.Co dzieje sie w jej glowie? Totalny chaos.Oczywiscie ze sluchala Justina.Od kiedy tylko znalazl sie w zasiegu jej wzroku myslala tylko i wylacznie o nim i o tym co mowi.Mimo wszystko nie potrafila sie odezwac,cos jej tak bardzo wrylo sie w umysl iz nie mogla mu wybaczyc.Mozliwe tez iz nie chciala go narazac na styl jej zycia.Ona sama nie mogla tego rozgryzc.-Lea....Blagam...-w oczach chlopaka pojawily sie lzy.Dziewczyna podniosla sie na rekach do pozycji siedzacej w tym momencie w glowie Justina narodzila sie nadzieja.Jednak widzac iz Lea na niego w ogole nie patrzy znow posmutnial.
-Bieber wypieprzaj stad.-w drzwiach stanal Max z Toby'm.Ku zaskoczeniu wszystkich dziewczyna spojrzala na przyjaciol.
-Ona sie do mnie nie odzywa...Nawet nie spojrzala.-mruczal pod nosem.
-Dziwisz sie jej?-zapytal kpiaco patrzac, blondyn.-Zadne z nas nie chce na ciebie patrzec.-dodal z jadem w slowach.-Pierdol sie...
-Nie mow tak do mnie.-pilkarz podniosl sie zmierzajac do Toby'iego.
-Bo kurwa co mi zrobisz? Przeciez mnie nie pokonasz.Przeciez mnie nie pobijesz.-stwierdzil na polsmiechu pewny siebie.
-Mozecie sie do kurwy nedzy nie pierdolic ze soba?-zapytal wkurwiony Max caly czas patrzac w oczy swojej przyjaciolki ktore byly pewne tak nioewyobrazalnego bolu i cierpienia ze mial ochote sie wycofac. Czemu tego nie zrobil? Tylko dlatego iz chcial pokazac Lea ze ma w nim wsparcie,ze jest tutaj dla niej.
-Wypierdalaj powiedzialem.-syknal znow blondyn gorzko sie usmiechajac.Bieber juz nic nie powiedzial.Po prostu wyminal chlopaka wychodzac z pomieszczenia.
-Ty tez wyjdz.-szepnal Max.
-Ja pierdole....-Toby wywrocil oczami patrzac na Max'a, i wyszedl.
-Czemu sie nie odzywasz,co?-zapytal usmiechajac sie pokrzepiajaco.Dziewczyna kontaktowala wzrokowo i od czasu do czasu usmiechnela sie sluchajac opowiesci przyjaciela.Max bardzo sie staral zeby przemiowc do Gonzales i mimo ze na poczatku olewala go tak samo jak Justina nie poddal sie.W odpowiedzi dostal tylko wzruszenie ramionami.-Nie lubimy go,prawda?-usmiechnal sie a dziewczyna nie pewnie pokiwala glowa.-Wiesz ze jesli bys przemiowla bys wczesniej wyszla?
-Wiem...-szepnela bardzo zachrypnietym glosem zamykajac oczy.-Zawolaj go.-polozyla sie wygodnie.
-Odezwalas sie!- chlopak az podskoczyl.-Czekaj kurwa co?!-momentalnie spowaznial.-Mam go zawolac?-zmarszczyl brwi.
-Przeciez nie bede z nim rozmawiac.-zasmiala sie cichutko.-Chce zadac mu jedno pytanie a pozniej troszke potorturowac jego umysl.-zasmiala sie zlowieszczo.-Musze sie pobawic.
-Lea!!
-No kurwa co?Jakies problemy?
-Tak!
-To rozwiaz je sobie.-wzruszyla nonszalancko ramionami.
-Nie bede go wolal.Mimo ze mnie wkurwil to jednak czlowiek.A twoje zasady? Zeby nie za czesto uzywac tych...Tego...
-Mam wyjebane...Z moich przemyslen wywnioskowalam tylko tyle ze bede sie bawic zyciem jeszcze bardziej.
-Boze co ci sie stalo...-opadl na fotel.
-Tylko kurwa mi Boga nie wzywaj.-syknela zla.
-Wczesniej nie mogles?-syknela wkurwiona nie patrzac na Biebera wchodzacego do pomieszczenia.
-Ty mowisz.-od razu sie zdziwil i zamknal za soba drzwi.
-Mam jedno pytanie..
-Spojrzysz na mnie?-zapytal z nadzieja podchodzac blizej lozka.Mimo wszystko dziewczyna nie wykonala jego prosby.Nadal siedziala i patrzyla w sciane.
-Po chuj w ogole ze mna zaczynales sie zadawac? Przeciez od razu mowilam ze nie mam normalnego zycia.Zapewniales ze wiesz,ze to rozumiesz i ze nie przeszkadza ci to.Po chuj byly te wszystko kurweskie zapewnienia skoro i tak wiedziales ze odejdziesz? Sie pytam po co?!-byla wsciekla.Dlatego tez zamknela oczy mocno je zaciskajac i starajac sie nie pozwolic ciemnosci ogarnac jej oczy. Bieber najwidoczniej byl zszokowany slowami Gonzales.Stanal w nogach jej lozka i patrzyl na nia z tesknata.Nie mial pojecia co odpowiedziec.
-Spojrz na mnie...-szepnal proszaco.-Blagam cie spojrz.-po dluzszej chwili wakachania Lea pewna iz jej oczy wrocily do normalnej postaci delikatnie i nie pewnie otwrzyla powieki.-Nie chcialem cie skrzywdzic.-dziewczyna wywrocila oczami krzyzujac rece na piersiach.-Sytuacja z Adams'em, te wszystkie tajemnice,to gadanie lekarza o tym twoim sekrecie...To mnie przeroslo.Ja nie wiedzialem co mialem zrobic.Balem sie zostac a gdy stwierdzilem ze nie jestem ci potrzebny po prostu odszedlem.Zeby ci nie przeszkadzac.Przyznaje ze to nic mi dobrego nie dalo...
-Co ty kurwa pieprzysz?! Doskonale wiesz ze to twoje wymyslone wytlumaczenie a nie prawda!-zasmiala sie gorzko.-Po chuj mnie oklamujesz,co? Myslisz ze jestem az tak glupia zeby ci wierzyc?!
-Lea blagam wybacz mi.-ukleknal przy jej lozku lapiac za jej dlon.-Prosze cie...Wiem ze popelnilem okropny blad rezygnujac ale przekonalem sie tylko ze nie moge bez ciebie zyc.-zlozyl pocalunek na jej dloni.-Blagam cie wybacz mi wszystko.-dziewczyna patrzyla na niego katem oka i nie wiedziala co myslec.Moze faktycznie dobrze by bylo mu wybaczyc? Jednak to narazi go tylko na niepotrzebne niebezpieczesntwa.Ale przeciez jest tak ciezko obojgu bez siebie.Moze warto dac mu druga szanse? "Oj, chlopacy jej nie dadza.''. Stwierdzila w myslach i slusznie.W ogole sie nie mylila.W oczach piatki, Justin byl juz skreslony. Chlopcy nie dawali drugich szans.To nie bylo w ich stylu. I do tej pory nie trafil sie nikt komu by cos darowali lub zaprzyjaznili sie od nowa. A moze tym razem bedzie inaczej? "Miejmy taka nadzieje...".
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ciekawszy? Mam nadzieje ;) Dzis sa moje imieniny i mam zdecydowanie lepszy humor.Moje problemy powoli,powoli przechodza.Jednak mimo wszystko nie jest jeszcze dobrze.No ale nic.Nie zanudzam was moim monologiem.
Chce wam zyczyc milego czytania ;)
Kocham Was moje misiaki! <3
-Patrys
Bad girl... Seemingly normal boy... Co ich połączy?? To będzie miłość? Czy raczej nienawiść? Ona zmieni sie i zostawi swoje dotychczasowe życie aby móc się z nim widywać? Czy go do siebie zrazi?
środa, 28 sierpnia 2013
sobota, 24 sierpnia 2013
#23
-O ktorej Lea moze wyjsc?-zapytal zadowolony Caleb podchodzac do Sumers'a ktory wlasnie wyszedl z pokoju dziewczyny.Jego mina byla zmartwiona i widac bylo ze bardzo nad czyms myslal.
-Przykro mi ale Lea zostanie jeszcze w szpitalu.
-Co?!-oczy Gonzales rozszerzyly sie diametralnie.
-Z nie wiadomych nam powodow wpadla w furie roztrzaskujac szklanke.Tym sposobem powaznie rozciela sobie dlon oraz ma pare szwow na przedramieniu.-spojrzal w jej karte.
-Pan zartuje sobie prawda?
-A wygladam jakbym zartowal?-z tym pytaniem bez odpowiedzi lekarz zostawil zszokowanego Gonzales'a.Chlopak cofnal sie do krzesel i opadl na jedno z nich.
-Ja pierdole...-westchnal zakrywajac twarz dlonmi.
-Hej,stary co jest?-do chlopaka przysiadl sie Max.
-Lea rozciela sobie reke.Miala jakis pieprzony napad furii i musi zostanc jeszcze w szpitalu.-wysyczal zly a Max az znieruchomial.
-Pierdolisz?-na pytanie kolegi brat poszkodowanej odpowiedzial tylko kreceniem glowa.
-Powiedz chlopakom ze zostajemy jeszcze troche tutaj.-jeknal nie zadowolony a po chwili sie podniosl.-Ej...A kto ostatni odwiedzil Lea?-chlopak spojrzal na siedzacego bruneta.
-Bieber.-odpowiedzial pewnie.
-Trzeba z nim powaznie pogadac.-syknal zly i szybko skierowal sie do wyjscia.
-Heeej...-po badaniach do pokoju lezacej Gonazles przyszla Samantha.
-Czesc.
-Jak sie czujesz?-usiadla na fotelu usmiechajac sie nie pewnie.Lea nic nie odpowiedziala,patrzyla przed siebie nieobecnym wzrokiem i myslami byla calkowicie gdzie indziej.-Mam cos dla ciebie-dziewczyna usmiechnala sie pogodnie i wyciagnela z torby ladnie opakowane podeleczko.-Mysle ze ci sie spodoba.-stwierdzila wreczajac je dziewczynie.Jednak ta ani drgnela,tak jakby w ogole nie slyszala tego co mowi Samantha.-Coz...-zmarszyczla brwi i odstawila prezent na stolik.-Ja musze juz isc...-wstala powoli.-Zajrze wieczorem razem z Alison.-pocalowala przyjaciolke w czolo i wyszla z pomieszczenia.Minela sie w drzwiach z pielegniarka ktora przyszla zmienic Lea kroplowke.
-Dlaczego?-Gonzales spojrzla na Loren z takim bolem ze az przechodzily ciarki.-Dlaczego on mi to zrobil?
-Ale co zrobil?-widzac ze pacjetka zaczela mowic,kobieta usiadla przy niej lapiac za dlon.
-Czemu to powiedziel? Czy on uwaza ze ja nie mam uczuc? Czemu odszedl? Czemu po zapewnieniach tak po prostu odszedl? Ja nie rozumiem.Przeciez nic zlego nie zrobilam.Nie obwiniam go za wypadek,zwierzylam mu sie.A on mnie tak po prostu zostawil sama.-Gonzales znow przeniosla spojrzenie na biala sciane przed soba.
-Kto cie zostawil?
-On...Ten ktory wszystko obiecywal.Ten ktory mial byc moim przyjacielem mimo wszystko.-po policzku dziewczyny pociekly slone lzy ktorych ona nie miala zamiaru scierac.-Ten z ktorym chcialam miec jak najwiecej kontaktu.
-Twoj chlopak?-kobieta zmarszczyla brwi jednak Gonzales nie udzielila jej odpowiedzi.Nie miala takiego zamiaru.Znow wpadla w swoj ''trans".-Hej.Lea?Kto cie skrzywidzil?-kobieta stanela przed dziewczyna.Jednak mimo staran nic.Tak jakby Lea sie wylaczyla.
-Bieber!-Caleb z chlopakami walili w drzwi frontowe.-Bieber otwieraj!
-Czego?-syknal zly otwierajac chlopakom.-Nie musicie sie tak wydzierac.Przeciez schodzilem.-odwrocil sie i poszedl do salonu.Chlopacy podazali za nim caly nabuzowani negatywnymi emocjami.
-Co sie stalo?-Max juz nie wytrzymal.
-Co sie wydarzylo u Lea?-zapytal Toby.
-O co wam chodzi?-Justin spojrzal pytajaco na cala piatke.
-Lea po twoim wyjsciu wpadla w furie...Rozpierdolila szklanke przyprawiajac sie o nowe szwy na reku.-Caleb opadl zrezygnowany na sofe.-Teraz sie nie odzywa.Jest jak lalka.Nic nie je,nie pije,nie mowi.-spojrzal z bolem w oczy pilkarza a ten nie wytrzymujac cierpiacego spojrzenia odwrocil wzrok.-Wiec do cholery mow co sie stalo.
-Coz...-chlopak usiadl na przeciwko Gonzales'a.-Rozmawialismy o tym zeby lepiej sie nie kontaktowac.-szepnal.
-Ze przepraszam kurwa co?!-Caleb az wstal,Toby dostal wielkich oczy ze zdziwienia a Max przelknal glosno sline.
-To byla rozmowa czy raczej stwierdzenie przez ciebie faktu?-syknal Luke.
-To drugie...
-Ja pierdole.-Sam westchnal wsciekly.
-Ale ze przeze mnie zrobila to co zrobila?
-Raczej tak.-stwierdzil brat dziewczyny.-Jako ostatni z nia rozmawiales przed wybuchem a Lea nie jest z tych ktorzy wsciekaja sie do takiego stanu przez byle gowno.
-Sluchaj...To nie tak ze nie chce miec kontaktu z Lea...-Justin patrzyl w swoje splecione rece.Chlopacy kiedy to uslyszeli od razu przeniesli na niego swoje spojrzenia.
-To po chuj jej tak mowiles?-zapytal Sam.
-Po prostu przerasta mnie to.
-To czyli co?
-To czym sie zajmujecie,to jaka jest Lea,to ze sie niczego nie boi i...I to ze ciagle ma jakies tajemnice.
-Sluchaj Bieber.-juz naprawde pozadnie wkurwiony Caleb wstal patrzac z nienawiscia na chlopaka.-Wiem ze Lea cie polubila jak kazde z nas...Jednak w naszym zyciu nie ma miejsca dla nie zdecydowanych ludzi.Albo jestes albo spierdalaj.Moja siostra nie bedzie za kazdym razem czekac z otwartymi ramionami.-zasmial sie lekko.-Teraz to nie sadze zeby w ogole chciala cie widzec.
-Jestes dupkiem Bieber.-stwierdzil Toby.-Nie dosc ze nacierpiala sie z powodu wypadku i Adams'a to jeszcze ty, niezdecydowana pizda jej sie dokladasz.-pokrecil glowa.-To co cie przerasta zawsze mozna przejsc wspolnie.-odwrocil sie do niego plecami zmierzajac do drzwi.-Nie licz ze teraz bedzie tak latwo z nia sie kontaktowac.Z zadnym z nas.-syknal i wyszedl.
-Justin powinienes to najpierw z nami obagadac.-Sam stal obok Gonzales'a ktory wpatrywal sie wsciekle w twarz pilkarza i nic nie mowil.-Znamy ja lepiej i moglismy przewidzec jej zachowanie.Jednak nie rozumiem twojego powodu odejscia.
-Brzydze sie toba.-Caleb wreszcie sie odezwal i patrzac z pogarda wyszedl razem z Luke z willi Biebera.
-Sam, ja naprawde nie chcialem zeby to sie tak potoczylo.
-A czego sie spodziewales? Ze bedzie blagala abys zostal?-zapytal na polsmiechu. -To nie w stylu Lea.Ona ma swoj chonor i dume dlatego pewnie nigdy by sie do tego nie posunela.Wszystkie sekrety ktore ma i my mamy...Coz...To przewaznie interesy.Dowiadujac sie o nich musialbys stac sie jednym z nas.A reszte problemow moja przyjaciolka najprawdopodobniej by ci wyjawila.Jednak ona nie jest ufna wiec pewnie wolala poczekac i przekonac sie czy faktycznie mozna ci powierzyc sekret.-odwrocil sie wychodzac.-No to sie przekonala po tym co odpierdolies...-i zamknal za soba drzwi.
-To moze byc uraz mozgu?-zapytala Ellie.Babcia rodzenstwa byla naprawde przejeta tym co sie stalo.Bala sie o ukochana wnuczke i jak najszybciej chciala ja zobaczyc.
-Nie...Po badaniach ta teoria zostala wykluczona.Lea bardzo przezywa cos w sobie.Loren,jedna z naszych pielegniarek twierdzi ze chodzi o chlopaka poniewaz pani wnuczka dala tak do zrozumienia zadajac pytania na ktore nikt oprocz tego mlodzienca nie zna odpowiedzi.
-Ale doktorze...Zeby az tak przezywac?
-Na to wyglada.-wzrusza ramionami spogladajac gdzies za kobiete.-Przepraszam musze juz isc.
-Tak,oczywiscie.-Ellie ustapila mezczyznie drogi cala zamyslona.Po chwili przyszli chlopcy i gdy tylko kobieta ich zobaczyla podeszla szybko.-Lekarz twierdzi ze Lea cos bardzo przezywa.Ze cos zwizane z chlopakiem.
-Tak babciu...-probowal opanowac swoj ostry ton glosu i nawet mu to wychodzilo.-Chodzi o...
-O mnie.-wszyscy automatycznie sie odwrocili i zobaczyli Justina.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
:c
Wszystko idzie u mnie fatalnie.Wiem ze spieprzylam rozdzial.Przepraszam.Po prostu mam pare problemow.A jak u was?
-Patrys
-Przykro mi ale Lea zostanie jeszcze w szpitalu.
-Co?!-oczy Gonzales rozszerzyly sie diametralnie.
-Z nie wiadomych nam powodow wpadla w furie roztrzaskujac szklanke.Tym sposobem powaznie rozciela sobie dlon oraz ma pare szwow na przedramieniu.-spojrzal w jej karte.
-Pan zartuje sobie prawda?
-A wygladam jakbym zartowal?-z tym pytaniem bez odpowiedzi lekarz zostawil zszokowanego Gonzales'a.Chlopak cofnal sie do krzesel i opadl na jedno z nich.
-Ja pierdole...-westchnal zakrywajac twarz dlonmi.
-Hej,stary co jest?-do chlopaka przysiadl sie Max.
-Lea rozciela sobie reke.Miala jakis pieprzony napad furii i musi zostanc jeszcze w szpitalu.-wysyczal zly a Max az znieruchomial.
-Pierdolisz?-na pytanie kolegi brat poszkodowanej odpowiedzial tylko kreceniem glowa.
-Powiedz chlopakom ze zostajemy jeszcze troche tutaj.-jeknal nie zadowolony a po chwili sie podniosl.-Ej...A kto ostatni odwiedzil Lea?-chlopak spojrzal na siedzacego bruneta.
-Bieber.-odpowiedzial pewnie.
-Trzeba z nim powaznie pogadac.-syknal zly i szybko skierowal sie do wyjscia.
-Heeej...-po badaniach do pokoju lezacej Gonazles przyszla Samantha.
-Czesc.
-Jak sie czujesz?-usiadla na fotelu usmiechajac sie nie pewnie.Lea nic nie odpowiedziala,patrzyla przed siebie nieobecnym wzrokiem i myslami byla calkowicie gdzie indziej.-Mam cos dla ciebie-dziewczyna usmiechnala sie pogodnie i wyciagnela z torby ladnie opakowane podeleczko.-Mysle ze ci sie spodoba.-stwierdzila wreczajac je dziewczynie.Jednak ta ani drgnela,tak jakby w ogole nie slyszala tego co mowi Samantha.-Coz...-zmarszyczla brwi i odstawila prezent na stolik.-Ja musze juz isc...-wstala powoli.-Zajrze wieczorem razem z Alison.-pocalowala przyjaciolke w czolo i wyszla z pomieszczenia.Minela sie w drzwiach z pielegniarka ktora przyszla zmienic Lea kroplowke.
-Dlaczego?-Gonzales spojrzla na Loren z takim bolem ze az przechodzily ciarki.-Dlaczego on mi to zrobil?
-Ale co zrobil?-widzac ze pacjetka zaczela mowic,kobieta usiadla przy niej lapiac za dlon.
-Czemu to powiedziel? Czy on uwaza ze ja nie mam uczuc? Czemu odszedl? Czemu po zapewnieniach tak po prostu odszedl? Ja nie rozumiem.Przeciez nic zlego nie zrobilam.Nie obwiniam go za wypadek,zwierzylam mu sie.A on mnie tak po prostu zostawil sama.-Gonzales znow przeniosla spojrzenie na biala sciane przed soba.
-Kto cie zostawil?
-On...Ten ktory wszystko obiecywal.Ten ktory mial byc moim przyjacielem mimo wszystko.-po policzku dziewczyny pociekly slone lzy ktorych ona nie miala zamiaru scierac.-Ten z ktorym chcialam miec jak najwiecej kontaktu.
-Twoj chlopak?-kobieta zmarszczyla brwi jednak Gonzales nie udzielila jej odpowiedzi.Nie miala takiego zamiaru.Znow wpadla w swoj ''trans".-Hej.Lea?Kto cie skrzywidzil?-kobieta stanela przed dziewczyna.Jednak mimo staran nic.Tak jakby Lea sie wylaczyla.
-Bieber!-Caleb z chlopakami walili w drzwi frontowe.-Bieber otwieraj!
-Czego?-syknal zly otwierajac chlopakom.-Nie musicie sie tak wydzierac.Przeciez schodzilem.-odwrocil sie i poszedl do salonu.Chlopacy podazali za nim caly nabuzowani negatywnymi emocjami.
-Co sie stalo?-Max juz nie wytrzymal.
-Co sie wydarzylo u Lea?-zapytal Toby.
-O co wam chodzi?-Justin spojrzal pytajaco na cala piatke.
-Lea po twoim wyjsciu wpadla w furie...Rozpierdolila szklanke przyprawiajac sie o nowe szwy na reku.-Caleb opadl zrezygnowany na sofe.-Teraz sie nie odzywa.Jest jak lalka.Nic nie je,nie pije,nie mowi.-spojrzal z bolem w oczy pilkarza a ten nie wytrzymujac cierpiacego spojrzenia odwrocil wzrok.-Wiec do cholery mow co sie stalo.
-Coz...-chlopak usiadl na przeciwko Gonzales'a.-Rozmawialismy o tym zeby lepiej sie nie kontaktowac.-szepnal.
-Ze przepraszam kurwa co?!-Caleb az wstal,Toby dostal wielkich oczy ze zdziwienia a Max przelknal glosno sline.
-To byla rozmowa czy raczej stwierdzenie przez ciebie faktu?-syknal Luke.
-To drugie...
-Ja pierdole.-Sam westchnal wsciekly.
-Ale ze przeze mnie zrobila to co zrobila?
-Raczej tak.-stwierdzil brat dziewczyny.-Jako ostatni z nia rozmawiales przed wybuchem a Lea nie jest z tych ktorzy wsciekaja sie do takiego stanu przez byle gowno.
-Sluchaj...To nie tak ze nie chce miec kontaktu z Lea...-Justin patrzyl w swoje splecione rece.Chlopacy kiedy to uslyszeli od razu przeniesli na niego swoje spojrzenia.
-To po chuj jej tak mowiles?-zapytal Sam.
-Po prostu przerasta mnie to.
-To czyli co?
-To czym sie zajmujecie,to jaka jest Lea,to ze sie niczego nie boi i...I to ze ciagle ma jakies tajemnice.
-Sluchaj Bieber.-juz naprawde pozadnie wkurwiony Caleb wstal patrzac z nienawiscia na chlopaka.-Wiem ze Lea cie polubila jak kazde z nas...Jednak w naszym zyciu nie ma miejsca dla nie zdecydowanych ludzi.Albo jestes albo spierdalaj.Moja siostra nie bedzie za kazdym razem czekac z otwartymi ramionami.-zasmial sie lekko.-Teraz to nie sadze zeby w ogole chciala cie widzec.
-Jestes dupkiem Bieber.-stwierdzil Toby.-Nie dosc ze nacierpiala sie z powodu wypadku i Adams'a to jeszcze ty, niezdecydowana pizda jej sie dokladasz.-pokrecil glowa.-To co cie przerasta zawsze mozna przejsc wspolnie.-odwrocil sie do niego plecami zmierzajac do drzwi.-Nie licz ze teraz bedzie tak latwo z nia sie kontaktowac.Z zadnym z nas.-syknal i wyszedl.
-Justin powinienes to najpierw z nami obagadac.-Sam stal obok Gonzales'a ktory wpatrywal sie wsciekle w twarz pilkarza i nic nie mowil.-Znamy ja lepiej i moglismy przewidzec jej zachowanie.Jednak nie rozumiem twojego powodu odejscia.
-Brzydze sie toba.-Caleb wreszcie sie odezwal i patrzac z pogarda wyszedl razem z Luke z willi Biebera.
-Sam, ja naprawde nie chcialem zeby to sie tak potoczylo.
-A czego sie spodziewales? Ze bedzie blagala abys zostal?-zapytal na polsmiechu. -To nie w stylu Lea.Ona ma swoj chonor i dume dlatego pewnie nigdy by sie do tego nie posunela.Wszystkie sekrety ktore ma i my mamy...Coz...To przewaznie interesy.Dowiadujac sie o nich musialbys stac sie jednym z nas.A reszte problemow moja przyjaciolka najprawdopodobniej by ci wyjawila.Jednak ona nie jest ufna wiec pewnie wolala poczekac i przekonac sie czy faktycznie mozna ci powierzyc sekret.-odwrocil sie wychodzac.-No to sie przekonala po tym co odpierdolies...-i zamknal za soba drzwi.
-To moze byc uraz mozgu?-zapytala Ellie.Babcia rodzenstwa byla naprawde przejeta tym co sie stalo.Bala sie o ukochana wnuczke i jak najszybciej chciala ja zobaczyc.
-Nie...Po badaniach ta teoria zostala wykluczona.Lea bardzo przezywa cos w sobie.Loren,jedna z naszych pielegniarek twierdzi ze chodzi o chlopaka poniewaz pani wnuczka dala tak do zrozumienia zadajac pytania na ktore nikt oprocz tego mlodzienca nie zna odpowiedzi.
-Ale doktorze...Zeby az tak przezywac?
-Na to wyglada.-wzrusza ramionami spogladajac gdzies za kobiete.-Przepraszam musze juz isc.
-Tak,oczywiscie.-Ellie ustapila mezczyznie drogi cala zamyslona.Po chwili przyszli chlopcy i gdy tylko kobieta ich zobaczyla podeszla szybko.-Lekarz twierdzi ze Lea cos bardzo przezywa.Ze cos zwizane z chlopakiem.
-Tak babciu...-probowal opanowac swoj ostry ton glosu i nawet mu to wychodzilo.-Chodzi o...
-O mnie.-wszyscy automatycznie sie odwrocili i zobaczyli Justina.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
:c
Wszystko idzie u mnie fatalnie.Wiem ze spieprzylam rozdzial.Przepraszam.Po prostu mam pare problemow.A jak u was?
-Patrys
wtorek, 20 sierpnia 2013
#22
Po wieczornych badaniach Lea myslala iz Sumer wyjdzie z sali tak jak zawsze.Jednak tym razem sie mylila.Lekarz usiadl na fotelu obok jej lozka i spojrzal smutno.
-Co?-syknela zla.
-Jak sie masz?-silil sie na usmiech jednak nic mu z tego nie wychodzilo.
-Nie pana pieprzony interes...-zalozyla rece na piersiach i patrzyla przez okno od strony korytarza.Widziala ze Justin wciaz tam siedzial jednak nie bylo chwili aby pogadac.Po wyjsciu dziewczyn od razu przyszedl Sumers zrobic badania.
-Lea...Co sie stalo?
-Gowno! Jeszcze sie pan pyta...-wywrocila oczami.
-Zloscisz sie za to ze wiem?
-Po czesci...-szepnela zrezygnowana.-Kurwa nie cierpie gdy ktos nowy o tym sie dowiaduje.A teraz przez pana,przez to ze zaczal pan temat przy Justinie...Bede musiala mu wytlumaczyc.-przeniosla bolejacy wzrok na swojego rozmowce.-Nie chce mu mowic ani nie chce go oklamywac.-szepnela.-Wiec widzi pan iz to ciezka sytuacja...-westchnela.
-Oh...Ja myslalem ze on wie.-zmarszyl brawi patrzac niobecnie w posciel.-Przepraszam ale jestescie tak blisko ze myslalem iz nie macie tajemnic.
-Jest pan swiadomy tego czym sie zajmuje,prawda?
-Tak...-szepnal kiwajac glowa.-Nie wiem co dokladnie ale slyszalem pogloski.
-No wlasnie...Mysli pan ze z tym gownem w ktorym siedze moge sie zwierzac pierwszej lepszej osobie?-zasmiala sie drwiaco.-Myli sie pan.-polozyla sie wygodnie i patrzyla w sufit.-To bagno w ktorym siedzimy razem z chlopakami ma swoje zasady.
-Rozumiem.-powiedzial podnoszac sie z lozka.-Sluchaj...Wyniki z dzisiejszego dnia beda decydowaly o tym czy jutro w poludnie wyjdziesz czy jednak jeszcze na troche zostaniesz.-powiedzial smutno.
-Czemu ma pan taka mine?-zapytala zaniepokojona na co lekarz wzruszyl tylko ramionami.-Wszystko dobrze,prawda?
-Dobranoc Lea...-usmiechnal sie smutno i wyszedl.Tak po prostu wyszedl.Bez odpowiedzi...
-Jak spalas?-zapytal Max.
-Znow bylo strasznie...Spalam trzy godziny i to jeszcze na prochac.-syknela wkurwiona.Gonzales miala dosc wszystkiego.Zastanawiala sie czemu Justin nie przyszedl pogadac,przeciez wiedzial iz siedzi sama w pokoju.Wiedziala ze spal na korytarzu bo to widziala.Czy jest na nia zly?A moze po prostu stwierdzil ze nie chce miec nic wspolnego z taka dziewczyna jak ona?
-Biedactwo moje.-przyjaciel wsunal sie pod koldre do poszkodowanej a ta od razu sie w niego wtulila.
-Max??-szepnela nie pewnie.
-Tak?
-Co z JB?-nie patrzyla przyjacielowi w oczy poniewaz nie chciala by wiedzial jej zmartwienie.Mimo ze swietnie skrywala uczucia i zajebiscie klamala to chlopacy z The Fastest i tak i tak wiedzieli kiedy klamie.To przez jej oczy.Ktos to zna ja od dluzszego czasu potrafi nauczyc sie jej na pamiec.Jednak do tego potrzebne sa lata ciaglego przebywania z dziewczyna.
-Nie wiem...Nie odzywa sie do nikogo oprocz tego jego kumpla.Jak mu tam?-chlopak zmarszyl brwi myslac.-Alfredo...Chyba.
-Kto to?-Lea podniosla sie do pozycji siedzacej i spojrzala na lezacego chlopaka.
-Jakis jego kumpel.Codziennie do niego przychodzi, i albo ida do bufetu albo wychodza przed szpital pogadac.
-Jaki jest?-zapytala ciekawa na co Max sie rozesmial.-No co?-zapytala usmiechajac sie lekko.
-Co?-zapytal ironizujac.-Przeciez wiem ze nie chodzi ci o charakter tego jego kumpla.
-Cham!-zasmiala sie walac go w ramie.
-No dobra,dobra.Przeciez ja ci nie bede go ocenial.Co ja baba jestem?-oblizal usta caly czas sie smiejac.-Ale ogolnie jest spoko.Da sie z nim normalnie pogadac.
-Mhmmmm...No ale jaaaaki jest?-zapytala blagalnie a pozniej oboje wybuchneli smiechem.-Nie no jaja sobie robie.-znow sie polozyla kladac glowe na obojczku przyjaciela.-Co u ciebie?
-Ehh...Dawno o to nie pytalas.-stwierdzil usmiechajac sie.-Spoko,mala...Chociaz brakuje nam cie w domu.-wzruszyl delikatnie ramionami.-Wiesz jakie to nudy gdy nie ma kogo draznic?!
-Debile...-wywrocila oczami smiejac sie.
-I jak moge wyjsc?-oczy Lea az rozblysly gdy zobaczyla Sumers'a z jej karta.Momentalnie przerwala rozmowe ze swoim bratem oraz Toby'm.
-Owszem.-usmiechnal sie lekarz.-Ale to za trzy godziny.
-Czemuuuuuuuu?-jeknela zawiedziona.
-Lea!-zasmial sie jej brat.-Przeciez wychodzisz,tak? Powinnas sie cieszyc a nie marudzisz...
-Stul pysk Caleb i mnie nie wkurwiaj.-dziewczyna nadal miala za zle swojemu bratu.
-Za jakies 30 minut przyjada pielegniarki zeby panience pomoc.-umsiechnal sie pogodnie lekarz.-Przepraszam ze pytam...Nadal nie widzialas?
-Nie.-odpowiedziala sucho.Gdy lekarz wyszedl nastala grobowa cisza.Gonzales myslami byla caly czas nie obecna,po prostu zastanawiala sie czemu Justin ja olal.W jednym momencie wczesniej wymieniony chlopak wszedl szybko do pokoju.Oczy lezacej dziewczyny az rozblysly,jednak chlopak nie obdarzyl jej spojrzeniem.-Wychodze dzisiaj.-szepnela,usmiechnela sie nie smialo.
-Mhm...Spoko.-siegnal po swoja kurtke i odwrocil sie do drzwi.Lea byla zszokowana tak samo jak Caleb i Toby.-Sluchaj...-Bieber zmarszczyl czolo.-Mozemy pogadac?
-Pewnie...-spojrzala znaczaco na swojego brata i przyjaciela a ci od razu sie podniesli do wyjscia.Toby zamykajac drzwi poslal jej pelne pokrzepienia spojrzenie.-Usiadziesz?-zapytala przesuwajac sie troche na lozku.
-Co tu sie dzieje?-zapytal stajac na przeciwko jej lozka.
-Usiadz.-powiedziala stanowczo patrzac na wolne miejsce.-To troszke potrwa.
-Nie...Wiesz co?-chlopak pokrecil glowa.-Nie chce nic wiedziec.Moze faktycznie mialas racje ze lepiej bedzie jesli nie bedziemy mieli ze soba stycznosci.-stwierdzil patrzac pewnie w jej oczy.Zauwazyla ze mowil to z bolem ale tez pewnego rodzaju tesknota.Wlasnie wtedy zrozumiala ze on moze miec racje,jednak mimo wszystko byla zszokowana jego slowami.
-Tak.Masz racje.-syknela zla odwracajac wzrok.-Czego ja sie moglam spodziewac?-westchnela smutno.
-Slucham?-swietnie uslyszal jej slowa jednak jego ton byl dosc kpiacy.
-Zawsze tak jest ze gdy staja sie problemy po prostu ludzie wola sie poddac.-syknela mu prosto w twarz.-Pierdol sie Justin i wypierdalaj...-pokazala na drzwi.-Tak przeciez bedzie lepiej.-powiedziala na polsmiechu.Pilkarz spojrzal na nia z wyrzutem a potem faktycznie wyszedl trzaskajac drzwiami.
-Co ci sie stalo w reke?!-pisnela mloda pielegniarka patrzac na krwawiaca dlon dziewczyny.
-Nic...-zasmiala sie glupio patrzac niobecnie przed siebie.
-Dziewczyno ty masz tam szklo!-blondynka spojrzala na swoja reke i posmutniala.
-Ups?-pokrecila lekko glowa.Po wyjsciu Biebera Gonzales wpadla w furie.Nie dosc ze jej oczy zalaly sie czernia i gdyby tylko ktos wszedl do pokoju zostalby zabity to dziewczyna wymachujac rekami zachaczyla o szklanke i sciskajac ja w dloni, roztrzaskala.Rany byly glebokie i cale zabrudzone dlatego pielegniarka od razu zaczela opatrywac skaleczenia.
-A co tu sie stalo?-do pokoju wszedl Sumers.
-Atak na tle nerwowym.-stwierdzila krzatajaca sie pielegniarka.-Tak sadze.-wlasnie bandarzowala zszyta dlon kiedy doktor podszedl do poszkodowanej.
-Jak sie czujesz?
-Jak czlowiek bez uczuc.-powiedziala machinalnie i popatrzyla na doktora kpiacym wzrokiem.-A pan?-zapytala z lekko sarkastycznym.
-Co tu sie stalo?!-wykrzyknal spanikowany.-Co z nia?!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Eh...Oj ta Lea...Same z nia problemy.
Spodziewaliscie sie tego? Ja szczerze nie ale po calej wczorajszej sytuacji postanowilam jeszcze bardziej podramatyzowac. <bezradny>
Dodawajcie komy plose...
-Patrys
-Co?-syknela zla.
-Jak sie masz?-silil sie na usmiech jednak nic mu z tego nie wychodzilo.
-Nie pana pieprzony interes...-zalozyla rece na piersiach i patrzyla przez okno od strony korytarza.Widziala ze Justin wciaz tam siedzial jednak nie bylo chwili aby pogadac.Po wyjsciu dziewczyn od razu przyszedl Sumers zrobic badania.
-Lea...Co sie stalo?
-Gowno! Jeszcze sie pan pyta...-wywrocila oczami.
-Zloscisz sie za to ze wiem?
-Po czesci...-szepnela zrezygnowana.-Kurwa nie cierpie gdy ktos nowy o tym sie dowiaduje.A teraz przez pana,przez to ze zaczal pan temat przy Justinie...Bede musiala mu wytlumaczyc.-przeniosla bolejacy wzrok na swojego rozmowce.-Nie chce mu mowic ani nie chce go oklamywac.-szepnela.-Wiec widzi pan iz to ciezka sytuacja...-westchnela.
-Oh...Ja myslalem ze on wie.-zmarszyl brawi patrzac niobecnie w posciel.-Przepraszam ale jestescie tak blisko ze myslalem iz nie macie tajemnic.
-Jest pan swiadomy tego czym sie zajmuje,prawda?
-Tak...-szepnal kiwajac glowa.-Nie wiem co dokladnie ale slyszalem pogloski.
-No wlasnie...Mysli pan ze z tym gownem w ktorym siedze moge sie zwierzac pierwszej lepszej osobie?-zasmiala sie drwiaco.-Myli sie pan.-polozyla sie wygodnie i patrzyla w sufit.-To bagno w ktorym siedzimy razem z chlopakami ma swoje zasady.
-Rozumiem.-powiedzial podnoszac sie z lozka.-Sluchaj...Wyniki z dzisiejszego dnia beda decydowaly o tym czy jutro w poludnie wyjdziesz czy jednak jeszcze na troche zostaniesz.-powiedzial smutno.
-Czemu ma pan taka mine?-zapytala zaniepokojona na co lekarz wzruszyl tylko ramionami.-Wszystko dobrze,prawda?
-Dobranoc Lea...-usmiechnal sie smutno i wyszedl.Tak po prostu wyszedl.Bez odpowiedzi...
-Jak spalas?-zapytal Max.
-Znow bylo strasznie...Spalam trzy godziny i to jeszcze na prochac.-syknela wkurwiona.Gonzales miala dosc wszystkiego.Zastanawiala sie czemu Justin nie przyszedl pogadac,przeciez wiedzial iz siedzi sama w pokoju.Wiedziala ze spal na korytarzu bo to widziala.Czy jest na nia zly?A moze po prostu stwierdzil ze nie chce miec nic wspolnego z taka dziewczyna jak ona?
-Biedactwo moje.-przyjaciel wsunal sie pod koldre do poszkodowanej a ta od razu sie w niego wtulila.
-Max??-szepnela nie pewnie.
-Tak?
-Co z JB?-nie patrzyla przyjacielowi w oczy poniewaz nie chciala by wiedzial jej zmartwienie.Mimo ze swietnie skrywala uczucia i zajebiscie klamala to chlopacy z The Fastest i tak i tak wiedzieli kiedy klamie.To przez jej oczy.Ktos to zna ja od dluzszego czasu potrafi nauczyc sie jej na pamiec.Jednak do tego potrzebne sa lata ciaglego przebywania z dziewczyna.
-Nie wiem...Nie odzywa sie do nikogo oprocz tego jego kumpla.Jak mu tam?-chlopak zmarszyl brwi myslac.-Alfredo...Chyba.
-Kto to?-Lea podniosla sie do pozycji siedzacej i spojrzala na lezacego chlopaka.
-Jakis jego kumpel.Codziennie do niego przychodzi, i albo ida do bufetu albo wychodza przed szpital pogadac.
-Jaki jest?-zapytala ciekawa na co Max sie rozesmial.-No co?-zapytala usmiechajac sie lekko.
-Co?-zapytal ironizujac.-Przeciez wiem ze nie chodzi ci o charakter tego jego kumpla.
-Cham!-zasmiala sie walac go w ramie.
-No dobra,dobra.Przeciez ja ci nie bede go ocenial.Co ja baba jestem?-oblizal usta caly czas sie smiejac.-Ale ogolnie jest spoko.Da sie z nim normalnie pogadac.
-Mhmmmm...No ale jaaaaki jest?-zapytala blagalnie a pozniej oboje wybuchneli smiechem.-Nie no jaja sobie robie.-znow sie polozyla kladac glowe na obojczku przyjaciela.-Co u ciebie?
-Ehh...Dawno o to nie pytalas.-stwierdzil usmiechajac sie.-Spoko,mala...Chociaz brakuje nam cie w domu.-wzruszyl delikatnie ramionami.-Wiesz jakie to nudy gdy nie ma kogo draznic?!
-Debile...-wywrocila oczami smiejac sie.
-I jak moge wyjsc?-oczy Lea az rozblysly gdy zobaczyla Sumers'a z jej karta.Momentalnie przerwala rozmowe ze swoim bratem oraz Toby'm.
-Owszem.-usmiechnal sie lekarz.-Ale to za trzy godziny.
-Czemuuuuuuuu?-jeknela zawiedziona.
-Lea!-zasmial sie jej brat.-Przeciez wychodzisz,tak? Powinnas sie cieszyc a nie marudzisz...
-Stul pysk Caleb i mnie nie wkurwiaj.-dziewczyna nadal miala za zle swojemu bratu.
-Za jakies 30 minut przyjada pielegniarki zeby panience pomoc.-umsiechnal sie pogodnie lekarz.-Przepraszam ze pytam...Nadal nie widzialas?
-Nie.-odpowiedziala sucho.Gdy lekarz wyszedl nastala grobowa cisza.Gonzales myslami byla caly czas nie obecna,po prostu zastanawiala sie czemu Justin ja olal.W jednym momencie wczesniej wymieniony chlopak wszedl szybko do pokoju.Oczy lezacej dziewczyny az rozblysly,jednak chlopak nie obdarzyl jej spojrzeniem.-Wychodze dzisiaj.-szepnela,usmiechnela sie nie smialo.
-Mhm...Spoko.-siegnal po swoja kurtke i odwrocil sie do drzwi.Lea byla zszokowana tak samo jak Caleb i Toby.-Sluchaj...-Bieber zmarszczyl czolo.-Mozemy pogadac?
-Pewnie...-spojrzala znaczaco na swojego brata i przyjaciela a ci od razu sie podniesli do wyjscia.Toby zamykajac drzwi poslal jej pelne pokrzepienia spojrzenie.-Usiadziesz?-zapytala przesuwajac sie troche na lozku.
-Co tu sie dzieje?-zapytal stajac na przeciwko jej lozka.
-Usiadz.-powiedziala stanowczo patrzac na wolne miejsce.-To troszke potrwa.
-Nie...Wiesz co?-chlopak pokrecil glowa.-Nie chce nic wiedziec.Moze faktycznie mialas racje ze lepiej bedzie jesli nie bedziemy mieli ze soba stycznosci.-stwierdzil patrzac pewnie w jej oczy.Zauwazyla ze mowil to z bolem ale tez pewnego rodzaju tesknota.Wlasnie wtedy zrozumiala ze on moze miec racje,jednak mimo wszystko byla zszokowana jego slowami.
-Tak.Masz racje.-syknela zla odwracajac wzrok.-Czego ja sie moglam spodziewac?-westchnela smutno.
-Slucham?-swietnie uslyszal jej slowa jednak jego ton byl dosc kpiacy.
-Zawsze tak jest ze gdy staja sie problemy po prostu ludzie wola sie poddac.-syknela mu prosto w twarz.-Pierdol sie Justin i wypierdalaj...-pokazala na drzwi.-Tak przeciez bedzie lepiej.-powiedziala na polsmiechu.Pilkarz spojrzal na nia z wyrzutem a potem faktycznie wyszedl trzaskajac drzwiami.
-Co ci sie stalo w reke?!-pisnela mloda pielegniarka patrzac na krwawiaca dlon dziewczyny.
-Nic...-zasmiala sie glupio patrzac niobecnie przed siebie.
-Dziewczyno ty masz tam szklo!-blondynka spojrzala na swoja reke i posmutniala.
-Ups?-pokrecila lekko glowa.Po wyjsciu Biebera Gonzales wpadla w furie.Nie dosc ze jej oczy zalaly sie czernia i gdyby tylko ktos wszedl do pokoju zostalby zabity to dziewczyna wymachujac rekami zachaczyla o szklanke i sciskajac ja w dloni, roztrzaskala.Rany byly glebokie i cale zabrudzone dlatego pielegniarka od razu zaczela opatrywac skaleczenia.
-A co tu sie stalo?-do pokoju wszedl Sumers.
-Atak na tle nerwowym.-stwierdzila krzatajaca sie pielegniarka.-Tak sadze.-wlasnie bandarzowala zszyta dlon kiedy doktor podszedl do poszkodowanej.
-Jak sie czujesz?
-Jak czlowiek bez uczuc.-powiedziala machinalnie i popatrzyla na doktora kpiacym wzrokiem.-A pan?-zapytala z lekko sarkastycznym.
-Co tu sie stalo?!-wykrzyknal spanikowany.-Co z nia?!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Eh...Oj ta Lea...Same z nia problemy.
Spodziewaliscie sie tego? Ja szczerze nie ale po calej wczorajszej sytuacji postanowilam jeszcze bardziej podramatyzowac. <bezradny>
Dodawajcie komy plose...
-Patrys
sobota, 17 sierpnia 2013
#21
-I jak minely ostatnie trzy noce?-zapytal usmiechniety doktor wchodzac do pokoju dziewczyny.
-Wyspalam sie.-usmiechnela sie zadowolona.-Wreszcie normalnie spalam.-stwierdzila spogladajac na Justina siedzacego w nogach jej lozka.
-Widziala juz panienka blizny?-zapytal szeptem siegajac po jej karte.Na twarzy Lea wymalowalo sie cierpienie i bol.
-Nie...-syknela wsciekla i naciagnela bardziej cienka koldre.
-Nie wiem jak tak mozna dlugo wytrzymac...-powiedzial na pol smiechu.
-Jak widac mozna.-zalozyla rece na piersiach a jej dobry humor od razu szlag trafil.Miala dosc juz siedzenia w szpitalu i sluchania tych wszystkich pytan i komentarzy na temat jej ciala.Nie byla jeszcze gotowa na patrzenie na siebie.Przerazalo ja to i wpedzalo w depresje.
-Lea...-Justin szepnal spogladajac na nia wymownie a ta wywrocila oczami.
-Kiedy bede mogla stad wyjsc?-zapytala wymuszajac usmiech z czego jej wyszedl grymas.
-W najblizszym czasie.-Sumers podniosl na chwile wzrok usmiechajac sie wesolo.-Widze ze nie za bardzo ci sie tutaj podoba...
-Ehm...No nie...-wzruszyla ramionami silac sie na mily ton glosu.-A mozna by bylo dokladniej?
-Jutro w polodnie przy dobrych ukladach sie pozegnamy.-wsadzil sobie karte pod ramie.-Nie masz zadnych problemow po wypadku?-zapytal spogladajac znaczaco a Lea az zamarla."Ale skad?".Zastanawiala sie wsciekla.
-Pan...Pan wie?
-Owszem.-usmiechnal sie lekko.Justin nie wiedzial o co chodzi i szczerze go to wkurzalo.Myslal ze dziewczyna powiedziala mu istotniejsze czesci jej zycia.
-Skad?-syknela mrozac oczy i starajac opanowac swoja zlosc.
-Badania...-wzruszyl ramiona mieszajac sie lekko.-Przepraszam,nie zrobilem tego specjalnie po porstu calkowity przypadek.Badz pewna ze juz wiem co mi grozi jesli ktos sie dowie.-wzdrygnal sie a dziewczyna usmiechnela sie zwyciesko.
-Caleb wytlumaczyl to dobitnie?-zasmiala sie.
-Bardzo.
-To dobrze...-skinela glowa i usmiechnela sie.-Niech sie pan nie martwi,polubilam pan.Jesli nic sie nie wyda nic sie nie stanie.-wzruszyla bezinteresownie ramionami.-Proste.
-Rozumiem...-stwierdzil marszczac brwi.Po chwili ciszy potrasnal glowa jakby chcac wyrzucic swoje mysli.-Za dwie godziny ma panienka badania...-powiedzial machinalnie i wyszedl z pomieszczenia zostawiajac zszokowanego i zdezorientowanego Justina oraz wsciekla Lea samych.
-Ehm...-po chwili ciszy dziewczyna opanowala swoje nerwy.-Nie obrazil bys sie gdybym poprosila abys wyszedl?-patrzyla na niego nie pewnie a on przeniosl na nia swoj nieobecny wzrok.Pokiwal glowa nadal patrzac slepo i po porstu wstal a potem wyszedl.
-Jak?!-Goznales juz nerwy puszczaly a Caleb nadal nie chcial nic mowic.Od pol godziny probowali sie dogadac,bez skutku.-Do kurwy nedzy jakim cudem pozwoliles na takie gowno?!
-Musial zrobic badania.Bylas w ciezkim stanie.Ja nie wiedzialem.-mowil szybko i machinalnie a dziewczyna juz nie wytrzymywala.Wymachiwala rekoma na wszystkie strony a jej oczy zalaly sie czernia.
-Kurwa!Nie mogles sciagnac mojego lekarza?! Musiales pozwolic temu pierdolonemu Sumers'owi przeanalizowac moje DNA?! Caleb! Mysl do kurwy nedzy!-Justin przygladal sie przez oko jak wsciekla dziewczyna wrzeszy na brata a ten spokojnie probuje jej sie wytlumaczyc.Nie mial pojecia o co chodzi i od chwili wyjscia z jej sali nadal byl nieobecny.Mimo ze minelo juz 5 godzin on nadal,bez przerwy siedzial na korytarzu.
-Lea uspokoj sie...-starszy Gonzales probowal wyluzowac atmosfere.-Mala przeciez wiesz ze nic nie powie...
-No i chuj mnie to ochodzi!Liczy sie to ze wie!!-zamknela oczy opadajac na poduszke.
-Lea...Porozmawiaj ze mna spokojnie...-poprosil podchodzac do jej lozka.
-Przez to wszystko musze cos wymyslec zeby wytlumaczyc Justin'owi ten caly burdel! Jak?! Sie pytam,kurwa,jak?!Co mam mu powiedziec?!-znow spojrzala przerazajacymi galkami na Caleba.
-Powiedz mu prawde.-zachecil usmiechajac sie.-Nie sadzisz ze zasluzyl na szczerosc?
-Nie zadzisz ze to popierdolony pomysl ktorego nie moge wykonac? Przeciez on nie moze sie w to zamieszac.
-Ale kto powiedzial o mieszaniu sie w to?-zapytal rozbawiony.-Przeciez to ty masz ten...-chcial powiedziec 'dar' jednak wiedzial jak jego siostra nie cierpi tego okreslenia.- To cos...Ktore nie robi czesci naszych interesow.-stwierdzil patrzac w podloge.
-Mhmmmm...Czyli uwazasz ze to iz posiadam takie zdolnosci nie przydaje ci sie w interesach?-Caleb wiedzial ze sie nie wymiga.Lea idealnie wiedziala ze jej moc przydaje sie podczas interesow mimo ze rzadko jej uzywala,naprawde baaardzo rzadko poniewaz nie chciala sie ujawniac.-A co jesli sie zapyta jak tego uzywam?W jakich sytuacjach? Do jakich celow?
-Yhm...Sklamiesz.-wzruszyl ramionami jakby to byla najoczywistrza rzecz na swiecie.
-Pojebalo cie?! Najpierw mam mu wyjawiac prawde o sobie a pozniej klamac?! Zdecyduj sie...
-Dobra...Rob co chcesz...-brat dziewczyny juz mial dosc.Po porstu machnal reka i wyszedl z pokoju zostawiajac dziewczyne sama.
-Siemanko mloda.-do pokoju wpadl Max z Toby'm.
-Jak spalas?-zapytal ten pierwszy.
-W ogole nie spalam.-syknela zla.Faktycznie nie mogla zmrozyc oka poniewaz Justin nie pojawil sie do konca dnia.-A jak u was?-wymusila usmiech spogladajac na dwojke rozsiadajacych sie chlopakow.
-Spoko.
-Swietnie.-odpowiedzial Max ruszajac zabawnie brwiami.-Mam dla ciebie niespodzianke.-usmiechnal sie tajemniczo a oczy dziewczyny rozblysly.-Poczekaj chwile.-wstal szybko i podbiegl do drzwi by potem otwierajac je skinac na kogos.W jednym momencie w drzwiach pojawila sie Samantha i Alison.Gonzales az pisnela ze szczescia i wyciagnela rece w strone dziewczyn a te od razu ja przytulily.
-To my was zostawimy.-stwierdzil Toby wstajac z lozka i wyszli razem z Max'em z pokoju.
-Co wy tutaj robicie?-Lea nie mogla uwierzyc ze jej dwie najlepsze przyjaciolki sa przy niej.Teraz bardzo ich potrzebowala dlatego bylo to dla niej tak wazne.
-No jak to co?-zasmiala sie ta starsza.-Max nas sciagnal tutaj to jestesmy.-zarumienila sie wypowiadajac imie chlopaka.
-Uuuuu...-zasmiala sie Lea.-Cos sie kroi?
-Nie wazne!-Ali odpowiedziala zbyt szybko i obie dziewczyny wiedzialy juz ze ta dwojka ma sie ku sobie. -Ugh...Nie jestesmy tutaj zeby gadac o mnie.
-Fakt.-Sam usadowlia sie wygodniej na lozku kolezanki.-Wiemy juz wszystko ze szczegolami co sie tutaj dzialo i dzieje.
-Dlatego przylecialysmy z pomoca.-klasnela w dlonie uradowana Alison.
-Co mu powiesz?-zapytala zaciekawiona Sam wyjmujac ulubione zelki Gonzales i wreczyla jej paczke.
-Dzieki...-przelknela ulubiony przysmak i wzruszyla ramionami.-Nie mam kurwa pojecia...Przez tego chuja Caleba razem z tym Sumers'em mam kurweski problem.-skrzywila sie ze zlosci.-Ja pierdole...-szepnela zrezygnowanie wypuszczajac powietrze z ploc.
-Cos sie zaraz wymysli...-stwierdzila Ali podkradajac kolezance zelki.
-A blizny?-zapytala znow Samantha.-Widzialas juz je?
-Popierdolilo cie czy jak?-zapytala juz wsciekla Lea.-Znasz mnie przeciez...-probowala sie opanowac aby jej oczy nie zmienily koloru.
-Skarbie.-Ali poglaskala ja po ramieniu.-Spokojnie.-poslala jej pocieszajace spojrzenie.-Wszystko jest ok i nadal nic sie nie zmienilas.
-Pierdolnelo was...-syknela zla.Szybko podciagnela koszulke od swojej pizamy ukazujac brzuch w naprawde duzej ilosci,dlugich i glebokich ran.-Patrzcie!-krzyknela zla jednak mimo wszystko zamknela oczy i nie patrzyla na brzuch.-Nadal jestem taka sama?! Nie!! Zobaczcie jak to gowno mnie szpeci!-dziewczyny byly w ogromnym szoku.Nie spodziewaly sie ze jej brzuch jest az tak pokaleczony.Blizn bylo naprawde duzo i byly naprawde przerazajace.Lea szybko zaciagnela koszulke i otworzyla oczy.Sam i Ali zakrywaly usta rekoma a ich oczy byly zaszkolnie.Patrzyly na przyjaciolke ze wspolczuciem.
-Nie chce go...-powiedziala smutno.
-Czego nei chcesz?-zapytaly chorkiem tak samo zdezorientowane.
-Zalu i wspolczucia...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No to jest...Wrocilam ;) Musicie jednak dac mi chwile bo musze lekcje odrobic :/ Niestety trzy miesiace wakacji mam ale place tym ze musze odrobic prace domowe...ehhh...
Mam nadzieje ze rozdzial sie podobal :) Troszke nudnawy ale w nastepnym bedzie juz ciekawiej :D Chyba xD Zalezy od mojego samopoczucia ^^
Love Ya!
-Patrys.
-Wyspalam sie.-usmiechnela sie zadowolona.-Wreszcie normalnie spalam.-stwierdzila spogladajac na Justina siedzacego w nogach jej lozka.
-Widziala juz panienka blizny?-zapytal szeptem siegajac po jej karte.Na twarzy Lea wymalowalo sie cierpienie i bol.
-Nie...-syknela wsciekla i naciagnela bardziej cienka koldre.
-Nie wiem jak tak mozna dlugo wytrzymac...-powiedzial na pol smiechu.
-Jak widac mozna.-zalozyla rece na piersiach a jej dobry humor od razu szlag trafil.Miala dosc juz siedzenia w szpitalu i sluchania tych wszystkich pytan i komentarzy na temat jej ciala.Nie byla jeszcze gotowa na patrzenie na siebie.Przerazalo ja to i wpedzalo w depresje.
-Lea...-Justin szepnal spogladajac na nia wymownie a ta wywrocila oczami.
-Kiedy bede mogla stad wyjsc?-zapytala wymuszajac usmiech z czego jej wyszedl grymas.
-W najblizszym czasie.-Sumers podniosl na chwile wzrok usmiechajac sie wesolo.-Widze ze nie za bardzo ci sie tutaj podoba...
-Ehm...No nie...-wzruszyla ramionami silac sie na mily ton glosu.-A mozna by bylo dokladniej?
-Jutro w polodnie przy dobrych ukladach sie pozegnamy.-wsadzil sobie karte pod ramie.-Nie masz zadnych problemow po wypadku?-zapytal spogladajac znaczaco a Lea az zamarla."Ale skad?".Zastanawiala sie wsciekla.
-Pan...Pan wie?
-Owszem.-usmiechnal sie lekko.Justin nie wiedzial o co chodzi i szczerze go to wkurzalo.Myslal ze dziewczyna powiedziala mu istotniejsze czesci jej zycia.
-Skad?-syknela mrozac oczy i starajac opanowac swoja zlosc.
-Badania...-wzruszyl ramiona mieszajac sie lekko.-Przepraszam,nie zrobilem tego specjalnie po porstu calkowity przypadek.Badz pewna ze juz wiem co mi grozi jesli ktos sie dowie.-wzdrygnal sie a dziewczyna usmiechnela sie zwyciesko.
-Caleb wytlumaczyl to dobitnie?-zasmiala sie.
-Bardzo.
-To dobrze...-skinela glowa i usmiechnela sie.-Niech sie pan nie martwi,polubilam pan.Jesli nic sie nie wyda nic sie nie stanie.-wzruszyla bezinteresownie ramionami.-Proste.
-Rozumiem...-stwierdzil marszczac brwi.Po chwili ciszy potrasnal glowa jakby chcac wyrzucic swoje mysli.-Za dwie godziny ma panienka badania...-powiedzial machinalnie i wyszedl z pomieszczenia zostawiajac zszokowanego i zdezorientowanego Justina oraz wsciekla Lea samych.
-Ehm...-po chwili ciszy dziewczyna opanowala swoje nerwy.-Nie obrazil bys sie gdybym poprosila abys wyszedl?-patrzyla na niego nie pewnie a on przeniosl na nia swoj nieobecny wzrok.Pokiwal glowa nadal patrzac slepo i po porstu wstal a potem wyszedl.
-Jak?!-Goznales juz nerwy puszczaly a Caleb nadal nie chcial nic mowic.Od pol godziny probowali sie dogadac,bez skutku.-Do kurwy nedzy jakim cudem pozwoliles na takie gowno?!
-Musial zrobic badania.Bylas w ciezkim stanie.Ja nie wiedzialem.-mowil szybko i machinalnie a dziewczyna juz nie wytrzymywala.Wymachiwala rekoma na wszystkie strony a jej oczy zalaly sie czernia.
-Kurwa!Nie mogles sciagnac mojego lekarza?! Musiales pozwolic temu pierdolonemu Sumers'owi przeanalizowac moje DNA?! Caleb! Mysl do kurwy nedzy!-Justin przygladal sie przez oko jak wsciekla dziewczyna wrzeszy na brata a ten spokojnie probuje jej sie wytlumaczyc.Nie mial pojecia o co chodzi i od chwili wyjscia z jej sali nadal byl nieobecny.Mimo ze minelo juz 5 godzin on nadal,bez przerwy siedzial na korytarzu.
-Lea uspokoj sie...-starszy Gonzales probowal wyluzowac atmosfere.-Mala przeciez wiesz ze nic nie powie...
-No i chuj mnie to ochodzi!Liczy sie to ze wie!!-zamknela oczy opadajac na poduszke.
-Lea...Porozmawiaj ze mna spokojnie...-poprosil podchodzac do jej lozka.
-Przez to wszystko musze cos wymyslec zeby wytlumaczyc Justin'owi ten caly burdel! Jak?! Sie pytam,kurwa,jak?!Co mam mu powiedziec?!-znow spojrzala przerazajacymi galkami na Caleba.
-Powiedz mu prawde.-zachecil usmiechajac sie.-Nie sadzisz ze zasluzyl na szczerosc?
-Nie zadzisz ze to popierdolony pomysl ktorego nie moge wykonac? Przeciez on nie moze sie w to zamieszac.
-Ale kto powiedzial o mieszaniu sie w to?-zapytal rozbawiony.-Przeciez to ty masz ten...-chcial powiedziec 'dar' jednak wiedzial jak jego siostra nie cierpi tego okreslenia.- To cos...Ktore nie robi czesci naszych interesow.-stwierdzil patrzac w podloge.
-Mhmmmm...Czyli uwazasz ze to iz posiadam takie zdolnosci nie przydaje ci sie w interesach?-Caleb wiedzial ze sie nie wymiga.Lea idealnie wiedziala ze jej moc przydaje sie podczas interesow mimo ze rzadko jej uzywala,naprawde baaardzo rzadko poniewaz nie chciala sie ujawniac.-A co jesli sie zapyta jak tego uzywam?W jakich sytuacjach? Do jakich celow?
-Yhm...Sklamiesz.-wzruszyl ramionami jakby to byla najoczywistrza rzecz na swiecie.
-Pojebalo cie?! Najpierw mam mu wyjawiac prawde o sobie a pozniej klamac?! Zdecyduj sie...
-Dobra...Rob co chcesz...-brat dziewczyny juz mial dosc.Po porstu machnal reka i wyszedl z pokoju zostawiajac dziewczyne sama.
-Siemanko mloda.-do pokoju wpadl Max z Toby'm.
-Jak spalas?-zapytal ten pierwszy.
-W ogole nie spalam.-syknela zla.Faktycznie nie mogla zmrozyc oka poniewaz Justin nie pojawil sie do konca dnia.-A jak u was?-wymusila usmiech spogladajac na dwojke rozsiadajacych sie chlopakow.
-Spoko.
-Swietnie.-odpowiedzial Max ruszajac zabawnie brwiami.-Mam dla ciebie niespodzianke.-usmiechnal sie tajemniczo a oczy dziewczyny rozblysly.-Poczekaj chwile.-wstal szybko i podbiegl do drzwi by potem otwierajac je skinac na kogos.W jednym momencie w drzwiach pojawila sie Samantha i Alison.Gonzales az pisnela ze szczescia i wyciagnela rece w strone dziewczyn a te od razu ja przytulily.
-To my was zostawimy.-stwierdzil Toby wstajac z lozka i wyszli razem z Max'em z pokoju.
-Co wy tutaj robicie?-Lea nie mogla uwierzyc ze jej dwie najlepsze przyjaciolki sa przy niej.Teraz bardzo ich potrzebowala dlatego bylo to dla niej tak wazne.
-No jak to co?-zasmiala sie ta starsza.-Max nas sciagnal tutaj to jestesmy.-zarumienila sie wypowiadajac imie chlopaka.
-Uuuuu...-zasmiala sie Lea.-Cos sie kroi?
-Nie wazne!-Ali odpowiedziala zbyt szybko i obie dziewczyny wiedzialy juz ze ta dwojka ma sie ku sobie. -Ugh...Nie jestesmy tutaj zeby gadac o mnie.
-Fakt.-Sam usadowlia sie wygodniej na lozku kolezanki.-Wiemy juz wszystko ze szczegolami co sie tutaj dzialo i dzieje.
-Dlatego przylecialysmy z pomoca.-klasnela w dlonie uradowana Alison.
-Co mu powiesz?-zapytala zaciekawiona Sam wyjmujac ulubione zelki Gonzales i wreczyla jej paczke.
-Dzieki...-przelknela ulubiony przysmak i wzruszyla ramionami.-Nie mam kurwa pojecia...Przez tego chuja Caleba razem z tym Sumers'em mam kurweski problem.-skrzywila sie ze zlosci.-Ja pierdole...-szepnela zrezygnowanie wypuszczajac powietrze z ploc.
-Cos sie zaraz wymysli...-stwierdzila Ali podkradajac kolezance zelki.
-A blizny?-zapytala znow Samantha.-Widzialas juz je?
-Popierdolilo cie czy jak?-zapytala juz wsciekla Lea.-Znasz mnie przeciez...-probowala sie opanowac aby jej oczy nie zmienily koloru.
-Skarbie.-Ali poglaskala ja po ramieniu.-Spokojnie.-poslala jej pocieszajace spojrzenie.-Wszystko jest ok i nadal nic sie nie zmienilas.
-Pierdolnelo was...-syknela zla.Szybko podciagnela koszulke od swojej pizamy ukazujac brzuch w naprawde duzej ilosci,dlugich i glebokich ran.-Patrzcie!-krzyknela zla jednak mimo wszystko zamknela oczy i nie patrzyla na brzuch.-Nadal jestem taka sama?! Nie!! Zobaczcie jak to gowno mnie szpeci!-dziewczyny byly w ogromnym szoku.Nie spodziewaly sie ze jej brzuch jest az tak pokaleczony.Blizn bylo naprawde duzo i byly naprawde przerazajace.Lea szybko zaciagnela koszulke i otworzyla oczy.Sam i Ali zakrywaly usta rekoma a ich oczy byly zaszkolnie.Patrzyly na przyjaciolke ze wspolczuciem.
-Nie chce go...-powiedziala smutno.
-Czego nei chcesz?-zapytaly chorkiem tak samo zdezorientowane.
-Zalu i wspolczucia...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No to jest...Wrocilam ;) Musicie jednak dac mi chwile bo musze lekcje odrobic :/ Niestety trzy miesiace wakacji mam ale place tym ze musze odrobic prace domowe...ehhh...
Mam nadzieje ze rozdzial sie podobal :) Troszke nudnawy ale w nastepnym bedzie juz ciekawiej :D Chyba xD Zalezy od mojego samopoczucia ^^
Love Ya!
-Patrys.
czwartek, 8 sierpnia 2013
#20
Bieber'owi zostal juz zdjety gips z reki.Minal tydzien od wybudzenia a Lea nadal musiala jednak pozostac w szpitalu.Seth dlugo przesiadywal przy dziewczynie co nie podobolao sie Justinowi.Chlopak uwazal ze przed Adams'a poszkodowana sie od niego odsunie.Caleb zlapal dobry kontakt z pilkarzem i zapewnil go ze Seth szybko znow wyjedzie i Lea przez jakis czas nie bedzie chciala go znac a wtedy bedzie potrzebowala kogos kto mimo wszystko bedzie przy niej.W glowie Biebera roilo sie tysiace mysli ze to bedzie jego szansa.Max widzial jak pilkarz nie lubi Adams'a, ucieszyl sie lekko ze kogos mial po swojej stronie.
-Idziemy do bufetu?-zapytal Justin siedzacego obok wkurzonego Max'a.-Nie mam ochoty patrzec na ta sielanke.-zeskoczyl z lozka i przelotnie spogladajac jeszcze raz na Lea wyszedl.Zdenerwowany chlopak rowniez poderwal sie za kolega i we dwojke poszli w wskazane miejsce.W bufecie spotkali tez Sam'a ktory od kiedy tylko Seth wchodzil do pokoju ten sie zmywal.
-Co jest,stary?-zapytal Max otwierajac puszke coli.Bieber usiadl jako ostatni z mrozona kawa i spojrzal nie pewnie na kolegow.
-Ten pieprzony dupek dziala mi na nerwy...-syknal Sam upijajac lyk pomaranczowego napoju.
-I mowisz o?-Justin spojrzal zaciekawiony.
-O Adams'ie.-pokrecil glowa podbierajac czolo na rekach.
-Oooo...-pilkarz z najlepszym przyacielem Lea wymienili sie spojrzeniami.
-A co takiego zrobil?-zapytal ciekawie brunet.
-Grozil i kazal sie nie zblizac do Lea.-wysyczal a chlopak o czekoladowych oczach zamarl.A co jesli jemu tez bedzie zastraszal?
-Max.-Bieber spojrzal na chlopaka nie pewnie.
-Zabije skurwysyna.-syknal wstajac szybko i pognal do pokoju.Sam z Justinem od razu sie poderwali biegnac za kolega jednak byli juz za pozno.Gdy wpadli do pokoju Max trzymal Seth'a za koszulke przyciskajac do sciany.Ellie,Luke i Caleba nie bylo w pokoju a Pattie nie wiedziala co zrobic wiec gdy wpadli chlopacy,przepraszajac szeptem wybiegla z sali.
-Max!Max zostaw go!-krzyknela bezradnie Gonzales.Widac ze mimo wyczerpania znalazla w sobie wystarczajaco duzo sily.Chlopak jednak sie nie posluchal i mocniej przycisnal snajpera do sciany.
-Stary nie tykaj sie gowna.-zaczal Sam.-To nic nie da...
-Odezwal sie bohater od siedmiu bolesci.-zasmial sie z pogarda Adams a Max nie wytrzymal i przylozyl z piesci w szczeke trzymanego chlopaka.Snajper zachwial sie i uderzyl glowa sciane jednak nic sobie z tego nie zrobil.Otrzasnal sie i zucil sie z pisciami na Max'a.Lea spojrzala znaczaco na Sam'a kiwajac glowa w strone Biebera.Chlopak zrozumial o co chodzi i ciagnac kolege w strone wyjscia,wypchnal go na korytarz i zamknal drzwi.Justin nie wiedzial o co chodzi i gdy chcial wejsc Sam zablokowal mu droge.Oczy Gonzales zrobily sie cale czarne a chlopacy automatycznie upadli na podloge wijac sie z bolu.
-Czy ja wam kurwa musze uswiadamiac ze jestesmy w szpitalu?!-krzyknela wsciekla.-Czy kurwa nie mozecie sobie darowac przynajmniej teraz?!-bol sprawiajacy chlopakom lekko sie zlagodzil i udalo im sie wstac.Patrzyla na nich tymi swoimi przerazajacymi,czarnymi jak smola galkami a chlopacy udnikali jej wzroku trzymajac sie za glowy.Gdy juz myslala ze sie opanowali calkowicie przestala ich torturowac a wtedy Seth znow rzucil sie na stojacego obok Max'a.Oczy Lea nadal byly ciemne.Gdy tylko zauwazyla jak Adam's dusi jej przyjaciela znow zaczela sprawiac mu bol.Max wydostal sie z uscisku chlopaka i lapiac lapczywie powietrze.-Ty jestes do reszty pierdolniety?-nie katowala teraz glowy Seth'a tylko jego miesnie.Chlopak nie mogl sie ruszyc a z bolu mial ochote krzyczec.Gonzales mrugala powoli szyderczo sie usmiechajac.Szybko nasilala bol a szczeka chlopaka zacisnela z naprawde mocno.W jednym momenice wszystko ustalo a on opadl na kolana.-Wypierdalaj...-syknela zamykajac oczy i znow polozyla glowe na poduszcze odprezajac sie.
-Niczego sie nie domyslil?-zapytala szeptem Sam'a i Max'a ktorzy siedzieli przy niej.Justin pojechal do domu sie wykapac i przebrac jak co wieczor.
-Niee...-zapewnil ja Max.
-Tylko byl na mnie wkurwiony ze nie chcialem go wposcic.-szepnal Sam.
-Dobrze...-westchnela Lea.-Przejdzie mu.-usmiechnela sie.
-Sam...-zaczal drugi chlopak.-Zostawisz nas na chwile samych?
-Spoko.-gdy przyjaciel opuscil pokoj z twarzy Lea znikla udawana radosc a pojawil sie grymas,cierpienie i smutek.
-Co bedzie miedzy toba a Adams'em?
-Powietrze...-syknela wsciekla.-Dla mnie jest juz skocznoczy.-spojrzala czule na przyjaciela.-Ktos kto zabrania moim przyjaciolom ze mna sie widywac a pozniej jeszcze wyskakuje z piesciami jest dla mnie przekreslony.
-Ale to ja pierwszy mu przylozylem.-Max sposcil wzrok na reke dziewczyny ktora byla spleciona z jego.
-Ale to ty stanales w obronie Sam'a.-usmiechnela sie.-Dobrze zrobiles.Uswiadomiles mi jakim Seth jest dupkiem...
-Teraz znow bedziesz cierpiec...-szepnal.
-Dam sobie rade.-wzruszyla ramionami.-Jak zawsze.-sprobowala sie usmiechnac ale zamiast tego wyszedl jej grymas jakby cos ja bolalo.
-Masz nas...-pocalowal ja w glowe.-Sluchaj Justin prosil o rozmowe z toba w cztery oczy.-powiedzial powaznie.
-Zawolaj go.-westchnela ciezko.-Jestem mu winna przeprosiny i wyjasnienia.-spojrzala na chlopaka ktory stal juz przy drzwiach.
-Trzymam kciuki.-zachichotal.-Powodzenia.-poscil jej oczko.
-Przyda sie...-szepnela gdy ten juz wyszedl.Patrzyla przez okno a w jej glowie byl nadal totalny chaos.Nie mogla tego pojac jak ktos kto byl dla niej tak wazny mogl ja tak skrzywdzic.Przeciez zawsze powtarzala Seth'owi ze jej przyjaciele sa czescia niej.Czemu musial grozic Sam'owi? Znecac sie nad Max'em? I traktowac jak smiecia Justina? Nie miala juz na to wszystko sily.Nadal nie odwazyla sie spojrzec w lusto by zobaczyc rany.Nadal nie potrafila sie oswoic z mysla ze miala na sobie te naznaczenia po wypadku.
-Mozna?-w drzwiach pojawila sie czupryna Biebera.
-Jasne...-szepnela nie odwracajac wzroku od okna.
-Miedzy wami wszystko,juz ok?-Caleb z Toby'm wpadli do pokoju kiedy Justin z Lea akurat smieli sie jak dwojka skocznoczyn glupkow.
-Co wam?-zapytal blondyn siadajac na sofie obok Gonzaes'a.
-Nic,nic.-zachichotala siostra chlopaka ktory usmiechal sie szeroko.
-A tak na powaznie?-zapytal patrzac to na Biebera to na Lea.Toby mial niezla polewe z tej dwojki.
-Musisz braciszku o wszystkim wiedziec?-Lea spojrzala slodko sie usmiechajac.Widac ze Bieber dobrze dzialal na jej humor co tylko poprawialo samopoczucie Caleba.Widzac ze jego siostra usmiecha sie szczerze,nie mysli o interesach ani nie meczy sie myslami odnosnie swojego ciala,byl szczesliwy.
-Tak?
-Nie?
-Tak.
-Nie!
-Nie!-Caleb mial nadzieje ze jego siostra sie natnie.
-No walsnie nie!-wytknela mu jezyk a on zrobil znudzona mine.-Nie bez powodu jestem zajebista.-podniosla rece na wysokosci glowy i usmiechnela sie szeroko a cala trojka chlopakow wybuchnela smiechem.-No dzieki...-jeknela krzyzujac rece na zebrach i udala niezadwolona dziewczynke co tylko jeszcze bardziej rozbawilo chlopakow.-Taa...Zajebiste zaprzeczenia...-spojrzala na nich przelotnie.Nie mogli sie powstrzymac ze smiechu.Tobysie trzymal za brzuch,Justin az plakal tak samo jak Caleb.-Taka zabawna jestem?-spojrzala pytajaco.-Mozecie sie ogarnac?!-wirytowalo juz ja to zachowanie chlopakow.-Pierdoleni sukinsyny...-syknela i odwrocila sie na drogi bok tak ze byla do nich tylem.
-No maaala...-Justin'owi jako pierszemu udalo sie opanowac.Poglaskal dziewczyne po plecach a ta stracila jego reke.-Chlopacy...-spojrzal na dwoje zabijajaca sie ze smiechu na sofie.-Albo wyjdzcie sie smiac albo sie opanujcie.-powiedzial powaznie a chlopcy probojac sie przez chwile nie smiac znow wybuchneli.
-Sroki...-Toby'iemu udalo sie cos powiedziec i ciagnac Caleba za koszulke wyszli z sali.
-Co jest?-Justin stana nad dziewczyna tak zeby zobaczyj jej twarz.
-Mam dosc ich ciaglego docinania mi...-szepnela smutna.-Caly czas sie ze mnie smieja o byle co.
-Mala...-pilkarz polozyl sie nie pewnie obok dziewczyny przytulajac ja do siebie.Ta od razu sie odwricla na drugi bok i wtulila sie w jego klate.Zachowanie dziewczyny zdziwilo chlopaka bo myslal ze go odepchnie albo w najgorszym wypadku zwali z lozka a ta sie po prostu przytulila.
-Hej Lea!No bo...-dwojka wczesniej smiejacych sie chlopakow wpadla do pokoju krzyczac.
-Ciiii!-Justin od razu ich uciszyl i pokazal na caly czas wtulona w niego spiaca dziewczyne.
-Zasnela...-szepnal zszokowany Caleb.
-Bez prochow.-dodal rownie zdziwony Toby.Od kiedy dziewczyna sie wybudzila nie mogla spac, wiec podawano jej lekkie tabletki ulatwiajace zasniecie.
-Wreszcie...-szepnal zadowolony brat siadajac obok lozka.-Jak to zrobiles?
-Byla smutna,polozylem sie obok niej zeby przytulic i pocieszyc.Rozmawialismy chwile o wszystkim i o niczym a pozniej kazala sobie opowiedziec jak to jest grac w pilke nozna i tak dalej.W polowie opowiesci zorientowalem sie ze jej oddech stal sie spokojniejszy.
-Cala nasza piatka probowala takiego sposobu.-stwierdzil Toby.-A ona potrzebowala ciebie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ehm....
Love Ya... <3
-Patrys
-Idziemy do bufetu?-zapytal Justin siedzacego obok wkurzonego Max'a.-Nie mam ochoty patrzec na ta sielanke.-zeskoczyl z lozka i przelotnie spogladajac jeszcze raz na Lea wyszedl.Zdenerwowany chlopak rowniez poderwal sie za kolega i we dwojke poszli w wskazane miejsce.W bufecie spotkali tez Sam'a ktory od kiedy tylko Seth wchodzil do pokoju ten sie zmywal.
-Co jest,stary?-zapytal Max otwierajac puszke coli.Bieber usiadl jako ostatni z mrozona kawa i spojrzal nie pewnie na kolegow.
-Ten pieprzony dupek dziala mi na nerwy...-syknal Sam upijajac lyk pomaranczowego napoju.
-I mowisz o?-Justin spojrzal zaciekawiony.
-O Adams'ie.-pokrecil glowa podbierajac czolo na rekach.
-Oooo...-pilkarz z najlepszym przyacielem Lea wymienili sie spojrzeniami.
-A co takiego zrobil?-zapytal ciekawie brunet.
-Grozil i kazal sie nie zblizac do Lea.-wysyczal a chlopak o czekoladowych oczach zamarl.A co jesli jemu tez bedzie zastraszal?
-Max.-Bieber spojrzal na chlopaka nie pewnie.
-Zabije skurwysyna.-syknal wstajac szybko i pognal do pokoju.Sam z Justinem od razu sie poderwali biegnac za kolega jednak byli juz za pozno.Gdy wpadli do pokoju Max trzymal Seth'a za koszulke przyciskajac do sciany.Ellie,Luke i Caleba nie bylo w pokoju a Pattie nie wiedziala co zrobic wiec gdy wpadli chlopacy,przepraszajac szeptem wybiegla z sali.
-Max!Max zostaw go!-krzyknela bezradnie Gonzales.Widac ze mimo wyczerpania znalazla w sobie wystarczajaco duzo sily.Chlopak jednak sie nie posluchal i mocniej przycisnal snajpera do sciany.
-Stary nie tykaj sie gowna.-zaczal Sam.-To nic nie da...
-Odezwal sie bohater od siedmiu bolesci.-zasmial sie z pogarda Adams a Max nie wytrzymal i przylozyl z piesci w szczeke trzymanego chlopaka.Snajper zachwial sie i uderzyl glowa sciane jednak nic sobie z tego nie zrobil.Otrzasnal sie i zucil sie z pisciami na Max'a.Lea spojrzala znaczaco na Sam'a kiwajac glowa w strone Biebera.Chlopak zrozumial o co chodzi i ciagnac kolege w strone wyjscia,wypchnal go na korytarz i zamknal drzwi.Justin nie wiedzial o co chodzi i gdy chcial wejsc Sam zablokowal mu droge.Oczy Gonzales zrobily sie cale czarne a chlopacy automatycznie upadli na podloge wijac sie z bolu.
-Czy ja wam kurwa musze uswiadamiac ze jestesmy w szpitalu?!-krzyknela wsciekla.-Czy kurwa nie mozecie sobie darowac przynajmniej teraz?!-bol sprawiajacy chlopakom lekko sie zlagodzil i udalo im sie wstac.Patrzyla na nich tymi swoimi przerazajacymi,czarnymi jak smola galkami a chlopacy udnikali jej wzroku trzymajac sie za glowy.Gdy juz myslala ze sie opanowali calkowicie przestala ich torturowac a wtedy Seth znow rzucil sie na stojacego obok Max'a.Oczy Lea nadal byly ciemne.Gdy tylko zauwazyla jak Adam's dusi jej przyjaciela znow zaczela sprawiac mu bol.Max wydostal sie z uscisku chlopaka i lapiac lapczywie powietrze.-Ty jestes do reszty pierdolniety?-nie katowala teraz glowy Seth'a tylko jego miesnie.Chlopak nie mogl sie ruszyc a z bolu mial ochote krzyczec.Gonzales mrugala powoli szyderczo sie usmiechajac.Szybko nasilala bol a szczeka chlopaka zacisnela z naprawde mocno.W jednym momenice wszystko ustalo a on opadl na kolana.-Wypierdalaj...-syknela zamykajac oczy i znow polozyla glowe na poduszcze odprezajac sie.
-Niczego sie nie domyslil?-zapytala szeptem Sam'a i Max'a ktorzy siedzieli przy niej.Justin pojechal do domu sie wykapac i przebrac jak co wieczor.
-Niee...-zapewnil ja Max.
-Tylko byl na mnie wkurwiony ze nie chcialem go wposcic.-szepnal Sam.
-Dobrze...-westchnela Lea.-Przejdzie mu.-usmiechnela sie.
-Sam...-zaczal drugi chlopak.-Zostawisz nas na chwile samych?
-Spoko.-gdy przyjaciel opuscil pokoj z twarzy Lea znikla udawana radosc a pojawil sie grymas,cierpienie i smutek.
-Co bedzie miedzy toba a Adams'em?
-Powietrze...-syknela wsciekla.-Dla mnie jest juz skocznoczy.-spojrzala czule na przyjaciela.-Ktos kto zabrania moim przyjaciolom ze mna sie widywac a pozniej jeszcze wyskakuje z piesciami jest dla mnie przekreslony.
-Ale to ja pierwszy mu przylozylem.-Max sposcil wzrok na reke dziewczyny ktora byla spleciona z jego.
-Ale to ty stanales w obronie Sam'a.-usmiechnela sie.-Dobrze zrobiles.Uswiadomiles mi jakim Seth jest dupkiem...
-Teraz znow bedziesz cierpiec...-szepnal.
-Dam sobie rade.-wzruszyla ramionami.-Jak zawsze.-sprobowala sie usmiechnac ale zamiast tego wyszedl jej grymas jakby cos ja bolalo.
-Masz nas...-pocalowal ja w glowe.-Sluchaj Justin prosil o rozmowe z toba w cztery oczy.-powiedzial powaznie.
-Zawolaj go.-westchnela ciezko.-Jestem mu winna przeprosiny i wyjasnienia.-spojrzala na chlopaka ktory stal juz przy drzwiach.
-Trzymam kciuki.-zachichotal.-Powodzenia.-poscil jej oczko.
-Przyda sie...-szepnela gdy ten juz wyszedl.Patrzyla przez okno a w jej glowie byl nadal totalny chaos.Nie mogla tego pojac jak ktos kto byl dla niej tak wazny mogl ja tak skrzywdzic.Przeciez zawsze powtarzala Seth'owi ze jej przyjaciele sa czescia niej.Czemu musial grozic Sam'owi? Znecac sie nad Max'em? I traktowac jak smiecia Justina? Nie miala juz na to wszystko sily.Nadal nie odwazyla sie spojrzec w lusto by zobaczyc rany.Nadal nie potrafila sie oswoic z mysla ze miala na sobie te naznaczenia po wypadku.
-Mozna?-w drzwiach pojawila sie czupryna Biebera.
-Jasne...-szepnela nie odwracajac wzroku od okna.
-Miedzy wami wszystko,juz ok?-Caleb z Toby'm wpadli do pokoju kiedy Justin z Lea akurat smieli sie jak dwojka skocznoczyn glupkow.
-Co wam?-zapytal blondyn siadajac na sofie obok Gonzaes'a.
-Nic,nic.-zachichotala siostra chlopaka ktory usmiechal sie szeroko.
-A tak na powaznie?-zapytal patrzac to na Biebera to na Lea.Toby mial niezla polewe z tej dwojki.
-Musisz braciszku o wszystkim wiedziec?-Lea spojrzala slodko sie usmiechajac.Widac ze Bieber dobrze dzialal na jej humor co tylko poprawialo samopoczucie Caleba.Widzac ze jego siostra usmiecha sie szczerze,nie mysli o interesach ani nie meczy sie myslami odnosnie swojego ciala,byl szczesliwy.
-Tak?
-Nie?
-Tak.
-Nie!
-Nie!-Caleb mial nadzieje ze jego siostra sie natnie.
-No walsnie nie!-wytknela mu jezyk a on zrobil znudzona mine.-Nie bez powodu jestem zajebista.-podniosla rece na wysokosci glowy i usmiechnela sie szeroko a cala trojka chlopakow wybuchnela smiechem.-No dzieki...-jeknela krzyzujac rece na zebrach i udala niezadwolona dziewczynke co tylko jeszcze bardziej rozbawilo chlopakow.-Taa...Zajebiste zaprzeczenia...-spojrzala na nich przelotnie.Nie mogli sie powstrzymac ze smiechu.Tobysie trzymal za brzuch,Justin az plakal tak samo jak Caleb.-Taka zabawna jestem?-spojrzala pytajaco.-Mozecie sie ogarnac?!-wirytowalo juz ja to zachowanie chlopakow.-Pierdoleni sukinsyny...-syknela i odwrocila sie na drogi bok tak ze byla do nich tylem.
-No maaala...-Justin'owi jako pierszemu udalo sie opanowac.Poglaskal dziewczyne po plecach a ta stracila jego reke.-Chlopacy...-spojrzal na dwoje zabijajaca sie ze smiechu na sofie.-Albo wyjdzcie sie smiac albo sie opanujcie.-powiedzial powaznie a chlopcy probojac sie przez chwile nie smiac znow wybuchneli.
-Sroki...-Toby'iemu udalo sie cos powiedziec i ciagnac Caleba za koszulke wyszli z sali.
-Co jest?-Justin stana nad dziewczyna tak zeby zobaczyj jej twarz.
-Mam dosc ich ciaglego docinania mi...-szepnela smutna.-Caly czas sie ze mnie smieja o byle co.
-Mala...-pilkarz polozyl sie nie pewnie obok dziewczyny przytulajac ja do siebie.Ta od razu sie odwricla na drugi bok i wtulila sie w jego klate.Zachowanie dziewczyny zdziwilo chlopaka bo myslal ze go odepchnie albo w najgorszym wypadku zwali z lozka a ta sie po prostu przytulila.
-Hej Lea!No bo...-dwojka wczesniej smiejacych sie chlopakow wpadla do pokoju krzyczac.
-Ciiii!-Justin od razu ich uciszyl i pokazal na caly czas wtulona w niego spiaca dziewczyne.
-Zasnela...-szepnal zszokowany Caleb.
-Bez prochow.-dodal rownie zdziwony Toby.Od kiedy dziewczyna sie wybudzila nie mogla spac, wiec podawano jej lekkie tabletki ulatwiajace zasniecie.
-Wreszcie...-szepnal zadowolony brat siadajac obok lozka.-Jak to zrobiles?
-Byla smutna,polozylem sie obok niej zeby przytulic i pocieszyc.Rozmawialismy chwile o wszystkim i o niczym a pozniej kazala sobie opowiedziec jak to jest grac w pilke nozna i tak dalej.W polowie opowiesci zorientowalem sie ze jej oddech stal sie spokojniejszy.
-Cala nasza piatka probowala takiego sposobu.-stwierdzil Toby.-A ona potrzebowala ciebie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ehm....
Love Ya... <3
-Patrys
piątek, 2 sierpnia 2013
#19
Na czas gdy przenoszono Lea do pokoju wyproszono wszystkich z
pomieszczenia proponujac wizyte w bufecie.Za namowa lekarzy zgodzili sie
aby cos zjesc lub napic sie kawy.Seth dostal informacje od
Toby'iego ze Justin rowniez idzie dlatego szybko sie przemiescil na
korytarz tak zeby nie zauwazonym minac sie z pilkarzem.Lea po otworzeniu
oczu zabronila pokazywania sobie lustra,jak na razie.Wolala najpierw
sie oswoic z mysla ze sie zmienila.Ciezko jej bylo sie wykapac ale za
pomoca pielegniarek nie bylo tak zle.Jedna z dziewczyn,Loren
ktora od razu polubila Lea i starala sie do niej dotrzec rowniez slowami, ulozyla jej ladnie wlosy i razem swietnie
sie dogadywaly.Mimo ze Gonzaes nie byla otwarta,podobalo jej sie pogadac
z nieznana jej dziewczyna.Gdy tylko dziewczyna opuscila pomieszczenie
wpadli wszyscy na raz.Sciskali dziewczyne i calowali co ja tylko
denerwowalo ale nie miala sily sie sprzeciwic.W pewnym momencie do
pomieszczenia wszedl Seth.
-Gdzie jest moja ksiezniczka?-usmiechnal sie zamykajac za soba drzwi i podszedl do lozka poszkodowanej.Oczy Lea sie zaszklily tak bardzo cieszyla sie ze widzi swojego ukochanego przyjaciela.
-Ale sie wystroiles.-zasmiala sie lapiac za kolnierzyk od koszuli chlopka.Ten pochylal sie nad nia wspierajac sie na rekach po obu stronach jej ciala.
-No ba.Myslalem ze juz umrzesz to musialem wygladac dobrze.-zasmial sie a na ustach dziewczyny wreszcie pojwail sie szczery usmieszek.
-Pieprzonny dupek...-zachichotala.
-Tak bardzo tesknilem...-odgarnal jej kosmyk grzwki z czola i badal karzdy skrawej jej twarzy.
-No na co czekasz?-usmiechnal sie zadzornie i przyciagajac go za kolnierzyk ktory caly czas trzymala wpila sie w jego usta.Tak bylo za kazdym razem gdy sie widzieli.Dla tych ktorzy ich znali nic nowego.Na powitanie zawsze sie calowali,zachowywali sie jak para.Dla tych ktorzy ich znali nic nowego.Jednak Justin poczol uklucie w sercu a w glowie byl chaos.Zabolalo go to co dzialo sie na jego oczach.Dziewczyna o ktora sie tak bardzo martwil calowala sie z innym.Nie wiedzial czemu sie tak tym przejal.Ale zabolalo go to co widzial.Mil ochote wyjsc z sali i w ogole tam nie wracac jednak nie mogl posunac sie tak lekkomyslnie i przekreslic wszystko.Moze jeszcze byla iskierka nadziei?
-Brakowalo mi tego.-Seth usmiechnal sie uroczo spogladajac gleboko w zmeczone oczy dziewczyny.
-Hmm...Nadal swietnie calujesz.-wytknela mu jezyk a on go lekko ugryzl.-Al!Bolalo!-powiedziala oburzona.
-Mialo bolec.-mrugnal do niej okiem a pozniej usiadl na fotelu.
-Co tu robisz?-zapytala caly czas sciskajac jego reke.
-Przyjechalem do mojej ksiezniczki.-usmiechnal sie katem oka spogladajac na zdezorientowanego i wscieklego Biebera.
-Oooo to naprawde bardzo urocze.-Max z udawanym zachwytem klasnal w rece.-A teraz koniec bo sie pozygam.-zrobil znudzona mine patrzac na dwojke.
-Max'iuuuuu...-Lea przeciagnela imie swojego przyjaciela patrzac na niego wzrokiem malej dziewczynki.Wydostala reke z usciuski Adams'a i rozlozyla ramiona w strone stojacego bruneta.-Chodz przytul swoje oczko w glowie.-zachichotala a twarz chlopaka zlagodnial.Podszedl z usmiechem wtulajac sie w przyjaciolke.
-Balem sie mala...-szepnal jej do ucha.
-Wiesz kim jestem.-mrugnela do niego okiem przeczesujac jego geste wlosy.-Nie tak latwo mnie zabic.-wodzila wzrokiem po twarzy lekko usmiechnietego chlopaka.
-To nie zmienia faktu...
-No juz nie dramatyzuj mi tutaj...-wywrocila oczami.-Zyje,no nie? Wiec sie cieszmy....Chociaz dla nie ktorych to nie bedzie dobra wiadomosc.-zachichotala.
O godzinie 21.00 wyproszono wszystkich z wyjadkiem Justina i Caleba.Im pozwolono zostac z racji tego ze bylo jedno wolne lozko Biebera i sofa na ktorej postanowil spac Gonzales.Seth na pozegnanie znow wpil sie w usta dziewczyny ktora odwzajemnila steskniony pocalunek.Ellie i Pattie,jak to kobiety,bardzo przezywaly i troszczyly sie o dziewczyne ktora powoli miala juz tego dosc.Luke,Sam,Toby i Max z grymasami na twarzy pocalowali dziewczyne w poliki i wyszli.
-Ja pojde sie przewietrzyc...-stwierdzil Caleb.-Pojade tez na chwile do domu wziac jakies potrzebne rzeczy i sie wykapie.-przybil piotke z Justinem a siostre pocalowal w czolo.
-Nie mowilas ze masz chlopaka...-powiedzial sucho pilkarz nie patrzac na dziewczyne.Od wyjscia Gonzalesa,przez 15 minut trwala nie zreczna cisza.
-Slucham?!-zasmiala sie.-Nie mam chlopaka! A nawet jesli bym miala to nie tak ostro bo to nie twoj pieprzony interes.-syknela podnoszac sie lekko lecz syknela z bolu.Justin doskoczyl do niej od razu i pomogl sie podniesc mimo ze reke nadal mial w gipsie.-Zostaw.-syknela.
-Co ci jest? Czemu jestes taka oschla?-spojrzal na nia smutno.
-Co cie to obchodzi? -spojrzala na niego mrozac oczy,robily sie czarne gdy uzywala mocy, a jego glowa zaczela nagle strasznie bolec.Zlapal sie za skronie i zgial w pol.W jednym momenice dziewczyna sie opanowala i zszokowana tym co zrobila szybko zamrogala.Wczesniej sie kontrolowala i panowala nad soba.Odwrocila szybko wzrok patrzac na drzwi.Justin w jednm momenice poczul jak z odwrotem wzorku dziewczyny odchodzi tez bol.Wyprostowal sie nie pewnie i lekko oszolomiony.Nie mial pojecia co sie stalo,i jakim sposobem.
-C...Co to b...bylo?-usiadl na swoim lozku oddychajac gleboko.Niestety nie uslyszal odpowiedzi a dziewczyna nadal patrzyla w klamke.''Caleb prosze pospiesz sie.''.W jej myslach ciagle rozbrzemiewalo to zadnie.W kolko i w kolko i w kolko.-Lea?-nad nic.-Lea spojrz na mnie!-po raz kolejny nic.Gonzales czula jak jej zrenice sie powiekszaja.Widziala tak samo jakby miala normalny kolor jednak czula jak sie zaciskaja.Szybko zacisnela oczy aby przez przypadek nikt nic nie zauwazyl.Bieber podszedl znow do lozka poszkodowanej i nachylil sie lekko.-Mozesz na mnie spojrzec...Prosze?-poprosil blagalnie a usta Lea zwinely sie w cienka linijke.Odwrocila powoli glowe czujac jak czern opuszcza jej galki oczne.Tak samo wolno unosila powieki ukazujac juz normalne zrenice.-Przepraszam...-szepnal smutno nie patrzac jej w twarz.
-Nie powinienes mnie osadzac...-powiedziala z bolem.
-Wiem,przepraszam...Myslalem ze mnie oklamalas.-spojrzal w jej oczy.-Najpierw zapewnialas ze nie jestes w zwiazku a pozniej sie z nim calujesz...-mowiac ''on'' na jego twarzy wymalowal sie grymas.
-On ma imie...
-Nie znam.-wzruszyl ramionami.
-Jak to nie?-zmarszczyla brwi.-Przeciez siedzieliscie w tym samym pomieszczeniu.
-Nie...-pokrecil glowa siadajac w nogach dziewczyny.-Unikal mnie od kiedy tylko przyjechal...
-To w jego stylu.-westchnela pod nosem.
-Dzien dobry.-usmiechnal sie pan Sumers jak co rano gdy przychodzil do Lea.
-Hej.-pomachala mu lekko.
-O widze ze mamy postep.-poslal jej zadowolone spojrzenie siegajac po karte.
-No trzeba ruszyc na przod,prawda?
-Dokladnie...
-Panie doktorze kiedy bede mogla wyjsc?-jeknela smutno.Caleb wyszedl do bufetu na kawe a Justin siedzial na lozku caly czas przygladajac sie dziewczynie.Miedzy nimi bylo juz dobrze,znow sie dogadywali jak przed wypadkiem.
-Minelo dopiero 5 dni od wybudzenia...-caly czas rozczytywal karte pacjentki.-Posiedzisz tu jeszcze co najmniej tydzien jesli wszystko pojdzie ok a pozniej czeka cie rechabilitacja...
-Rechabilitacja tez tutaj?-skrzywila sie a Sumers zachichotal razem z Bieberem.
-Niee..-usmiechnal sie pilkarz.-Zapewnilem ci juz mojego rechabilitanta.-usmiechnal sie.
-Ugh...Mowilam ze nie chce nic od ciebie?-spojrzala na niego nie pewnie.
-Mowilem ci ze ja zalatwie sprawe twojej rechabilitacji?
-Jestes nie mozliwy...-jeknela.
-Juz sie tutaj nie wkurzaj.-poslal jej jeden ze swoich powalajacych usmiechow.
-Niech pan tak go strzeli w tyl glowe ode mnie...-usmiechnela sie slodko w strone doktora.
-Hah...Widze ze wracasz do zdrowia.-zasmial mezczyzna patrzac na dziewczyne.
-Nie pierwszy raz jak jestem w szpitalu i na pewno nie ostatni wiec nie bede nad soba sie uzalac.-syknela na jednym tchu.-Chociaz pierwszy raz zostana te pieprzone blizny...-sposcila wzrok kladac reke na brzuchu.
-Widzialas je juz?-zapytal spokojnym glosem Sumers siadajac w nogach Lea ktora pokrecila glowa.-Jak to?
-Nie chce ich widziec...Wole najpierw sie oswoic z mysla ze mnie oszpecaja...-w jej oczach pokazaly sie lzy wiec Justin od razu zeskoczyl z swojego lozka i przytulil dziewczyne.
-Jestes tak samo piekna jak wczesniej.-szepnal jej do ucha a ta sie lekko usmiechnela.Gdy sie od siebie odsuneli lekarz usmiechal sie szeroko.
-Wiec panie doktorze...Jak moj stan?
-Teraz pojedziemy na badania.-mrugnal do niej okiem.
-Ja wole jak badania sa robione tutaj!-krzyknela za juz wychodzacym mezczyzna.
-Ale dzisiejsze badania nie beda mogly odbyc sie tutaj.
-Co z nia?-zapytal Caleb wchodzac do pokoju.
-Pojechala na badania.Jest juz tam 4 godziny...Ile mozna ja trzymac.-oderwal sie od telefonu i spojrzal na Gonzalesa ktory usiadl na sofie.
-Dlugo,mlody...-polozyl wyprostowana reke na oparciu i spojrzal na chlopaka.
-Sluchaj...W pewnym momencie jak Lea sie na mnie wkurzyla spojrzala mrozac oczy a mnie strasznie zaczela glowa bolec.To bylo dziwne bo pozniej zacisnela mocno oczy i nie chciala na mnie spojrzec...-powiedzial smutno a Caleb zbladl.
-Co?-jego oczy byly wielkie a miesnie sie zacisnely.
-No...To bylo dziwne.
-Pewnie jakis zbieg okolicznosci.-spojrzal na niego starajac rozluznisk uscisk szczeki.-Przeciez lekarz ci mowil ze przez jakis miesiac po wstrzasie mozesz miewac bole.
-W sumie masz racje...-Bieber zmarszczyl brwi w zamysleniu a Caleb odetchnal z ulga znow luzno opierajac sie na sofie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Pustka...
-Patrys
-Gdzie jest moja ksiezniczka?-usmiechnal sie zamykajac za soba drzwi i podszedl do lozka poszkodowanej.Oczy Lea sie zaszklily tak bardzo cieszyla sie ze widzi swojego ukochanego przyjaciela.
-Ale sie wystroiles.-zasmiala sie lapiac za kolnierzyk od koszuli chlopka.Ten pochylal sie nad nia wspierajac sie na rekach po obu stronach jej ciala.
-No ba.Myslalem ze juz umrzesz to musialem wygladac dobrze.-zasmial sie a na ustach dziewczyny wreszcie pojwail sie szczery usmieszek.
-Pieprzonny dupek...-zachichotala.
-Tak bardzo tesknilem...-odgarnal jej kosmyk grzwki z czola i badal karzdy skrawej jej twarzy.
-No na co czekasz?-usmiechnal sie zadzornie i przyciagajac go za kolnierzyk ktory caly czas trzymala wpila sie w jego usta.Tak bylo za kazdym razem gdy sie widzieli.Dla tych ktorzy ich znali nic nowego.Na powitanie zawsze sie calowali,zachowywali sie jak para.Dla tych ktorzy ich znali nic nowego.Jednak Justin poczol uklucie w sercu a w glowie byl chaos.Zabolalo go to co dzialo sie na jego oczach.Dziewczyna o ktora sie tak bardzo martwil calowala sie z innym.Nie wiedzial czemu sie tak tym przejal.Ale zabolalo go to co widzial.Mil ochote wyjsc z sali i w ogole tam nie wracac jednak nie mogl posunac sie tak lekkomyslnie i przekreslic wszystko.Moze jeszcze byla iskierka nadziei?
-Brakowalo mi tego.-Seth usmiechnal sie uroczo spogladajac gleboko w zmeczone oczy dziewczyny.
-Hmm...Nadal swietnie calujesz.-wytknela mu jezyk a on go lekko ugryzl.-Al!Bolalo!-powiedziala oburzona.
-Mialo bolec.-mrugnal do niej okiem a pozniej usiadl na fotelu.
-Co tu robisz?-zapytala caly czas sciskajac jego reke.
-Przyjechalem do mojej ksiezniczki.-usmiechnal sie katem oka spogladajac na zdezorientowanego i wscieklego Biebera.
-Oooo to naprawde bardzo urocze.-Max z udawanym zachwytem klasnal w rece.-A teraz koniec bo sie pozygam.-zrobil znudzona mine patrzac na dwojke.
-Max'iuuuuu...-Lea przeciagnela imie swojego przyjaciela patrzac na niego wzrokiem malej dziewczynki.Wydostala reke z usciuski Adams'a i rozlozyla ramiona w strone stojacego bruneta.-Chodz przytul swoje oczko w glowie.-zachichotala a twarz chlopaka zlagodnial.Podszedl z usmiechem wtulajac sie w przyjaciolke.
-Balem sie mala...-szepnal jej do ucha.
-Wiesz kim jestem.-mrugnela do niego okiem przeczesujac jego geste wlosy.-Nie tak latwo mnie zabic.-wodzila wzrokiem po twarzy lekko usmiechnietego chlopaka.
-To nie zmienia faktu...
-No juz nie dramatyzuj mi tutaj...-wywrocila oczami.-Zyje,no nie? Wiec sie cieszmy....Chociaz dla nie ktorych to nie bedzie dobra wiadomosc.-zachichotala.
O godzinie 21.00 wyproszono wszystkich z wyjadkiem Justina i Caleba.Im pozwolono zostac z racji tego ze bylo jedno wolne lozko Biebera i sofa na ktorej postanowil spac Gonzales.Seth na pozegnanie znow wpil sie w usta dziewczyny ktora odwzajemnila steskniony pocalunek.Ellie i Pattie,jak to kobiety,bardzo przezywaly i troszczyly sie o dziewczyne ktora powoli miala juz tego dosc.Luke,Sam,Toby i Max z grymasami na twarzy pocalowali dziewczyne w poliki i wyszli.
-Ja pojde sie przewietrzyc...-stwierdzil Caleb.-Pojade tez na chwile do domu wziac jakies potrzebne rzeczy i sie wykapie.-przybil piotke z Justinem a siostre pocalowal w czolo.
-Nie mowilas ze masz chlopaka...-powiedzial sucho pilkarz nie patrzac na dziewczyne.Od wyjscia Gonzalesa,przez 15 minut trwala nie zreczna cisza.
-Slucham?!-zasmiala sie.-Nie mam chlopaka! A nawet jesli bym miala to nie tak ostro bo to nie twoj pieprzony interes.-syknela podnoszac sie lekko lecz syknela z bolu.Justin doskoczyl do niej od razu i pomogl sie podniesc mimo ze reke nadal mial w gipsie.-Zostaw.-syknela.
-Co ci jest? Czemu jestes taka oschla?-spojrzal na nia smutno.
-Co cie to obchodzi? -spojrzala na niego mrozac oczy,robily sie czarne gdy uzywala mocy, a jego glowa zaczela nagle strasznie bolec.Zlapal sie za skronie i zgial w pol.W jednym momenice dziewczyna sie opanowala i zszokowana tym co zrobila szybko zamrogala.Wczesniej sie kontrolowala i panowala nad soba.Odwrocila szybko wzrok patrzac na drzwi.Justin w jednm momenice poczul jak z odwrotem wzorku dziewczyny odchodzi tez bol.Wyprostowal sie nie pewnie i lekko oszolomiony.Nie mial pojecia co sie stalo,i jakim sposobem.
-C...Co to b...bylo?-usiadl na swoim lozku oddychajac gleboko.Niestety nie uslyszal odpowiedzi a dziewczyna nadal patrzyla w klamke.''Caleb prosze pospiesz sie.''.W jej myslach ciagle rozbrzemiewalo to zadnie.W kolko i w kolko i w kolko.-Lea?-nad nic.-Lea spojrz na mnie!-po raz kolejny nic.Gonzales czula jak jej zrenice sie powiekszaja.Widziala tak samo jakby miala normalny kolor jednak czula jak sie zaciskaja.Szybko zacisnela oczy aby przez przypadek nikt nic nie zauwazyl.Bieber podszedl znow do lozka poszkodowanej i nachylil sie lekko.-Mozesz na mnie spojrzec...Prosze?-poprosil blagalnie a usta Lea zwinely sie w cienka linijke.Odwrocila powoli glowe czujac jak czern opuszcza jej galki oczne.Tak samo wolno unosila powieki ukazujac juz normalne zrenice.-Przepraszam...-szepnal smutno nie patrzac jej w twarz.
-Nie powinienes mnie osadzac...-powiedziala z bolem.
-Wiem,przepraszam...Myslalem ze mnie oklamalas.-spojrzal w jej oczy.-Najpierw zapewnialas ze nie jestes w zwiazku a pozniej sie z nim calujesz...-mowiac ''on'' na jego twarzy wymalowal sie grymas.
-On ma imie...
-Nie znam.-wzruszyl ramionami.
-Jak to nie?-zmarszczyla brwi.-Przeciez siedzieliscie w tym samym pomieszczeniu.
-Nie...-pokrecil glowa siadajac w nogach dziewczyny.-Unikal mnie od kiedy tylko przyjechal...
-To w jego stylu.-westchnela pod nosem.
-Dzien dobry.-usmiechnal sie pan Sumers jak co rano gdy przychodzil do Lea.
-Hej.-pomachala mu lekko.
-O widze ze mamy postep.-poslal jej zadowolone spojrzenie siegajac po karte.
-No trzeba ruszyc na przod,prawda?
-Dokladnie...
-Panie doktorze kiedy bede mogla wyjsc?-jeknela smutno.Caleb wyszedl do bufetu na kawe a Justin siedzial na lozku caly czas przygladajac sie dziewczynie.Miedzy nimi bylo juz dobrze,znow sie dogadywali jak przed wypadkiem.
-Minelo dopiero 5 dni od wybudzenia...-caly czas rozczytywal karte pacjentki.-Posiedzisz tu jeszcze co najmniej tydzien jesli wszystko pojdzie ok a pozniej czeka cie rechabilitacja...
-Rechabilitacja tez tutaj?-skrzywila sie a Sumers zachichotal razem z Bieberem.
-Niee..-usmiechnal sie pilkarz.-Zapewnilem ci juz mojego rechabilitanta.-usmiechnal sie.
-Ugh...Mowilam ze nie chce nic od ciebie?-spojrzala na niego nie pewnie.
-Mowilem ci ze ja zalatwie sprawe twojej rechabilitacji?
-Jestes nie mozliwy...-jeknela.
-Juz sie tutaj nie wkurzaj.-poslal jej jeden ze swoich powalajacych usmiechow.
-Niech pan tak go strzeli w tyl glowe ode mnie...-usmiechnela sie slodko w strone doktora.
-Hah...Widze ze wracasz do zdrowia.-zasmial mezczyzna patrzac na dziewczyne.
-Nie pierwszy raz jak jestem w szpitalu i na pewno nie ostatni wiec nie bede nad soba sie uzalac.-syknela na jednym tchu.-Chociaz pierwszy raz zostana te pieprzone blizny...-sposcila wzrok kladac reke na brzuchu.
-Widzialas je juz?-zapytal spokojnym glosem Sumers siadajac w nogach Lea ktora pokrecila glowa.-Jak to?
-Nie chce ich widziec...Wole najpierw sie oswoic z mysla ze mnie oszpecaja...-w jej oczach pokazaly sie lzy wiec Justin od razu zeskoczyl z swojego lozka i przytulil dziewczyne.
-Jestes tak samo piekna jak wczesniej.-szepnal jej do ucha a ta sie lekko usmiechnela.Gdy sie od siebie odsuneli lekarz usmiechal sie szeroko.
-Wiec panie doktorze...Jak moj stan?
-Teraz pojedziemy na badania.-mrugnal do niej okiem.
-Ja wole jak badania sa robione tutaj!-krzyknela za juz wychodzacym mezczyzna.
-Ale dzisiejsze badania nie beda mogly odbyc sie tutaj.
-Co z nia?-zapytal Caleb wchodzac do pokoju.
-Pojechala na badania.Jest juz tam 4 godziny...Ile mozna ja trzymac.-oderwal sie od telefonu i spojrzal na Gonzalesa ktory usiadl na sofie.
-Dlugo,mlody...-polozyl wyprostowana reke na oparciu i spojrzal na chlopaka.
-Sluchaj...W pewnym momencie jak Lea sie na mnie wkurzyla spojrzala mrozac oczy a mnie strasznie zaczela glowa bolec.To bylo dziwne bo pozniej zacisnela mocno oczy i nie chciala na mnie spojrzec...-powiedzial smutno a Caleb zbladl.
-Co?-jego oczy byly wielkie a miesnie sie zacisnely.
-No...To bylo dziwne.
-Pewnie jakis zbieg okolicznosci.-spojrzal na niego starajac rozluznisk uscisk szczeki.-Przeciez lekarz ci mowil ze przez jakis miesiac po wstrzasie mozesz miewac bole.
-W sumie masz racje...-Bieber zmarszczyl brwi w zamysleniu a Caleb odetchnal z ulga znow luzno opierajac sie na sofie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Pustka...
-Patrys
Subskrybuj:
Posty (Atom)