Bieber'owi zostal juz zdjety gips z reki.Minal tydzien od wybudzenia a Lea nadal musiala jednak pozostac w szpitalu.Seth dlugo przesiadywal przy dziewczynie co nie podobolao sie Justinowi.Chlopak uwazal ze przed Adams'a poszkodowana sie od niego odsunie.Caleb zlapal dobry kontakt z pilkarzem i zapewnil go ze Seth szybko znow wyjedzie i Lea przez jakis czas nie bedzie chciala go znac a wtedy bedzie potrzebowala kogos kto mimo wszystko bedzie przy niej.W glowie Biebera roilo sie tysiace mysli ze to bedzie jego szansa.Max widzial jak pilkarz nie lubi Adams'a, ucieszyl sie lekko ze kogos mial po swojej stronie.
-Idziemy do bufetu?-zapytal Justin siedzacego obok wkurzonego Max'a.-Nie mam ochoty patrzec na ta sielanke.-zeskoczyl z lozka i przelotnie spogladajac jeszcze raz na Lea wyszedl.Zdenerwowany chlopak rowniez poderwal sie za kolega i we dwojke poszli w wskazane miejsce.W bufecie spotkali tez Sam'a ktory od kiedy tylko Seth wchodzil do pokoju ten sie zmywal.
-Co jest,stary?-zapytal Max otwierajac puszke coli.Bieber usiadl jako ostatni z mrozona kawa i spojrzal nie pewnie na kolegow.
-Ten pieprzony dupek dziala mi na nerwy...-syknal Sam upijajac lyk pomaranczowego napoju.
-I mowisz o?-Justin spojrzal zaciekawiony.
-O Adams'ie.-pokrecil glowa podbierajac czolo na rekach.
-Oooo...-pilkarz z najlepszym przyacielem Lea wymienili sie spojrzeniami.
-A co takiego zrobil?-zapytal ciekawie brunet.
-Grozil i kazal sie nie zblizac do Lea.-wysyczal a chlopak o czekoladowych oczach zamarl.A co jesli jemu tez bedzie zastraszal?
-Max.-Bieber spojrzal na chlopaka nie pewnie.
-Zabije skurwysyna.-syknal wstajac szybko i pognal do pokoju.Sam z Justinem od razu sie poderwali biegnac za kolega jednak byli juz za pozno.Gdy wpadli do pokoju Max trzymal Seth'a za koszulke przyciskajac do sciany.Ellie,Luke i Caleba nie bylo w pokoju a Pattie nie wiedziala co zrobic wiec gdy wpadli chlopacy,przepraszajac szeptem wybiegla z sali.
-Max!Max zostaw go!-krzyknela bezradnie Gonzales.Widac ze mimo wyczerpania znalazla w sobie wystarczajaco duzo sily.Chlopak jednak sie nie posluchal i mocniej przycisnal snajpera do sciany.
-Stary nie tykaj sie gowna.-zaczal Sam.-To nic nie da...
-Odezwal sie bohater od siedmiu bolesci.-zasmial sie z pogarda Adams a Max nie wytrzymal i przylozyl z piesci w szczeke trzymanego chlopaka.Snajper zachwial sie i uderzyl glowa sciane jednak nic sobie z tego nie zrobil.Otrzasnal sie i zucil sie z pisciami na Max'a.Lea spojrzala znaczaco na Sam'a kiwajac glowa w strone Biebera.Chlopak zrozumial o co chodzi i ciagnac kolege w strone wyjscia,wypchnal go na korytarz i zamknal drzwi.Justin nie wiedzial o co chodzi i gdy chcial wejsc Sam zablokowal mu droge.Oczy Gonzales zrobily sie cale czarne a chlopacy automatycznie upadli na podloge wijac sie z bolu.
-Czy ja wam kurwa musze uswiadamiac ze jestesmy w szpitalu?!-krzyknela wsciekla.-Czy kurwa nie mozecie sobie darowac przynajmniej teraz?!-bol sprawiajacy chlopakom lekko sie zlagodzil i udalo im sie wstac.Patrzyla na nich tymi swoimi przerazajacymi,czarnymi jak smola galkami a chlopacy udnikali jej wzroku trzymajac sie za glowy.Gdy juz myslala ze sie opanowali calkowicie przestala ich torturowac a wtedy Seth znow rzucil sie na stojacego obok Max'a.Oczy Lea nadal byly ciemne.Gdy tylko zauwazyla jak Adam's dusi jej przyjaciela znow zaczela sprawiac mu bol.Max wydostal sie z uscisku chlopaka i lapiac lapczywie powietrze.-Ty jestes do reszty pierdolniety?-nie katowala teraz glowy Seth'a tylko jego miesnie.Chlopak nie mogl sie ruszyc a z bolu mial ochote krzyczec.Gonzales mrugala powoli szyderczo sie usmiechajac.Szybko nasilala bol a szczeka chlopaka zacisnela z naprawde mocno.W jednym momenice wszystko ustalo a on opadl na kolana.-Wypierdalaj...-syknela zamykajac oczy i znow polozyla glowe na poduszcze odprezajac sie.
-Niczego sie nie domyslil?-zapytala szeptem Sam'a i Max'a ktorzy siedzieli przy niej.Justin pojechal do domu sie wykapac i przebrac jak co wieczor.
-Niee...-zapewnil ja Max.
-Tylko byl na mnie wkurwiony ze nie chcialem go wposcic.-szepnal Sam.
-Dobrze...-westchnela Lea.-Przejdzie mu.-usmiechnela sie.
-Sam...-zaczal drugi chlopak.-Zostawisz nas na chwile samych?
-Spoko.-gdy przyjaciel opuscil pokoj z twarzy Lea znikla udawana radosc a pojawil sie grymas,cierpienie i smutek.
-Co bedzie miedzy toba a Adams'em?
-Powietrze...-syknela wsciekla.-Dla mnie jest juz skocznoczy.-spojrzala czule na przyjaciela.-Ktos kto zabrania moim przyjaciolom ze mna sie widywac a pozniej jeszcze wyskakuje z piesciami jest dla mnie przekreslony.
-Ale to ja pierwszy mu przylozylem.-Max sposcil wzrok na reke dziewczyny ktora byla spleciona z jego.
-Ale to ty stanales w obronie Sam'a.-usmiechnela sie.-Dobrze zrobiles.Uswiadomiles mi jakim Seth jest dupkiem...
-Teraz znow bedziesz cierpiec...-szepnal.
-Dam sobie rade.-wzruszyla ramionami.-Jak zawsze.-sprobowala sie usmiechnac ale zamiast tego wyszedl jej grymas jakby cos ja bolalo.
-Masz nas...-pocalowal ja w glowe.-Sluchaj Justin prosil o rozmowe z toba w cztery oczy.-powiedzial powaznie.
-Zawolaj go.-westchnela ciezko.-Jestem mu winna przeprosiny i wyjasnienia.-spojrzala na chlopaka ktory stal juz przy drzwiach.
-Trzymam kciuki.-zachichotal.-Powodzenia.-poscil jej oczko.
-Przyda sie...-szepnela gdy ten juz wyszedl.Patrzyla przez okno a w jej glowie byl nadal totalny chaos.Nie mogla tego pojac jak ktos kto byl dla niej tak wazny mogl ja tak skrzywdzic.Przeciez zawsze powtarzala Seth'owi ze jej przyjaciele sa czescia niej.Czemu musial grozic Sam'owi? Znecac sie nad Max'em? I traktowac jak smiecia Justina? Nie miala juz na to wszystko sily.Nadal nie odwazyla sie spojrzec w lusto by zobaczyc rany.Nadal nie potrafila sie oswoic z mysla ze miala na sobie te naznaczenia po wypadku.
-Mozna?-w drzwiach pojawila sie czupryna Biebera.
-Jasne...-szepnela nie odwracajac wzroku od okna.
-Miedzy wami wszystko,juz ok?-Caleb z Toby'm wpadli do pokoju kiedy Justin z Lea akurat smieli sie jak dwojka skocznoczyn glupkow.
-Co wam?-zapytal blondyn siadajac na sofie obok Gonzaes'a.
-Nic,nic.-zachichotala siostra chlopaka ktory usmiechal sie szeroko.
-A tak na powaznie?-zapytal patrzac to na Biebera to na Lea.Toby mial niezla polewe z tej dwojki.
-Musisz braciszku o wszystkim wiedziec?-Lea spojrzala slodko sie usmiechajac.Widac ze Bieber dobrze dzialal na jej humor co tylko poprawialo samopoczucie Caleba.Widzac ze jego siostra usmiecha sie szczerze,nie mysli o interesach ani nie meczy sie myslami odnosnie swojego ciala,byl szczesliwy.
-Tak?
-Nie?
-Tak.
-Nie!
-Nie!-Caleb mial nadzieje ze jego siostra sie natnie.
-No walsnie nie!-wytknela mu jezyk a on zrobil znudzona mine.-Nie bez powodu jestem zajebista.-podniosla rece na wysokosci glowy i usmiechnela sie szeroko a cala trojka chlopakow wybuchnela smiechem.-No dzieki...-jeknela krzyzujac rece na zebrach i udala niezadwolona dziewczynke co tylko jeszcze bardziej rozbawilo chlopakow.-Taa...Zajebiste zaprzeczenia...-spojrzala na nich przelotnie.Nie mogli sie powstrzymac ze smiechu.Tobysie trzymal za brzuch,Justin az plakal tak samo jak Caleb.-Taka zabawna jestem?-spojrzala pytajaco.-Mozecie sie ogarnac?!-wirytowalo juz ja to zachowanie chlopakow.-Pierdoleni sukinsyny...-syknela i odwrocila sie na drogi bok tak ze byla do nich tylem.
-No maaala...-Justin'owi jako pierszemu udalo sie opanowac.Poglaskal dziewczyne po plecach a ta stracila jego reke.-Chlopacy...-spojrzal na dwoje zabijajaca sie ze smiechu na sofie.-Albo wyjdzcie sie smiac albo sie opanujcie.-powiedzial powaznie a chlopcy probojac sie przez chwile nie smiac znow wybuchneli.
-Sroki...-Toby'iemu udalo sie cos powiedziec i ciagnac Caleba za koszulke wyszli z sali.
-Co jest?-Justin stana nad dziewczyna tak zeby zobaczyj jej twarz.
-Mam dosc ich ciaglego docinania mi...-szepnela smutna.-Caly czas sie ze mnie smieja o byle co.
-Mala...-pilkarz polozyl sie nie pewnie obok dziewczyny przytulajac ja do siebie.Ta od razu sie odwricla na drugi bok i wtulila sie w jego klate.Zachowanie dziewczyny zdziwilo chlopaka bo myslal ze go odepchnie albo w najgorszym wypadku zwali z lozka a ta sie po prostu przytulila.
-Hej Lea!No bo...-dwojka wczesniej smiejacych sie chlopakow wpadla do pokoju krzyczac.
-Ciiii!-Justin od razu ich uciszyl i pokazal na caly czas wtulona w niego spiaca dziewczyne.
-Zasnela...-szepnal zszokowany Caleb.
-Bez prochow.-dodal rownie zdziwony Toby.Od kiedy dziewczyna sie wybudzila nie mogla spac, wiec podawano jej lekkie tabletki ulatwiajace zasniecie.
-Wreszcie...-szepnal zadowolony brat siadajac obok lozka.-Jak to zrobiles?
-Byla smutna,polozylem sie obok niej zeby przytulic i pocieszyc.Rozmawialismy chwile o wszystkim i o niczym a pozniej kazala sobie opowiedziec jak to jest grac w pilke nozna i tak dalej.W polowie opowiesci zorientowalem sie ze jej oddech stal sie spokojniejszy.
-Cala nasza piatka probowala takiego sposobu.-stwierdzil Toby.-A ona potrzebowala ciebie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ehm....
Love Ya... <3
-Patrys
Słodkoooo !:) czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńAwww.... ;)
OdpowiedzUsuńO jakie słodkie! *.* aaaaawdhsjgfnaweiop brak słów! Mega :') Ale fajneee :) mam zaciesz! :D
OdpowiedzUsuńKocham to ♥
I kto by pomyślał, że chłopcy zakolegują się z Justinem, no no :) Muszę głupio wyglądać, uśmiechając się do monitora ;) Mniejsza. Super! :) Strasznie mi się podoba, ten rozdział, to opowiadanie, ogólnie wszystko!
Kocham to i czekam na następny <3
Buziaki skarbie ;***
Super :*
OdpowiedzUsuńProszę wejdźcie na moje opowiadanie http://i-love-you-and-i-never-leave-you.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń